na odpowiedz. Teraz odpocznij, a ja napisze list do krola. Wyruszysz jutro…

***

Lizbona ukazala mu sie w calym swym pieknie, oswietlona blaskiem poranka. Joao de Tomar od wielu dni byl w drodze, postanowil wiec nieco odpoczac, zwlaszcza ze jego kon zranil sie w noge.

Nie chcial wymieniac konia w gospodzie, wolal sam opatrzyc zwierze i zaczekac, az rana sie zagoi, nawet jesli mialoby to sprawic, ze nieco pozniej dotrze do krolewskiego palacu.

Wierzchowiec byl jego najwierniejszym przyjacielem, wyniosl go z niejednej bitwy, ratujac mu zycie. Kiedy kon wydobrzal, rycerz nie osiodlal go, pozwalajac mu biec swobodnie.

Dosiadl innego rumaka, ktorego dostal w gospodzie za zlota monete.

Za czasow krola Dionizego Portugalia stala sie zasobnym krajem. To on zalozyl uniwersytet i przeprowadzil reformy rolne, sprawiajac, ze po raz pierwszy w historii Portugalia mogla sprzedawac zboze, oliwe i wysmienite wino.

Krol przyjal de Tomara po dwoch dniach od jego przyjazdu.

Rycerz po raz kolejny opowiedzial o wydarzeniach, ktorych byl swiadkiem w Paryzu. Wpierw jednak wreczyl monarsze list od Josego Sa Beiro.

Krol zapewnil, ze nie bedzie zwlekal z odpowiedzia, gdyz dotarly juz do niego wiesci o rozporzadzeniu papieza.

Joao de Tomar wiedzial, ze krol Dionizy jest w bardzo dobrych stosunkach z klerem, zaledwie pare lat temu podpisal konkordat. Czy odwazy sie przeciwstawic papiezowi?

Templariusz czekal trzy dni, az zostal ponownie wezwany przed oblicze krola. Dionizy podjal madra decyzje: nie przeciwstawi sie papiezowi ani nie bedzie przesladowal templariuszy.

Postanowil powolac nowy zakon, Zgromadzenie Rycerzy Chrystusa, do ktorego wstapia wszyscy templariusze, przestrzegajac reguly wlasnego zgromadzenia, tyle tylko, ze nowe bedzie podlegac krolowi, nie papiezowi.

W ten sposob bogactwo templariuszy pozostanie w Portugalii, nie zawladnie nim Kosciol ani inne zgromadzenia.

W zamian za to krol liczy na wdziecznosc rycerzy i ich poparcie dla krolewskich planow.

Decyzja krola miala zostac ogloszona zwierzchnikom wszystkich zgromadzen i domow zakonnych. Portugalscy templariusze przeszli pod krolewska jurysdykcje.

Kiedy mistrz Jose Sa Beiro uslyszal o krolewskim postanowieniu, ze w Portugalii templariusze nie beda przesladowani ani nie splona na stosie, lecz ich dobra przejda na wlasnosc krola, zamyslil sie gleboko. Musial podjac pewna wazna decyzje, mozliwe bowiem, ze Lizbona zazada inwentaryzacji majatku zakonu…

Beltran de Santillana starannie zlozyl swiete plotno i schowal je do sakwy, z ktora od tej pory mial sie nie rozstawac.

Zaczekal na przyplyw, ktory zakolysze jego statkiem, a potem poniesie ku wybrzezom Szkocji.

Na krolu Szkocji, Robercie Brusie, ciazyla ekskomunika, wiec Szkocja stala sie enklawa, w ktorej ma szanse przetrwac wladza i potega zakonu rycerzy swiatyni.

Jose Sa Beiro wiedzial, ze tylko ten kraj moze zapewnic bezpieczenstwo skarbowi, wypelniajac wiec ostatnia wole Jakuba de Molaya, zamierzal wyslac rycerza Beltrana de Santillane wraz z Joao de Tomarem, Wilfredem de Payensem i kilkoma innymi dzielnymi mezami, z misja przewiezienia relikwii do siedziby zakonu w Arbroath.

To mistrz zakonu w Szkocji powinien zdecydowac, gdzie ukryc calun. To on ma zadbac, by relikwia nigdy nie dostala sie w obce rece.

Mistrz Castro Marim wreczyl Beltranowi de Santillanie list do mistrza w Szkocji, wraz z pismem Jakuba de Molaya, w ktorym ten wykladal powody, dla ktorych maja zachowywac w tajemnicy fakt posiadania Chrystusowego calunu.

Lodz plynela zakolem Gwadiany, tuz przed miejscem, w ktorym rzeka uchodzi do morza. Tam czekal okret, majacy zawiezc skarb do zielonych wybrzezy Szkocji. Rycerze nie ogladali sie za siebie. Nie chcieli poddac sie wzruszeniu, gdyz na zawsze opuszczali portugalska ziemie.

Wreszcie ukazaly sie klify szkockiego wybrzeza. Rycerze w Szkocji wiedzieli o tym, co spotkalo ich braci w calej Europie. Oni ocaleli tylko dzieki dobrym ukladom ze swoim krolem.

Mistrz wezwal wszystkich do kapitularza. Tam, na oczach oniemialych rycerzy, rozlozyl na dlugim stole swiete plotno.

Odbita na nim twarz przypominala wizerunek Chrystusa na obrazie, przed ktorym modlili sie w kaplicy.

Slonce wschodzilo nad morzem, kiedy skonczyli sie modlic.

Beltran de Santillana zostal sam z mistrzem szkockiego zakonu. Zamienili tylko kilka slow i ostroznie zlozyli plotno, by schowac je w strzezonym miejscu, jak chcial tego Jakub de Molay.

***

Elianne Marchais byla drobna kobieta, noszaca sie ze staroswiecka elegancja. Zgodzila sie przyjac Ane Jimenez, dajac jej do zrozumienia, ze robi dla niej wyjatek, choc tak naprawde ciekawa byla, czego dziewczynie udalo sie dowiedziec.

Profesor Marchais nie przepadala za dziennikarzami, nie znosila ich tendencji do uproszczen. Dlatego nie udzielala wywiadow, a kiedy pytano ja o zdanie w jakiejs kwestii, odpowiadala zawsze: polecam moje ksiazki, zawarlam w nich cala swoja wiedze na ten temat, nie potrafie opowiedziec w trzech slowach czegos, na co potrzebowalam trzystu stron.

Ta dziennikarka jednak miala rekomendacje waznych osob: ambasadora Hiszpanii przy UNESCO, dwoch rektorow prestizowych hiszpanskich uniwersytetow i trzech profesorow z Sorbony, kolegow Elianne. Dziewczyna albo jest kims bardzo waznym, albo jest bardzo uparta i zrobi wszystko, by osiagnac cel.

Ana Jimenez uznala, ze osobie pokroju profesor Marchais trzeba od razu powiedziec prawde. Ta albo ja wysmieje i wyprosi, albo jej pomoze.

Przez dwadziescia minut opowiadala jej, najlapidarniej jak mogla, ze pisze artykul poswiecony historii calunu i potrzebuje jej opinii, by oddzielic fantazje i domysly od faktow.

– A skad u pani takie zainteresowanie calunem turynskim? Jest pani katoliczka?

– Coz… bylam ochrzczona, chociaz trudno mnie uznac za osobe praktykujaca.

– Nie odpowiedziala pani na moje pierwsze pytanie. Dlaczego interesuje sie pani calunem?

– Bo jest niezwykle tajemniczy, wywoluje tyle sporow, a jego historia pelna jest dramatycznych wydarzen – pozarow, kradziezy…

Profesor Marchais uniosla lekcewazaco brew i najwyrazniej zamierzala zakonczyc rozmowe.

– Pani Jimenez, obawiam sie, ze nie moge pani pomoc. Nie specjalizuje sie w wiedzy ezoterycznej. Mysle, ze powinna pani udac sie do kogos, kto lepiej zrozumie te jakze interesujaca teze, ze calun przyciaga nieszczescia.

Wstala. Nie byla zainteresowana rozmowa z ta glupiutka dziennikarka. Za kogo ona ja bierze? Jak smie do niej przychodzic z takimi bzdurami?

Ana, nie wstajac z krzesla i nie przestajac patrzyc pani profesor w oczy, chwycila sie ostatniej deski ratunku.

– Chyba zle sie wyrazilam, pani profesor. Nie interesuje mnie ezoteryka – zapewnila pospiesznie. – Staram sie tylko napisac dobrze udokumentowany artykul. Szukam faktow, czystych faktow, a nie spekulacji. Dlatego przychodze do pani, by oddzielic prawde od niezliczonych koncepcji autorstwa szanowanych skadinad autorow. Pani wie o wszystkim, co wydarzylo sie we Francji na przelomie trzynastego i czternastego wieku!

Profesor Marchais, choc wciaz stala, zaczela sie wahac.

To, co powiedziala przed chwila dziewczyna, brzmialo powaznie.

– Nie mam zbyt wiele czasu… Co chce pani wiedziec?

Ana odetchnela z ulga.

– Chcialabym sie dowiedziec, w jakich okolicznosciach calun pojawil sie we Francji.

Nie kryjac znudzenia, profesor Marchais opowiedziala Anie o odnalezieniu relikwii w Lirey.

– Kroniki mowia, ze w tysiac trzysta czterdziestym dziewiatym roku Gotfryd de Charny, dziedzic Lirey, oznajmil, ze posiada calun posmiertny z odbiciem sylwetki Jezusa, do ktorego jego rodzina zywi wielkie nabozenstwo. Tenze

Вы читаете Bractwo Swietego Calunu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату