zobaczyl, jak Bourne, wystawiajac sie na ryzyko, puszcza linke, ktora tak umiejetnie owinal wokol szyi McColla, uderza glowa zabojcy o polke, po czym wsadza mu kciuk w oko.
McColl chcial krzyknac, ale poczul miedzy szczekami przedramie Bourne'a i dzwiek tylko zabulgotal mu w plucach. Zaczal kopac i mlocic piesciami, lecz ani nie umarl, ani nawet nie upadl na ziemie. Bourne trzasnal go kolba ceramicznego pistoletu w miekki punkt nad lewym uchem. Dopiero teraz McColl opadl na kolana i uniosl rece, by przycisnac je do rannego oka. Ale byl to tylko wybieg. Blyskawicznie podcial Annake i pociagnal ja na ziemie morderczymi dlonmi. Bourne, nie majac innego wyjscia, przytknal lufe do jego szyi i pociagnal za spust.
Strzal byl prawie bezglosny, ale dziura w szyi McColla robila wrazenie. Nawet martwy, McColl nie puszczal Annaki i Bourne, odlozywszy pistolet, musial odginac zacisniete palce jeden po drugim.
Schylil sie i podniosl Annake. Chan widzial jego grymas, widzial, jak przyciska jedna reke do boku. Zebra. Sa potluczone, polamane czy wszystko naraz? – pomyslal.
Wrocil w glab pustego biura. To on spowodowal te kontuzje. Pamietal sile, jaka wlozyl w cios, co czul w dloni, kiedy uderzyl – niemal elektryczny impuls, ktory przeszedl go jakby z ciala Bourne'a, ale, co dziwne, uczucie zadowolenia wcale sie nie pojawilo. Zamiast tego musial podziwiac sile i niezlomna wole przetrwania tego czlowieka, tytaniczna walke z McCollem, pomimo ciosow, ktore otrzymywal w najwrazliwszy punkt.
Dlaczego w ogole o tym mysle? – zapytal sam siebie gniewnie. Przeciez Bourne go porzucil. Mimo bezspornych dowodow uporczywie nie chcial wierzyc w to, ze Chan jest jego synem. Z jakiegos powodu wolal wierzyc, ze jego syn nie zyje. Czy to nie oznacza, ze od poczatku go nie chcial?
– Ekipy pomocnicze przylecialy kilka godzin temu – powiedzial Jamie Hull dyrektorowi CIA przez bezpieczne lacze wideokonferencyjne. – Zapoznalismy ich ze wszystkim. Teraz brakuje tylko szefow.
– Prezydent wlasnie leci – odparl dyrektor, wskazujac Lindrosowi krzeslo. – Za mniej wiecej piec godzin i dwadziescia minut postawi stope na islandzkiej ziemi. Mam nadzieje, ze jestes dobrze przygotowany.
– Oczywiscie, ze tak. Wszyscy jestesmy przygotowani.
– Doskonale. – Brwi Starego zmarszczyly sie jednak bardziej, gdy spojrzal na notatki na biurku. – Powiedz mi, jak sobie radzisz z towarzyszem Karpowem?
– Prosze sie nie obawiac – odrzekl Hull. – Mam to pod kontrola.
– Kamien spadl mi z serca. Relacje miedzy prezydentem a prezydentem Rosji sa napiete. Nie masz pojecia, ile wysilku kosztowalo sklonie nie Aleksandra Jewtuszenki do przyjazdu na szczyt. Czy wyobrazasz sobie, co sie stanie, jesli Jewtuszenko sie dowie, ze ty i jego najlepszy spec od bezpieczenstwa najchetniej poderznelibyscie sobie nawzajem gardla?
– To sie nigdy nie wydarzy.
– Oby – warknal Stary. – Informuj mnie na biezaco.
– Tak jest – powiedzial Hull i rozlaczyl sie.
Stary okrecil sie z fotelem i przesunal dlonia po siwych wlosach.
– To juz ostatnie wysilki, Martinie. Czy ciebie tez boli mysl, ze tkwisz za biurkiem, podczas gdy Hull zajmuje sie wszystkim w terenie?
– Tak, szefie.
Lindros, ktory wciaz trzymal jezyk za zebami, niemal stracil w tym momencie odwage, obowiazek wygral jednak ze wspolczuciem. Nie chcial zranic Starego, bez wzgledu na to, jak ten go ostatnio traktowal.
Odchrzaknal.
– Wlasnie wrocilem od Randy'ego Drivera.
– I…?
Lindros wzial gleboki wdech i powiedzial Staremu, co wyznal mu Driver: ze Conklin sciagnal doktora Feliksa Schiffera z Agencji Zaawansowanych Projektow Obronnych do CIA z sobie tylko znanych powodow, ze specjalnie 'zniknal' Schiffera i ze w zwiazku ze smiercia Conklina nikt nie wie, gdzie jest Schiffer.
Stary walnal dlonia w blat biurka.
– Jezu Chryste! Zaginiecie jednego z wydzialowych naukowcow tuz przed rozpoczeciem szczytu to katastrofa. Jesli to babsko cos wyniucha, wylece na kopach bez zadnych 'ale', 'i' czy 'jesli'.
Przez chwile nic nawet nie drgnelo w wielkim naroznym gabinecie. Twarze swiatowych przywodcow, przeszlych i obecnych, spogladaly ze zdjec na dwoch mezczyzn z niema dezaprobata.
W koncu dyrektor spytal:
– Chcesz powiedziec, ze Alex Conklin sprzatnal naukowca sprzed nosa Departamentu Obrony i umiescil go u nas, zeby moc go potem wyrwac Bog wie gdzie i po co?
Lindros, siedzacy z rekami na kolanach, milczal, ale wiedzial, ze lepiej nie unikac spojrzenia Starego.
– No coz… Chcialem przez to powiedziec, ze tu w agencji tak nie postepujemy, a zwlaszcza nie dzialal tak Alexander Conklin. To byloby pogwalcenie wszystkich zasad.
Lindros drgnal na mysl o swoich poszukiwaniach w scisle tajnych aktach Cztery Zero.
– Czesto tak robil w terenie, szefie. Wie pan o tym.
Rzeczywiscie, Stary wiedzial o tym az za dobrze.
– To co innego – zaprotestowal. – Ale to stalo sie tu na miejscu, to osobisty afront wobec agencji i mnie. – Potrzasnal glowa. – Nie moge w to uwierzyc, Martinie. Jasna cholera, musi istniec jakies inne wyjasnienie!
Lindros byl twardy.
– Wie pan, ze nie ma. Bardzo mi przykro, ze wlasnie ja musialem przyniesc panu te wiesci.
Do gabinetu weszla sekretarka Starego, podala mu nieduza kartke i wyszla. Stary rozwinal kartke.
Panska zona chcialaby z panem mowic. Twierdzi, ze to wazne. Zgniotl papier w palcach i podniosl wzrok.
– Oczywiscie, ze jest inne wyjasnienie. Jason Bourne. – Stary spojrzal Lindrosowi prosto w oczy i dodal ponuro: – To zrobil Bourne, nie Alex. To jedyne wyjasnienie, ktore ma sens.
– Uwazam, ze pan nie ma racji, szefie – powiedzial Lindros, zbierajac sily przed ciezka batalia. – Z calym szacunkiem, sadze, ze pozwala pan, by osobista przyjazn z Aleksem Conklinem rzutowala na panska ocene sytuacji. Po przestudiowaniu akt Cztery Zero uwazam, ze nikt nie byl blizej Conklina niz Jason Bourne, nawet pan.
Stary usmiechnal sie tajemniczo.
– Och, tu masz racje. I wlasnie dlatego, ze Bourne znal Aleksa tak do- brze, mogl wykorzystac jego zaangazowanie w sprawe doktora Schiffera. Wierz mi, Bourne cos wywachal i postanowil to miec.
– Nie ma na to dowodu…
– Alez jest. – Stary poprawil sie w fotelu. – Tak sie sklada, ze wiem, gdzie jest Boume.
Lindros wytrzeszczyl na niego oczy.
– Fo utca 106/108 – odczytal dyrektor z kartki. – W Budapeszcie. – Rzucil zastepcy ciezkie spojrzenie. – Czy nie mowiles mi przypadkiem, ze za bron uzyta do zabicia Aleksa i Mo Panova zaplacono z konta w Budapeszcie?
Serce Lindrosa zatrzymalo sie na ulamek sekundy.
– Tak, szefie.
Stary pokiwal glowa.
– Dlatego dalem ten adres Kevinowi McCollowi.
Twarz Lindrosa zbielala.
– O moj Boze. Musze porozmawiac z McCollem.
– Rozumiem cie, Martinie, naprawde. – Stary wskazal glowa telefon. – Dzwon, jesli chcesz, ale wiesz, jaki jest skuteczny. Istnieje duze prawdopodobienstwo, ze Bourne juz nie zyje.
Bourne zamknal kopnieciem drzwi skladziku i zdjal pokrwawiony kitel. Mial juz go narzucic na cialo, kiedy zauwazyl mala diode migajaca przy biodrze McColla. Telefon komorkowy. Przykucnal, wyjal aparat z plastikowego futeralu i otworzyl klapke. Zobaczyl numer i natychmiast zrozumial, kto dzwoni. Wpadl w furie.
Odebral i rzucil dyrektorowi:
– Oby tak dalej, bedziecie placic grabarzom nadgodziny!
– Bourne! – krzyknal Lindros. – Zaczekaj!
Nie zaczekal. Zamiast tego rzucil telefon o sciane z taka sila, ze aparat otworzyl sie jak ostryga. Annaka patrzyla na niego badawczo.
– Stary wrog?