– Zachodzi duze ryzyko, ze w ten sposob zapieczesz mechanizm i zeby sie wydostac, musialbys wywalic cale drzwi razem z framuga. – Rozesmial sie i poklepal Chana po plecach. – Nie martw sie, wierze w ciebie.
Chan spojrzal na niego z ukosa.
– Odkad to w cokolwiek wierzysz?
– Slusznie. – Oszkar podal mu zapinane na suwak skorzane etui.
W moim zawodzie trudno zachowac wiare.
Dokladnie o drugiej pietnascie nad ranem czasu islandzkiego Arsienow i Zina zaladowali owiniete folia cialo Mahometa do jednej z furgonetek i ruszyli wzdluz wybrzeza na poludnie w kierunku polozonej z dala od ludzkich siedlisk zatoczki. Arsienow siedzial za kierownica. Od czasu do czasu Zina, ktora studiowala szczegolowa mape terenu, dawala mu wskazowki.
– Wyczuwam podenerwowanie u reszty – powiedzial w pewnej chwili. – To cos wiecej niz tylko napiecie zwiazane z oczekiwaniem.
– Bo nasza misja jest wyjatkowa, Hasanie.
Popatrzyl na nia z ukosa.
– Czasami sie zastanawiam, czy w twoich zylach nie krazy lodowata woda.
Usmiechnela sie i scisnela jego udo.
– Doskonale wiesz, co plynie w moich zylach.
Kiwnal glowa.
– Rzeczywiscie. – Musial przyznac, iz bez wzgledu na to, jak silnie powodowala nim zadza wladzy nad swymi ludzmi, najlepiej czul sie w towarzystwie Ziny. Tesknil za chwila, gdy wojna dobiegnie konca, gdy wreszcie zrzuci partyzancki mundur i stanie sie jej mezem, ojcem ich wspolnych dzieci.
– Zino – powiedzial, gdy zjechali z szosy i ruszyli wyboista droga biegnaca w dol urwiska. – Nigdy nie rozmawialismy o nas.
– Co masz na mysli? – Oczywiscie dokladnie wiedziala, o co mu chodzi, i starala sie odepchnac od siebie nagly strach, ktory scisnal jej gardlo.
Droga stala sie bardziej stroma i Arsienow zwolnil. Zina widziala juz ostatni zakret; za nim rozciagala sie kamienista zatoka i niespokojne wody polnocnego Atlantyku.
– Mysle o przyszlosci, o naszym slubie i dzieciach, ktore bedziemy kiedys mieli. Trudno o lepszy moment, by przysiac sobie milosc.
Wlasnie w tej chwili z cala jasnoscia uswiadomila sobie, jak dobra intuicja wykazal sie Szejk. Hasan Arsienow bal sie smierci. Wychwycila to w doborze slow, jakich uzyl, w jego glosie i w oczach.
Mial watpliwosci. A jezeli od wstapienia do partyzantki nauczyla sie czegokolwiek, to tego, ze watpliwosci paralizuja inicjatywe, determinacje i przede wszystkim zdolnosc dzialania. Hasan odkryl przed nia prawdziwe oblicze. Jego strach wywolal w niej taka sama odraze co u Szejka. Watpliwosci zatruly mu umysl. Popelnila okropny blad, probujac zwerbowac Mahometa za wczesnie, ale tak bardzo pragnela przyspieszyc triumf Szejka. Sadzac jednak po gwaltownej reakcji, Hasan musial zaczac watpic w nia juz wczesniej. Czyzby uwazal, ze nie moze jej juz ufac?
Dotarli na miejsce spotkania pietnascie minut przed wyznaczonym czasem. Odwrocila sie i ujela w dlonie jego twarz.
– Hasanie – powiedziala czule – dlugo kroczylismy ramie przy ramieniu w cieniu smierci. Przezylismy dzieki woli Allaha, ale rowniez dzieki wzajemnej ufnosci. – Pocalowala go. – Dlatego teraz slubujemy sobie milosc, poniewaz pragniemy smierci dla dobra Allaha bardziej, niz inni pragna zycia.
– W oczach Allaha, pod prawica Allaha, w sercu Allaha – wyrecytowal blogoslawienstwo.
Padli sobie w objecia, lecz Zina byla myslami daleko, gdzies po drugiej stronie pomocnego Atlantyku. Zastanawiala sie, co robi w tej chwili Szejk. Pragnela zobaczyc jego twarz, poczuc jego bliskosc. Juz niedlugo, pomyslala. Juz niedlugo wszystkie jej marzenia sie spelnia.
Jakis czas pozniej wysiedli z furgonetki i staneli na brzegu, wpatrujac sie w wody oceanu i slyszac szum fal obmywajacych kamienie. Ksiezyc zdazyl juz zniknac za horyzontem, noc dobiegala konca. Za pol godziny swit obwiesci nadejscie kolejnego dlugiego dnia. Znajdowali sie mniej wiecej posrodku zatoki miedzy dwoma cyplami, wiec przyplyw byl tu lagodniejszy, a fale male i pozbawione okrutnej sily. Mrozna bryza sprawila, ze Zina zadygotala, ale Arsienow objal ja ramieniem.
Zobaczyli blysk swiatla, ktore zamrugalo trzykrotnie. Lodz przybyla. Arsienow wlaczyl latarke, odpowiadajac na sygnal. W oddali zarysowal sie mglisty ksztalt kutra rybackiego wplywajacego przy wygaszonych swiatlach do zatoki. Wrocili do furgonetki i wspolnie wyniesli zwloki Mahometa na brzeg.
– Ale sie zdziwia, jak cie znowu zobacza – powiedzial Arsienow.
– To ludzie Szejka, nic ich nie dziwi – odparla Zina, az nazbyt swiadoma faktu, ze wedlug historyjki opowiedzianej przez Szejka Hasanowi powinna byla znac zaloge kutra. Oczywiscie, Szejk zdazyl juz uprzedzic o tym swoich ludzi.
Arsienow wlaczyl znow latarke i ujrzeli plynaca w ich kierunku, zanurzona gleboko od ciezaru ladunku szalupe. Byli w niej dwaj mezczyzni i stos skrzyn; na kutrze czekalo jeszcze wiecej skrzyn. Arsienow zerknal na zegarek; mial nadzieje, ze zdaza zakonczyc przeladunek przed brzaskiem.
Szalupa zaryla kadlubem w zwir i marynarze wyskoczyli na brzeg. Nie tracili czasu na przedstawianie sie, ale zgodnie z instrukcjami traktowali Zine tak, jakby ja znali.
We czworke wyladowali sprawnie skrzynie i poukladali je w furgonetce. Arsienow cos uslyszal, odwrocil sie i zobaczyl druga szalupe przybijajaca do brzegu. Nie mial juz watpliwosci, ze skoncza przed switem.
Ulozyli cialo Mahometa w pierwszej, oproznionej juz szalupie i Zina kazala marynarzom wyrzucic j e na pelnym morzu. Usluchali jej bez szemrania, co ucieszylo Arsienowa. Wyraznie wywarla na nich dobre wrazenie, kiedy nadzorowala przekazanie ladunku.
Pozniej cala szostka umiescili reszte skrzyn w furgonetce. Ludzie Spalki wrocili do swoich szalup i rownie cicho, jak przyplyneli, ruszyli w droge powrotna do kutra.
Arsienow i Zina popatrzyli na siebie. Wraz z przybyciem ladunku ich misja nabrala nagle realnosci.
– Czujesz to, Zino? – zapytal Arsienow, kladac dlon na jednej ze skrzyn. – Czujesz czajaca sie tam smierc?
Nakryla jego reke wlasna dlonia.
– Czuje tylko zwyciestwo.
W bazie czekali na nich pozostali czlonkowie oddzialu, ktorzy juz ufarbowali wlosy i wlozyli barwne soczewki kontaktowe. Smierc Mahometa pominieto milczeniem. Spotkal go smutny koniec, a o szczegoly nikt nie pytal – mieli na glowie wazniejsze sprawy.
Ostroznie wyladowali i otworzyli skrzynie z pistoletami maszynowymi, ladunkami plastiku C4 i kombinezonami HAZMAT- u. Inna skrzynia, mniejsza od pozostalych, zawierala zapakowane w foliowe woreczki i oblozone tluczonym lodem szalotki. Jasnowlosy i blekitnooki Ahmed zalozyl lateksowe rekawiczki i zaladowal cebule do furgonetki z napisem HAFNARFJORDER FINE FRUITS amp; VEGETABLES, siadl za kierownica i odjechal.
Kiedy Arsienow i Zina zostali sami, otworzyli ostatnia skrzynie. Spoczywal w niej NX 20. Popatrzyli na dwa pojemniki lezace niewinnie w poliuretanowej piance i przypomnieli sobie to, co widzieli w Nairobi. Arsienow spojrzal na zegarek.
– Szejk powinien niedlugo byc.
Rozpoczela sie ostatnia faza przygotowan.
Pare minut po dziewiatej rano woz dostawczy sklepu meblarskiego Fontana stanal przed bocznym wjazdem do Humanistas Ltd., gdzie zostal zatrzymany przed dwoch ochroniarzy. Jeden z nich zajrzal do dziennej rozpiski i mimo ze zanotowano tam dostawe z Fontany do biura pana Hearna, poprosil o pokazanie listu przewozowego. Potem kierowce poproszono o otwarcie tylnych drzwiczek furgonetki. Jeden ze straznikow wszedl do srodka, sprawdzil liczbe przedmiotow wyszczegolnionych na liscie, po czym razem ze swoim partnerem otworzyli kazdy karton, ogladajac dwa krzesla, kredens, szafeczke i wersalke. Wszystkie drzwiczki i szuflady szafeczki i kredensu zostaly otwarte, ich wnetrza poddane inspekcji, poduszki na krzeslach i sofie uniesione i obmacane. Stwierdziwszy, iz wszystko jest w porzadku, ochroniarze zwrocili list przewozowy i wskazali kierowcy oraz jego pomocnikowi droge do biura pana Ethana Hearna.
Kierowca zaparkowal woz przy windzie i razem z pomocnikiem wyladowali meble. Musieli obrocic cztery razy, zanim zdolali wwiezc wszystkie sprzety na piate pietro, gdzie czekal na nich pan Hearn. Z nieskrywanym zadowoleniem wskazal im, gdzie postawic kazdy z mebli, a oni z nie mniejsza radoscia przyjeli hojne napiwki, gdy