– Beltranie, musisz natychmiast wyjechac do Portugalii.
Nasz brat, Pierre Berard, donosi, ze za kilka dni papiez rozwiaze nasz zakon. Nie wiemy, jaki los spotka naszych braci w innych krajach, lecz we Francji przyszlosc templariuszy jest przesadzona. Zastanawialem sie, czy nie wyslac cie do Szkocji, gdyz na krolu Robercie Brusie ciazy ekskomunika i nic sobie nie robi z papieskich zarzadzen. Ufam jednak dobremu krolowi Dionizemu z Portugalii, od ktorego otrzymalem gwarancje, ze bedzie oslanial zakon. Krol Filip odebral nam wieksza czesc dobr. Nie brak zlota jednak mnie martwi i nie utracone ziemie, tylko nasz wielki skarb, prawdziwy skarb zakonu, calun Chrystusowy. Od lat chrzescijanscy krolowie podejrzewaja, ze jest zrodlem naszej potegi, i ostrza sobie na niego zeby, bo wydaje im sie, ze relikwia ma niezwykla moc i czyni niezniszczalnym tego, kto ja posiada. Wydaje mi sie, ze gdy swiety krol Ludwik blagal nas, bysmy pozwolili mu modlic sie przed wizerunkiem Chrystusa, nie czynil tego szczerze. Chcial sie jedynie dowiedziec, czy mamy calun.
Zawsze udawalo nam sie dochowac sekretu i tak powinno pozostac. Filip cieszy sie na mysl, ze wtargnie do naszej twierdzy i przeszuka ja od piwnic po dach. Wierzy swoim doradcom, ktorzy wmawiaja mu, ze jesli znajdzie calun, bedzie mogl zawladnac calym chrzescijanskim swiatem. Zaslepia go ambicja.
Musimy ocalic nasz skarb tak, jak kiedys zrobil to wasz dobry wuj de Charney. Ty, Beltranie, udasz sie do naszej posiadlosci w Castro Marim, przekroczysz Gwadiane i oddasz calun przeorowi, naszemu bratu Jose de Sa Beiro. Zaniesiecie mu list z dyspozycjami, jak ma postepowac, by dobrze chronic nasz skarb.
Tylko wy, Sa Beiro, de Charney i ja wiemy, gdzie znajduje sie swiety calun i tylko Sa Beiro w godzinie smierci przekaze sekret swemu nastepcy. Zostaniecie w Portugalii, przechowujac tam relikwie. Jesli bedzie to potrzebne, wysle nowe instrukcje.
Podczas podrozy do Hiszpanii wstapicie do wielu domow i posiadlosci templariuszy, zawieziecie do wszystkich przeorow dokument z moimi instrukcjami co do dalszego postepowania, na wypadek gdyby na zakon spadlo nieszczescie.
– Kiedy mam wyruszyc?
– Jak tylko bedziesz gotowy.
Gotfryd de Charney nie potrafil ukryc rozczarowania, gdy spytawszy:
– Powiedz, wielki mistrzu, na czym polega moja misja? – uslyszal: – Udasz sie do Lirey i zostawisz tam plotno, w ktore twoj wuj, wiele lat temu, owinal swiety calun. Powinno ono pozostac na ziemiach Francji, lecz ukryte w bezpiecznym miejscu. Od lat zadaje sobie pytanie o cud, jaki nastapil, gdy wasz wuj odwijal plotno, by wreczyc calun wielkiemu mistrzowi w Marsylii. Obie tkaniny sa swiete, choc tylko w jedna owiniete bylo cialo Pana. Licze na szlachetnosc rodu de Charney i wiem, ze twoj brat i wasz stary ojciec beda przechowywali te tkanine, dopoki zakon nie zazada jej zwrotu.
Francois de Charney dwa razy przemierzyl pustynie, by zawiezc swiety calun do templariuszy. Teraz zakon znow obdarza zaufaniem te mezna chrzescijanska rodzine.
Zapadla cisza, mezczyzni starali sie opanowac wzruszenie.
Jeszcze tej samej nocy, choc roznymi drogami, dwaj templariusze wyruszyli z cennymi relikwiami. Jakub de Molay mial racje – Bog sprawil cud na plotnie zlozonym przez Francois de Charneya. Byla to delikatna tkanina, o takiej samej fakturze i w tym samym odcieniu co calun, ktorym na polecenie Jozefa z Arymatei owinieto cialo Jezusa.
Od wielu dni byli w drodze, niemal nie zsiadali z koni.
Wreszcie ich oczom ukazalo sie miasto Bidasoa. Beltran de Santillana, w towarzystwie czterech rycerzy i ich giermkow, nie szczedzili koniom ostrog. Chcieli jak najszybciej znalezc sie w Hiszpanii, jak najdalej od zakusow krola Filipa. Wiedzieli, ze moga ich scigac krolewscy poslancy. Filip mial wszedzie swoich szpiegow i ktos na pewno zauwazyl, ze niewielki konny oddzial wyjechal z twierdzy Villeneuve du Temple.
Jakub de Molay prosil ich, by nie zakladali szat ani zbroi templariuszy. Lepiej nie wzbudzac niczyjego zainteresowania.
Beltran de Santillana z radoscia rozpoznawal krajobrazy tak dawno niewidzianej ojczyzny i z luboscia rozmawial w jezyku kastylijskim z wiesniakami i z bracmi, ktorzy przyjmowali go w szkolach i siedzibach templariuszy.
Po trzydziestu dniach w siodle dotarli w poblize wioski estremadurskiej Jerez, zwanej tez osada rycerska, gdyz miescila I sie tu wielka posiadlosc rycerzy swiatyni. Beltran de Santillana oznajmil swym towarzyszom, ze zatrzymaja sie na kilkudniowy odpoczynek.
Teraz, w Kastylii, zatesknil za przeszloscia, za czasami, gdy nie wiedzial, co przyniesie mu los i marzyl tylko o tym, by zostac rycerzem, ktory wyzwoli Grob Panski i zwroci go chrzescijanom.
To ojciec zachecil go, by wstapil do zakonu i stal sie wojownikiem Pana. Poczatki byly trudne. Lubil cwiczenia z mieczem i lukiem, lecz zachowanie czystosci nie bylo latwe dla kogos z takim temperamentem. Nastaly twarde lata pokuty i poswiecenia, zanim nauczyl sie panowac nad swym cialem, podporzadkowal je duszy i stal sie godnym, by szerzyc slowo Pana.
Skonczyl juz piecdziesiat lat, widzial u siebie pierwsze oznaki starosci, lecz w czasie tej podrozy po rozleglej Kastylii znow poczul sie mlody.
Na horyzoncie wznosil sie zamek. Zyzna dolina dostarczala dosc zywnosci, by wykarmic mieszkancow warowni, a obfite w wody strumienie nie daly im zaznac pragnienia.
Wiesniacy pracujacy w polu z daleka dostrzegli jezdzcow i pomachali im przyjaznie na powitanie. Templariusze cieszyli sie opinia zacnych rycerzy. Na ich spotkanie wyszedl mlody giermek, zajal sie ich rumakami i wskazal sciezke wiodaca do zamkowej bramy.
Beltran de Santillana opowiedzial przeorowi o tym, co dzieje sie we Francji, i wreczyl mu dokument zapieczetowany przez Jakuba de Molaya.
Przez wszystkie te dni de Santillana z przyjemnoscia rozmawial z templariuszem urodzonym tak jak on w gorzystej Kantabrii. Wspominali imiona wspolnych przyjaciol, zartowali ze sluzacych w palacu, w ktorym sie urodzili, pamietali nawet, jak wolali na krowy, ktore pasly sie na lakach, dumne i obojetne na pokrzykiwania dzieci.
Rozstawali sie z radoscia w duszy. Beltran de Santillana nie wspomnial o misji, jaka mu powierzono. Nikt go zreszta nie pytal, ani przeor, ani tym bardziej bracia templariusze, bo i oni o niczym nie wiedzieli.
Przez Gwadiane przeprawili sie w malej osadzie z chatami o bialych, rozgrzanych sloncem scianach. Przewoznik, wlasciciel tratwy, ktora dzien w dzien przewozil z brzegu na brzeg ludzi i ich dobytek, powiedzial im, jak dotrzec do Castro Marim.
Jose Sa Beiro, mistrz Castro Marim, byl uczonym mezem, ktory studiowal medycyne, astronomie, matematyke, i dzieki znajomosci arabskiego czytal klasykow, gdyz to Arabowie odkryli, przetlumaczyli i przechowali dla potomnosci pisma Arystotelesa, Talesa z Miletu, Archimedesa i wielu innych starozytnych medrcow.
Walczyl w Ziemi Swietej, poznal szorstkosc jej jalowego krajobrazu, a jednak z tesknota wspominal noce oswietlone tysiacem gwiazd, ktore w Oriencie zdawaly sie wisiec tak nisko, ze chcialo sie zbierac je z nieba pelnymi garsciami.
Z baszty w murze okalajacym zamek widac bylo dalekie migotanie morskich fal.
Warownia, przyczajona w zakolu Gwadiany, byla trudna do zdobycia.
Przeor przyjal ich serdecznie, kazal odpoczac i zmyc kurz drogi. Nie chcial z nimi rozmawiac, dopoki nie najedza sie, nie napija i nie rozgoszcza w skromnych izbach, jakie im przydzielil.
Po krotkim odpoczynku Beltran de Santillana udal sie na rozmowe z przeorem. Do gabinetu przez wielkie otwarte okno wpadal powiew znad rzeki.
Kiedy rycerz skonczyl swa opowiesc, przeor poprosil, by pokazal mu relikwie. Kastylijczyk rozlozyl plotno i obydwaj poczuli glebokie wzruszenie. Nie do uwierzenia, jak starannie odbil sie kazdy szczegol sylwetki Chrystusa. Byly tam slady meki i niewyslowionego cierpienia.
Jose Sa Beiro delikatnie gladzil tkanine, zdawal sobie bowiem sprawe, jaki przywilej go spotkal. Oto prawdziwe oblicze Pana, tak dobrze znane templariuszom, odkad wielki mistrz de Vichiers poslal do wszystkich domow zakonnych obrazy sporzadzone wedlug wizerunku odbitego na plotnie.
Mistrz przeczytal list od Jakuba de Molay i zwracajac sie do Beltrana de Santillany, powiedzial:
– Rycerzu, bedziemy chronili te relikwie. Wielki mistrz zaleca mi, by nie mowic nikomu, ze znalazla sie ona w