stale.

Nastepnie zaczela sie przypatrywac dwom mezczyznom siedzacym po drugiej stronie kabiny. Obaj spogladali w okno. Ten zajmujacy miejsce blizej niej – mlody, barczysty, ubrany w dosc krzykliwy garnitur – mial na palcach mnostwo zlotych pierscieni. Sadzac po ciemnej karnacji mogl pochodzic z Ameryki Poludniowej. Naprzeciw niego siedzial czlowiek, ktory wydawal sie tu zupelnie nie na miejscu. Mial za obszerny garnitur, wymieta koszule i z pewnoscia nie sprawial wrazenia osoby, ktora moze sobie pozwolic na tak kosztowna podroz. W dodatku byl lysy jak kolano. Obaj mezczyzni nie patrzyli na siebie ani nie rozmawiali, lecz mimo to Diana byla pewna, ze sa razem.

Zastanawiala sie, co teraz robi Mervyn. Niemal na pewno otrzymal juz jej list. Moze placze? Nie, to bylo do niego zupelnie niepodobne. Juz predzej uniosl sie wsciekloscia. Ale na kim wyladuje swoj zly humor? Najprawdopodobniej na swoich biednych pracownikach. Zalowala, ze nie sformulowala listu w lagodniejszy sposob albo przynajmniej nie wyjasnila dokladnie motywow swojego postepowania, lecz byla wtedy tak zdenerwowana, ze nie mogla wymyslic niczego lepszego. Mervyn na pewno zadzwoni do jej siostry Thei. Bedzie myslal, ze dowie sie od niej, gdzie zniknela Diana, ale jego nadzieje spelzna na niczym. Thea o niczym nie miala pojecia. Co powie dziewczynkom? Nagle Diana poczula sie bardzo samotna. Bedzie jej brakowalo siostrzenic.

Davy przyniosl drinki. Mark uniosl szklanke patrzac na Lulu, a dopiero potem, jakby przypomniawszy sobie o jej istnieniu, spojrzal na Diane. Sprobowala swojego martini i o malo go nie wyplula.

– Ojejku! – wykrztusila. – To smakuje jak gin!

Odpowiedzial jej wybuch smiechu.

– Bo to jest glownie gin, kochanie – wyjasnil jej Mark. – Nigdy przedtem nie pilas martini?

Diana czula sie upokorzona. Zachowala sie jak uczennica, ktora po raz pierwszy w zyciu zamowila koktajl w barze. Teraz wszyscy ci kosmopolici beda myslec, ze jest prowincjonalna gesia.

– Jesli pani sobie zyczy, przyniose jej cos innego – zaproponowal Davy.

– Poprosze kieliszek szampana – powiedziala ponuro.

– W tej chwileczce.

– Rzeczywiscie, jeszcze nigdy nie pilam martini – zwrocila sie do Marka. – Wlasnie dlatego chcialam go sprobowac. Chyba nie ma w tym nic zlego, prawda?

– Oczywiscie, ze nie – odparl i poklepal ja po kolanie.

– Ta brandy jest wstretna, mlody czlowieku – orzekla ksiezna Lavinia. – Prosze przyniesc mi filizanke herbaty.

– Tak jest, prosze pani.

Diana postanowila pojsc do lazienki. Wstala, powiedziala „przepraszam”, po czym wyszla przez lukowato sklepione drzwi usytuowane z tylu kabiny. Minela niemal identyczne pomieszczenie, w ktorym siedzialy tylko dwie osoby, a nastepnie otworzyla drzwi z napisem: „toaleta damska” i weszla do srodka.

Widok, jaki ujrzala, znacznie poprawil jej samopoczucie: gustowna toaletka, przed nia dwa taborety obite turkusowa skora, sciany pokryte bezowa tkanina. Diana usiadla przed lustrem, by poprawic makijaz. Mark nazywal to „przepisywaniem twarzy”. Na stoliku lezaly papierowe chusteczki i krem nawilzajacy.

Jednak kiedy spojrzala na swoje odbicie w lustrze, zobaczyla twarz nieszczesliwej kobiety. Lulu Bell pojawila sie niczym ciemna chmura zaslaniajaca blask slonca. Skierowala na siebie uwage Marka, a on zaczal traktowac Diane jak drobna niedogodnosc. Przeciez Lulu byla prawie jego rowiesniczka – na pewno przekroczyla czterdziestke, a on mial trzydziesci dziewiec lat! Czy wiedzial o tym? Mezczyzni czesto wykazywali calkowita ignorancje w takich sprawach.

Najwiekszy problem polegal na tym, ze Mark i Lulu mieli ze soba tyle wspolnego; oboje pracowali w show businessie, oboje byli Amerykanami, oboje wystepowali w radiu niemal od poczatku jego istnienia. Diana nie mogla pochwalic sie niczym w tym rodzaju. Mowiac brutalnie, nie mogla sie pochwalic w ogole niczym oprocz tego, ze udzielala sie aktywnie w towarzyskich kregach prowincjonalnego miasta.

Czy Mark zawsze bedzie sie zachowywal w taki sposob? Leciala przeciez do jego ojczyzny, o ktorej on wiedzial wszystko, a gdzie dla niej kazda rzecz bedzie stanowila calkowita nowosc. Beda sie obracac wylacznie w kregu jego przyjaciol, gdyz ona nie miala zadnych znajomych w Ameryce. Ile jeszcze razy bedzie narazana na posmiewisko tylko dlatego, ze nie bedzie wiedziala o czyms oczywistym, jak na przyklad o tym, ze wytrawne martini smakuje po prostu jak zwykly gin?

Jak szybko zacznie jej brakowac wygodnego, znajomego swiata, ktory zdecydowala sie opuscic, swiata skladajacego sie z zabaw na cele dobroczynne i obiadow w hotelowych restauracjach, w ktorych znala wszystkich ludzi, wszystkie rodzaje drinkow i potraw? Nawet jesli byl to swiat monotonny, to jednoczesnie z cala pewnoscia byl bezpieczny.

Potrzasnela glowa, tak ze jej wlosy rozsypaly sie w urocza chmure. Nie wolno jej tak myslec. Tamten swiat znudzil ja smiertelnie. Pozadala przygod i nowych doznan, i teraz, kiedy miala szanse zrealizowac marzenia, powinna ja wykorzystac.

Postanowila przystapic do zdecydowanego kontrataku, by odzyskac wzgledy Marka. Jak powinna postapic? Nie chciala powiedziec mu wprost, ze nie podoba jej sie jego zachowanie; dowiodlaby w ten sposob swojej slabosci. Moze zaaplikuje mu nieco jego wlasnego specyfiku? Przeciez moze zaczac traktowac kogos w taki sam sposob, w jaki on traktowal Lulu. To powinno go troche otrzezwic. Kogo ma wybrac? Ten przystojny mlody mezczyzna siedzacy po drugiej stronie przejscia bedzie w sam raz. Byl mlodszy od Marka i znacznie potezniej zbudowany. Mark bedzie zazdrosny jak diabli.

Poperfumowala sie za uszami i miedzy piersiami, po czym wyszla z lazienki. Wracajac na swoje miejsce kolysala biodrami nieco bardziej niz zwykle, odnotowujac z zadowoleniem lakome spojrzenia mezczyzn oraz pelne podziwu lub zazdrosne popatrywanie kobiet. Jestem najpiekniejsza kobieta na pokladzie tego samolotu i Lulu Bell doskonale o tym wie – pomyslala.

Znalazlszy sie w kabinie nie usiadla w fotelu, lecz nachylila sie nad mlodym mezczyzna w prazkowanym garniturze i spojrzala w okno po jego stronie. Usmiechnal sie do niej przyjaznie.

– Czyz to nie wspanialy widok? – zauwazyla.

– Zgadza sie – potwierdzil. Nie uszlo jej uwagi, ze jednoczesnie zerknal z niepokojem na swego towarzysza, jakby spodziewal sie ostrej reprymendy. Mozna bylo odniesc wrazenie, iz lysy mezczyzna jest jego straznikiem.

– Panowie jestescie razem? – zapytala Diana.

– W pewnym sensie – odparl zwiezle lysy, po czym, jakby dopiero teraz przypomnial sobie o czyms takim jak dobre maniery, wyciagnal reke i przedstawil sie:

– Ollis Field.

– Diana Lovesey.

Bez specjalnego entuzjazmu uscisnela jego dlon. Mial brudne paznokcie.

Spojrzala na mlodszego mezczyzne.

– Frank Gordon.

Obaj bez watpienia byli Amerykanami, lecz na tym konczylo sie wszelkie podobienstwo. Frank Gordon mial na sobie elegancki garnitur, zlota szpilke w kolnierzyku koszuli i jedwabna chusteczke w kieszonce marynarki. Czulo sie od niego zapach wody kolonskiej, a jego czarne wlosy lsnily, jakby lekko natluszczone.

– Nad czym teraz lecimy? – zapytal. – To jeszcze Anglia?

Diana ponownie nachylila sie nad nim i spojrzala przez okno.

– Wydaje mi sie, ze to Devon – powiedziala, choc w rzeczywistosci wiedziala tyle samo co on.

– A pani skad jest?

Usiadla obok niego.

– Z Manchesteru – odparla. Katem oka zerknela na Marka, zauwazyla, ze przyglada sie jej ze zdziwieniem, wiec czym predzej skoncentrowala uwage na Franku Gordonie. – To na polnocnym zachodzie kraju.

Ollis Field chrzaknal z dezaprobata i zapalil papierosa. Diana zalozyla noge na noge.

– Moja rodzina pochodzi z Wloch – poinformowal ja Frank.

Wlochami rzadzili faszysci.

– Czy mysli pan, ze Wlochy przystapia do wojny? – zapytala.

Potrzasnal glowa.

– Wlosi nie chca wojny.

– Wydaje mi sie, ze nikt nie chce wojny.

Вы читаете Noc Nad Oceanem
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату