Nauczyl mnie, na przyklad, ze nalezy ulegac swoim pragnieniom wtedy, kiedy nadchodza, i nic nie odkladac na pozniej. Tak jak wtedy, gdy podczas przyjecia w ogromnym domu jakiegos bardzo waznego profesora genetyki, w trakcie bardzo waznej nudnej naukowej dyskusji o «uwarunkowaniach gene­tycznych seksualizmu ssakow» wstal nagle, podszedl do mnie, nachylil sie – wszyscy zamilkli, patrzac na nas – i wyszeptal:

– Na pierwszym pietrze tego domu jest lazienka, jakiej jeszcze nie widzia­las. Nie moge skupic sie na tej dyskusji o seksualizmie, patrzac na ciebie. Chodz ze mna teraz do tej lazienki.

I dodal:

– Myslisz, ze to jest uwarunkowane genetycznie? Wstalam poslusznie, poszlismy na gore. Bez slowa oparl mnie o krysztalowe lustro drzwi szafy, zsunal spodnie, rozsunal moje nogi i... l «uwarunkowany genetycznie seksualizm ssakow» nabral zupelnie innego, cudownego znaczenia. Gdy po kilku minutach wrocilismy na dol i usiedlismy na swoich miejscach, na chwile zapadla cisza. Kobiety patrzyly na mnie wnikliwie. Mezczyzni zapalili cygara.

Dat mi na przyklad poczucie, ze jestem dla niego kobieta najwazniejsza, l ze wszystko, co robie, ma dla niego znaczenie. Kazdego ranka, nawet gdy spalismy ze soba, calowal mi dlon na powitanie. Otwieral oczy, wyciagal moja dlon spod koldry i calowal, l mowil przy tym: «Dzien dobry». Zawsze po pol­sku. Tak jak to zrobil pierwszego dnia, gdy zostalismy sobie przedstawieni.

Czasami, gdy obudzil sie w nocy «porazony jakims pomyslem» – tak to na­zywal – wysuwal sie cichutko z lozka i szedl pracowac do tych swoich genow. Wracal nad ranem, wsuwal sie pod koldre, aby pocalowac mnie w reke i powie­dziec «dzien dobry». Myslal naiwnie, ze ja tego nie zauwazalam. Ja zauwaza­lam nanosekundy bez niego.

Potrafil przybiec do instytutu, gdzie mialam zajecia, i powiedziec mi, ze spozni sie 10 minut na kolacje. Abym sie nie martwila. Rozumiesz, cale niewia­rygodnie dlugie 10 minut...

Dal mi na przyklad w tych 88 dniach i 16 godzinach wiecej niz 50 purpuro­wych roz. Bo ja najbardziej lubie purpurowe roze. Ostatnia dal mi w tej ostat­niej, 16. godzinie. Tuz przed odlotem, na lotnisku w Dublinie. Wiesz, ze gdy wracalam z tego lotniska, to wydawalo mi sie, ze ta roza jest najwazniejsza rze­cza, jaka dotychczas ktokolwiek dal mi w moim zyciu?

Byl moim kochankiem i najlepsza przyjaciolka jednoczesnie. Takie cos zda­rza sie tylko w filmach i tylko tych z Kalifornii. Mnie zdarzylo sie naprawde w deszczowym Dublinie. Dawal mi to wszystko i nic nie chcial w zamian. Nic zupelnie. Zadnych obietnic, zadnych przyrzeczen, zadnych przysiag, ze «tylko on i nigdy nikt inny». Po prostu nic. To byla ta jego jedyna, potworna wada. Nie moze byc dla kobiety wiekszej udreki niz mezczyzna, ktory jest tak dobry, tak wierny, tak kochajacy, tak niepowtarzalny i ktory nie oczekuje zadnych przyrze­czen. Po prostu jest i daje jej pewnosc, ze bedzie na wiecznosc. Boisz sie tylko, ze ta wiecznosc – bez tych wszystkich standardowych obietnic – bedzie krotka.

Moja wiecznosc miala 88 dni i 16 godzin.

W 17. godzinie 89. dnia zaczelam czekac na niego. Juz tam na lotnisku. Z bramy terminalu odjechal autobusem. On wszedl powoli na schody prowa­dzace do samolotu i na samej gorze, tuz przed wejsciem, odwrocil sie w kie­runku tarasu widokowego, na ktorym stalam – wiedzial, ze tam stoje – i polozyl prawa dlon na swojej lewej piersi. Stal tak przez chwile i patrzyl w moim kierun­ku. Potem zniknal w samolocie.

Wiecej go nie widzialam.

Pierwsze 3 dni glodowki to nic w porownaniu z tym, co przezylam przez pierwsze 3 miesiace po jego wyjezdzie. Nie napisal. Nie zadzwonil. Wiedzia­lam, ze samolot dotarl do Warszawy, bo po tygodniu jego milczenia zatelefono­walam do biura LOT-u w Londynie, aby sie upewnic.

Po prostu polozyl sobie dlon na sercu i zniknal z mojego zycia.

Cierpialam jak dziecko, ktore oddalo sie na tydzien do domu dziecka i po­tem zapomnialo odebrac. Tesknilam. Nieprawdopodobnie. Kochajac go, nie potrafilam mu zyczyc nic zlego i tym bardziej cierpialam. Po pewnym czasie, z zemsty, przestalam sluchac Szopena. Potem, z zemsty, wyrzucilam plyty wszystkich oper, ktorych sluchalismy razem. Potem, 2 zemsty, znienawidzilam wszystkich Polakow. Oprocz jednego. Jego wlasnie. Bo ja tak na dobra sprawe nie potrafie sie mscic.

Potem moj ojciec porzucil moja matke. Musialam przerwac na pol roku stu­dia i z Dublina wrocic na Wyspe, aby jej pomagac. To pomoglo najbardziej mnie samej. Na Wyspie wszystko jest proste. Wyspa przywraca wlasciwe pro­porcje rzeczom. Gdy idziesz na klif, ktory byl tam juz 8 tysiecy lat temu, to wie­le spraw, o ktore ludzie zabiegaja, bo sa dla nich takie wazne, traci na znacze­niu.

Szesc miesiecy po jego wyjezdzie, tuz przed Bozym Narodzeniem, przy­stali mi na Wyspe pakiet listow adresowanych do mnie do Dublina. Wsrod nich znalazlam kartke od Eljota. Te jedna jedyna w ciagu 12 lat. Na kiczowatej papeterii jakiegos hotelu w San Diego napisal:

Jedyne, co moglem zrobic, aby przetrwac te rozlake, to zniknac z Twojego swiata zupelnie. Nie bylabys szczesliwa tutaj ze mna. Ja nie bylbym szczesliwy tam.

Jestesmy z podzielonego swiata.

Nawet nie prosze, abys mi wybaczyla. Tego, co zrobilem, nie mozna wyba­czyc. To mozna tylko zapomniec.

Zapomnij. Jakub

PS Zawsze, kiedy mam wiecej czasu w Warszawie, jade do Zelazowej Woli. Gdy tam jestem, siadam na lawce w ogrodzie przy dworku i slucham muzyki. Czasami placze.

Nie zapomnialam. Ale ta kartka mi pomogla. Nawet jesli nie zgadzalam sie z tym, dowiedzialam sie, jak on postanowil poradzic sobie z tym, co bylo mie­dzy nami. To bylo najbardziej egoistyczne postanowienie, jakie znam, ale przy­najmniej dowiedzialam sie, ze cos postanowil. Mialam chociaz to jego «czasa­mi placze». Kobiety zyja wspomnieniami. Mezczyzni tym, co zapomnieli.

Wrocilam do Dublina, skonczylam studia. Potem ojciec postanowil, ze be­de prowadzic interesy naszej rodzinnej firmy na Wyspie. Wytrzymalam rok. Upewnilam sie, ze moj ojciec jest facetem o zerowym wspolczynniku inteligen­cji emocjonalnej. Jego wysokie IQ nic tu nie zmienialo. Zeby go calkiem nie znienawidzic, postanowilam uciec z Wyspy.

Wyjechalam do Londynu. Zrobilam doktorat z ekonomii w Oueens Mary College, nauczylam sie grac na fortepianie, chodzilam na balet, znalazlam prace na gieldzie, sluchalam oper. Nie bylo juz nigdy wiecej takiej przerwy, ktora bylaby wazniejsza od przedstawienia, l takiego szampana tez nie.

Potem przyszli mezczyzni bez sensu. Z kazdym kolejnym mniej chcialam zblizyc sie do nastepnego. Doszlo do tego, ze czasami, gdy bylam z nimi w loz­ku i nawet wtedy, gdy oni «tam na dole» mnie calowali, to ja «tam na gorze» i tak czulam sie samotna. Bo oni mnie tylko mechanicznie dotykali powierzchnia na­skorka na swoich wargach lub jezyku. A Eljot... Eljot mnie po prostu «zjadal». Tak lapczywie, jak zjada sie pierwsza truskawke. Czasami zanurzal ja w szampanie.

Nie potrafilam pokochac zadnego z tych mezczyzn, ktorzy mieli tylko na­skorek na wargach.

Po 2 latach pobytu w Londynie zauwazylam, ze nie mam w ogole przyjacio­lek i ze wiekszosc moich przyjaciol to homoseksualisci. Oprocz tego, ze pozada­ja pokretnie, moga byc mezczyznami na cale zycie. Mialam szczescie spotykac najlepszych. Wrazliwi, delikatni, wsluchujacy sie w to, co masz do powiedzenia. Nic nie musza udawac. Jesli placa za twoja kolacje, to nie po to, aby zapewnic sobie prawo do zdjecia twoich majtek. A to, ze maja kolczyki w uszach?

To jest przeciez genialne – jak mowi jedna z moich kolezanek z banku – przynajmniej masz gwarancje, ze facet wie, co to bol, i zna sie na bizuterii.

Potem odeszla moja matka. Nikt nie wie, jak to sie stalo. W drodze promem z Wyspy do Calais wypadla za burte. Nigdy nie znaleziono jej ciala. Znaleziono natomiast w szkatulce jej sypialni testament spisany dokladnie na tydzien przed ta podroza oraz jej slubna obraczke przecieta pilka do metalu na polowe.

Po pewnym czasie smutek byt tak wielki, ze nie moglam sobie poradzic ze wstawaniem rano. Mialam endogenna depresje. Wtedy najbardziej pomogl mi prozac. Mala zielono-biala tabletka z czyms magicznym w srodku. Pamietam, jak Eljot probowal objasnic mi magie dzialania prozacu. Tlumaczyl ja jak sztucz­ke z kartami do gry. Kartami byly jakies neuroprzekazniki w synapsie. Nie zrozu­mialam tego do konca. Ale wiem, ze to dziala. Moj psychiatra tez to wiedzial.

Вы читаете S@motnosc w sieci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату