przypominaly robotnikowi, co czeka go na Ziemi, gdy wroci do rodziny z wypchana kabza.
Teraz na „brodwayu” bylo pusto, panowal tu mrok. Bela skrecil w jeden z korytarzy. Po prawej i lewej stronie ciagnely sie jednakowe drzwi. Tutaj mieszkali robotnicy. Zza drzwi dobiegal zapach tytoniu i wody kolonskiej. W jednym z pokojow Bela zobaczyl lezacego na lozku czlowieka. Wszedl. Twarz lezacego byla oblepiona plastrami. Samotne oko smutnie patrzylo w niski sufit.
— Co z toba, Joshua? — spytal Bela, podchodzac. Smutne oko Joshui zwrocilo sie w jego strone.
— Leze — powiedzial Joshua. — Upilem sie wczoraj tak, ze nic nie pamietam. Diabel mnie podkusil… Caly miesiac sie trzymalem. A teraz przepilem dniowke, wiec leze i bede lezec. — Znowu popatrzyl ze smutkiem w sufit.
— Tak — rzekl Bela.
I co z nim robic? Przekonywac, ze picie jest szkodliwe? O tym sam wie. Jak wstanie, bedzie siedzial w kopalni po czternascie godzin na dobe, zeby nadrobic zaleglosci. A potem wroci na Ziemia z popromiennym paralizem, nigdy nie bedzie mial dzieci albo urodza mu sie potworki.
— Wiesz, ze praca w kopalni powyzej szesciu godzin jest niebezpieczna? — spytal Bela.
— Niech pan odejdzie — szepnal Joshua. — To nie pana sprawa. Nie pan bedzie pracowal.
Bela westchnal i rzekl:
— Coz, szybkiego powrotu do zdrowia — westchnal Bela.
— Dziekuje, mister komisarz — warknal Joshua. — Troszczy sie pan o niewlasciwe rzeczy. Niech sie pan zatroszczy, zeby saloon zamkneli. I bimbrownikow znalezli.
— Dobrze — odparl Bela. — Sprobuje.
Prosze, pomyslal, wracajac do siebie. A jak sprobuje zamknac saloon, to pierwszy bedzie wrzeszczal na mityngach, ze rozni komunisci wtracaja sie w nie swoje sprawy. To zaklety krag. Zaklety krag -
Wszedl do swojego pokoju i zobaczyl, ze tam siedzi inzynier Samuel Livington. Inzynier czytal stara gazete i jadl kanapke. Na stole przed nim lezaly szachy z rozstawionymi figurami. Bela przywital sie i zmeczony usiadl przy stole.
— Zagramy? — zaproponowal inzynier.
— Zaraz, zobacze, co mi przyslali.
Bela otworzyl paczki. W trzech byly ksiazki, w czwartej list od matki i kilka pocztowek z widokami Nowego Pesztu. Na stole lezala jeszcze rozowa koperta. Bela wiedzial, co w niej jest, ale mimo to otworzyl. „Mister komisarz! Zabieraj sie stad, do diabla, pokis caly. Nie mac wody. Zyczliwi”. Bela westchnal i odlozyl kartke.
— Panski ruch — powiedzial. Inzynier przesunal pionek.
— Znowu nieprzyjemnosci? — spytal. — Tak.
W milczeniu rozegral obrone Karo-Kani. Inzynier zdobyl niewielka przewage pozycyjna. Bela wzial kanapke i zaczal w zadumie zuc, patrzac na deske.
— Wie pan, Bela — oznajmil inzynier — gdy po raz pierwszy zobacze pana wesolego, powiem, ze przegralem wojne ideologiczna.
— Jeszcze pan zobaczy — zapewnil Bela bez szczegolnej nadziei.
— Nie — powiedzial inzynier. — Pan jest skazany. Jesli sie pan rozejrzy, to sam pan zobaczy, ze jest skazany.
— Ja? — spytal Bela. — Czy my?
— Wy wszyscy z tym swoim komunizmem. Nie mozna byc idealista w naszym swiecie.
— Juz to slyszelismy ze dwadziescia razy w ciagu ostatnich stu lat.
— Szach — powiedzial inzynier. — 1 dobrze wam mowili. Oczywiscie, nie docenili was i dlatego czesto wyglaszali glupstwa. Twierdzenie, ze ustapicie wojskowej sile albo ze przegracie ekonomiczna walke, bylo smieszne. Kazdy silny rzad i wystarczajaco bogate panstwo w naszych czasach jest niepokonane w sensie wojskowym i ekonomicznym. Tak, komunizm jako system ekonomiczny wzial gore, to jasne. Gdzie teraz sa te wszystkie imperia Morganow, Rockefellerow i Mitsubishi? Przegrali i odeszli w niepamiec. Zostaly zalosne ogryzki w rodzaju naszej „Space Pearl”. Solidne przedsiebiorstwa produkujace luksusowe materace dla waskiego kregu odbiorcow… a i oni sa zmuszeni dzialac pod przykrywka ogolnej szczesliwosci. Znowu szach. I kilka milionow upartych wlascicieli hoteli, agentow nieruchomosci, zmeczonych rzemieslnikow. Oni tez sa skazani. Wszystko trzyma sie na tym, ze w obu Amerykach nadal sa w obiegu pieniadze. Ale wy znalezliscie sie w slepej uliczce. Jest sila, ktorej nawet wy nie jestescie w stanie pokonac. Mam na mysli Mieszczanstwo. Skostnienie malutkiego czlowieka. Mieszczan nie mozna pokonac sila. W tym celu trzeba byloby ich fizycznie zlikwidowac. Nie mozna pokonac idea, poniewaz mieszczanstwo organicznie nie przyjmuje zadnych idei.
— Byl pan kiedys w panstwach komunistycznych, Sam?
— Bylem i widzialem tam mieszczan.
— Ma pan racje, sa. Na razie sa. Ale nie zauwazyl pan, ze jest ich znacznie mniej niz u was i ze sa cisi. U nas nie ma wojujacego mieszczanstwa. Jeszcze jedno, dwa pokolenia i nie bedzie ich zupelnie.
— Biore gonca — powiedzial inzynier.
— Niech pan sprobuje.
Przez jakis czas inzynier zastanawial sie, po czym wzial gonca.
— Dwa pokolenia? A moze dziesiec tysiecy pokolen? Niech pan zdejmie wreszcie rozowe okulary, Bela. Ci malutcy ludzie sa wokol pana. Nie licze poszukiwaczy przygod i mazgajow, ktorzy zgrywaja poszukiwaczy. Wezcie takich jak Joshua, Smith, Blackouter. Takich, ktorych pan nazywa swiadomymi albo cichymi, w zaleznosci od nastroju. Maja tak malo pragnien, ze niczego nie mozna im zaproponowac. A to, czego chca, zdobeda bez zadnego komunizmu. Zostana wlascicielami knajp, ozenia sie, beda mieli dzieci i beda cicho zyc dla wlasnej przyjemnosci. Komunizm, kapitalizm — co za roznica? Kapitalizm jest nawet lepszy, bo blogoslawi taki byt. Czlowiek z natury jest bydleciem. Dajcie mu pelne koryto, nie gorsze niz u sasiada, pozwolcie mu nabic brzuch i raz dziennie posmiac sie nad jakims nieskomplikowanym widowiskiem. Zaraz mi pan powie: mozemy zaproponowac im wiecej. A po co im wiecej? Malutkie obojetne bydle odpowie wam: Nie wtracajcie sie do nie swoich spraw.
— Niech pan nie oczernia ludzi, Sam. Joshua i inni wydaja sie wam bydletami, bo bardzo sie napracowaliscie, zeby z nich zrobic bydleta. Kto wmawial im od pieluch, ze w zyciu najwazniejsze sa pieniadze? Kto uczyl ich zazdroscic milionerom, wlascicielom domow, sklepikarzom w sasiedztwie? Karmiliscie ich glupimi filmami, glupimi ksiazkami i mowiliscie, ze wyzej Boga nie podskocza. Tlukliscie im do glowy, ze jest Bog, dom i biznes i wiecej nie ma nic na calym swiecie. W ten sposob robicie z ludzi bydleta. A czlowiek to nie bydle, Sam. Wmawiajcie mu od pieluch, ze najwazniejsza w zyciu jest przyjazn i wiedza, ze oprocz jego kolyski jest jeszcze ogromny swiat, ktory on i jego przyjaciele beda zdobywac — wtedy otrzymacie prawdziwego czlowieka. Prosze, przegapilem krolowa.
— Moze pan przechodzic — powiedzial inzynier. — Nie bede sie spieral. Moze wychowanie rzeczywiscie odgrywa tak ogromna role. Ale u was, przy waszym wychowaniu, przy panstwowej nietolerancji mieszczanstwa jednak wyrastaja… jak to sie mowi… a, osty. A u nas, przy naszym wychowaniu, udaje sie wyrosnac tym, ktorych nazywa pan prawdziwymi ludzmi. Oczywiscie, u nas jest znacznie wiecej mieszczan. Szach… Nie wiem, co chcecie zrobic z dwoma miliardami mieszczan kapitalistycznego swiata. My nie mamy zamiaru ich reedukowac. Przyznaje, kapitalizm to trup. Ale niebezpieczny trup. A wy otworzyliscie granice. A poki otwarte sa granice, mieszczanie wszelkiej masci beda przez nie przeciekac. Zebyscie sie nimi nie udlawili. Jeszcze szach.
— Nie radze — rzekl Bela.
— O co chodzi?
— Zaslonie sie na G8 i panu wisi hetman. Inzynier zastanawial sie przez chwile.
— Chyba ma pan racje — powiedzial. — Szacha nie bedzie.
— Nie neguje zagrozenia, jakie stanowi mieszczanstwo — kontynuowal rozmowe Bela. — Ktorys z naszych dzialaczy slusznie powiedzial, ze ideologia malego posiadacza stanowi dla komunizmu wieksze niebezpieczenstwo niz zapomniana teraz bomba wodorowa. Tylko niewlasciwie je pan adresowal. Mieszczanstwo jest niebezpieczne nie dla komunizmu, lecz dla calej ludzkosci. W panskich rozwazaniach, Sam, jest jeden blad. Mieszczanin to tylko czlowiek i zawsze bedzie chcial czegos wiecej. Ale jesli jednoczesnie jest bydleciem, to dazenie do czegos wiecej przybiera najbardziej potworne postacie. Na przyklad — pragnienie wladzy. Pragnienie uwielbienia. Popularnosci. Gdy zderza sie dwaj tacy sami osobnicy, rozszarpuja sie jak psy. A gdy sie dogadaja, rwana strzepy otoczenie. I zaczynaja sie sztuczki w rodzaju faszyzmu, segregacji, ludobojstwa. Wlasnie dlatego prowadzimy walke z mieszczanstwem. Wkrotce bedziecie zmuszeni zaczac taka wojne po prostu po to, zeby nie udusic sie we wlasnym nawozie. Pamieta pan pochod nauczycieli do Waszyngtonu dwa lata temu?