– Ubierz sie. Za pietnascie minut spotykamy sie w holu.
Chce, zebys poszla do centrali karabinierow i poszukala w ich komputerze informacji o dwoch ptaszkach. Jade do wiezienia, zadzwonie stamtad do ciebie, by przekazac ci wszystko, czego sie dowiedzialem.
– Ale co sie stalo?
– Ktos chce zabic niemowe.
– Boze!
– Za pietnascie minut na dole.
Kiedy Valoni dotarl do wiezienia, naczelnik juz na niego czekal. Ziewal, nie potrafiac ukryc zmeczenia.
– Chce dostac kartoteki tych Baherai – rzucil Valoni.
– Braci Baherai? Czyzby cos przeskrobali? A, to ten Frasquello cos naopowiadal… Wierzy mu pan, komisarzu? – Naczelnik przeniosl spojrzenie na straznika i dodal: – Genari, niech pan poslucha, jak juz skonczy sie to szalenstwo, wyjasni mi pan swoje powiazania z Frasquellem.
Naczelnik odszukal akta braci i wreczyl je Valoniemu, a ten usiadl na sofie i zaczal przegladac dokumenty. Po chwili zadzwonil do Minervy.
– Zaczynam zasypiac – uslyszal w sluchawce.
– To lepiej sie obudz i znajdz mi wszystko, co ma zwiazek z rodzina tych Turkow. Wprawdzie bracia urodzili sie we Wloszech, ale ich rodzice byli imigrantami. Chce wiedziec o nich wszystko, adresy, kontakty, koligacje, wlaczajac w to krewnych i pociotkow. Zapytaj w Interpolu, porozmawiaj z turecka policja. Za trzy godziny chce miec sprawozdanie.
– Trzy godziny? Chyba snisz. Potrzebuje czasu do jutra.
– O siodmej.
– Zgoda. Piec godzin to wiecej niz trzy.
Restauracje hotelowa otwierano punktualnie o siodmej.
Obsluga wciaz ustawiala na stolach polmiski i rozkladala nakrycia, choc niektorzy goscie zasiedli juz do sniadania.
Minerva, z oczami zaczerwienionymi z niewyspania, przyszla spotkac sie z Valonim.
Szef czytal gazete i pil kawe. Podobnie jak ona, nie wygladal najlepiej.
Minerva polozyla na stole dwie teczki i opadla na krzeslo.
– Jestem wykonczona!
– Wyobrazam sobie. Znalazlas cos interesujacego?
– Zalezy, co uwazasz za interesujace.
– No, mow.
– Bracia Baherai to synowie tureckich imigrantow. Ich rodzice najpierw wyjechali do Niemiec, a stamtad do Turynu.
Znalezli prace we Frankfurcie, ale ich matka nie mogla sie jakos w Niemczech zaaklimatyzowac, postanowili wiec probowac szczescia gdzie indziej. W Turynie mieli krewnych. Ich dzieci to juz Wlosi, turynczycy. Ojciec zatrudnil sie w zakladach Fiata, matka znalazla zajecie jako gosposia. Bracia poszli do szkoly, uczyli sie przecietnie. Starszy byl grzeczniejszy i dosc zdolny, mial lepsze stopnie. Po szkole sredniej dostal prace w Fiacie, podobnie jak ojciec, mlodszy zas zostal kierowca jakiejs szyszki z wladz lokalnych. To nie przypadek, po prostu matka pracowala w domu jego pracodawcy, niejakiego Regio. Starszy nie wytrzymal dlugo w fabryce, nie nadawal sie na robotnika. Wynajal stragan na rynku i zajal sie sprzedaza warzyw i owocow. Dobrze im sie wiodlo, nigdy nie mieli klopotow z policja ani z urzedami. Ojciec jest na emeryturze, matka tez. Nie maja zadnego majatku, jedynie dom, ktory kupili pietnascie lat temu. Przed paroma laty, w sobotnia noc, bracia poszli ze swoimi dziewczynami na dyskoteke. Jacys podpici faceci zaczeli zaczepiac ich partnerki. W raporcie policyjnym mozna przeczytac, ze chlopcy wyjeli noze i wdali sie w bojke z pijakami. Jednego zabili, drugiego zranili tak, ze do dzis ma bezwladne ramie. Zostali skazani na dwadziescia lat, wlasciwie na cale zycie. Narzeczone nie czekaly, powychodzily za maz.
– Wiemy cos o ich rodzinie w Turcji?
– Prosci ludzie. Pochodza z Urfy, niedaleko irackiej granicy. Interpol dostal od tureckiej policji wszystko, co udalo im sie zebrac o rodzinie Baherai. Nieliczne i niezbyt ciekawe fakty. Ojciec ma w Urfie mlodszego brata, zbliza sie do emerytury. Pracuje przy szybach naftowych. Ach, prawda, jest jeszcze siostra. Jej maz jest nauczycielem, maja osmioro dzieci. Dobrze im sie wiedzie, nie byli w nic wmieszani.
Kiedy przeprowadzalismy wywiad srodowiskowy, sasiedzi byli zdziwieni, ze o nich pytamy. Kto wie, czy nie zaszkodzilismy tym biedakom, sam wiesz, jak szybko takie sensacje sie rozchodza.
– Cos jeszcze?
– Tak. W Turynie mieszka krewny matki, niejaki Amin, na pierwszy rzut oka wzorowy obywatel. Ksiegowy, od wielu lat w tej samej agencji reklamowej. Ozeniony z Wloszka, ekspedientka w butiku. Maja dwie corki, starsza studiuje, mlodsza niedlugo skonczy szkole srednia. W kazda niedziele sa w kosciele na mszy.
– Chodza do kosciola?
– A co w tym dziwnego, ze ludzie chodza do kosciola? Jestesmy we Wloszech.
– A ten krewny to nie muzulmanin?
– Ozenil sie z Wloszka, wzieli slub koscielny, to znaczy, ze sie przechrzcil, choc nie ma o tym wzmianki w aktach.
– Sprawdz to. Dowiedz sie tez, czy bracia Baherai chodzili do meczetu.
– Do meczetu?
– Masz racje, jestesmy we Wloszech. W kazdym razie ktos musi wiedziec, czy byli dobrymi muzulmanami. Udalo ci sie zajrzec na ich konta?
– Owszem. Nic ciekawego. Ten ich krewny ma przyzwoita pensyjke, jego zona podobnie. Wystarcza im na wygodne zycie, choc splacaja raty za mieszkanie. Nie zanotowano zadnego nadzwyczajnego przelewu. Ta rodzina jest bardzo blisko ze soba zwiazana, wszyscy odwiedzaja wiezniow, przynosza im jedzenie, slodycze, tyton, ksiazki, ubrania, staraja sie, by wiezienne zycie nie bylo dla nich zbyt ciezkie.
– Tak, wiem. Mam tu wyciag z rejestru odwiedzin. Niejaki Amin odwiedzil ich w tym miesiacu dwa razy, choc zwykle przychodzil tylko raz.
– Nie wiem, czy to podejrzane.
– Musimy zbadac kazdy, nawet najmniej istotny szczegol.
– Zgoda, ale nie tracac z oczu najwazniejszego.
– Wiesz, co mnie zastanawia? Ze chodzi na msze i wzial slub koscielny. Muzulmanie nie zmieniaja tak latwo wyznania.
– Moze przesluchamy wszystkich Wlochow, ktorzy nigdy nie przekroczyli progu kosciola? Posluchaj, moja przyjaciolka przeszla na judaizm, bo zakochala sie w Izraelczyku, kiedy byla na praktykach wakacyjnych w kibucu. Matka tego chlopaka byla ortodoksyjna zydowka, za nic by sie nie zgodzila, zeby jej ukochany synek zwiazal sie z gojka. Moja kolezanka okazala sie bardziej elastyczna, postanowila zmienic wiare i teraz co sobote chodzi do synagogi. Nie wierzy w ani jedno slowo, ale i tak chodzi.
– Dobrze, to bylo o twojej przyjaciolce, a my tu mamy do czynienia z dwoma Turkami, ktorzy chca zabic niemowe.
– Tak, ale nie mieszaj do tego ich krewniaka. Nie zrobisz z niego podejrzanego, tylko dlatego ze chodzi na msze.
Do jadalni wszedl Pietro, z zainteresowaniem nadstawiajac uszu. Chwile pozniej zeszli na sniadanie Antonino i Giuseppe.
Jako ostatnia zjawila sie Sofia.
Minerva opowiedziala o wszystkim, czego dowiedziala sie w ciagu ostatnich godzin, Valoni zalecil, by kazde przeczytalo kopie raportu przygotowanego przez kolezanke.
– Wnioski? – zapytal, kiedy skonczyli czytac.
– To nie sa zawodowi mordercy. Jesli zlecono im te robote, to dlatego ze maja powiazania z niemowa, lub tez ktos ma do nich ogromne zaufanie – uznal Pietro.
– W wiezieniu nie brak takich, ktorzy pocieliby go bez mrugniecia okiem za darmo, ale zleceniodawca nie wie, jak dotrzec do takich ludzi, a to znaczy, ze nie ma kontaktow z polswiatkiem, albo, jak uwaza Pietro, z nieznanych