– Stary glupiec – warknal Bourne, podnoszac skorzana kurtke. Jeknal bezwiednie, gdy bol uderzyl w niego jak mlotem.
– Wyglada na to, ze McColl niezle cie urzadzil – stwierdzila Annaka.
Bourne narzucil kurtke z biala plakietka goscia, zeby ukryc rozdarta koszule. Byl calkowicie skoncentrowany na znalezieniu doktora Sido.
– A co z toba? Zrobil ci jakas krzywde?
Powstrzymala sie przed potarciem czerwonego sladu na szyi.
– O mnie sie nie martw.
– Zatem nie martwmy sie o siebie – powiedzial Bourne, biorac z polki butelke srodka czyszczacego i probujac szmata zmyc z jej plaszcza krew. – Musimy jak najszybciej dostac sie do doktora Sido. Doktora Morintza wczesniej czy pozniej zaczna szukac.
– A gdzie jest Sido?
– Na Oddziale Epidemiologicznym. – Wskazal dlonia. – Chodzmy.
Wyjrzal zza drzwi, upewniajac sie, ze nikogo w poblizu nie ma. Kiedy wyszli na korytarz, zauwazyl, ze drzwi biura naprzeciwko sa uchylone. Zrobil krok w ich kierunku, ale nagle uslyszal glosy zblizajace sie z tamtej strony i szybko zawrocil. Potrzebowal chwili, zeby sie zorientowac, gdzie sa, a nastepnie przeszli przez kilka par wahadlowych drzwi do Oddzialu Epidemiologicznego.
– Sido jest w 902 – powiedzial, przygladajac sie numerom na mijanych drzwiach.
Oddzial mial ksztalt kwadratu z otwarta przestrzenia posrodku. Drzwi do biur i laboratoriow rozmieszczone byly w rownych odstepach na czterech scianach, z wyjatkiem metalowych, okratowanych, zamykanych od zewnatrz drzwi wyjsciowych posrodku przeciwleglej sciany. Skrzydlo musialo znajdowac sie na tylach kliniki, bo z oznaczen na schowkach po obu stronach drzwi wynikalo, ze wywozono przez nie niebezpieczne odpady.
– To jego laboratorium – powiedzial Bourne, przyspieszajac kroku.
Annaka, idac tuz za nim, zauwazyla skrzyneczke alarmu przeciwpozarowego na scianie, dokladnie tam, gdzie mowil Stiepan. Podniosla szybke w chwili, gdy Bourne zapukal do drzwi laboratorium. Nie bylo odpowiedzi, nacisnal wiec klamke i wlasnie wchodzil do srodka, kiedy Annaka pociagnela za raczke, uruchamiajac alarm.
Budynek nagle wypelnil sie ludzmi. Pojawilo sie trzech straznikow; bylo jasne, ze to sprawni fachowcy. Bourne w desperacji przeszukiwal puste laboratorium. Zauwazyl kubek z niedopita kawa i monitor z wlaczonym wygaszaczem ekranu. Nacisnal klawisz 'escape' i gorna czesc ekranu wypelnila skomplikowana formula chemiczna. Ponizej znajdowal sie tekst: Produkt nalezy utrzymywac w temperaturze – 32° Celsjusza ze wzgledu na jego ogromna wrazliwosc. Jakiekolwiek cieplo czyni go natychmiast nieaktywnym. W narastajacym chaosie Bourne myslal rozpaczliwie. Doktora Sido co prawda nie znalazl, ale musial tu byc niedawno, wszystko wskazywalo na to, ze wychodzil w pospiechu.
Teraz do pomieszczenia wbiegla Annaka.
– Jason, ochrona sprawdza wszystkim identyfikatory. Musimy sie stad wynosic. – Pociagnela go za rekaw. – Jesli dostaniemy sie do tylnego wyjscia, mamy szanse ucieczki.
W korytarzu panowal chaos. Alarm uruchomil zraszacze, a poniewaz w laboratoriach bylo pelno latwopalnych materialow, nie mowiac juz o zbiornikami tlenu, pracownikow ogarnela panika. Ochrona, probujaca sprawdzic tozsamosc kazdego, miala trudnosci z uspokajaniem personelu.
Bourne kierowal sie z Annaka w strone drzwi wyjsciowych, gdy zauwazyl torujacego sobie w tlumie droge w ich kierunku Chana. Zlapal Annake i ustawil sie pomiedzy nia a nadchodzacym zabojca. Zastanawial sie, jakie sa jego zamiary. Chce ich zabic czy przejac? Czy sadzi, ze Bourne powie mu wszystko, czego sie dowiedzial o Feliksie Schifferze i rozpylaczu biochemicznym? Nie, w wyrazie twarzy Chana dostrzegl cos innego, jakas chlodna kalkulacje, ktorej wczesniej nie widzial.
– Posluchaj! – zawolal Chan, starajac sie przekrzyczec halas. – Bourne, musisz mnie posluchac!
Ale Jason, ciagnac Annake, wypadl przez metalowe drzwi na alejke na tylach kliniki, gdzie zaparkowano ciezarowke do przewozu odpadow. Przed nia stalo szesciu ludzi z karabinami maszynowymi. Bourne zrozumial, ze to pulapka, odwrocil sie i instynktownie krzyknal cos do Chana, ktory wyszedl za nimi.
Annaka, odwrociwszy sie, zauwazyla w koncu Chana i kazala dwom ze swoich ludzi otworzyc ogien, on jednak posluchal ostrzezenia Bourne'a i uskoczyl w bok na ulamek sekundy, zanim grad pociskow rozsiekal patrol ochrony, ktory przybyl sprawdzic, co sie dzieje. Wewnatrz budynku rozpetalo sie pieklo; pracownicy z krzykiem uciekali w poplochu przez wahadlowe drzwi w strone glownego wejscia.
Dwoch mezczyzn zlapalo Bourne'a od tylu, ale on okrecil sie i zaatakowal.
– Znajdzcie go! – uslyszal krzyk Annaki. – Znajdzcie Chana i zabijcie!
– Annaka, co…
Patrzyl w oslupieniu, jak dwaj mezczyzni, ktorzy strzelali, przebiegaja obok niego, przeskakujac nad platanina podziurawionych kulami cial.
Zmusil sie do dzialania, kladac jednego z nich ciosem w twarz, ale jego miejsce natychmiast zajal drugi.
– Uwazaj! – ostrzegla Annaka. – On ma bron.
Ktos wykrecil mu reke na plecy. Bourne uwolnil ja i uderzyl z calej sily, lamiac nos niedoszlego zwyciezcy. Trysnela krew i mezczyzna upadl do tylu z rekami przy rozbitej twarzy.
– Co ty, do cholery, wyprawiasz? – spytal Jason.
I wtedy Annaka, uzbrojona w pistolet maszynowy, podeszla do niego i uderzyla kolba w polamane zebra. Zaparlo mu dech, wygial sie w tyl, tracac rownowage. Kolana mial jak z waty, a cierpienie bylo przez chwile niewyobrazalne. Chwycili go, jeden z mezczyzn uderzyl go w bok glowy i Bourne ponownie zwiotczal w ich rekach.
Tymczasem powrocila dwojka wyslana do przeszukania budynku.
– Nie ma po nim sladu – zameldowali Annace.
– Niewazne – powiedziala, wskazujac wijacego sie na ziemi czlowieka. – Zabierzcie go do samochodu. Szybko!
Odwrocila sie do Bourne'a i zobaczyla, ze mezczyzna z rozbitym nosem przylozyl mu lufe pistoletu do glowy. Jego oczy blyszczaly w furii i wydawal sie bliski nacisniecia spustu.
Annaka odezwala sie spokojnie, lecz pewnie:
– Odloz bron. Mamy go zabrac zywego. – Patrzyla na niego, nie wykonujac zadnego gestu. – To rozkaz Spalki, wiesz o tym.
Po dluzszej chwili mezczyzna odlozyl pistolet.
– Dobrze – rzucila. – Do ciezarowki.
Bourne patrzyl na nia gniewnie, nie mogl darowac jej zdrady.
Usmiechajac sie, Annaka wyciagnela reke i jeden z mezczyzn podal jej strzykawke wypelniona przezroczystym plynem. Pewnym ruchem wbila ja w zyle Bourne'a i obraz wkrotce rozmyl sie przed jego oczami.
Rozdzial 25
Hasan Arsienow zlecil Zinie zadbanie o wyglad oddzialu, jakby byla stylistka. Jak zawsze potraktowala rozkaz powaznie, choc nie bez gleboko skrywanego cynizmu. Niczym planeta krazaca wokol slonca, znalazla sie teraz w strefie przyciagania Szejka. Jak to miala w zwyczaju, duchem i cialem calkowicie opuscila juz orbite Hasana. Zaczelo sie tamtej nocy w Budapeszcie: – choc prawde mowiac, nasiona musialy zostac zasiane wczesniej, by wydac owoce pod palacym sloncem Krety. Uczepila sie wspomnien wspolnych chwil na srodziemnomorskiej wyspie, jakby byla to prywatna legenda, ktora dzielila tylko z nim. Byli Tezeuszem i Ariadna Szejk opowiedzial jej mit o strasznym zyciu i krwawej smierci Minotaura. Razem z nim wkroczyla do rzeczywistego labiryntu i razem z nim zwyciezyla. W goraczce drogocennych swiezych wspomnien nigdy nie przyszlo jej na mysl, ze wpisala sie w mit Zachodu, ze zblizywszy sie do Stiepana Spalki, odsunela sie od islamu, ktory wykarmil ja i wychowal na swym lonie, stajac sie jej wybawieniem i jedynym pocieszeniem podczas mrocznych dni spedzonych pod rosyjskim jarzmem. Nigdy nie przyszlo jej na mysl, ze przyjawszy jedno, musiala odrzucic drugie. Lecz nawet gdyby stalo sie inaczej, ze swoja cyniczna natura i tak dokonalaby tego samego wyboru.
Dzieki jej wiedzy i umiejetnosciom mezczyzni, ktorzy wysiedli o zmierzchu z samolotu na lotnisku Keflavik, byli