Luther wlozyl kapelusz i powiedzial ochryplym glosem:
– Jezeli sie nie opanujesz, zginiemy nie tylko my dwaj, ale i twoja zona, ty imbecylu!
Wzmianka o Carol-Ann ponownie rozwscieczyla Eddiego. Zamachnal sie, by uderzyc Luthera, ale tamten zaslonil sie rekami i syknal:
– Uspokoj sie, slyszysz? W ten sposob na pewno jej nie odzyskasz. Nie rozumiesz, ze jestem ci potrzebny?
Eddie doskonale to rozumial, tyle tylko, ze na chwile stracil zdolnosc logicznego myslenia. Cofnal sie o krok i uwaznie przyjrzal mezczyznie. Luther byl ubrany w drogi garnitur, mial krotko przyciete jasne wasy i wyblakle oczy blyszczace nienawiscia. Eddie ani troche nie zalowal, ze go uderzyl. Musial jakos wyladowac wscieklosc, a ten czlowiek doskonale sie do tego nadawal.
– Czego ode mnie chcesz, ty kupo gowna?
Luther siegnal do wewnetrznej kieszeni marynarki. Przez glowe Eddiego przemknela jak blyskawica mysl, ze za chwile ujrzy wymierzony w siebie rewolwer, ale Luther wyjal zwykla pocztowke i wreczyl ja Eddiemu. Pocztowka przedstawiala panorame Bangor w stanie Maine.
– Co to ma znaczyc, do diabla? – zapytal Eddie.
– Odwroc ja.
W miejscu przeznaczonym na korespondencje ktos napisal:
44.70 N, 67.00 W
– Co to za liczby? Wspolrzedne geograficzne?
– Tak. Tam wlasnie masz sprowadzic samolot.
Eddie wybaluszyl na niego oczy.
– Sprowadzic samolot? – powtorzyl bezmyslnie.
– Tak.
– Wiec tego ode mnie chcecie? O to wam chodzi?
– Masz zmusic kapitana, zeby wyladowal w tym miejscu.
– Ale dlaczego?
– Dlatego, ze chcesz dostac z powrotem swoja urocza zone.
– Gdzie to jest?
– U wybrzezy Maine.
Wiekszosc ludzi sadzila, ze hydroplan moze wyladowac w dowolnym miejscu, ale w rzeczywistosci potrzebny byl do tego dosc spokojny akwen. Ze wzgledow bezpieczenstwa linie Pan American nie zezwalaly na wodowanie, jesli wysokosc fal przekraczala jeden metr. Gdyby samolot sprobowal wodowac na bardziej wzburzonym morzu, po prostu rozpadlby sie na kawalki.
– Clipper nie moze ladowac na otwartym… – zaczal Eddie.
– Wiemy o tym – przerwal mu Luther. – To bardzo zaciszne miejsce.
– Ale…
– Najlepiej sam to sprawdz. Na pewno bedziesz mogl tam wyladowac.
Byl tak pewien siebie, iz Eddie doszedl do wniosku, ze tak jest w istocie. Jednak pozostawalo jeszcze sporo innych problemow.
– W jaki sposob mam sprowadzic tam samolot? Przeciez nie jestem kapitanem.
– Przygotowalismy wszystko ze szczegolami. Teoretycznie kapitan moglby wyladowac, gdzie tylko przyszlaby mu ochota, ale jak mialby to wytlumaczyc zalodze? Ty jestes inzynierem, wiec latwo mozesz cos wymyslic.
– Chcesz, zebym spowodowal katastrofe?
– Lepiej nie. Ja tez bede na pokladzie. Po prostu wymysl cos, zeby kapitan musial wykonac awaryjne ladowanie. – Stuknal w pocztowke wypielegnowanym palcem. – Dokladnie tutaj.
Rzeczywiscie, nie ulegalo najmniejszej watpliwosci, ze inzynier pokladowy mogl doprowadzic do sytuacji, z ktorej jedyne wyjscie stanowilo awaryjne ladowanie, ale wlasnie takie sytuacje mialy to do siebie, ze niezwykle trudno bylo je kontrolowac, Eddie zas w zaden sposob nie potrafil wymyslic na poczekaniu powodu, dla ktorego kapitan mialby zdecydowac sie na wodowanie akurat w tym, precyzyjnie wybranym miejscu.
– To wcale nie jest takie latwe…
– Wiem, ze to nie jest latwe, Eddie. Ale wiem tez, ze mozna to zrobic. Upewnilem sie.
U kogo sie upewnil?
– Kim wy wlasciwie jestescie, do diabla?
– Nie pytaj.
W pierwszej chwili to Eddie nastraszyl Luthera, teraz jednak role odwrocily sie. Czul sie bezsilny i upokorzony. Luther wchodzil w sklad bezwzglednej bandy, ktora wszystko dokladnie zaplanowala. Postanowili posluzyc sie nim jako narzedziem. Porwali jego zone. Mieli go w garsci.
Wsadzil pocztowke do kieszeni munduru i odwrocil sie.
– Zrobisz to? – zapytal nerwowo Luther.
Eddie obejrzal sie, zmierzyl go lodowatym spojrzeniem, po czym odszedl, nie odezwawszy sie ani slowem.
Zachowywal sie jak twardziel, choc w gruncie rzeczy nie bardzo wiedzial, co sie dzieje. Dlaczego oni to robia? Poczatkowo przypuszczal, ze byc moze Niemcy postanowili porwac boeinga 314, by skopiowac te konstrukcje, ale teraz ta karkolomna teoria legla w gruzach, bo Niemcy uprowadziliby samolot do jakiegos miejsca w Europie, nie zas do stanu Maine. Przy rozwiazywaniu zagadki mogl sie okazac pomocny fakt, ze tak dokladnie okreslono miejsce awaryjnego wodowania Clippera. Zapewne bedzie tam czekala lodz. Ale po co? Czyzby Luther chcial przeszmuglowac cos lub kogos do Stanow? Na przyklad walizke opium, bazooke, komunistycznego agitatora albo nazistowskiego szpiega? Ta rzecz albo osoba musialaby byc diabelnie wazna, jesli zadawano by sobie dla niej tyle trudu.
Przynajmniej wiedzial, dlaczego wybrano wlasnie jego. Jezeli chcesz sprowadzic samolot na ziemie, powinienes rozmawiac wlasnie z inzynierem pokladowym. Nie mogli tego dokonac ani nawigator, ani radiooperator, kapitan zas musialby najpierw zapewnic sobie wspoldzialanie drugiego pilota. Inzynier natomiast sam jeden byl w stanie unieruchomic silniki.
Zapewne Luther zdobyl liste wszystkich inzynierow pokladowych Pan American. Nie przedstawialo to zadnych trudnosci – wystarczylo wlamac sie noca do biura albo przekupic ktoras z sekretarek. Dlaczego wybral akurat Eddiego? Dlatego, ze to musial byc wlasnie ten lot. Dopiero pozniej pojawilo sie pytanie, w jaki sposob mozna zmusic Deakina do posluszenstwa, a zaraz potem odpowiedz: porwac jego zone.
Swiadomosc, ze musi pomagac gangsterom, byla dla niego nie do zniesienia. Eddie nienawidzil ich z calego serca. Zbyt chciwi, by zyc jak normalni ludzie, i zbyt leniwi, by uczciwie zapracowac chocby na dolara, okradali i oszukiwali zwyklych obywateli. Podczas gdy inni w pocie czola siali i zbierali, harowali po osiemnascie godzin dziennie rozkrecajac interes albo pocili sie przy hutniczych piecach, gangsterzy paradowali w eleganckich garniturach, rozbijali sie wspanialymi samochodami, napadali na ludzi, bili ich i terroryzowali. Nawet krzeslo elektryczne stanowilo dla nich zbyt lagodna kare.
Jego ojciec mial na ten temat takie samo zdanie. Eddie pamietal do dzis, co uslyszal od niego na temat szkolnych osilkow. „Zgadza sie, to paskudni faceci, ale nie maja krzty rozumu w glowach.” Tom Luther byl paskudny, nie ulegalo to najmniejszej watpliwosci, ale czy byl glupi? „Trudno z nimi walczyc, ale latwo wystawic do wiatru.” Jednak Tom Luther nie wygladal na kogos, kogo bylo latwo wystawic do wiatru. Obmyslil skomplikowany plan, ktory, przynajmniej jak na razie, dzialal bez zarzutu.
Pograzony w ponurych rozmyslaniach opuscil teren przystani i przeszedl na druga strone glownej i zarazem jedynej ulicy Foynes.
W chwili kiedy mala wioska urosla do rangi niezwykle waznego punktu miedzyladowania dla lodzi latajacych, jej najbardziej okazaly budynek, w ktorym do tej pory miescila sie gospoda, zajely linie lotnicze Pan American. Zostalo jednak jeszcze miejsce dla malego baru „U Pani Walsh”, do ktorego prowadzilo osobne wejscie z ulicy. Eddie skierowal sie od razu na pietro do pokoju operacyjnego, gdzie kapitan Marvin Baker i pierwszy oficer Johnny Dott rozmawiali z przedstawicielem Pan American. Wlasnie tutaj, wsrod filizanek po kawie, popielniczek, stosow depesz i prognoz pogody, mieli podjac ostateczna decyzje, czy wyruszyc w dluga podroz nad Atlantykiem.
Decydujacym czynnikiem byla sila wiatru. Lot na zachod odbywal sie zawsze pod wiatr. Piloci stale zmieniali wysokosc w poszukiwaniu pulapu, na ktorym warunki beda najkorzystniejsze; nazywalo sie to „polowaniem na wiatr”. Zwykle najlatwiej lecialo sie na niewielkich wysokosciach, ale ponizej pewnego pulapu istnialo