gladko ogoleni, ostrzyzeni po europejsku, wbici w ciemne garnitury zachodnich biznesmenow i tak uprzejmi, ze zupelnie anonimowi. Kobiety nie nosily hidzabow, tradycyjnych chust zakrywajacych twarz. Mialy europejskie makijaze i eleganckie paryskie stroje. Bez klopotow przeszli przez odprawe celno- paszportowa, uzywajac falszywych francuskich dokumentow dostarczonych przez Spalke.

Teraz zgodnie z rozkazami Arsienowa pilnowali sie, zeby mowic tylko po islandzku, nawet we wlasnym gronie. Przy stoisku jednej z wypozyczalni samochodowych w terminalu Arsienow wynajal jeden woz osobowy i trzy furgonetki dla oddzialu, ktory skladal sie z szesciu mezczyzn i czterech kobiet. On i Zina pojechali samochodem do Reykjaviku, reszta oddzialu ruszyla furgonetkami na poludnie, do miasteczka Hafharfjordur, najstarszego portu w Islandii, gdzie Spalko wynajal duzy drewniany dom na szczycie skaly z widokiem na przystan. Kolorowa osade skromnych domkow otaczaly od strony ladu gejzery, wypelniajac powietrze mgla, w ktorej tracilo sie poczucie czasu. Latwo bylo sobie wyobrazic, ze wsrod jaskrawo pomalowanych rybackich lodzi stojacych burta przy burcie na brzegu druzyna wikingow przygotowuje dlugi smukly okret na kolejna krwawa wyprawe.

Arsienow i Zina jechali przez Reykjavik, zapoznajac sie z ulicami, ktore przedtem widzieli tylko na mapach, i probujac sie zorientowac w specyfice i natezeniu ruchu drogowego. Miasto bylo malownicze, zbudowane na polwyspie w taki sposob, ze prawie z kazdego miejsca widzialo sie biale, przykryte sniegiem szczyty gor i atramentowe wody polnocnego Atlantyku. Sama wyspa powstala na skutek ruchu plyt tektonicznych, gdy Ameryka oddzielila sie od Eurazji. Wzglednie mloda skorupa wyspy byla ciensza niz otaczajace ja masy kontynentalne, skad brala sie niezwykle silna aktywnosc geotermiczna, wykorzystywana do ogrzewania islandzkich domow. Cale miasto podlaczone bylo do rurociagu elektrocieplowni Reykjavik.

W centrum miasta mineli nowoczesny i dziwnie niepokojacy kosciol Hallgrimskirkja, ktory wygladal jak rakieta kosmiczna z literatury science fiction. Byla to z pewnoscia najwyzsza budowla w Reykjaviku, ktory charakteryzowal sie dosc niska zabudowa. Odnalezli gmach Ministerstwa Zdrowia i stamtad pojechali do hotelu Oskjuhild.

– Jestes pewien, ze wybiora wlasnie te trase? – zapytala Zina.

– Calkowicie. – Arsienow kiwnal glowa. – Ta droga jest najkrotsza, a beda chcieli dostac sie do hotelu tak szybko, jak to tylko mozliwe.

W poblizu hotelu roilo sie od agentow amerykanskiej, arabskiej i rosyjskiej ochrony.

– Zrobili z tego istna fortece – zauwazyla Zina.

– Dokladnie tak, jak pokazuja zdjecia, ktore przeslal nam Szejk – odrzekl Arsienow z lekkim usmiechem. – Liczebnosc personelu nie ma dla nas najmniejszego znaczenia.

Zaparkowali i ruszyli od sklepu do sklepu, robiac rozmaite zakupy. Arsienow czul sie znacznie lepiej w metalowej kapsule wypozyczonego samochodu; wmieszany w tlum, z bolesna wyrazistoscia zdal sobie sprawe ze swojej obcosci. Jakze roznil sie od tych szczuplych, jasnoskorych, blekitnookich ludzi! Z czarnymi wlosami i oczami, grubymi koscmi i sniada cera czul sie niezgrabny jak neandertalczyk wsrod praludzi z Cro- – Magnon. Zina, jak sie przekonal, nie miala takich problemow. Z niepokojacym entuzjazmem poznawala nowe miejsca, nowych ludzi, nowe mysli. Martwil sie o nia, martwil o jej wplyw na dzieci, ktore beda mieli pewnego dnia.

Dwadziescia minut po operacji na tylach kliniki Eurocenter Bio- I Chan wciaz zastanawial sie, czy kiedykolwiek odczuwal silniejsza chec zemsty na wrogu. Mimo ze przewaga liczebna i militarna byla po stronie przeciwnika, mimo ze jego racjonalny umysl – zwykle panujacy nad kazdym dzialaniem – az nazbyt dobrze rozumial szalencza lekkomyslnosc zaatakowania ludzi, ktorych Spalko naslal na niego i Jasona Bourne'a, inna czesc jego osobowosci palala zadza odpowiedzi ciosem za cios. Co najdziwniejsze, ostrzezenie ze strony Bourne'a wzbudzilo w nim irracjonalne pragnienie, by rzucic sie w wir bitwy i rozerwac ludzi Spalki na strzepy. Bylo to uczucie, ktore pochodzilo z samego rdzenia jego istoty, i tak dojmujace, ze pozbawilo go calej sily woli, ktora nakazywala wycofac sie i ukryc przed ludzmi naslanymi przez Annake. Moglby zalatwic tych dwoch, ale jaki mialby z tego pozytek? Annaka wyslalaby przeciwko niemu nastepnych.

Siedzial w Grendel, kawiarni znajdujacej sie niecale dwa kilometry od kliniki, w ktorej teraz roilo sie od policjantow i agentow Interpolu. Pil podwojne esspresso i myslal o pierwotnym uczuciu, ktore wciaz trzymalo go w uscisku. Raz jeszcze przypomnial mu sie zatroskany wyraz twarzy Bourne'a, gdy spostrzegl, ze Chan wpadnie za chwile w sidla, w ktorych on juz byl. Jakby bardziej niz na wlasnym bezpieczenstwie zalezalo mu na ostrzezeniu Chana. Ale przeciez to niemozliwe, prawda?

Chan nie mial w zwyczaju rozpamietywac niedawnych wydarzen, choc teraz wlasnie to robil. Kiedy Jason i Annaka ruszyli do wyjscia, probowal ostrzec przed nia Bourne'a, ale bylo juz za pozno. Co go do tego sklonilo? Z pewnoscia niczego takiego nie zaplanowal. Podjal decyzje spontanicznie, pod wplywem chwili. Ale czy na pewno? Z wstrzasajaca wyrazistoscia przypomnial sobie, co czul, gdy zobaczyl zebra Bourne'a. Czyzby byla to skrucha? Niemozliwe!

Przyprawialo go to o szalenstwo. Nie dawala mu spokoju jedna mysl: moment gdy Bourne dokonal wyboru miedzy pozostaniem bezpiecznie za smiercionosnym stworem, jakim stal sie McColl, a narazeniem sie dla Annaki. Do tamtej chwili usilowal oswoic sie z mysla, ze David Webb, profesor college'u, byl Jasonem Bourne'em, miedzynarodowym zamachowcem, pracujacym w jego zawodzie. Jednak zaden zamachowiec, ktorego znal, nie wystawilby sie na niebezpieczenstwo, zeby ochronic Annake.

Kim w takim razie byl Jason Bourne?

Potrzasnal glowa, zly na siebie. Bylo to pytanie, ktore, choc przyprawialo go o szalenstwo, musial na razie odsunac na bok. Zrozumial w koncu, dlaczego Spalko go wezwal, kiedy byl w Paryzu. Zostal wystawiony na probe, ktorej wedlug Spalki nie przeszedl. Teraz Spalko widzial w nim zagrozenie, a dla Chana stal sie wrogiem, przeciwnikiem, godnym tylko jednego sposobu radzenia sobie z wrogami: wyeliminowaniem ich. Chan doskonale zdawal sobie sprawe z niebezpieczenstwa; powital je jako wyzwanie. Spalko byl gleboko przekonany, ze potrafi go pokonac, wiec skad mogl wiedziec, ze ta arogancja tylko podsyci jego gniew?

Chan dopil kawe i otworzywszy klapke telefonu komorkowego, wybral numer.

– Wlasnie mialem do ciebie zadzwonic, ale wolalem poczekac, az wyjde z budynku – powiedzial Ethan Hearn. – Cos sie kroi.

Chan spojrzal na zegarek. Nie bylo jeszcze piatej.

– Co?

– Jakies dwie minuty temu zauwazylem zblizajaca sie furgonetke HAZMAT- u i zjechalem do piwnicy w sama pore, zeby zobaczyc dwoch facetow i kobiete wnoszacych jakiegos mezczyzne na noszach.

– Ta kobieta to Annaka Vadas – stwierdzil Chan.

– Niezla laska.

– Posluchaj mnie, Ethan – powiedzial Chan z naciskiem – jesli sie na nia natkniesz, zachowaj najwyzsza ostroznosc. Jest cholernie niebezpieczna.

– Wielka szkoda – rozmarzyl sie Hearn.

– Nikt cie nie widzial? – Chan wolal zmienic temat.

– Nikt – odrzekl Hearn. – Mialem sie na bacznosci.

– Dobrze. – Chan zastanawial sie przez moment. – Czy mozesz sie dowiedziec, dokad dokladnie zabrali tego mezczyzne?

– Juz to wiem. Obserwowalem winde, kiedy wiezli go na gore. Jest na trzecim pietrze. To osobiste pietro Spalki; mozna sie tam dostac tylko z karta do zamka magnetycznego.

– Mozesz ja zdobyc? – spytal Chan.

– Wykluczone. Caly czas trzyma ja przy sobie.

– Bede musial znalezc jakis inny sposob.

– Myslalem, ze na zamki magnetyczne nie ma mocnych.

Chan rozesmial sie chrapliwie.

– Tylko glupcy w to wierza. Do zamknietego pokoju zawsze jest jakies wejscie, Ethanie, podobnie jak zawsze jest z niego wyjscie.

Wstal, rzucil na stol pieniadze i wyszedl z kawiarni. W tej chwili wolal nie pozostawac w jednym miejscu zbyt dlugo.

– Skoro juz o tym mowa, musze sie dostac do Humanistas.

– Masz kilka mozliwosci…

– Podejrzewam, ze Spalko sie mnie spodziewa. – Chan przeszedl przez ulice, czujnie patrzac, czy nikt go nie sledzi.

– To co innego – przyznal Hearn. Umilkl na moment, zastanawiajac sie nad problemem, po czym powiedzial: – Poczekaj sekunde. Chyba cos mam, ale musze sprawdzic. Dobra, juz jestem. – Rozesmial sie z satysfakcja. –

Вы читаете Dziedzictwo Bourne'a
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату