reke w spodnie. Przez caly czas po jej glowie kolatala sie oderwana mysl: moglam umrzec, moglam umrzec. – Tym bardziej pragnela zaspokojenia. Natrafila na jego penis, zlapala go i wyciagnela na wierzch. Obydwoje dyszeli jak sprinterzy po biegu. Nancy cofnela sie o pol kroku, spojrzala na wielki penis w swojej malej dloni, a nastepnie, ulegajac niepohamowanemu pragnieniu, uklekla i wziela go do ust.
Byl naprawde ogromny. Czula wilgoc i lekko slonawy smak. Jeknela glosno; prawie zdazyla zapomniec, jak bardzo to lubila. Moglaby robic to bez konca, ale Mervyn w pewnej chwili wyprezyl sie i szepnal:
– Przestan, bo zaraz eksploduje!
Schylil sie, by powoli sciagnac jej majtki. Byla jednoczesnie podniecona i zawstydzona. Pocalowal trojkat jej wlosow, po czym sciagnal majtki do samej ziemi, by mogla z nich wyjsc.
Nastepnie wyprostowal sie, objal ja mocno i wreszcie dotknal jej najczulszego miejsca. Wkrotce potem poczula, jak jego palec wslizgnal sie latwo do jej wnetrza. Przez caly czas calowali sie namietnie, pozwalajac jezykom i wargom toczyc rozkoszna wojne, odrywajac sie od siebie tylko po to, by zaczerpnac powietrza. W pewnej chwili odsunela sie od niego, rozejrzala dookola i zapytala:
– Gdzie?
– Obejmij mnie mocno za szyje – odparl.
Zrobila to, on zas wsunal rece pod jej uda i uniosl ja bez wysilku, po to tylko, by opuscic ostroznie na sterczacy penis. Wprowadzila go do srodka, a nastepnie oplotla Mervyna nogami w pasie.
Jakis czas stali bez ruchu; Nancy rozkoszowala sie doznaniem, ktorego byla tak dlugo pozbawiona, uczuciem calkowitego zblizenia sie i jednosci z mezczyzna, z ktorym stanowila teraz calosc. Bylo to najwspanialsze uczucie na swiecie. Chyba oszalalam, dobrowolnie odmawiajac sobie tego przez dziesiec lat – pomyslala.
Potem zaczela sie poruszac, na przemian wznoszac sie i opadajac. Slyszala niski jek wzbierajacy w jego gardle; swiadomosc rozkoszy, jaka mu dawala, rozpalila ja jeszcze bardziej. Czula sie jak bezwstydna dziwka, kochajac sie w tak wymyslnej pozycji z prawie nieznanym mezczyzna.
Poczatkowo zastanawiala sie, czy Mervyn da rade ja utrzymac, ale byl bardzo silny, ona zas nie wazyla zbyt wiele. Chwycil ja za posladki i sam poruszal nia w gore i w dol. Przymknela powieki, myslac tylko o jego penisie wsuwajacym sie i wysuwajacym z jej pochwy, oraz o swojej lechtaczce przycisnietej do jego podbrzusza. Przestala niepokoic sie o jego wytrzymalosc, a skoncentrowala sie wylacznie na chlonieciu rozkoszy.
Po pewnym czasie otworzyla oczy i spojrzala na Mervyna. Chciala powiedziec mu, ze go kocha, ale jakis umiejscowiony bardzo gleboko w jej swiadomosci glos szepnal ostrzegawczo, ze jeszcze na to za wczesnie. Mimo to byla przekonana, ze tak jest naprawde.
– Jestes bardzo kochany – szepnela.
Wyraz jego oczu powiedzial jej, ze zrozumial, co chciala wyrazic.
Wymamrotal jej imie, po czym zwiekszyl tempo.
Ponownie zamknela oczy, myslac wylacznie o falach rozkoszy wyplywajacych z miejsca, w ktorym laczyly sie ich ciala. Slyszala swoj dobiegajacy jakby z wielkiego oddalenia glos, ciche okrzyki, ktore wyrywaly sie jej z ust za kazdym razem, kiedy opadala na jego sterczacy maszt. Mervyn oddychal ciezko, lecz nadal trzymal ja bez najmniejszego wysilku. Wyczula, ze stara sie powstrzymac, czekajac na nia, by razem osiagneli szczyt uniesienia. Wyobrazila sobie cisnienie wzbierajace w nim wraz z kazdym poruszeniem jej bioder… i jej cialem wstrzasnal nie kontrolowany dreszcz. Krzyknela glosno, przywarla do niego calym cialem, a on raz za razem napelnial ja cudownie goracym strumieniem nasienia. Wreszcie szal minal; Mervyn uspokoil sie, ona zas przytulila sie do jego piersi.
– Do licha, zawsze reagujesz w taki sposob? – zapytal, obejmujac ja ramionami.
Rozesmiala sie, dyszac glosno. Uwielbiala mezczyzn, ktorzy potrafili ja rozbawic.
Po pewnym czasie postawil ja delikatnie na podlodze, lecz ona jeszcze przez dobre kilka minut opierala sie o niego, drzac na calym ciele. Potem ociagajac sie zalozyla ubranie.
Usmiechajac sie do siebie wyszli w lagodny blask slonca i trzymajac sie za rece skierowali wolnym krokiem w strone pomostu.
Nancy zastanawiala sie, czy jej przeznaczeniem jest zamieszkac w Anglii i poslubic Mervyna. Przegrala walke o uzyskanie kontroli nad firma; nie miala juz zadnych szans na to, by dotrzec w pore do Bostonu, co oznaczalo, ze Peter przeglosuje Danny'ego Rileya i ciotke Tilly i postawi na swoim. Pomyslala o chlopcach. Byli juz samodzielni, nie musiala wiec dostosowywac swego zycia do ich potrzeb. Dodatkowo odkryla przed chwila, ze jako kochanek Mervyn spelnial wszystkie jej oczekiwania. Wciaz jeszcze czula sie lekko oszolomiona tym, co zrobili. Ale czym mogla zajac sie w Anglii? Nie potrafila sobie wyobrazic siebie tylko jako pani domu.
Dotarlszy do pomostu zatrzymali sie, spogladajac na zatoke. Ciekawe, jak czesto przyjezdzaja tu pociagi? – pomyslala Nancy. Miala juz zaproponowac, zeby sprobowali sie tego dowiedziec, kiedy spostrzegla, ze Mervyn uwaznie przyglada sie czemus w oddali.
– Na co patrzysz? – zapytala.
– Na Ges Grummana – odparl z namyslem.
– Nigdzie nie widze zadnych gesi…
Wskazal jej palcem.
– Ten maly hydroplan nazywa sie Ges Grummana. To nowy typ, produkuja go dopiero od dwoch lat. Jest bardzo szybki, znacznie szybszy niz Clipper.
Spojrzala na samolot. Byla to nowoczesnie wygladajaca maszyna o jednym placie, zamknietej kabinie i dwoch silnikach. Dopiero po chwili zrozumiala, co oznacza ten widok; dzieki tej maszynie moglaby dotrzec na czas do Bostonu.
– Myslisz, ze daloby sie ja wynajac? – zapytala ostroznie, starajac sie nie rozbudzac w sobie zbyt wielkich nadziei.
– Wlasnie nad tym sie zastanawialem.
– Sprobujmy!
Pobiegla do budynku dworca lotniczego, a Mervyn ruszyl za nia, dzieki swoim dlugim nogom nie zostajac zbytnio z tylu. Moze uda jej sie uratowac firme! Bylo jednak jeszcze za wczesnie na radosc.
Kiedy wpadli do budynku, powital ich zdumiony mlody czlowiek w mundurze Pan American:
– O rety, spozniliscie sie na samolot!
Nancy przeszla od razu do rzeczy.
– Czy zna pan wlasciciela tego malego hydroplanu?
– Gesi? Jasne. Nalezy do Alfreda Southborne'a, wlasciciela mlynu.
– Wynajmuje ja czasem?
– Kiedy tylko nadarza sie okazja. Bylibyscie chetni?
Serce o malo nie wyskoczylo jej z piersi.
– Tak!
– Akurat jest tu jeden z pilotow. Przyszedl obejrzec Clippera. – Mlody czlowiek zajrzal do sasiedniego pokoju. – Ned, ktos chce wynajac twoja Ges.
W chwile potem do poczekalni wszedl Ned, mniej wiecej trzydziestoletni mezczyzna o pogodnej twarzy, w koszuli z epoletami. Skinal uprzejmie glowa, po czym powiedzial:
– Chetnie bym wam pomogl, ale nie mam drugiego pilota, a Ges wymaga dwuosobowej zalogi.
Nancy poczula sie jak balon, z ktorego nagle spuszczono powietrze.
– Ja tez jestem pilotem – odezwal sie Mervyn.
Ned popatrzyl na niego sceptycznie.
– Latal pan kiedys na hydroplanach?
Nancy wstrzymala oddech.
– Tak. Na Supermarine'ach. Slyszala te nazwe po raz pierwszy w zyciu, ale na Nedzie slowa Mervyna wywarly spore wrazenie.
– Bierze pan udzial w wyscigach? – zapytal z szacunkiem.
– Bralem, kiedy bylem mlody. Teraz latam wylacznie dla przyjemnosci. Mam wlasna maszyne.
– Skoro latal pan na Supermarine'ach, nie bedzie pan mial zadnych klopotow z Gesia. A pan Southborne wraca dopiero jutro. Dokad chcecie leciec?
– Do Bostonu.
– To bedzie kosztowalo tysiac dolarow.
– Nie ma sprawy! – wykrzyknela radosnie Nancy. – Ale musimy wyruszyc jak najpredzej.
