– Wysluchalem cie, kto wie, czy nie masz racji, ale skoro nie mamy nic do stracenia, nie pozwole, by wymknal nam sie jakis watek. Prosze, Minervo, zadzwon do Sofii, moze jeszcze nie polozyla sie spac. Co wiemy o Urfie?

Antonino wreczyl mu pelny raport o Urfie czy tez Edessie.

Przewidzial, ze szef o niego poprosi.

– Wszyscy wiedza, ze calun znajdowal sie w Edessie – nie ustepowal Pietro. – Nawet ja o tym wiedzialem, nasluchalem sie od was tej historii do znudzenia.

– Owszem, ale nowoscia jest, ze mamy tu kilku obywateli z Urfy, ktorzy jednak wykazuja pewne powiazania z calunem – nie dawal za wygrana Valoni.

– Ach tak? A mozna wiedziec, jakie to powiazania? – kpil Pietro.

– Jestes zbyt dobrym policjantem, zebym ci to musial wyjasniac, ale skoro nalegasz… Turgut pochodzi z Urfy, jest koscielnym w katedrze, byl w pracy w dzien pozaru i podczas wszystkich wczesniejszych wypadkow. Ciekawe, ze nigdy niczego nie zauwazyl. Mamy tez niemowe, ktory zamierzal cos ukrasc. Interesujace, ze nie jest to jedyny niemy, jaki stanal na naszej drodze. Pare miesiecy temu inny niemowa splonal na wegielek, a w calej historii calunu byli jeszcze inni niemi i inne pozary. Potem okazuje sie, ze dwaj bracia tureckiego pochodzenia, co ciekawe, rowniez pochodzacy z Urfy, usilowali zamordowac naszego niemowe. Dlaczego? Chca, zebyscie jutro poszli z Giuseppem przesluchac koscielnego. Powiedzcie mu, ze sledztwo jest w toku i chcecie z nim porozmawiac, byc moze przypomni sobie jakis szczegol.

– Tylko zdenerwujemy staruszka. Prawie sie rozplakal, kiedy przesluchiwalismy go po raz pierwszy – przypomnial Giuseppe.

– Dlatego trzeba przesluchac go jeszcze raz. Wydaje mi sie, ze to ich najslabsze ogniwo. Poprosimy rowniez o zgode prokuratora na zalozenie podsluchu w telefonach naszych sympatycznych przyjaciol z Urfy.

Minerva wrocila z Sofia. Usiadly, posylajac Pietrowi wrogie spojrzenia. Kiedy kolo trzeciej nad ranem zamykano bar, narada wciaz trwala. Sofia zgadzala sie, ze powinni podjac ten watek, ktory nieoczekiwanie doprowadzil ich do Urfy, i isc jego sladem. Antonino i Minerva byli tego samego zdania. Giuseppe pozostal sceptyczny, ale nie dyskutowal z kolegami, podczas gdy Pietro z trudem ukrywal niezadowolenie.

Poszli spac przekonani, ze zblizaja sie do konca sledztwa.

* *

Starzec sie obudzil. To brzeczyk telefonu komorkowego wyrwal go z glebokiego snu. Minely ledwie dwie godziny, odkad sie polozyl. Ksiaze byl w doskonalym humorze i nie wypuszczal ich az do polnocy. Kolacja byla wykwintna, rozmowa zabawna, jak przystalo na dzentelmenow w ich wieku i ich pokroju, kiedy spotykali sie w zamknietym gronie.

Nie odebral telefonu, kiedy na wyswietlaczu odczytal numer z Nowego Jorku. Wiedzial, co ma robic. Wstal z lozka, otulil sie szlafrokiem z kaszmiru i skierowal do gabinetu. Kiedy sie tam znalazl, zamknal drzwi na klucz i usiadlszy za stolem, nacisnal ukryty guzik. Pare minut pozniej rozmawial przez telefon, korzystajac ze specjalnego systemu komunikacyjnego, niedostepnego dla najnowoczesniejszych urzadzen podsluchowych.

Informacje, jakie odebral, byly niepokojace: ludzie z wydzialu prowadzacego dochodzenie w sprawie pozaru w katedrze zblizaja sie do wspolnoty i Addaia, chociaz jeszcze nie wiedza o istnieniu pasterza.

Plan Addaia, by zabic Mendibha, nie powiodl sie.

Ale nie to bylo najgorsze. Zespol operacyjny Valoniego puscil wodze fantazji i doktor Galloni konstruowala tezy, ktore ocieraly sie o prawde, choc nie zdawala sobie z tego sprawy.

Z drugiej strony do akcji wkroczyla ta hiszpanska dziennikarka.

Switalo, kiedy opuscil gabinet. Poszedl do sypialni i przystapil do przygotowan. Czekal go dlugi dzien. Za cztery godziny ma wazne spotkanie w Paryzu. Obecnosc obowiazkowa, choc niepokoila go ta improwizacja – latwo moga zwrocic na siebie uwage.

Popoludnie przeszlo w zmierzch, a potem w nieprzenikniona noc. Jakub de Molay, wielki mistrz zakonu templariuszy, czytal przy swietle swiec list od Pierre’a Berarda z Vienne, ktory informowal go o szczegolach soboru.

Zmarszczki zlobily szlachetne oblicze wielkiego mistrza.

Dlugie nocne czuwanie zostawilo slad w jego spojrzeniu, mial zaczerwienione, zmeczone oczy.

Zle czasy nastaly dla templariuszy.

Naprzeciwko Villeneuve du Temple, imponujacej ufortyfikowanej budowli, wznosil sie majestatyczny palac krolewski, w ktorego komnatach Filip szykowal zaglade zakonowi.

W skrzyniach krolewskiego skarbca widac bylo dno, Filip byl jednym z najwiekszych dluznikow zakonu. Pozyczyli mu tyle zlota, ze aby posplacac wszystkie dlugi, krol musialby zyc dziesiec razy dluzej niz zwykly smiertelnik.

Filip IV nie zamierzal jednak splacac dlugow. Mial lepszy pomysl: stanie sie dziedzicem zakonu, nawet gdyby musial podzielic sie czescia fortuny z Kosciolem.

Kusil rycerzy szpitala jerozolimskiego obietnicami nadan, jesli wespra go w jego kampanii wytoczonej przeciwko templariuszom. Wokol papieza Klemensa skupialo sie grono wplywowych duchownych, ktorym placil za to, by intrygowali przeciwko zakonowi.

Odkad udalo mu sie kupic falszywe zeznania od Esquieu de Flotyana, Filip otaczal templariuszy coraz ciasniejszym kregiem i z dnia na dzien zblizal sie do chwili, w ktorej wymierzy im smiertelny cios.

Krol podziwial w duchu Jakuba de Molay za odwage i szlachetnosc, cnoty, ktorych jemu brakowalo. Drzal na sama mysl, ze ma stanac przed przejrzystym lustrem uczciwych oczu wielkiego mistrza. Nie spocznie, dopoki nie zobaczy go plonacego na stosie.

Tego popoludnia, jak podczas wielu poprzednich, Jakub de Molay modlil sie w kaplicy za rycerzy zamordowanych z rozkazu Filipa.

Odkad Filip spotkal sie z Klemensem w Poitiers, sprawowal piecze nad majatkiem templariuszy. Teraz wielki mistrz z niecierpliwoscia oczekiwal rozwiazania soboru viennenskiego.

Filip udal sie tam osobiscie, by naciskac na Klemensa i koscielny trybunal. Nie wystarczalo mu, ze zarzadza czyms, co do niego nie nalezy, chcial miec to na wlasnosc, a sobor viennenski stwarzal swietna okazje, by wymierzyc zakonowi smiertelny cios.

Skonczywszy czytac, Jakub de Molay potarl zaczerwienione oczy i poszukal pergaminu. Przez dluzsza chwile wodzil piorem po papierze, stawiajac kanciaste litery. Kiedy list byl gotowy, wielki mistrz wezwal do siebie zaufanych rycerzy: Beltrana de Santillane i Gotfryda de Charney.

Beltran de Santillana, wysoki i mocno zbudowany mezczyzna, ktory przyszedl na swiat w wielopokoleniowym domu zagubionym w Gorach Kantabryjskich, lubil cisze i medytacje.

Wstapil do zakonu jako osiemnastolatek, a zanim stal sie bratem i nauczycielem innych braci, walczyl w Ziemi Swietej.

Tam poznal i tam ocalil zycie Jakuba de Molaya, zaslaniajac go wlasnym cialem. Pamiatka po tym byla dluga blizna, biegnaca zaledwie pare cali od serca.

Gotfryd de Charney z kolei, wizytariusz zakonu w Normandii, byl ascetycznym, oschlym czlowiekiem, ktorego rod wydal na swiat niejednego templariusza, jak chociazby jego wuja, Francois de Charneya (niech Bog ma go w swej opiece, bo zgasl z melancholii lata temu, po powrocie do ojczyzny).

Jakub de Molay ufal Gotfrydowi jak sobie samemu. Razem walczyli w Egipcie i mial okazje przekonac sie o jego odwadze i poboznosci. Zdecydowal, ze to on, wraz z Beltranem de Santillana, przeprowadza te delikatna misje.

Templariusz Pierre Berard poinformowal go w liscie, ze papiez Klemens jest o krok od ustapienia Filipowi. Dni zakonu sa policzone, w Vienne zostanie ogloszone rozwiazanie zakonu.

To kwestia dni, dlatego trzeba szybko rozporzadzic uszczuplonym majatkiem, by ocalic to, co jeszcze pozostalo.

Gotfryd de Charney i Beltran de Santillana weszli do komnaty wielkiego mistrza. Cisze nocy zaklocala wrzawa dobiegajaca z ulic Paryza.

Jakub de Molay, opanowany i pewny siebie, poprosil ich, by usiedli. To bedzie dluga rozmowa, bo maja do omowienia wiele kwestii.

Вы читаете Bractwo Swietego Calunu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату