Zastanawialam sie, jakie naprawde oczy mial Eljot. On mowil mi, ze szare. Ja zawsze widzialam zielone. Gdy wybralam zielone oczy i dolozylam doktorat z nauk scislych, zostalo mi 4 dawcow. Ostatecznie zdecyduje sie na jednego z nich po rozmowie z genetykiem w Nowym Jorku.

Robi sie rano. Dzisiaj jest niedziela. 30 kwietnia. To taki szczegolny dzien. Mam na ten dzien dwa specjalne kieliszki. Ale to dopiero na wieczor. Wieczo­rem poslucham «Cyganerii» Pucciniego, zapale cygaro, ktore przywiozlam so­bie z Dublina, i napije sie najlepszego szampana. W przerwie miedzy pierw­szym i drugim aktem.

Z Twojego kieliszka tez wypije. Wszystkiego najlepszego w dniu Twoich urodzin, Eljot...

Jennifer

PS Gdy urodze coreczke, bedzie miala na imie Laura Jane.

ONA: Dojezdzali do Frankfurtu nad Odra. Siegnela po butelke z wo­da mineralna. Spojrzala na niego. Jego komputer lezal wlaczony na ko­lanach, a on siedzial z prawa dlonia przycisnieta do serca i wpatrywal sie w okno. Ona tez czasami patrzy nieobecnym wzrokiem, gdy sie nad czyms gleboko zamysli. Powieki nie opadaja, zrenice sa powiekszone i calkowicie nieruchome. Skupione na jednym punkcie. Dokladnie tak bylo z nim. To bylo nienaturalne. Ta dlon na sercu i te nieruchome oczy. Jego twarz wyrazala smutek. Nieomal bol.

W pewnym momencie ktos otworzyl drzwi. Starszy mezczyzna wlozyl glowe do przedzialu i odczytywal glosno numery miejsc. Na koncu zwrocil sie po niemiecku do niego:

– Czy pan tez ma miejscowke na to miejsce? Nie reagowal. Starszy mezczyzna zapytal drugi raz i gdy on znowu nie zareagowal, odwazyl sie i dotknal jego ramienia.

– Przepraszam pana, ale czy pan tez ma miejscowke na to miejsce? Wygladal jak przebudzony ze spiaczki. Wstal natychmiast, robiac miejsce staruszkowi.

– Nie. Nie mam zadnej miejscowki. Ja nawet nie mam biletu. To z pewnoscia jest pana miejsce.

Wylaczyl komputer i schowal go do skorzanej torby. Powoli, aby nikogo nie potracic, zestawil na podloge swoja walizke. Wypchnal ja na korytarz wagonu. Torbe z komputerem przewiesil sobie przez ramie. Zdjal z haka marynarke i przerzucil ja przez torbe komputera. Odwrocil sie twarza do wnetrza przedzialu i spojrzal na nia smutno. Pozegnal wszystkich w przedziale po polsku i po niemiecku i wyszedl. Wiecej go nie zobaczyla.

@2

ON. Zycie przewaznie jest smutne. A zaraz potem sie umiera...

Do Instytutu Genetyki Fundacji Maxa Plancka najlatwiej dojechac szesciopasmowa autostrada biegnaca tuz obok nowoczesnego budyn­ku, w ktorym miesci sie jego biuro. To jedna z najbardziej ruchliwych autostrad w Monachium. Prowadzi dalej prosto do centrum miasta, a w miejscu, w ktorym znajduje sie jego instytut, rozdziela otoczone wysokim parkanem tereny targowe od reszty miasta. Okolo 100 me­trow od instytutu w kierunku miasta nad autostrada przebiega wiadukt. Jeden z filarow wiaduktu stoi na pasie zieleni rozdzielajacym jezdnie autostrady. Jego skuter wedlug niemieckich przepisow jest zbyt wolny, aby poruszac sie nim po autostradzie, dlatego wiaduktem przedostaje sie najpierw do targow i stamtad normalnymi ulicami jedzie do domu.

Wczoraj wyszedl z instytutu okolo dwudziestej trzeciej. W zasadzie mial zamiar zrezygnowac zjazdy skuterem i pojechac metrem. Styczen jest bardzo chlodny w Monachium i bylo widac w swietle latarn, ze na chodnikach skrzy sie lod. Skuter na lodzie jest nieprzewidywalny. Wie­dzial o tym od zeszlej zimy, gdy po upadku na zamarznietej kaluzy spe­dzil trzy dni z unieruchomionym w gipsie kolanem. Ale gdy pomyslal, ze musialby teraz isc kwadrans do dworca, potem czekac na metro, mo­ze nawet pol godziny, zdecydowal, ze jeszcze «ten jeden ostatni raz» pojedzie skuterem.

Przy srodkowym filarze, na lewym pasie jezdni, dokladnie naprze­ciwko wjazdu na wiadukt, lezal na dachu doszczetnie rozbity i spalony samochod. Na chodniku po drugiej stronie autostrady biegala w kolko mloda kobieta w futrze, pchajac przed soba dziecinny wozek. Krzycza­la cos rozpaczliwie w obcym jezyku. Gdy odwracala sie w jego kierun­ku, widzial, ze pod futrem jest calkowicie naga. Przy krawezniku stal, migajac swiatlami awaryjnymi, srebrzysty mercedes z otwartymi na osciez drzwiami. Gruby, lysy mezczyzna stojacy obok mercedesa krzy­czal do telefonu komorkowego, kopiac przy tym z prawdziwa furia sa­mochod.

Pod wiaduktem pelno bylo dymu, z bagaznika wraku samochodu ciagle jeszcze wydobywaly sie male jezyki plomieni. W pierwszym od­ruchu chcial uciec. Ale tylko przez ulamek sekundy. Zatrzymal sie. Po­stawil skuter na chodniku pod murem. Sprawdzil, ze nic nie nadjezdza, i ruszyl powoli w strone filaru. Nie wiedzial jeszcze, co zrobi. Po prostu czul, ze powinien tam pojsc. Bal sie. Strasznie sie bal. Oczy zaczely mu lzawic od dymu.

Nagle zrobilo sie jasno jak w dzien. Policyjne auto z ogromna pred­koscia wyjechalo z terenu targowego. Oprocz blekitnych swiatel wla­czanych w takich sytuacjach, na dachu policyjnego bmw zapalono bar­dzo silny reflektor, kierujac snop swiatla na wrak samochodu. Zanim jeszcze bmw sie zatrzymalo, wyskoczylo z niego czterech mezczyzn z gasnicami. Po chwili wrak auta pokryla gruba warstwa bialej piany. W tym momencie nadjechal czerwony woz strazacki. Silny strumien wody z dzialek na przyczepie zmyl piane. Gdy woda odplynela spod wraku, jeden ze strazakow polozyl sie na autostradzie i wczolgal do au­ta. Po chwili wyczolgal sie, wstal, podszedl do filaru wiaduktu i zaczal wymiotowac.

Widzial to wszystko, stojac za filarem, kilka metrow od wraku. W pewnym momencie jakis mezczyzna w czarnej skorzanej kurtce zla­pal go pod ramie, biegiem przeprowadzil na druga strone jezdni i pozo­stawil nieopodal srebrzystego mercedesa.

Kobieta w futrze ciagle chodzila w kolko, mowiac cos do siebie. Dziecko w wozku krztusilo sie od placzu. Drzwi mercedesa byly zamk­niete. Gruby mezczyzna z telefonem komorkowym zniknal.

Wydawalo mu sie przez chwile, ze to nieprawda. Ze przypadkowo znalazl sie na planie jakiegos thrillera i ze za moment dowie sie, ze mozna teraz zrobic sobie przerwe i ze powtorza te scene jeszcze raz. Ale to nie byl film. To moglo sie zdarzyc tylko w zyciu.

Mloda dziewczyna z Rumunii – dowiedzial sie tego wszystkiego od policjanta w skorzanej kurtce, ktory przesluchiwal go pozniej w poli­cyjnym bmw – jest prostytutka. Ma 18 lat. Zeby dorobic na boku, ucie­ka czasami ze swojego stalego miejsca na ulicy w centrum Monachium i przychodzi tutaj, pod wiadukt. To wyjatkowo dobre miejsce. W swiet­nym punkcie. Szczegolnie gdy odbywaja sie w Monachium jakies targi.

Przy takich okazjach zawsze mozna dodatkowo zarobic. Dziewczyna staje na skraju chodnika i gdy zbliza sie jakies auto, rozpina futro, pod ktorym jest zupelnie naga. Po francusku za 40 marek, reka za 30 i nor­malnie z penetracja za 60. Bez prezerwatywy ceny potrajaja sie zima i podwajaja latem. Futro, jedno na cztery dziewczyny, wynajely z te­atru.

Rumunka jest w Niemczech bez wizy i przyjechala tutaj w ciazy. Nawet w ciazy stala na ulicy. Teraz ma szesciomiesieczne dziecko. Dzisiejszego wieczoru przez te targi wszystkie kolezanki byly «wysta­wione» i nie miala z kim go zostawic. Postanowila, ze wezmie je pod wiadukt. Juz kiedys latem tez tak zrobila. Mala spala, gdy wepchnela wozek pod stromizne i ukryla go za krzakami, ktore obrastaja usypany z ziemi wal po obu stronach wiaduktu.

Nadjezdzal samochod. Zbiegla szybko na chodnik i rozpiela futro. Srebrzysty mercedes zatrzymal sie. Podeszla i przez otwarta szybe wsu­nela glowe do srodka, zamierzajac negocjowac cene. W tym momencie zdarzylo sie cos tak strasznego. Policjant w skorzanej kurtce sciszyl glos i spojrzal na niego, jak gdyby pytajac, czy on naprawde chce to uslyszec.

Nikt nie wie, dlaczego to sie stalo. Moze wiaduktem przejezdzala jakas bardzo duza ciezarowka, ktora wprawila cala konstrukcje w drga­nia. Moze dziewczyna przez nieuwage i pospiech nie wcisnela do kon­ca hamulca kol wozka. Moze dziecko poruszylo sie w wozku zbyt gwaltownie. W kazdym razie, gdy ona miala glowe w srebrnym merce­desie i umawiala sie z klientem co do ceny, wozek z dzieckiem zaczal staczac sie ze stromizny wiaduktu, przecial chodnik i wjechal na auto­strade. Dokladnie w tym momencie pod wiadukt wjezdzal ten student swoja mazda. Tam jest ograniczenie do 80 kilometrow na godzine, ale kto go przestrzega. Szczegolnie w nocy. Musial zobaczyc w ostatniej chwili wozek wyjezdzajacy zza stojacego mercedesa. Hamowal. Pro­bowal wyminac. Wpadl w poslizg na marznacej wilgoci. Ten strazak mowil, ze cialo studenta stopilo sie w plomieniach z blacha

Вы читаете S@motnosc w sieci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату