Titigatake, w nieprzebytym lesie archeolodzy odkryli system jaskin. Znalezli w nich mnostwo pierwotnych narzedzi i sprzetow — i co najciekawsze — wiele skamienialych sladow ludzi pierwotnych. Archeolodzy uwazaja, ze w jaskiniach dwiescie wiekow temu zyli pierwotni Japonczycy, ktorych potomkami byli wycieci pozniej w pien przez plemie Jamato prowadzonymi przez imperatora Dzimu-tenno, boskim wnukiem Ameterasu.

Bykow chrzaknal i zlapal sie za podbrodek.

— To znalezisko wstrzasnelo swiatem — mowil Zylin — pewnie o nim slyszeliscie.

— Gdzie tam… — posmutnial Sadowski. — Zyjemy tu jak w gluszy…

— Sporo o tym pisano i mowiono. Najciekawsze znalezisko odkryto stosunkowo niedawno, gdy porzadnie oczyszczono glowna jaskinie. Wyobrazcie sobie: w skamienialej glinie odnaleziono ponad dwadziescia par sladow bosych stop z daleko rozstawionymi wielkimi palcami, a wsrod nich… — Zylin obrzucil sluchaczy znaczacym spojrzeniem. Jura juz wiedzial, ale tym nie mniej efektowna pauza rowniez na nim wywarla wielkie wrazenie. — Slad buta… — powiedzial Zylin zwyczajnym glosem.

Bykow wstal i wyszedl z mesy.

— Aloszenka — zawolal Michail Antonowicz. — Dokad idziesz?

— Znam te historie — rzucil Bykow, nie odwracajac sie. — Czytalem. Zaraz wroce.

— Buta? — spytal Sadowski. — Jakiego buta?

— Mniej wiecej numer czterdziesty piaty — odparl Zylin. — Podeszwa zlobkowana, niski obcas, tepy kwadratowy nosek.

— Bzdura — powiedzial zdecydowanie Ylczek. — Kaczka dziennikarska.

— A nie odbila sie tam przypadkiem nazwa producenta? — zasmial sie Gorczakow.

— Nie. — Zylin pokrecil glowa. — Zeby tam byl jakis napis! A to zwyczajny slad buta… Lekko przykryty sladem bosej stopy — ktos stanal na nim pozniej.

— Kaczka! — zawolal Vlczek. — To oczywiste. Masowy wylow rusalek na wyspie Man, duch Bonapartego, zamieszkujacy maszyne liczaca w Massachusetts.

— Plamy na Sloncu ulozone sa w ksztalcie twierdzenia Pitagorasa! — wyglosil Sadowski. — Mieszkancy Slonca szukaja kontaktu z MZKK!

— Cos ty, Waniusza, troszeczke, tego… — powiedzial z niedowierzaniem Michail Antonowicz.

Szemiakin milczal. Jura tez.

— Czytalem przedruk z naukowego dodatku do „Asahisimbun” — ciagnal dalej Zylin. — Poczatkowo tez myslalem, ze to kaczka. W naszej prasie takiej informacji nie zamieszczono. Ale artykul podpisany byl przez profesora Usodzuki, a to wielki czlowiek, slyszalem o nim od japonskich kolegow. W tym artykule miedzy innymi pisze, ze chce polozyc kres potokowi dezinformacji, ale nie ma zamiaru dawac zadnych komentarzy. Zrozumialem to tak, ze oni sami nie wiedza, jak to wyjasnic.

— Dzielny Europejczyk w lapach rozjuszonych sinantropow! — wyglosil Sadowski. — Pozostal po nim jedynie slad buta „Shoes Majestic”. Kupujcie wyroby „Shoes Majestic”, jesli chcecie, by po was cokolwiek zostalo.

— To nie byly sinantropy — tlumaczyl cierpliwie Zylin. — Wielki palec odroznia sie nawet na pierwszy rzut oka. Profesor Usodzuki nazywa ich nahonantropami.

Szemiakin w koncu nie wytrzymal.

— Dlaczego wlasciwie mialaby to byc kaczka? — Spytal. — Dlaczego ze wszystkich hipotez wybieramy najbardziej prawdopodobna?

— Wlasnie, dlaczego? — rzucil Sadowski. — Slady zostawil zapewne kosmita. Oto jak tragicznie zakonczyl sie pierwszy kontakt.

— A dlaczego nie? — spytal Szemiakin. — Kto inny mogl nosic buty dwiescie stuleci temu?

— O rany — powiedzial Sadowski. — To po prostu mogl byc slad jednego z archeologow.

Zylin pokrecil glowa.

— Po pierwsze, glina byla tam zupelnie skamieniala. Wiek sladu nie budzil watpliwosci. Naprawde myslicie, ze profesor Usodzuki nie wzial pod uwage takiej mozliwosci?

— W takim razie to kaczka — upieral sie Sadowski.

— Powiedzcie, Iwan — odezwal sie znow Szemiakin. — Nie bylo tam fotografii sladu?

— A jakze — powiedzial Iwan. — I fotografia sladu, i fotografia jaskini, i fotografia Usodzuki… Nie zapominajcie, ze Japonczycy maja nieduze stopy, najwyzej czterdziesty trzeci numer.

— Wiec tak — wtracil sie Gorczakow. — Naszym zadaniem jest stworzenie logicznie niesprzecznej hipotezy, objasniajacej japonskie znalezisko.

— Prosze bardzo — powiedzial Szemiakin. — Proponuje kosmite. Znajdzcie sprzecznosc tej hipotezy.

— Znowu kosmita. — Sadowski machnal reka. — Po prostu jakis brontozaur.

— Najprosciej zasugerowac — powiedzial Gorczakow — ze to jednak slad Europejczyka. Jakiegos turysty.

— Tak, albo jakies nieznane zwierze, albo turysta — przylaczyl sie Vlczek. — Slady zwierzat miewaja zdumiewajace ksztalty.

— Wiek, wiek — rzucil cichutko Zylin.

— Wobec tego nieznane zwierze.

— Na przyklad kaczka — dodal Sadowski. Wrocil Bykow, i zasiadlszy w fotelu spytal:

— No, i co tam u was?

— Towarzysze probuja jakos wytlumaczyc japonski slad — powiedzial Zylin. — Zaproponowano: kosmite, Europejczyka, nieznane zwierze.

— I coz? — spytal Bykow.

— Wszystkie te hipotezy — rzekl Zylin — nawet hipoteza o kosmicie zawieraja jedna powazna sprzecznosc.

— Jaka? — dociekal Szemiakin.

— Zapomnialem wam powiedziec — rzekl Zylin. — Dno jaskini mialo czterdziesci metrow kwadratowych. Slad buta znajduje sie posrodku.

— I? — pytal Szemiakin.

— Jest tylko jeden — dodal Zylin. Zapadla cisza.

— Tak — odezwal sie Sadowski. — Ballada o jednonogim kosmicie.

— Moze inne slady zostaly starte? — zasugerowal Vlczek. — Absolutnie wykluczone — odparl Zylin. — Dwadziescia par

wyraznych sladow bosych stop i jeden wyrazny slad buta posrodku.

— Moja propozycja brzmi: kosmita byl jednonogi — powiedzial Bykow. — Przyniesli go do jaskini, postawili w pionie i po wyjasnieniu stosunkow, zjedli na miejscu.

— A co? — powiedzial Michail Antonowicz. — Wedlug mnie, logicznie niesprzeczne. Co?

— Niedobrze, ze jest jednonogi — zadumal sie Szemiakin. — Trudno mi sobie wyobrazic jednonoga rozumna istote.

— Moze byl inwalida? — zaproponowal Gorczakow.

— Jedna noge mogli zjesc od razu.

— Co za bzdury — powiedzial Szemiakin. — Wracajmy do pracy.

— Nie, nie — zaprotestowal Ylczek — Trzeba to rozpatrzyc. Mam taka hipoteze: kosmita mial szeroki krok. Oni wszyscy sa nienormalnie dlugonodzy.

— Rozwalilby sobie glowe o sklepienie jaskini — sprzeciwil sie Sadowski. — Moze byl skrzydlaty, przylecial do jaskini, zobaczyl, ze nic dobrego go tu nie czeka, odbil sie i odlecial. A wy co myslicie, Iwan? Zylin otworzyl usta, ale zamiast odpowiedziec podniosl palec i ostrzegl:

— Uwaga! Generalny inspektor!

Do mesy wszedl czerwony, rozczochrany Jurkowski.

— Fu! — powiedzial. — Jak przyjemnie, jak chlodno… Planetolodzy, wzywa was kierownictwo. U was jest teraz okolo czterdziestu stopni. — Zwrocil sie do Jury. — Zbieraj sie, kadecie. Umowilem sie z kapitanem tankowca, ze podrzuci cie na „Pierscien 2”. — Jura drgnal i przestal sie usmiechac. — Tankowiec staruje dopiero za kilka godzin, ale lepiej byc tam wczesniej. Wania, odprowadzisz go. Tak! Planetolodzy! Gdzie planetolodzy? — Wyjrzal na korytarz. — Szemiakin! Pasza! Przygotuj fotografie, ktore zrobiles nad Pierscieniem. Musze je obejrzec. Michail, nie odchodz, poczekaj chwileczke. Aleksiej, rzuc ksiazke, musze z toba pomowic.

Bykow odlozyl ksiezke. W mesie zostal tylko on, Jurkowski i Michail Antonowicz. Jurkowski, kolyszac sie,

Вы читаете Lot na Amaltee, Stazysci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату