— Kch… zie? — zapytal.
Spodziewal sie tego, ale mimo wszystko az go poderwalo.
— Na Jowisza — poinformowal Bykow.
Nie patrzyl na planetologow. Spogladal tylko na Molliara. Bylo mu go zal, bardzo. Przeciez to pierwszy, naprawde powazny rejs kosmiczny Molliara i na Amaltei oczekiwano go niecierpliwie. Molliar byl swietnym radiooptykiem.
— O — odezwal sie Molliar — na Jowisza?
— Tak. — Bykow zamilkl, obmacujac siniak na czole. — Zwierciadlo fotonowe rozbite. Aparatura kontrolna zwierciadla zniszczona. Statek ma osiemnascie dziur.
— Czy sploniemy? — spytal niecierpliwie Dauge.
— Na razie jeszcze nie wiem. Misza przeprowadza obliczenia. Moze i nie sploniemy.
Bykow zamilkl. Molliar znow sie odezwal:
— Pojde sie oczyscic.
— Zaczekajcie, Charles — przerwal mu Bykow. — Towarzysze, czy zrozumieliscie dobrze, co wam powiedzialem? Spadamy na Jowisza.
— Zrozumielismy — rzekl Dauge.
Teraz bedziemy spadac na Jowisza az do konca zycia — powiedzial Molliar.
Bykow nie odrywajac wzroku patrzyl na niego spod oka.
— D-dobrze powiedziane — rzekl Jurkowski.
—
— No, idzcie juz — wycedzil Bykow.
Molliar odwrocil sie i wyszedl z kajuty. Wszyscy patrzyli za nim i uslyszeli, jak w korytarzu zaczal cos spiewac cichym, acz przyjemnym glosem.
— Co on spiewa? — zapytal Bykow. — Molliar nigdy dotad nie spiewal.
Dauge przysluchiwal sie przez chwile, po czym zaczal tlumaczyc:
— Dwie jaskolki caluja sie za oknem mojego gwiazdolotu. W ogromnej pustce-ce-ce. Co je zagnalo az tutaj? One bardzo sie kochaly i przyfrunely az tu, by popatrzec na gwiazdy. Tra-la-la. I co wam do tego. Cos w tym rodzaju.
— Tra-la-la — rzekl zamyslony Bykow. — Fajne to.
— T-ty t-tlu-lumaczysz j-jak maszyna LIANTO — rzekl Jurkowski. — P-pra-awdziwe aar-rcydzielo.
Bykow spojrzal na niego ze zdziwieniem.
— A co ci jest, Wolodia? — zapytal. — Co z toba?
— J-jakala n-na cale zycie — odparl Jurkowski.
— Prad go porazil — szepnal Dauge. Bykow poruszyl wargami.
— No nic — powiedzial. — Nie my pierwsi. Bywalo gorzej. Wiedzial dobrze, ze dotychczas nigdy jeszcze nie bylo gorzej.
Ani z nim, ani z planetologami. Przez niedomkniety luk poslyszeli glos Michaila Antonowicza:
— Aloszenka, gotowe!
— Chodz tutaj — rzekl Bykow.
Michail Antonowicz, gruby i pokiereszowany, wpadl do kajuty. Byl bez koszuli, caly lsnil od potu.
— Och, j aktu macie chlodno! — powiedzial, obejmujac tega piers krotkimi, pulchnymi dlonmi. — A w kabinie nawigacyjnej potwornie goraco.
— Dawaj, Misza — niecierpliwil sie Bykow,
— A co z Wolodienka? — przestraszyl sie nawigator.
— Dawaj, dawaj — powtorzyl Bykow. — Prad go porazil.
— A gdzie jest Charles? — siadajac, zapytal nawigator.
— Charles zdrow i caly — odrzekl Bykow, hamujac zniecierpliwienie. — Wszyscy zdrowi i cali. Zaczynaj.
— No, to chwala Bogu — odetchnal z ulga nawigator. — No wiec, chlopcy. Cos niecos obliczylem i oto co z tego wynika: „Tachmasib” spada, ale nie starczy nam paliwa, zeby sie wyrwac.
— To jasne nawet dla jeza — rzekl Jurkowski, prawie sie nie zacinajac.
— Nie starczy. Wyrwac sie mozna tylko na reaktorze fotonowym, ale zdaje sie mamy rozbite zwierciadlo. A na hamowanie lotu paliwa starczy. Obliczylem, oto program. Jesli uznana powszechnie teoria budowy egzosfery Jowisza jest sluszna, to nie sploniemy.
Dauge chcial wtracic, ze nie istnieje i nigdy nie istniala zadna powszechnie uznana teoria budowy Jowisza, jednak sie powstrzymal.
— Juz w tej chwili niezgorzej hamujemy — ciagnal Michail Antonowicz. — Sadza, ze spadanie przebiegnie pomyslnie. Nic wiecej nie mozemy zdzialac, chlopcy. — Michail Antonowicz usmiechnal sie, jakby byl winowajca. — Jesli oczywiscie nie zreperujemy zwierciadla.
— Na Jowiszu nie ma stacji remontowych. To wynika jasno ze wszystkich teorii budowy Jowisza.
Bykow chcial, zeby chlopcy zdali sobie sprawe z sytuacji. Zeby zrozumieli wszystko do konca. Wciaz mu sie jeszcze wydawalo, ze chlopcy nie zdawali sobie z tego sprawy.
— Jaka teorie budowy uwazasz za uznana powszechnie? — zapytal Dauge.
Michail Antonowicz wzruszyl ramionami.
— Teorie Kangrena — odrzekl.
Bykow spogladal wyczekujaco na planetologow.
— No coz — wzruszyl ramionami Dauge. — Moze byc i Kangren. Jurkowski milczal, spogladajac w sufit.
— Sluchajcie, planetolodzy-specjalisci — nie wytrzymal Bykow. — Co bedzie tam w dole? Czy mozecie cos o tym powiedziec?
— Tak, oczywiscie — rzekl Dauge. — Juz wkrotce powiemy ci o tym.
— Kiedy? — ozywil sie Bykow.
— Gdy bedziemy tam, na dole — rozesmial sie Dauge.
— Planetolodzy — rzekl Bykow. — Spec-jali-sci.
T-trzeba obliczyc — powiedzial Jurkowski, patrzac w sufit. Mowil powoli, prawie sie nie zacinal. — Niech M- michail obliczy, na jakiej glebokosci s-statek przestanie spadac i z-zawisnie.
— A to ciekawe — zainteresowal sie Michail Antonowicz.
— W-wedlug Kangrena cisnienie atmosfery na Jowiszu r-rosnie szybko. O-oblicz, Misza. I podaj g-glebokosc zanurzenia, c-cisnienie na tej glebokosci oraz sile c-ciezkosci.
— Tak — rzekl Dauge. — Jakie bedzie cisnienie? Moze po prostu nas zgniecie.
— No, nie takie to latwe — powiedzial Bykow. — Dwiescie tysiecy atmosfer wytrzymamy. A reaktor fotonowy i kadluby rakiet wytrzymajawiecej.
Jurkowski usiadl, podwinawszy nogi.
— T-teoria Kangrena nie jest gorsza od innych — oznajmil. Dostarczy nam podstawowych danych. — Spojrzal na nawigatora. — Moglibysmy o-obliczyc to sami, ale ty masz m-maszyne.
— Oczywiscie — przyznal Michail Antonowicz. — Nie ma o czym mowic. Oczywiscie, chlopcy.
Bykow zwrocil sie do Krutikowa z prosba:
— Misza, daj mi program, tylko przejrze… I zaraz przekaz go nawigatorowi cybernetycznemu.
— Juz mu podalem, Loszenka — odrzekl nawigator przepraszajacym tonem.
— Aha. No coz, dobrze — powiedzial Bykow i wstal. — Tak. Teraz wszystko jasne. Nie zgniecie nas, oczywiscie, ale z powrotem juz sie nie wydostaniemy — mozemy to sobie otwarcie powiedziec. Nie my pierwsi. Zylismy z honorem i z honorem umrzemy. Sprobuje razem z Zylinem, moze sie cos uda zrobic ze zwierciadlem, ale to… nic… — Zmarszczyl czolo i pokrecil spuchnietym nosem. — A co wy zamierzacie robic?
— P-prowadzic obserwacje — odparl zdecydowanie Jurkowski. Dauge przytaknal kiwnieciem glowy.
— Bardzo dobrze. — Bykow popatrzyl na nich spod oka. — Mam do was prosbe. Zwroccie uwage na Molliara.
— Tak, tak — poparl go Michail Antonowicz.
— To czlowiek nowy i… moze sie zdarzyc cos niedobrego… sami wiecie.
— Dobra, Losza — rzekl Dauge, usmiechajac sie zuchowato. — Mozesz byc spokojny.
— No wiec tak — powiedzial Bykow. — Ty, Misza, idz do kabiny nawigacyjnej i dokonaj wszystkich obliczen, a