— Przeciez tak nie mozna — zaprotestowal. — Trzeba bylo uprzedzic. Pod ziemia zaczeli strzelac z taka zacietoscia, ze Jura mial wrazenie, iz z jaskini leca strzepy.

— Po co to? — spytal czlowiek.

— To Jurkowski — odpowiedziano z tlumu.

— Jaki Jurkowski? — zdumial sie czlowiek. — Syn?

— Nie, par.

Z jaskini kolejno wyszlo jeszcze trzech Tropicieli. Jeden z nich na widok miotacza powiedzial:

— Bardzo dobrze. Zaraz wszyscy wyjda i wtedy im damy. Ostatni wyszli Feliks i Jurkowski. Jurkowski mowil zdyszany:

— A wiec ta wieza nad nami… p-powinna byc czyms w rodzaju stacji pomp wodnych. Bardzo… p- prawdopodobne! Zuch z was, Feliksie. — Zobaczywszy miotacz plomieni, zatrzymal sie. — Aa, miotacz! Coz… m- mozna. Mozecie dzialac. — Skinal laskawie czlowiekowi z miotaczem.

Czlowiek ozywil sie, zeskoczyl z siedzenia i podszedl do progu pieczary, wlokac za soba waz. Tlum cofnal sie. Jeden Jurkowski stal nadal obok czlowieka z miotaczem, trzymajac sie pod boki.

— Gromodzierzca, co? — powiedzial Zylin tuz nad uchem Jury. Czlowiek z miotaczem wycelowal. Jurkowski nagle wzial go za reke.

— Chwileczke. A wlasciwie… p-po co to? Zywe pijawki juz dawno sa… m-martwe, a martwe… p-przydadza sie biologom. Mam racja?

— Zeus — skomentowal Zylin.

Jura tylko wzruszyl ramionami. Bylo mu wstyd.

Pienkow dopil kawa jednym haustem, westchnal i powiedzial w zadumie:

— Wypic jeszcze jedna filizanka, czy nie wypic?

— Daj, naleja ci — zaproponowal Marti.

— A ja chca, zeby Natasza — rzekl Pienkow.

Natasza nalala mu kawy. Za oknem byla czarna krystalicznie jasna noc, jakie bywaja u schylku lata, tuz przed jesiennymi burzami. W kacie stolowego lezala sterta futrzanych kurtek, akumulatorowych pasow, untow, karabinow. Nad drzwiami warsztatu przytulnie cykal elektroniczny zegar.

— W koncu nie wiem, wybilismy te pijawki, czy nie? — powiedzial Matti.

Sierioza oderwal sie od ksiazki.

— Komunikat sztabu generalnego — poinformowal. — Na polu bitwy zostalo szesnascie pijawek, jeden czolg i trzy crawlery. Wedlug niesprawdzonych danych, jeszcze jeden czolg ugrzazl na solniskach na samym poczatku oblawy. Na razie nie udalo sia go stamtad sciagnac.

— To wiem — oznajmil Matti. — Mnie interesuje, czy moga teraz noca isc do Cieplego Syrtu?

— Mozesz — stwierdzil Pienkow. — Ale wez karabin — dodal po namysle.

— Jasne. — Glos Mattiego ociekal zlosliwoscia.

— A wlasciwie po co chcesz chodzic noca na Cieply Syrt? Matti spojrzal na niego.

— Powiem ci — rzekl serdecznie. — Wyobraz sobie, ze przyszla pora, aby towarzysz Bialy, Siergiej Aleksandrowicz, wyszedl na obserwacja. Trzecia w nocy, a towarzysza Bialego, sami rozumiecie, w obserwatorium nie ma. Ida wiac na Cieply Syrt, na centralna stacja meteorologiczna, wchodza na pierwsze pietro…

— Laboratorium Osiem — dodal Pienkow.

— Zrozumialem — rzekl Siergiej.

— Dlaczego ja nic nie wiem? — spytala Natasza urazona. — Dlaczego mnie nikt nigdy nic nie mowi?

— Cos Rybkina dlugo nie ma — zadumal sie Siergiej.

— Rzeczywiscie — rzucil Pienkow znaczaco.

— Juz polnoc sie zbliza — oswiadczyl Matti. — A Rybkina ciagle nie ma.

— Jak ja mam was dosyc… — Natasza westchnela. W korytarzu brzaknely drzwi sluzy.

— Zaraz Rybkin przyjdzie, on sie z nas posmieje — odezwal sia Pienkow.

Do drzwi stolowego zastukano.

— Wejdzcie — powiedziala Natasza, gromiac chlopakow wzrokiem.

Wszedl Rybkin, akuratny, w czystym kombinezonie, snieznobialej koszuli i gladko ogolony.

— Mozna? — spytal cicho.

— Wejdz, Feliksie — zaprosil go Matti i nalal kawy do przygotowanej wczesniej filizanki.

— Troche sie dzisiaj spoznilem — tlumaczyl sie Feliks. — Bylo zebranie u dyrektora.

Wszyscy popatrzyli na niego wyczekujaco.

— Przede wszystkim mowiono o fabryce regeneracyjnej. Jurkowski polecil przerwac na dwa miesiece badania naukowe. Wszyscy naukowcy zostana zmobilizowani do warsztatow i na budowa.

— Wszyscy? — spytal Siergiej.

— Wszyscy. Nawet Tropiciele. Jutro wydadza oficjalny rozkaz.

— Diabli wzieli moj program. — W glosie Pienkowa brzmialo znuzenie. — Dlaczego ta nasza administracja nie moze zorganizowac pracy?

— Milcz, Wolodia! Nic nie wiesz!… — rozgniewala sie Natasza.

— Tak — powiedzial Siergiej w zadumie. — Slyszalem, ze mamy problemy z woda. A co jeszcze bylo na zebraniu?

— Jurkowski wyglosil przemowienie. Ze za bardzo lubimy zyc wedlug rozkladu, uwielbiamy wygrzane miejsca, ze w ciagu trzydziestu lat zdazylismy stworzyc… jak to on powiedzial: nudne i skomplikowane tradycje. Ze wygladzila sie nam falda mozgu odpowiedzialna za ciekawosc i tylko tym mozna wytlumaczyc anegdotyczna sytuacja ze Stara Baza. Generalnie mowil mniej wiecej to, co ty, Siergiej, zeszlej dekady, pamietasz? O tym, ze dookola tajemnice, a my drepczemy w jednym miejscu… Bardzo gorace przemowienie i pewnie bez przygotowania. Potem pochwalil nas za oblawa, Powiedzial, ze przyjechal nas do niej popchnac i bardzo sie cieszy, ze sarni sie na nia zdecydowalismy… Potem wystapil Puczko i zazadal glowy Liwanowa. Powiedzial, ze juz on mu pokaze powoli i metodycznie…

— A co? — spytal Pienkow.

— Czolgi sa powaznie pokiereszowane. Za dwa miesiace nasza grupe, przenosza na Stara Baze, wiec bedziemy sasiadami…

— Jurkowski wyjezdza? — zainteresowal sie Matti.

— Tak, dzisiaj w nocy.

— Ciekawe — zastanawial sie Pienkow — po co on wozi ze soba tego spawacza?

— Do spawania obrotnic — odparl Matti. — Mowia, ze zamierza przeprowadzic jeszcze kilka oblaw na asteroidach.

— Mialem taki incydent z Jurkowskim — powiedzial Siergiej. — Jeszcze w instytucie. Podczas zaliczania kursu planetologii teoretycznej wygonil mnie w bardzo oryginalny sposob. Dajcie, mowi, towarzyszu Bialy, wasz indeks i otworzcie, prosze, drzwi. Zdziwiony podchodze do drzwi i otwieram je, a on wyrzuca moj indeks na korytarz i mowi: Wroccie za miesiec.

— I co? — dociekal Pienkow. — I poszedlem.

— A co on tak? — pytal Pienkow z niezadowoleniem.

— Mlody wtedy bylem — przyznal Siergiej. — Bezczelny.

— Teraz tez jestes dobry — zauwazyla Natasza.

— To co, wybilismy w koncu te pijawki, czy nie? — powtorzyl Matti. Wszyscy popatrzyli na Feliksa.

— Trudno powiedziec — rzekl Feliks. — Zabito szesnascie sztuk, a przewidywalismy, ze jest ich co najwyzej dziesiec. Ale praktycznie chyba wybilismy.

— Przyszedles z karabinem? — chcial wiedziec Matti. Feliks skinal glowa.

— No to jasne — odrzekl Matti.

— To prawda, ze Jurkowskiego omal nie spalili miotaczem plomieni? — spytala Natasza.

— A mnie razem z nim — odpowiedzial Feliks. — Zeszlismy do kawerny, a oni nie wiedzieli, ze tam jestesmy. Od tej kawerny zaczniemy prace za dwa miesiace. Tam chyba zostaly resztki wodociagu. Bardzo dziwna sprawa — nie okragle rury, lecz owalne.

— Ciagle liczysz na wyprostowanych dwunoznych? — zaciekawil sie Siergiej.

Feliks pokrecil glowa.

Вы читаете Lot na Amaltee, Stazysci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату