Delikatny gwizdek budzika obudzil Jure dokladnie o osmej rano czasu pokladowego. Jura uniosl sie na lokciu i gniewnie popatrzyl na budzik. Budzik odczekal chwile i zagwizdal znowu. Jura jeknal i usiadl na koi. Nie, nie, wiecej nie czytam po nocy, pomyslal. Dlaczego wieczorem nigdy nie chce sie spac, a rano czlowiek sie tak meczy?

W kajucie bylo chlodno, nawet zimno. Jura objal rekami nagie ramiona i zaszczekal zebami. Potem spuscil nogi na podloge i przecisnawszy sie pomiedzy koj a a sciana wyszedl na korytarz. W korytarzu bylo jeszcze zimnej, ale za to stal Zylin — potezny, muskularny, w samych slipach. Zylin gimnastykowal sie. Przez jakis czas Jura obejmujac rekami ramiona stal i patrzyl, jak tamten cwiczy. W rekach Zylin zaciskal dziesieciokilowe hantle. Walczyl z cieniem, ktory niezle obrywal. Od strasznych ciosow po korytarzu az fruwal wietrzyk.

— Dzien dobry, Wania — powiedzial Jura.

Zylin blyskawicznie i bezszelestnie odwrocil sie i posuwistym krokiem ruszyl na Jure, rytmicznie kolyszac sie calym cialem. Twarz mial powazna i skupiona. Jura przyjal pozycje bojowa. Zylin polozyl hantle na podlodze i ruszyl do walki. Jura skoczyl ku niemu. Juz po kilku minutach zrobilo mu sie goraco. Zylin glosno i bolesnie lal go polotwarta dlonia. Jura trzy razy trafil go w czolo, za kazdym razem na twarzy Zylina pojawial sie usmiech zadowolenia. Gdy Jura oblal sie potem, Zylin powiedzial: Break! i przerwali pojedynek.

— Dzien dobry, stazysto — rzekl Iwan. — Jak sie spalo?

— Dzie… ku… je… — dyszal Jura. — Nie… zle.

— Pod prysznic! — zakomenderowal Zylin.

Kabina byla mala, na jednego czlowieka, przed nim stal juz niedbale usmiechniety Jurkowski w wytwornym czerwono-zlotym szlafroku, z kolosalnym miekkim recznikiem przerzuconym przez ramie. Mowil przez drzwi:

— W kazdym razie… d-doskonale pamietam, ze Krajuchin odmowil wtedy zatwierdzenia tego projektu… Co?

Zza drzwi dobiegl szum lejacej sie wody, plusk i niezrozumialy cienki tenorek.

— Nic nie slysze — orzekl z niezadowoleniem Jurkowski. Podniosl glos. — Mowie, ze Krajuchin odrzucil ten projekt, wiec jesli napiszesz, ze to byla historyczna pomylka, bedziesz mial racje… Co?

Drzwi od prysznica otworzyly sie i stamtad, wycierajac sie, wyszedl rozowy, odswiezony Michail Antonowicz Krutikow, nawigator „Tachmasiba”.

— Cos mowiles, Wolodienka — wyjasnil dobrodusznie — ale nic nie slyszalem. Woda szumiala.

Jurkowski popatrzyl na niego z zalem, wszedl pod prysznic i zamknal za soba drzwi.

— Chlopcy, czy on sie pogniewal? — spytal zaniepokojony Michail Antonowicz. — Mnie sie wydaje, ze sie pogniewal.

Zylin wzruszyl ramionami, a Jura powiedzial niepewnie:

— Chyba nie.

Michail Antonowicz nagle krzyknal:

— Ojej! Kasza sie rozgotuje! — 1 szybko pobiegl do kambuza.

— Podobno dzisiaj ladujemy na Marsie? — chcial wiedziec Jura.

— Tez slyszalem takie plotki — przyznal Zylin. — Co prawda, na kursie trzydziesci trzydziesci zarejestrowano statek pod piracka bandera, ale mysle, ze przeskoczymy. — Nagle zatrzymal sie i zaczal nasluchiwac. Jura tez. Pod prysznicem woda lala sie silnym strumieniem. Zylin pokrecil krotkim nosem. — Czuje — stwierdzil. Jura tez powachal.

— Kasza? — spytal.

— Nie — odparl Zylin. — Kolejna psota niedublowanego fazocyklera. Straszny z niego psotnik. Czuje, ze jeszcze dzisiaj trzeba go bedzie wyregulowac.

Jura spojrzal na Iwana z powatpiewaniem. To mogl byc zart, ale rowniez dobrze mogla to byc prawda. Zylin umial szostym zmyslem wyczuwac szwankujace urzadzenia.

Spod prysznica wyszedl Jurkowski. Spojrzal majestatycznie na Zylina i jeszcze bardziej majestatycznie na Jure.

— K-kadet i p-porucznik — odezwal sie. — Kto dzisiaj ma dyzur w kambuzie?

— Michail Antonowicz — odparl Jura niesmialo.

— Wiec znowu bedzie owsianka — rzekl majestatycznie Jurkowski i udal sie do swojej kajuty.

Jura odprowadzil go wzrokiem. Jurkowski porazal jego wyobraznie. — I co? — spytal Zylin. — Gromodzierzca! Zeus! Co? Idz sie myc.

— Nie. Najpierw ty, Wania.

— W takim razie chodzmy razem. Co tu bedziesz sam sterczal. Jakos sie wcisniemy.

Po kapieli ubrali sie i poszli do mesy. Wszyscy juz siedzieli przy stole, Michail Antonowicz nakladal na talerze owsianke. Na widok Jury Bykow spojrzal na zegarek, potem znowu na Jure. Robil tak kazdego dnia. Dzisiaj jednak nie padl zaden komentarz.

— Siadajcie — powiedzial tylko.

Jura zajal swoje miejsce obok Zylina, naprzeciwko kapitana. Michail Antonowicz, patrzac na niego lagodnie, nalozyl mu porcje na talerz. Jurkowski jadl owsianke z widocznym wstretem i czytal jakis gruby raport napisany na maszynie, ktory polozyl przed soba na koszyku z chlebem.

— Iwan — zwrocil sie do niego Bykow — niedublowany fazocykler traci regulacje. Zajmij sie tym.

— Zajme sie, Aleksieju Pietrowiczu — rzekl Iwan. — W trakcie ostatnich rejsow tylko nim sie zajmuje. Trzeba albo zmienic schemat, albo dac dubler.

— Zmienic schemat, Aloszenka — uznal Michail Antonowicz. — Zestarzalo sie to wszystko — fazocyklery i teletaktory… Pamietam, jak szlismy na Uran na „Hiusie 8” w dwa tysiace pierwszym…

— Nie w dwa tysiace pierwszym, tylko w dziewiecdziesiatym dziewiatym — poprawil Jurkowski, nie odrywajac sie od raportu. — Pamietnikami…

— A mnie sie zdaje… — zaczal Michail Antonowicz w zadumie.

— Nie sluchaj go, Michail — wtracil sie Bykow. — Kogo obchodzi, kiedy to bylo? Najwazniejsze, kto tam byl. Na czym. Jak.

Jura cichutko poruszyl sie na krzesle. Zaczynala sie tradycyjna poranna rozmowa. Bojownicy wspominali minione dni. Michail Antonowicz wybieral sie na emeryture i pisal memuary.

— To znaczy co? — powiedzial Jurkowski, wznoszac oczy znad rekopisu. — A priorytet?

— Jaki priorytet? — spytal Bykow.

— Moj priorytet.

— Po co ci ten priorytet?

— Uwazam, ze to bardzo przyjemnie byc pierwszym.

— Ale po co chcesz byc pierwszy? Jurkowski zastanowil sie.

— Szczerze mowiac, nie wiem — powiedzial. — To po prostu przyjemne.

— Mnie osobiscie to zupelnie obojetne — rzucil Bykow. Jurkowski, usmiechajac sie poblazliwie, zamachal w powietrzu

palcem wskazujacym.

— Naprawde, Aleksieju?

— Moze rzeczywiscie cos w tym jest — przyznal Bykow — ale zeby wylazic ze skory tylko po to, by byc pierwszym… Malo skromne. Przynajmniej jak na uczonego.

Zylin mrugnal do Jury. Jura zrozumial to tak: „Zakarbuj sobie”.

— Nie wiem, nie wiem — zastanawial sie Jurkowski, demonstracyjnie wracajac do raportu. — W kazdym razie, Michail jest zobowiazany trzymac sie prawdy historycznej. W dziewiecdziesiatym dziewiatym roku ekspedycja Daugego i Jurkowskiego po raz pierwszy w historii nauki odkryla i zbadala sondami bombowymi tak zwane „pole amorficzne” na biegunie pomocnym Uranu. Nastepne badania plamy zostaly przeprowadzone rok pozniej.

— Przez kogo? — zywo zainteresowal sie Zylin.

— Nie pamietam — odparl z roztargnieniem Jurkowski. — Chyba Lacroix. Michail, czy nie mozna by… z- zwolnic stolu? Chcialbym teraz pracowac.

Nastepowaly swiete godziny pracy Jurkowskiego. Jurkowski zawsze pracowal w mesie. Tak sie przyzwyczail. Michail Antonowicz i Zylin udali sie na mostek. Jura chcial pojsc za nimi — ciekaw byl regulacji niedublowanego fazocyklera — ale Jurkowski go zatrzymal.

— K-kadecie — powiedzial — badzcie tak uprzejmi i przyniescie mi z kajuty aktowka. Lezy na koi.

Jura poszedl. Gdy wrocil, Jurkowski cos drukowal na przenosnej maszynie elektronicznej, niedbale

Вы читаете Lot na Amaltee, Stazysci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату