– Studiowalem matematyke i fizyke. Specjalizuje sie w obliczeniach oporow stawianych powietrzu przez skomplikowane krzywizny. Nie jestem jakims cholernym mechanikiem!
– W takim razie moze powinnismy poszukac jakiegos cholernego mechanika?
– Nie znajdzie pani takiego w calej Irlandii. Ten przeklety kraj nie wyszedl jeszcze z epoki kamienia lupanego.
– Tylko dlatego, ze jego mieszkancy przez setki lat znajdowali sie pod panowaniem brutalnych Brytyjczykow!
Wyjal glowe spod uniesionej oslony silnika i wyprostowal sie.
– Do stu diablow, w jaki sposob zaczelismy rozmawiac o polityce?
– Nawet nie zapytal pan, czy nic mi sie nie stalo.
– Przeciez widze, ze nic.
– O malo mnie pan nie zabil!
– Ocalilem pani zycie.
Ten czlowiek byl wrecz niemozliwy.
Nancy rozejrzala sie dookola. W odleglosci jakichs czterystu metrow dostrzegla niski zywoplot albo kamienny murek, prawdopodobnie biegnacy wzdluz drogi, nieco dalej zas skupisko kilku niskich budynkow krytych strzechami. Moze uda jej sie wynajac tam jakis samochod, ktory zawiezie ja do Foynes?
– Gdzie jestesmy? – zapytala: – Tylko niech mi pan nie mowi, ze pan nie wie!
Usmiechnal sie. Juz drugi czy trzeci raz zaskoczyl ja nagla zmiana nastroju.
– Wydaje mi sie, ze wyladowalismy kilka mil od Dublina.
Postanowila, ze nie bedzie stala bezczynnie przygladajac sie, jak on grzebie w silniku.
– Pojde po pomoc.
Zerknal na jej nogi.
– Nie zajdzie pani daleko w tych pantoflach.
Teraz mu cos pokaze – pomyslala gniewnie. Szybkim ruchem podciagnela spodnice i odpiela ponczochy. Oslupialy, wpatrywal sie w nia wybaluszonymi oczami, a na jego policzkach rozlewal sie z wolna czerwony rumieniec. Zsunela ponczochy z nog i zdjela je razem z pantoflami. Byla ogromnie zadowolona z tego, ze udalo jej sie go zaskoczyc.
– Niebawem wroce – oswiadczyla, po czym wepchnela pantofle do kieszeni plaszcza i odmaszerowala na bosaka.
Kiedy oddalila sie na kilka metrow, pozwolila sobie na szeroki usmiech zadowolenia. Zapedzila Mervyna Loveseya w kozi rog. Dobrze mu tak, za jego arogancje i protekcjonalnosc.
Jednak zadowolenie spowodowane faktem, ze udalo sie jej utrzec mu nosa, szybko zniklo. Miala mokre i brudne nogi, bylo jej zimno, a chaty znajdowaly sie w wiekszej odleglosci, niz jej to sie poczatkowo wydawalo. Nie miala pojecia, co powinna zrobic, kiedy juz tam dotrze. Przypuszczala, ze najlepiej bedzie poprosic o podwiezienie do Dublina. Lovesey chyba mial racje, ze nie bedzie jej latwo spotkac tu mechanika.
Po dwudziestu minutach wreszcie dotarla do wsi.
Zaraz za pierwszym domem ujrzala kobiete w drewniakach pracujaca w ogrodku.
– Dzien dobry! – zawolala.
Kobieta podniosla wzrok i wydala zdumiony okrzyk.
– Zepsul mi sie samolot – poinformowala ja Nancy.
Kobieta wybaluszyla na nia oczy, jak na stwora z innej planety.
Nancy uswiadomila sobie, ze w swoim modnym, drogim plaszczu i na bosaka musi stanowic dosc niezwykly widok. Rzeczywiscie, dla chlopki pielacej swoj ogrodek przybysz z kosmosu stanowilby mniejsze zaskoczenie niz kobieta w samolocie. Wiesniaczka wyciagnela ostroznie reke i delikatnie dotknela skraju plaszcza. Nancy poczula ogromne zazenowanie; kobieta traktowala ja jak boginie.
– Pochodze z Irlandii – powiedziala, by dowiesc, ze jednak jest czlowiekiem.
Kobieta potrzasnela glowa, jakby chciala dac jej do zrozumienia, ze nie da sie na to nabrac.
– Musze dostac sie do Dublina.
Tym razem osiagnela lepszy rezultat, gdyz wiesniaczka odparla:
– O, tak! I pewnie!
Bez watpienia uwazala, ze zjawiska takie jak Nancy sa nierozerwalnie zwiazane z wielkimi miastami.
Nancy ucieszyla sie, kiedy uslyszala slowa wypowiedziane po angielsku. Obawiala sie, ze kobieta moze znac tylko celtycki.
– Czy to daleko stad?
– Na dobrym koniu bedzie gdzies z poltorej godziny.
Niedobrze. Za dwie godziny Clipper wystartuje z Foynes, na drugim koncu wyspy.
– Czy ktos w okolicy ma samochod?
– Nie.
– Do licha!
– Ale kowal ma motocykl.
– Swietnie!
Motocykl powinien wystarczyc. W Dublinie na pewno znajdzie jakis samochod, ktory zawiezie ja do Foynes. Nie byla pewna, jaka odleglosc dzielila Foynes od Dublina ani ile czasu zajmie jej podroz, ale czula, ze musi sprobowac.
– Gdzie mieszka ten kowal?
– Zaprowadze pania.
Nancy poszla za kobieta, lecz kiedy zobaczyla droge, natychmiast opuscila ja euforia. Nawierzchnia byla tak blotnista i nierowna, ze motocykl z pewnoscia nie mogl sie po niej poruszac duzo szybciej od konia. Kiedy brnela po kostki w blocie, przyszla jej do glowy jeszcze jedna mysl: motocykl zabierze tylko jednego pasazera. Gdyby znalazla jakis samochod, wrocilaby po Loveseya naprawiajacego zepsuty samolot, ale w takiej sytuacji nie mialo to najmniejszego sensu. Chyba ze wlasciciel sprzedalby maszyne; wtedy Lovesey usiadlby za kierownica, ona z tylu, i pojechaliby prosto do Foynes!
Wreszcie dotarly do ostatniego domu we wsi, z przybudowka mieszczaca kuznie. Nadzieje Nancy prysnely jak banki mydlane, gdyz motocykl lezal na podlodze rozlozony na czynniki pierwsze, kowal zas zabieral sie dopiero do jego skladania.
– Do diabla! – zaklela.
Kobieta powiedziala cos po celtycku do kowala, a on spojrzal z lekkim rozbawieniem na Nancy. Byl bardzo mlody, mial geste czarne wlosy, blekitne oczy i sumiaste wasy. Skinal glowa, po czym zapytal:
– Gdzie stoi pani samolot?
– Jakies trzy czwarte kilometra stad.
– Moze powinienem go obejrzec?
– Zna sie pan na samolotach? – zapytala sceptycznie.
Wzruszyl ramionami.
– Wszystkie silniki sa takie same.
Rzeczywiscie; skoro potrafil naprawic motocykl, moze uda mu sie zreperowac samolot?
– Ale cos mi sie zdaje, ze juz nie bede musial – dodal kowal.
Nancy zmarszczyla brwi, lecz po chwili i ona uslyszala warkot samolotowego silnika. Czyzby to byla Tygrysia Pchla? Wybiegla na zewnatrz i spojrzala w niebo. Tak, zolty samolocik szybowal nisko nad wioska.
Lovesey naprawil go – i nie zaczekal na nia!
Wpatrywala sie z niedowierzaniem w niebo. Jak mogl jej to zrobic? Przeciez mial jej walizeczke!
Samolot zatoczyl krag nad dachami, jakby szydzac z jej rozpaczy. Potrzasnela w jego strone piescia, a wychylony Lovesey pomachal jej i cofnal sie do kabiny.
Nie byla w stanie oderwac wzroku od oddalajacej sie maszyny. Kowal i kobieta stali obok niej.
– Odlecial bez pani – zauwazyl mlody mezczyzna.
– To czlowiek bez serca.
– Jest pani mezem?
– Oczywiscie, ze nie!
– To i dobrze.