usmiechem. Serce Eddiego zabilo zywiej; byla piekna.
– Jak sie nazywasz? – zapytal chlopca, kiedy wspinali sie po kreconych schodach.
– Percy Oxenford.
– Ja jestem Eddie Deakin, inzynier pokladowy.
Dotarli do szczytu schodow.
– Wiekszosc pokladow nawigacyjnych zupelnie nie przypomina tego, co zobaczysz – poinformowal Eddie Percy'ego.
– A jakie sa?
– Zimne, halasliwe i zupelnie gole. Sama blacha. W dodatku pelno na nich roznych ostrych krawedzi i rogow, o ktore bez przerwy sie obijasz.
– Co robi inzynier pokladowy?
– Zajmuje sie silnikami. Pilnuje, zeby zaniosly nas wszystkich do Ameryki.
– Do czego sluza te wszystkie wskazniki i dzwignie?
– Juz ci mowie. Dzwignie, ktore tutaj widzisz, sluza do regulowania liczby obrotow, temperatury i skladu mieszanki. Sa ich cztery zestawy, po jednym dla kazdego z silnikow. – Uswiadomil sobie, ze jego wyjasnienia sa dosc ogolnikowe, a chlopak wygladal na bardzo bystrego. Postanowil okazac nieco wiecej dobrej woli. – Usiadz w moim fotelu. – Percy gorliwie spelnil polecenie. – Spojrz na ten wskaznik. Informuje nas, ze temperatura glowicy silnika numer dwa wynosi w tej chwili dwiescie piec stopni Celsjusza. To troche za blisko dopuszczalnego maksimum, ktore dla lotu ze stala predkoscia na ustabilizowanej wysokosci ustalono na dwiescie trzydziesci dwa stopnie. Trzeba go ochlodzic.
– Jak to sie robi?
– Zlap te dzwignie i pociagnij ja odrobine w dol… Juz wystarczy. Otworzyles nieco szerzej klapki na pokrywie silnika, dzieki czemu do srodka bedzie moglo sie dostac wiecej zimnego powietrza. Zaraz zobaczysz, ze temperatura zacznie spadac. Uczyles sie fizyki?
– Chodze do staroswieckiej szkoly – poinformowal go Percy. – Mamy mnostwo laciny i greki, a bardzo niewiele nauk scislych.
Eddiemu nie wydawalo sie, by znajomosc laciny i greki mogla w jakis szczegolny sposob pomoc Anglii podczas wojny, ale zachowal te mysl dla siebie.
– A co robi reszta zalogi?
– W tej chwili najwazniejszy jest nawigator, Jack Ashford. To ten czlowiek, ktory stoi przy stole z mapami. – Jack, ciemnowlosy mezczyzna o przyjemnych, regularnych rysach twarzy, usmiechnal sie przyjaznie do Percy'ego. – Musi w kazdej chwili wiedziec, gdzie jestesmy, a to nie jest latwa sprawa, szczegolnie na srodku Atlantyku. Z tylu, miedzy lukami bagazowymi ma specjalna wiezyczke obserwacyjna, z ktorej za pomoca sekstansu przeprowadza pomiary polozenia gwiazd.
– Jesli chodzi o scislosc, to jest oktant poziomicowy – wtracil Jack.
– A co to takiego?
Nawigator pokazal mu instrument.
– Poziomica, jak sama nazwa wskazuje, informuje cie, czy trzymasz przyrzad poziomo. Potem musisz znalezc jakas znana ci gwiazde, spojrzec przez ten otwor, zlapac ja w lusterku, a nastepnie tak je ustawic, zmieniajac nachylenie tym pokretlem, zeby wydawalo sie, ze gwiazda jest dokladnie na linii horyzontu. Tutaj odczytuje sie kat, ktory po sprawdzeniu w specjalnych tabelach da wynik, czyli twoje dokladne polozenie.
– Brzmi calkiem prosto – zauwazyl Percy.
– I teoretycznie jest proste – odparl z usmiechem Jack. – Problemy pojawiaja sie wtedy, jesli caly czas lecimy w chmurach i podczas podrozy ani razu nie uda mi sie zobaczyc zadnej gwiazdy.
– Ale chyba nie mozna zmylic drogi, jesli wiadomo, skad sie wystartowalo, i utrzymuje sie bez przerwy ten sam kierunek?
– Wlasnie ze mozna, bo czesto wieje wiatr, ktory potrafi dosc znacznie zepchnac samolot z kursu.
– Umie pan odgadnac, jak bardzo?
– Mam na to lepsze sposoby niz odgadywanie. W poszyciu skrzydla znajduje sie mala klapka, przez ktora moge wyrzucic plonaca flare i obserwowac ja uwaznie, kiedy spada do wody. Jesli zostanie dokladnie za nami, oznacza to, ze wiatr nigdzie nas nie znosi, ale jezeli zdryfuje w bok, to trzeba liczyc sie z tym, ze nie lecimy dokladnie tam, gdzie chcemy.
– To mi przypomina wrozenie z fusow.
Jack rozesmial sie glosno.
– Calkowicie sie z toba zgadzam. Jesli akurat mam pecha i podczas calego lotu ani razu nie uda mi sie zobaczyc zadnej gwiazdy, a w dodatku zle oszacuje sile wiatru, moze nas zniesc z kursu nawet o sto piecdziesiat kilometrow.
– Co wtedy sie stanie?
– Dowiemy sie o tym natychmiast, jak tylko znajdziemy sie w zasiegu pierwszej radiostacji, i po prostu skrecimy we wlasciwym kierunku.
Eddie obserwowal, jak na przejetej twarzy chlopca pojawia sie wyraz zrozumienia. Pewnego dnia bede wyjasnial rozne rzeczy wlasnemu dziecku – pomyslal. Serce skurczylo mu sie bolesnie, gdyz natychmiast przypomnial sobie o porwaniu Carol-Ann. Poczulby sie znacznie lepiej, gdyby tajemniczy Mr Luther wreszcie wyszedl z ukrycia. Wiedzac, czego od niego chca, byc moze zrozumie, dlaczego przydarzylo mu sie to straszne nieszczescie.
– Czy moge zajrzec do wnetrza skrzydla? – zapytal Percy.
– Jasne.
Otworzyl wlaz po lewej stronie kabiny. Stlumiony do tej pory pomruk silnikow momentalnie przybral na sile, w powietrzu zas czulo sie zapach rozgrzanego oleju. Wewnatrz skrzydla znajdowal sie niski tunel, ktorym mozna bylo dotrzec do umiejscowionych za silnikami stanowisk, gdzie istniala szansa przybrania niemal wyprostowanej pozycji. Tego swiata, skladajacego sie z kabli, rur, przewodow i blach, nie tknela reka dekoratora wnetrz.
– Tak wlasnie wyglada wiekszosc pokladow nawigacyjnych! – krzyknal Eddie.
– Moge tam wejsc?
Eddie potrzasnal glowa i zamknal wlaz.
– Przykro mi, ale przepisy zabraniaja wprowadzania pasazerow.
– Pokaze ci moja wiezyczke obserwacyjna – zaproponowal Jack. Wyszedl z Percym przez drzwi w tylnej scianie kabiny, a Eddie natychmiast skorzystal z okazji i sprawdzil wskazania zegarow, ktore zaniedbal przez ostatnich kilka minut. Wszystko bylo w porzadku.
Ben Thompson, radiooperator, przekazal informacje o warunkach atmosferycznych w Foynes:
– Zachodni wiatr o predkosci dwudziestu dwoch wezlow, morze lekko pofalowane.
W chwile pozniej na tablicy kontrolnej Eddiego zgaslo swiatelko nad slowem: „Przelot”, zapalilo sie natomiast nad slowem: „Ladowanie”. Natychmiast ponownie sprawdzil wszystkie wskazniki.
– Silniki w porzadku – zameldowal.
Stala kontrola byla nieodzowna, gdyz osiagajace ogromna moc silniki mogly ulec uszkodzeniu przy zbyt gwaltownych zmianach obrotow.
Eddie otworzyl drzwi prowadzace ku tylowi samolotu. Znajdowal sie tam waski korytarzyk wcisniety miedzy dwa luki bagazowe, a nad nim wiezyczka, do ktorej wchodzilo sie po drabince. Percy stal na ostatnim szczeblu spogladajac przez oktant. Jeszcze dalej, za lukami bagazowymi, pozostalo sporo wolnego miejsca, ktore zgodnie z projektem bylo przeznaczone na lozka dla zalogi, ale nie wykorzystywano go, gdyz druga zaloga zajmowala zawsze dziobowa kabine na pokladzie pasazerskim. W tylnej scianie znajdowal sie wlaz prowadzacy do ogonowej czesci maszyny, gdzie istniala mozliwosc skontrolowania stanu linek poruszajacych usterzeniem pionowym.
– Jack, ladujemy! – zawolal Eddie.
– Pora wracac na miejsce, mlody czlowieku – powiedzial Jack.
Eddie odniosl wrazenie, iz Percy udaje lepszego, niz jest w istocie. Mimo ze chlopiec byl bardzo posluszny, to w jego oczach bez trudu mozna bylo dostrzec blysk przekory. Jednak na razie zachowywal sie bez zarzutu i grzecznie zszedl po kreconych schodkach na poklad pasazerski.
Odglos pracy silnikow ulegl zmianie, a samolot zaczal stopniowo tracic wysokosc. Zaloga sprawnie wykonywala rutynowe czynnosci poprzedzajace ladowanie. Eddie bardzo zalowal, ze nie moze z nikim podzielic sie swoim problemem. Czul sie rozpaczliwie samotny. Ci ludzie byli jego kolegami i przyjaciolmi – latali razem,