Giuseppe.

Turgut zadrzal. Teraz zyskal pewnosc, ze policja wie o wszystkim. Ismet postanowil ratowac sytuacje.

– Oczywiscie, utrzymuje kontakty z sasiadami, ja tez mam nadzieje, ze odnajde tu znajomych z kraju. Wuj jest w polowie Wlochem, ale my, Turcy, nie zapominamy o naszych korzeniach, prawda wuju?

Pietro wyczul, ze chlopak stara sie nie dopuscic starego do glosu.

– Panie Turgut, zna pan rodzine Baherai? – zapytal.

– Baherai! – wykrzyknal Ismet, jak gdyby uslyszal jakas radosna nowine. – Chodzilem do szkoly z jednym Baherai, zdaje sie, ze maja tu jakichs krewnych…

– Wolalbym, zeby to panski wuj mi odpowiedzial – nalegal Pietro.

Francesco Turgut przelknal sline i szykowal sie do wygloszenia wielokrotnie przecwiczonej kwestii.

– Oczywiscie, ze ich znam, to powazana rodzina, dotknieta ogromnym nieszczesciem. Ich synowie… coz, popelnili blad, teraz ponosza zasluzona kare, ale zapewniam pana, to zacna rodzina, moze pan pytac kogo chce, wszyscy za nich porecza.

– Odwiedzal pan ostatnio mlodych Baherai?

– Nie, ostatnio nie czuje sie najlepiej, prawie nie wychodze z domu.

– Przepraszam – wtracil sie Ismet z niewinna mina – co takiego zrobili ci Baherai?

– A dlaczego sadzi pan, ze zrobili cos zlego? – przerwal Giuseppe.

– Bo skoro pyta o nich policja, to znaczy, ze musieli cos przeskrobac.

Chlopak usmiechnal sie swobodnie, a policjanci patrzyli na niego, niepewni, czy maja do czynienia z bezczelnym klamca, czy chlopak jest tak naiwny, na jakiego wyglada.

– Wrocmy do dnia pozaru – nalegal Giuseppe.

– Powiedzialem wam juz wszystko, co pamietam. Gdybym przypomnial sobie cos wiecej, skontaktowalbym sie z wami – poskarzyl sie zalosnie staruszek.

– Dopiero przyjechalem – wyjasnil Ismet – nawet nie zdazylem zapytac wuja, gdzie bede spal, nie mogliby panowie wrocic za jakis czas?

Pietro dal znak Giuseppemu. Pozegnali sie i wyszli.

– Co sadzisz o bratanku koscielnego? – zapytal Pietro, kiedy znalezli sie na ulicy.

– Sam nie wiem, wyglada na spokojnego chlopaka – mruknal Giuseppe zamyslony.

– Prawdopodobnie przyslali go, zeby mial oko na wuja.

– Czy ja wiem? Nie dajmy sie wciagnac w to polowanie na czarownice. Co do jednego sie z toba zgadzam, Sofia i Valoni cos sobie wymyslili, choc przyznaje, ze Marco ma nosa. Ale w tym przypadku to juz obsesja.,;

– Wczoraj, kiedy wyrazilem takie samo zdanie, nie poparles mnie – przypomnial kwasno Pietro.

– Po co sie klocic? Wypelniamy rozkazy. Jesli okaze sie, ze maja racje, bardzo dobrze, jest sprawa. Jesli nie, przynajmniej staralismy sie jakos wytlumaczyc te podejrzane pozary.

– Podziwiam twoj stoicyzm. Jakbym rozmawial z Anglikiem, a nie z Wlochem.

– Za bardzo bierzesz sobie to wszystko do serca, a ostatnio w dodatku zebralo ci sie na dyskusje.

– Mam wrazenie, ze nasz zespol sie rozpada, ze juz nie jestesmy tak zgrani jak dawniej – westchnal Pietro.

– Owszem, co do tego nie mam zludzen, ale jeszcze wrocimy do poprzedniej formy. Ale to rowniez wina twoja i Sofii. Gdy jestescie razem, wszyscy sa spieci, mozna odniesc wrazenie, ze nic wam nie sprawia takiej przyjemnosci jak robienie sobie na przekor. Jak ona „a”, to ty „b”. Szef ma racje, kto miesza prace z lozkiem, popelnia blad.

– Nie prosilem cie o taka szczerosc.

– Racja, ale juz od dawna chcialem ci to powiedziec.

– Zgoda, to nasza wina, moja i Sofii, ale co ja na to poradze?

– Nic. Podejrzewam, ze wam przejdzie, w kazdym razie ona wkrotce zmieni prace. Kiedy uporamy sie z ta sprawa, pojdzie w swoja strone, zaczyna sie tu dusic. Za duzo jest warta, zeby sie uganiac za zlodziejami.

– To nadzwyczajna kobieta – przyznal Pietro.

– Dziwne, ze chciala sie z toba zadawac.

– Jestes przemily, doloz mi jeszcze.

– No coz, trzeba pogodzic sie z tym, czym sie jest. Zreszta to dotyczy nas obydwu – jestesmy tylko gliniarzami. Brak nam klasy i wyksztalcenia. Daleko nam do niej i do Valoniego. Szefunio pobieral nauki, to widac. Ale ja jestem zadowolony z siebie, uwazam, ze zaszedlem calkiem daleko. W koncu praca w wydziale do spraw sztuki to przyjemna fucha, w dodatku prestizowa.

– Od twojej szczerosci zaczyna mnie mdlic.

– W porzadku, juz sie zamykam. Myslalem tylko, ze mozemy porozmawiac szczerze, jak kumple, nie bac sie prawdy.

– Juz podzieliles sie ze mna prawda, teraz zostaw mnie w spokoju. Pojdziemy do centrali i poprosimy Interpol, zeby sciagneli nam z Turcji jakies informacje o bratanku Turguta. Przedtem jednak musimy porozmawiac z tym ksiedzem Yvesem.

– Po co? On nie pochodzi z Urfy. – Giuseppe wzruszyl ramionami.

– Bardzo zabawne.

– Teraz postanowiles przeswietlic wszystkich ksiezy?

– Nie badz glupi. Musimy z nim pogadac.

Ojciec Yves przyjal ich od razu. Pisal wlasnie przemowienie dla kardynala na jutrzejsze spotkanie z przeorami zamknietych zakonow. Rutyna, jak sam stwierdzil.

Zapytal ich o postepy w sledztwie, bardziej z uprzejmosci niz z zainteresowania, i zapewnil, ze po zainstalowaniu nowych zabezpieczen przeciwpozarowych wydaje sie malo prawdopodobne, by wybuchl kolejny pozar.

Gawedzili okolo kwadransa, ale nie dowiedzieli sie niczego ciekawego. Pozegnali sie wiec grzecznie i poszli.

***

Rycerz Joao de Tomar spial konia. W oddali lsnila juz Gwadiana i rysowaly sie baszty twierdzy Castro Marim. Galopowal bez odpoczynku od samego Paryza, gdzie byl bezradnym swiadkiem meczenstwa wielkiego mistrza.

W uszach pobrzmiewalo mu jeszcze echo glebokiego glosu Jakuba de Molaya, oddajacego Filipa Pieknego i papieza Klemensa pod osad Bozy.

Nie mial najmniejszych watpliwosci co do tego, ze Pan bedzie sprawiedliwy i nie pozwoli, by zbrodnia, jakiej z papieska aprobata dopuscil sie krol Francji, uszla mu bezkarnie.

Jakub de Molay stracil zycie, lecz do konca zachowal godnosc, albowiem nie bylo na swiecie czlowieka przewyzszajacego go mestwem.

Rycerz umowil sie z przewoznikiem co do zaplaty, a kiedy znalazl sie na portugalskim brzegu, pospieszyl w strone posiadlosci, ktora przez ostatnie trzy lata byla mu domem, po powrocie z Egiptu i obronie Cypru.

Mistrz Jose Sa Beiro nie kazal rycerzowi czekac na audiencje, tylko przyjal go od razu, zapraszajac, by usiadl i napil sie wody. Sam usadowil sie naprzeciwko, gotow wysluchac wiesci od rycerza, ktorego wyslal do Paryza na przeszpiegi.

Przez dwie godziny Joao de Tomar opowiadal z przejeciem o ostatnich dniach zakonu rycerzy swiatyni, kiedy to Jakub de Molay i ostatni templariusze sploneli na oczach bezlitosnych, zadnych krwi mieszkancow Paryza.

Mistrz byl gleboko poruszony, z trudem powstrzymywal lzy.

Filip Piekny skazal zakon na smierc. Wlasnie teraz jego wyrok, podpisany przez papieza, wykonywany jest jak Europa dluga i szeroka. Rycerze mieli zostac oddani pod sad w roznych krajach chrzescijanskich. W niektorych krolestwach mogli liczyc na uniewinnienie, w niektorych zas, zgodnie z papieskim rozporzadzeniem, zostana przyjeci do innych zgromadzen.

Jose Sa Beiro wiedzial, ze krol Portugalii, Dionizy, ma uczciwe zamiary, tylko czy potrafi sprzeciwic sie rozkazom papieza? Powinien jednak dowiedziec sie o wszystkim. Posle rycerza, by w jego imieniu pertraktowal z krolem.

– Wiem, ze jestes zmeczony podroza, musze cie jednak prosic, bys podjal sie nowej misji. Udasz sie do Lizbony z listem do krola. Opowiesz mu o tym, czego byles swiadkiem, nie pominawszy zadnego szczegolu. Potem czekaj

Вы читаете Bractwo Swietego Calunu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату