przypomniala Sofia.

– To prawda, ale nadarza sie doskonala okazja, by jeszcze raz znalezc sie w tym towarzystwie.

– Nic straconego, umowilam sie z D’Alaqua na pojutrze.

Popatrzyli na nia zdumieni. Valoni nie mogl powstrzymac usmiechu.

– Ach tak! Jak mam to rozumiec?

– Zwyczajnie. Ponowil zaproszenie, tyle ze na nastepny dzien, bez zacnego naukowego towarzystwa.

Minerva zerknela ukradkiem na Pietra, ktory zaciskal palce na krawedzi stolu. Antonino tez byl zaklopotany, udzielalo mu sie napiecie kolegi, poprosili wiec Valoniego, by przeszedl do ustalania szczegolow czekajacej ich operacji.

***

W dzinsowej kurtce i spodniach, nieumalowana, z wlosami zwiazanymi w konski ogon, Sofia zaczynala zalowac, ze dala sie zaprosic na obiad. Wpadla jak sliwka w kompot.

Nie wygladala zle. Moze ubrala sie zbyt swobodnie, ale metka Versacego robila swoje. Zalezalo jej, by D’Alaqua przyjal do wiadomosci, ze ona jest w pracy i traktuje to spotkanie jako czesc swoich obowiazkow sluzbowych.

Samochod wyjechal z Turynu, pare kilometrow dalej skrecil w waska droge, ktora konczyla sie na podjezdzie imponujacej, ukrytej w lesie willi, o architekturze inspirowanej renesansem.

Brama rozsunela sie bezszelestnie, choc Sofia nie zauwazyla, by szofer D’Alaquy nacisnal guzik pilota. Willa na pewno ma ochrone, ale nikt nie wyszedl im naprzeciw i nie zapytal, kim jest pasazerka.

Domyslala sie, ze kazdy ich krok sledza ukryte kamery.

W drzwiach czekal na nia Umberto D’Alaqua, ubrany w elegancki, ciemnoszary garnitur z miesistego jedwabiu.

Wnetrze rezydencji ja oszolomilo. Dom wygladal jak galeria sztuki, kto wie, czy nie bylo to muzeum zaadaptowane na mieszkanie.

– Zaprosilem pania do domu, bo pomyslalem, ze spodobaja sie pani niektore z moich obrazow.

Przez godzine oprowadzal ja po pokojach. Wszedzie wisialy bezcenne dziela.

Rozmawiali z ozywieniem o sztuce, polityce i literaturze.

Czas mijal tak szybko, ze Sofia byla zdziwiona, kiedy D’Alaqua dal jej do zrozumienia, ze powinien juz jechac na lotnisko, bo o siodmej odlatuje do Paryza.

– Przepraszam, zasiedzialam sie.

– Alez skad! Dochodzi szosta, gdybym nie musial byc wieczorem w Paryzu, poprosilbym pania, by zostala pani na kolacje. Wracam za dziesiec dni. Jesli nadal bedzie pani w Turynie, mam nadzieje, ze sie spotkamy.

– Trudno powiedziec. Byc moze do tej pory doprowadzimy te sprawe do konca, albo przynajmniej bedziemy zblizali sie do finalu.

– Gdybym mogl zapytac, jaka sprawe…

– Sledztwo w sprawie pozaru w katedrze.

– No przeciez! Jak sie rozwija?

– Pomyslnie, to ostatnia faza.

– Nie moze pani nic wiecej zdradzic?

– Coz…

– Rozumiem. Opowie mi pani, kiedy sledztwo dobiegnie konca i wszystko sie wyjasni.

Sofia byla wdzieczna, ze D’Alaqua potrafil sie znalezc w tej sytuacji. Valoni nie pozwolil jej pisnac ani slowa. Choc wyzbyla sie podejrzen w stosunku do D’Alaquy, nie mogla nie byc posluszna poleceniom szefa.

Czekaly na nich dwa samochody. Jeden mial zawiezc Sofie do hotelu, drugi D’Alaque na lotnisko, gdzie stal jego prywatny samolot. Pozegnali sie usciskiem dloni.

***

– Dlaczego chca go zabic?

– Nie wiem. Od wielu dni przygotowuja grunt. Usiluja przekupic straznika, by nie zamykal drzwi od jego celi. Chca wejsc tam rano i poderznac mu gardlo. Nikt niczego nie uslyszy, przeciez ten niemowa nie wyda z siebie zadnego dzwieku.

– Straznik na to pojdzie?

– Mozliwe. Podobno, chca mu odpalic piecdziesiat tysiecy euro.

– Kto jeszcze o tym wie?

– Dwaj inni wiezniowie, tez Turcy.

– Zostaw mnie samego.

– Zaplacisz mi za informacje?

– Zaplace.

Frasquello zamyslil sie. Dlaczego bracia Baherai chca zabic niemowe? Bez watpienia to zabojstwo na zlecenie, tylko czyje?

Wezwal swoich kapusiow, dwoch mezczyzn skazanych na dozywocie za zabojstwo. Rozmawiali pol godziny. Potem kazal straznikowi wezwac Genariego.

Szef sluzb wieziennych wszedl do celi Frasquella po polnocy.

Ten ogladal wlasnie telewizje, nawet nie wstal, zeby sie przywitac.

– Usiadz – mruknal. – Mozesz powiedziec swojemu kumplowi z policji, ze mial racje. Chca zabic niemowe.

– Kto ma to zrobic?

– Bracia Baherai.

– Dlaczego? – zapytal zaskoczony Genari.

– Dlaczego, dlaczego! Skad mam wiedziec? A zreszta, co mnie to obchodzi? Ja robie swoja robote, reszta to wasza sprawa.

– Mozesz temu zapobiec?

– Idz juz.

Genari opuscil cele, szybkim krokiem skierowal sie do swojego gabinetu i zadzwonil na numer komorkowy Valoniego.

Valoni czytal. Byl zmeczony. Przez pol dnia cwiczyli operacje sledzenia niemowy. Potem wrocil do podziemi i przez dwie godziny przemierzal historyczne korytarze, opukujac sciany w nadziei, ze uslyszy charakterystyczny dzwiek pustki za murem. Komendant Colombaria, z trudem hamujac irytacje, szedl za Valonim, starajac sie go przekonac, ze nie znajdzie tu wiecej niz to, co widac golym okiem.

– Panie Valoni, to ja, Genari.

Komisarz spojrzal na zegarek, bylo po polnocy.

– Mial pan racje. Ktos chce zabic niemowe. Frasquello odkryl, ze dwaj wiezniowie, bracia Baherai, Turcy, zamierzaja jutro zlikwidowac Mendibha. Zdaje sie, ze dostali za to pieniadze. Trzeba jak najszybciej zabrac waszego podopiecznego z wiezienia.

– Nie mozemy tego zrobic. Zacznie cos podejrzewac i cala operacja spali na panewce. Frasquello zrobi to, co mu kazalismy?

– Tak. To on mi przypomnial, ze teraz kolej na pana.

– Wiem. Jest pan w wiezieniu?

– Tak.

– To dobrze. Obudze dyrektora. Bede za godzine. Chce miec wszystkie informacje, jakie uda sie zgromadzic o tych braciach.

– Pochodza z Turcji, spokojni chlopcy, zabili czlowieka podczas bojki, ale to nie zawodowcy.

– Opowie mi pan wszystko za godzine.

Valoni obudzil naczelnika wiezienia i zazadal, by natychmiast spotkal sie z nim w swoim gabinecie. Nastepnie zadzwonil do Minervy.

– Spalas?

– Czytalam. Cos sie stalo?

Вы читаете Bractwo Swietego Calunu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату