czekac, az cie zaciagna… Sluchasz mnie, stazysto? Zgodnie z instrukcja powinienes mnie sluchac.
— Poczekajcie, Wania — powiedzial Jura. — Jeszcze nie ochlonalem…
8. Eunomia. Kosmogonisci
— Stazysto Borodin — oznajmil Bykow, skladajac gazete. — Pora spac.
Jura wstal, zamknal ksiezke i po chwili wahania wlozyl ja do szafki. Nie bede dzisiaj czytal, zdecydowal. Trzeba sie w koncu kiedys wyspac.
— Dobranoc — powiedzial.
— Dobranoc — odparl Bykow i otworzyl kolejna gazete. Jurkowski nie odrywajac sie od papierow, niedbale machnal dlugopisem. Gdy Jura wyszedl, Jurkowski spytal:
— Jak myslisz, Aleksieju, co on jeszcze lubi? — Kto?
— Nasz kadet. Wiem, ze lubi i umie spawac prozniowo — widzialem na Marsie. Co jeszcze moze lubic?
— Dziewczyny — odrzekl Bykow.
— Nie dziewczyny, tylko dziewczyne. Ma fotografie.
— Nie wiedzialem.
— Mozna sie domyslic. Jak sie ma dwadziescia lat i leci gdzies daleko, bierze sie ze soba jakas fotografie, z ktora potem nie wiadomo, co robic. W ksiazkach pisza, ze nalezy na nia spogladac ukradkiem i oczy musza byc przy tym pelne lez albo przynajmniej zasnute mgielka. Tylko ze na cos takiego nie starcza czasu. Ale wrocmy do naszego stazysty.
Bykow odlozyl gazete, zdjal okulary i popatrzyl na Jurkowskiego.
— Zrobiles wszystko, co miales zrobic?
— Nie — rozzloscil sie Jurkowski. — Nie zrobilem i nie mam ochoty o tym rozmawiac. Od tej idiotycznej dlubaniny glowa mi puchnie, chce sie troche rozerwac. Mozesz odpowiedziec na moje pytanie?
— Na to pytanie najlepiej odpowie ci Iwan — stwierdzil Bykow. — Spedzaj a razem sporo czasu.
— Poniewaz jednak Iwana tu nie ma, pytam ciebie. To chyba jasne?
— Nie denerwuj sie tak, Wolodia, watroba cie rozboli. Nasz stazysta to jeszcze chlopiec. Zdolne rece, ale nie ma jeszcze konkretnych upodoban, poniewaz niczego nie zna. Aleksego Tolstoja lubi.
I Wellsa. Galsworthy wydaje mu sie nudny i Droga nad drogami tez. Bardzo lubi Zylina, a nie lubi jednego barmana w Mirza-Charle. To jeszcze maly chlopiec. Paczek.
— W jego wieku — wyznal Jurkowski — bardzo lubilem pisac wiersze. Marzylem o tym, zeby zostac pisarzem. A potem gdzies przeczytalem, ze pisarze przypominajanieboszczykow: lubia, gdy mowi sie o nich dobrze albo wcale… tak. Ale do czego to ja zmierzalem?
— Nie wiem — odparl Bykow. — Moim zdaniem, po prostu wykrecasz sie od pracy.
— Nie, nie, pozwol… Juz wiem! Interesuje mnie swiat wewnetrzny naszego stazysty.
— Stazysta to stazysta.
— Stazysta stazyscie nierowny — sprzeciwil sie Jurkowski. — Ty jestes stazysta, ja tez. Wszyscy jestesmy stazystami w sluzbie przyszlosci. Starzy stazysci i mlodzi stazysci. Odbywamy staz przez cale zycie, kazdy po swojemu. A gdy umieramy, potomkowie oceniaja nasza prace i wydaja nam dyplom na zycie wieczne.
— Albo nie wydaja — zadumal sie Bykow, patrzac w sufit. — Zazwyczaj, niestety, nie wydaja.
— Coz, nasza wina, ale nie nasza bieda. A wlasnie, wiesz, kto zawsze dostaje dyplom?
— No?
— Ci, ktorzy wychowuja zmiane. Tacy jak Krajuchin.
— Byc moze — zgodzil sie z nim Bykow. — I co ciekawe: ci ludzie, w odroznieniu od innych, w ogole nie mysla o dyplomach.
— A szkoda. Zawsze interesowala mnie taka kwestia: czy stajemy sie lepsi z pokolenia na pokolenie? Dlatego zaczalem rozmowe o kadecie. Starcy zawsze mowia: Co to za mlodziez dzisiaj… My to dopiero bylismy!
— Tak mowia tylko glupi starcy, Wladimir. Krajuchin tak nie mowil.
— Krajuchin nie lubil teorii. Bral mlodych, rzucal do pieca i patrzyl, co z tego wyjdzie. Jesli nie ploneli, uwazal ich za rownych.
— A jesli ploneli?
— Zazwyczaj jednak nie.
— Oto odpowiedz na twoje pytanie — rzekl Bykow i znowu siegnal po gazete. — Stazysta Borodin jest teraz w drodze do pieca, w piecu zapewne nie splonie, a gdy spotkacie sie za dziesiec lat nazwie cie stara piasecznica, a ty, jako czlowiek uczciwy, przyznasz mu racje.
— Za pozwoleniem — zaprotestowal Jurkowski. — Przeciez na nas tez spoczywa jakas odpowiedzialnosc. Chlopca nalezy czegos nauczyc!
— Zycie go nauczy — rzucil Bykow zza gazety.
Do mesy wszedl Michail Antonowicz w pizamie, kapciach na bosych stopach, z duzym termosem w reku.
— Dobry wieczor, chlopcy — pozdrowil ich. — Nagle nabralem ochoty na herbate.
— Jak herbata to herbata — odrzekl Jurkowski i zaczal zbierac swoje papiery.
Kapitan i nawigator nakryli stol, Michail Antonowicz nalozyl konfitury na spodeczki, a Bykow nalal wszystkim herbaty.
— A gdzie Jurik? — spytal Michail Antonowicz.
— Spi — odparl Bykow.
— A Waniusza?
— Na wachcie — odpowiedzial cierpliwie Bykow.
— No i dobrze — rzekl Michail Antonowicz. Napil sie herbaty, zmruzyl oczy i dodal: — Nigdy sie, chlopcy, nie zgadzajcie na pisanie memuarow. Co za przerazliwie nudne zajecie!
— Powinienes wiecej wymyslac — poradzil Bykow.
— Jak to?
— Jak w powiesciach. „Mloda Marsjanka zamknela oczy. Jej usta byly ponetnie uchylone. Objalem ja namietnie i dlugo…”
— „Cala” — dodal Jurkowski. Michail Antonowicz zarumienil sie.
— Ale sie zaczerwienil, stary cap — powiedzial Jurkowski. — Jak tam, bylo cos, Misza?
Bykow zasmial sie i zakrztusil herbata.
— A! — zawolal Michail Antonowicz. — A niech was! — Po chwili namyslu oswiadczyl: — Wiecie co, chlopaki? Plune na te memuary! A co mi zrobia?
— Ty nam lepiej powiedz — zaczal Bykow — jak wplynac na Jure? Michail Antonowicz przestraszyl sie.
— A co sie stalo? Spsocil cos?
— Na razie nie. Ale Wladimir uwaza, ze obowiazkowo powinnismy jakos na niego wplynac.
— Ja mysle, ze i tak na niego wplywamy. Od Waniuszy nie odchodzi na krok, a ciebie, Wolodienka, po prostu uwielbia. Juz ze dwadziescia razy mi opowiadal, jak za tymi pijawkami wszedles do jaskini…
Bykow podniosl glowe.
— Za jakimi znowu pijawkami?
Michail Antonowicz zakrecil sie na krzesle.
— A, stara historia. — Jurkowski nawet nie mrugnal okiem. — To bylo… d-dawno temu. A wiec: jak wplynac na Jure? Chlopiec ma jedyna w swoim rodzaju okazje popatrzec na swiat lepszych ludzi. Z naszej strony byloby to po prostu… ee…
— Widzisz, Wolodienka — wtracil sie Michail Antonowicz — Jura to swietny chlopak. Zostal bardzo dobrze wychowany w szkole. W nim juz jest zalozony… jak to powiedziec… fundament porzadnego czlowieka. Zrozum, Wolodienka, Jura juz nigdy nie pomyli dobrego ze zlym…
— Prawdziwego czlowieka — zaznaczyl Jurkowski — wyroznia szeroki horyzont.
— Zgadza sie, Wolodienka — przyznal Michail Antonowicz. — I Jura…
— Prawdziwego czlowieka ksztaltuj a tylko prawdziwi ludzie, robotnicy, i tylko prawdziwe zycie, trudne i