obwarowanego murem domu, do ktorego prowadzila brama wjazdowa. Dom stal na wydmie, wiec drugie pietro i dach byly widoczne z ulicy, a reszte posiadlosci zaslanial mur z rozowych kamieni. Brama byla gustowna, kute zelazo, z wolutami. Alexander Ramos, miedzynarodowy handlarz bronia i slynny macho, mieszka w rozowym domu, otoczonym rozowym murem. Trudno to sobie wyobrazic. W Burg to byloby nie do pomyslenia. Mieszkanie w rozowym domu w Burg zostaloby potraktowane na rowni z kastracja.
Zapewne rozowe kamyczki mialy charakter bardzo srodziemnomorski. I zapewne w lecie, kiedy rolety byly odsloniete, meble wystawione na werande, a upalne slonce zalewalo wybrzeze Jersey, dom ozywial sie. W marcu jednak wygladal tak, jakby czekal na prozac, ktory mu doda energii. Blady, zimny i otepialy.
Przejezdzajac kolo domu, rzucilam okiem na czlowieka, ktory wysiadal z jaguara. Sylwetka i kolor wlosow takie same, jak u Hannibala, wiec to musial byc on. Oczywiscie pod warunkiem, ze to Hannibal widzial mnie znowu na drzewie, a potem obserwujac mnie z ulicy, ze to nie jego sasiad przemknal podworkami i jechal jaguarem do Deal tylko po to, zeby sie mnie pozbyc.
· Co o tym sadzisz? – zapytalam Boba.
Bob otworzyl jedno oko, zerknal na mnie bezmyslnie i znowu zasnal.
Bylam takiego samego zdania.
Pojechalam kilkaset metrow wzdluz Ocean Avenue, zawrocilam i jeszcze raz przejechalam kolo rozowego domu. Zatrzymalam sie za rogiem, tak zeby nie bylo mnie widac.
Schowalam wlosy pod czapke z daszkiem z wizerunkiem zespolu Metallica, wlozylam ciemne okulary, wzielam Boba na smycz i ruszylam w kierunku twierdzy Ra-mosa. Deal to cywilizowane miasteczko ze staroswieckimi chodnikami z cementu, ktore zostaly zaprojektowane z mysla o nianiach i wozkach dla dzieci. Swietnie nadawaly sie dla szpiegow, ktorzy udawali ludzi wyprowadzajacych psy na spacer.
Bylam jakies sto metrow od bramy wjazdowej, kiedy podjechal czarny cadillac. Brama otworzyla sie i samochod wjechal do srodka. Z przodu siedzialo dwoch mezczyzn. Tylne szyby byly zaciemnione. Szarpnelam za smycz Boba i pozwolilam mu troche poweszyc. Cadillac zatrzymal sie przed wejsciem w ksztalcie portyku i wysiedli z niego dwaj mezczyzni. Jeden z nich poszedl wyjac rzeczy z bagaznika. Drugi otworzyl tylne drzwi dla pasazera. Pasazer wygladal na szescdziesiatke. Sredniego wzrostu. Szczuply. Ubrany w sportowa kurtke i polbuty. Krecone szpakowate wlosy. Ze sposobu, w jaki wszyscy kolo niego skakali, wywnioskowalam, ze to Alexander Ramos. Zapewne przylecial na pogrzeb syna. Hannibal wyszedl, zeby przywitac sie ze staruszkiem. Mlodsza, szczuplejsza wersja Hannibala pojawila sie w drzwiach, ale nie zeszla po schodach. Ulysses, sredni syn, pomyslalam.
Zaden z nich nie wygladal na szczegolnie ucieszonego tym zjazdem rodzinnym. Biorac pod uwage okolicznosci, wydawalo sie to zrozumiale. Hannibal powiedzial cos do staruszka. Staruszek wyprostowal sie i zdzielil go przez leb. To nie bylo silne uderzenie. Nie takie, ktore ma na celu nokaut przeciwnika. To bylo raczej stwierdzenie. Glupiec.
Jednak odruchowo sie wzdrygnelam. Nawet z tej odleglosci dostrzeglam, ze Hannibal zacisnal zeby.
rozdzial 6
Przez cala droge do domu jedna rzecz nie dawala mi spokoju. Czy ojciec oplakujacy smierc syna przywitalby sie ze swoim pierworodnym, walac go w leb?
· Hej, co ty wiesz? – powiedzialam do Boba. – Moze startuja w konkursie na najbardziej patologiczna rodzine roku.
Mowiac prawde, to mile odkryc, ze istnieje rodzina, ktora jest bardziej patologiczna niz moja wlasna. Zreszta moja rodzina nie jest az tak pokrecona, oczywiscie wedlug standardow panujacych w Jersey.
Kiedy dojechalam do Hamilton, zatrzymalam sie przy sklepie Rite’a, wyjelam komorke i zadzwonilam do mamy.
· Jestem pod sklepem miesnym – powiedzialam. -Chce zrobic pieczen rzymska. Co mam kupic?
Po drugiej stronie sluchawki zapadla cisza, a ja juz wyobrazilam sobie matke, ktora wlasnie sie przezegnala i zastanawia sie, co moglo sprawic, ze jej corka chce zrobic pieczen rzymska, ludzac sie nadzieja, ze chodzi o mezczyzne.
· Pieczen rzymska – powiedziala w koncu.
· To dla babci – wyjasnilam jej. – Miala ochote na pieczen rzymska.
· Oczywiscie – ucieszyla sie moja matka. – O czym ja myslalam?
Kiedy wrocilam do domu, znowu zadzwonilam do matki.
· W porzadku, jestem juz w domu – powiedzialam. -Co sie teraz z tym robi?
· Mieszasz wszystko, wkladasz do brytfanki i wstawiasz na godzine do piekarnika nagrzanego do stu osiemdziesieciu stopni.
· Nic nie mowilas o zadnej brytfance, kiedy bylam w sklepie – zajeczalam.
· Nie masz brytfanki?
· Oczywiscie, ze mam brytfanke. Chcialam tylko powiedziec, ze… Niewazne.
· Powodzenia – powiedziala mama. Bob siedzial na srodku kuchni, probujac to wszystko zrozumiec.
· Nie mam brytfanki – pozalilam sie Bobowi. – Ale przeciez nie mozemy pozwolic, zeby taki drobiazg nam przeszkodzil, prawda?
Wrzucilam do miski mielone mieso i reszte skladnikow niezbednych do przyrzadzenia pieczeni rzymskiej. Dodalam jajko i obserwowalam, jak rozplywa sie po powierzchni. Zamieszalam wszystko lyzka.
· Rany boskie – poskarzylam sie Bobowi.
Bob pomachal ogonem. Wygladalo na to, ze jest zarlokiem. Znow zamieszalam mase lyzka, ale jajko nie chcialo sie z nia polaczyc. Wzielam gleboki oddech i zanurzylam w miesie obie dlonie. Po kilku minutach recznego mieszania wszystkie skladniki polaczyly sie w jednolita mase. Ulepilam z niej balwana. Potem Humpty Dumpty’ego. Nastepnie wszystko wyrownalam. Masa bardzo przypominala to, co zostawilam na parkingu przy McDonaldzie. W koncu uformowalam z niej dwie kule.
Na deser kupilam mrozony placek z kremem bananowym, przelozylam ciasto z aluminiowej tacki na talerz, a tacke wykorzystalam jako brytfanke.
• Potrzeba jest matka wynalazku – pouczylam Boba. Umiescilam miesne kule w piekarniku, obralam ziemniaki i nastawilam je, otworzylam puszke z przecierem z kukurydzy i przelozylam go do miski, zeby tuz przed podaniem podgrzac danie w mikrofali. Gotowanie nie jest takie straszne, pomyslalam. W rzeczywistosci bardzo podobne do seksu. Czasami z poczatku nie wyglada zachecajaco, ale skoro sie juz zacznie…
Nakrylam stol na dwie osoby, a kiedy skonczylam, zadzwonil telefon.
· Czesc, laluniu – powiedzial Komandos.
· Sam jestes lalunia. Mam wiadomosci. Samochod, ktory widzialam u Hannibala zeszlej nocy, nalezy do Tery Gilman. Powinnam byla ja rozpoznac, jak wysiadla z auta, ale widzialam tylko jej plecy i nie spodziewalam sie, ze to moze byc ona.
· Zapewne przyjechala przekazac kondolencje od Vita.
· Nie wiedzialam, ze Vito przyjazni sie z Ramosem.
· Vito i Alexander wspolpracuja ze soba.
• Jeszcze cos – powiedzialam. – Dzisiaj rano pojechalam za Hannibalem do jego domu w Deal. – Nastepnie opowiedzialam Komandosowi o staruszku w cadil-lacu, o uderzeniu w glowe i o pojawieniu sie mlodego mezczyzny, ktory prawdopodobnie byl Ulyssesem Ramosem.
· Skad wiesz, ze to byl Ulysses?
· Domyslilam sie. Jest podobny do Hannibala, tylko szczuplejszy.
Na chwile zapadla cisza.
· Chcesz, zebym nadal obserwowala jego dom w miescie?
· Rob wywiad raz na jakis czas. Chce wiedziec, czy ktos tam mieszka.
· Nie dziwi cie to, ze Ramos uderzyl w glowe swojego syna? – zapytalam.
· Nie wiem – przyznal Komandos. – W mojej rodzinie ciagle sie bijemy.
Potem rozlaczyl sie i przez kilka minut stalam bez ruchu, zastanawiajac sie, co przeoczylam. Komandos zwykle trzymal jezyk za zebami, ale krotkie milczenie i nieznaczna zmiana modulacji glosu mowily mi, ze uslyszal ode mnie cos interesujacego. Przeanalizowalam nasza rozmowe i nie dostrzeglam w niej nic nadzwyczajnego. Ojciec i dwoch