pneumatycznego i bron wyslizgnela sie z bezwladnych dloni ochroniarza. Kiedy drugi straznik wzial go na cel, Chan dal susa i zlapal sie nieprzytomnego mezczyzny, ktory wciaz wisial na linie. Drugi ochroniarz, anonimowy i pozbawiony twarzy w swoim helmie, otworzyl ogien, lecz Chan oslonil sie przed pociskami cialem jego towarzysza. Nastepnie silnym kopnieciem wytracil straznikowi pistolet.

Obaj wyladowali na dachu windy. Maly jasny kwadrat smiercionosnego plastiku C4 byl przylepiony tasma do klapy wlazu, gdzie za pomoca miedzianego drutu pospiesznie zmontowano z niego bombe. Chan widzial, ze sruby sa poluzowane; gdyby ktorys z nich przez przypadek uderzyl o klape i wzbudzil drganie, potezna eksplozja rozerwalaby cala kabine.

Nacisnal spust pistoletu pneumatycznego, ale straznik, ktory widzial, co stalo sie z jego towarzyszem, uskoczyl w bok, przeturlal sie i celnym kopnieciem wytracil Chanowi bron, jednoczesnie chwytajac pistolet maszynowy nieprzytomnego kolegi. Chan przydepnal jego dlon obcasem, probujac go zmusic do wypuszczenia kolby. Znow rozlegl sie terkot karabinow. Ochroniarze na drugim pietrze ponownie zaczeli strzelac.

Wykorzystujac zamieszanie, straznik odepchnal noge Chana i wyluskal mu spod stopy pistolet. Kiedy oddal strzal, Chan zeskoczyl z dachu kabiny i zaczal zsuwac sie wzdluz sciany szybu, az natrafil na wyciagniete ramie hamulca awaryjnego. Kulac sie przed gradem rykoszetujacych kul, zaczal manipulowac przy mechanizmie hamulca. Straznik na gorze ruszyl za nim i teraz polozyl sie na dachu windy, mierzac w Chana z pistoletu maszynowego. Kiedy zaczal strzelac, Chanowi udalo sie zwolnic hamulec. Kabina runela w dol, zabierajac ze soba zszokowanego straznika.

Chan skoczyl, chwytajac sie najblizszej liny, i zaczal sie wspinac na gore. Gdy dotarl do trzeciego pietra i podlaczyl generator pradu zmiennego do zamka magnetycznego, kabina uderzyla o dno szybu. Wstrzas poluzowal klape wlazu, detonujac ladunek C4. Sklebiony ogien eksplozji buchnal w gore wlasnie w momencie, kiedy zamek ustapil i Chan wygramolil sie na zewnatrz.

Przedsionek trzeciego pietra byl wylozony kremowym marmurem. Kinkiety z matowego szkla dostarczaly lagodnego, rozproszonego swiatla. Gdy Chan podniosl sie z posadzki, kilka metrow przed soba ujrzal Annake, ktora widzac go, rzucila sie do ucieczki. Byla najwyrazniej zaskoczona i troche wystraszona. Ani ona, ani Spalko nie spodziewali sie, ze dotrze az tutaj. Ruszajac za nia w pogon, zasmial sie pod nosem. Nie mogl ich winic; dokonal naprawde niezwyklej sztuki.

Annaka wbiegla do jakiejs sali, zatrzasnela za soba drzwi, Chan uslyszal zgrzyt zamykanego zamka. Wiedzial, ze musi przede wszystkim dotrzec do Bourne'a i Spalki, lecz Annaka stanowila zagrozenie, ktorego nie mogl zignorowac. Jeszcze zanim dopadl drzwi, mial w reku zestaw wytrychow. Jednym z nich w niespelna pietnascie sekund sforsowal zamek. Annaka ledwo zdazyla dotrzec do nastepnych drzwi. Rzucila mu przerazone spojrzenie i wybiegla z pokoju, zatrzaskujac je za soba.

Poniewczasie zrozumial, ze wyraz jej twarzy powinien byl wzbudzic jego czujnosc. Annaka nigdy nie okazywala leku. Zaniepokoil go jednak wyglad pokoju, w ktorym sie znalazl. Byl pozbawiony sprzetow i okien, swiezo pomalowany biala farba, jakby nie zostal wykonczony. Lecz reakcja przyszla zbyt pozno. Uslyszal cichy syk. Podniosl wzrok i zobaczyl otwory wentylacyjne, przez ktore wydobywal sie gaz. Wstrzymawszy oddech, dopadl drzwi, za ktorymi zniknela Annaka. Z wytrychem w dloni usilowal otworzyc zamek, ale bez skutku. Zaryglowane od drugiej strony, pomyslal, biegnac z powrotem do drzwi, ktorymi wszedl. Nacisnal klamke i zdal sobie sprawe, ze rowniez zostaly zaryglowane.

Gaz zaczal wypelniac zamkniety pokoj. Chan znalazl sie w pulapce.

Oprocz pustego talerza i krysztalowego kieliszka po bordeaux Stiepan Spalko poukladal przedmioty zabrane Bourne'owi: ceramiczny pistolet, telefon komorkowy Conklina, noz sprezynowy i zwitek banknotow.

Bourne, obity i zakrwawiony, od wielu godzin pograzony byl w medytacji delta. Wprowadzil sie w ten stan, aby przetrwac fale dotkliwego bolu, ktore rozlewaly sie po jego ciele za kazdym razem, gdy Spalko stosowal ktorys ze swoich wymyslnych przyrzadow, lecz rowniez po to, by zachowac wewnetrzne sily i zneutralizowac obezwladniajace dzialanie tortur.

Wspomnienia Marie, Alison i Jamiego rozblyskiwaly w jego oczyszczonym umysle niczym bledne ogniki, lecz jeszcze czesciej przypominaly mu sie lata spedzone w skapanym w sloncu Phnom Penh. Jego umysl, wyciszony i wprowadzony w stan niezmaconego spokoju, ozywil Dao, Alysse i Joshue. Bourne rzucal pilke do Joshui, uczac go, jak sie obchodzic z rekawica bejsbolowa, ktora przywiozl mu ze Stanow. Nagle syn odwrocil sie do niego i zapytal: 'Dlaczego starales sie nas powielic? Dlaczego nas nie ocaliles?' Bourne zawahal sie na moment. Wtem ujrzal twarz Chana. Widzial go tak wyraznie, jakby stal tuz przed nim. Chan otworzyl usta i powiedzial: 'Probowales powielic Joshua i Alysse, zastapic ich nowymi dziecmi. Nawet ich imiona zaczynaja sie na te same litery'.

Nagle zapragnal wyrwac sie z medytacji, porzucic fortece, ktora wzniosl, by obronic sie przed torturami Spalki, byle tylko uciec przed ta oskarzycielska twarza, przed tym miazdzacym poczuciem winy.

Wina.

Wlasnie od niej uciekal. Odkad Chan powiedzial mu, kim naprawde jest, uciekal od prawdy tak samo, jak uciekl z Phnom Penh. Myslal, ze ucieka przed tragedia, ktora go spotkala, lecz w rzeczywistosci uciekal przed nieznosnym ciezarem winy. Nie potrafil ochronic swojej rodziny, gdy ta najbardziej go potrzebowala. Zatrzasnawszy drzwi przed prawda, uciekl.

Na Boga, w tym sensie byl – dokladnie tak jak powiedziala Annaka – tchorzem.

Gdy Bourne przypatrywal mu sie przekrwionymi oczami, Spalko schowal do kieszeni pieniadze i wzial pistolet.

– Wykorzystalem pana, zeby zmylic swiatowe organizacje wywiadowcze. Dobrze mi sie pan w tym przysluzyl. – Wycelowal pistolet w Bourne'a, mierzac mu prosto miedzy oczy. – Ale juz pana nie potrzebuje. – Jego palec zacisnal sie na spuscie.

W tej chwili do pokoju weszla Annaka.

– Chan przedostal sie na nasze pietro – powiedziala.

Spalko nie kryl zdziwienia.

– Slyszalem eksplozje. Nie zginal w windzie?

– Jakims sposobem udalo mu sie spuscic winde na dol. Wybuchla w podziemiach.

– Na szczescie ostatni ladunek broni zostal juz wyekspediowany. – Dopiero teraz obrocil ku niej wzrok. – Gdzie jest teraz Chan?

– Uwieziony w zamknietym pokoju. Czas isc.

Spalko kiwnal glowa. Nie pomylila sie co do umiejetnosci Chana. Mial racje, popierajac ich zazyly zwiazek. Annaka zdolala poznac Chana lepiej, niz sie spodziewal. Teraz jednak spojrzal na Bourne'a, przekonany, ze nie skonczyl z nim jeszcze porachunkow.

– Stiepanie. – Annaka polozyla mu dlon na ramieniu. – Samolot czeka. Musimy miec czas, zeby opuscic budynek dyskretnie. Zabezpieczania przeciwpozarowe sa wlaczone, a tlen zostal juz wypompowany z szybu windy, wiec nie ma ryzyka powazniejszych szkod. Ale w recepcji musi byc jeszcze ogien, a lada chwila nadjada wozy strazackie.

Pomyslala o wszystkim. Spalko popatrzyl na nia z uznaniem. Potem, bez zadnego ostrzezenia, zamachnal sie i zdzielil Bourne'a ceramicznym pistoletem w glowe.

– Wezme to cacko na pamiatke naszego pierwszego i ostatniego spotkania.

Razem z Annaka wyszedl z pokoju.

Lezac plasko na brzuchu, Chan rozkuwal sciane malym lomem z zestawu narzedzi, ktore zamowil u Oszkara. Oczy piekly go i lzawily od gazu, a pluca rozdymaly sie bolesnie od braku tlenu. Mial jeszcze tylko pare sekund, zanim zemdleje, a wegetatywny uklad nerwowy przejmie kontrole nad cialem i gaz przedostanie sie w glab organizmu.

Oderwal jednak kawalek sciany i natychmiast poczul chlodny powiew z pomieszczenia po drugiej stronie. Wetknal nos w szczeline i odetchnal swiezym powietrzem. Potem pospiesznie przygotowal maly ladunek plastiku C4, w ktory zaopatrzyl go Oszkar.

Zblizywszy po raz drugi nos do szpary, wzial gleboki oddech i umiescil w niej ladunek, wpychajac go gleboko. Nastepnie wycofal sie w odlegly kat pokoju i przycisnal guzik pilota.

Sila wybuchu zawalila potezna czesc muru. Nie czekajac, az opadnie kurz i dym, Chan przeskoczyl przez dziure i wbiegl do sypialni Stiepana Spalki.

Promienie slonca wpadaly przez okna, w dole skrzyly sie wody Dunaju. Chan pootwieral wszystkie okna, zeby wywietrzyc pokoj z gazu. Od razu uslyszal syreny, a spojrzawszy w dol, zobaczyl wozy strazackie, samochody policyjne i falujacy tlum ludzi. Cofnal sie i powiodl wzrokiem dookola, orientujac sie w przestrzeni na podstawie

Вы читаете Dziedzictwo Bourne'a
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату