- W stajni - odburknal karczmarz-kat. - Przeciem mowil.

- A mnie wskaz, gdzie mam spac.

- Dobrze, panie. Ale nie tluczcie mi sie po nocy, jesli laska. Mam duzo - dodal cicho - duuuzo pracy...

3. Podejrzenia

- Obaj to samo myslimy - rzekl Dydynski. Siedzieli na lawach w izbie goscinnej. Na stole plonela swieca, rzucajac na sciany rozmazane cienie. - Ze on morduje gosci.

- Nie mamy jeszcze pewnosci - odparl Szawilla. - Ale co uczynimy? Uciekamy stad i dajemy znac staroscie?

- Chyba oszalales! Ja, Dydynski, najwiekszy rebajlo z Sanockiego, mam uchodzic przed pierwszym lepszym lykiem, i to w dodatku katem?!

- Mocny jak niedzwiedz...

- To co. Musimy sie przekonac, kto zacz. Podsluchiwales u drzwi, co robil?

- Wszedl do spizarni. Slyszalem kroki. A potem cos sie dzialo na dole, jakby w piwnicy. A do spizarni prowadzil ten slad z krwi.

Dydynski milczal przez chwile. A potem nagle zamarl. Gdzies, nie wiadomo gdzie, ale na pewno w karczmie, rozlegl sie gwaltowny jek. Ciche, miauczace zawodzenie, jakie wydac mogla z siebie jedynie istota odczuwajaca straszliwy, przerazajacy bol. To byl skowyt kogos cierpiacego. Przycichl, a po chwili ozwal sie znowu.

- Co to?! - niemal wykrzyknal Szawilla.

- Ciii... - szepnal Dydynski. - Ofiara karczmarza? Nie, to niemozliwe. Chociaz?

Szawilla ponownie przycisnal ucho do drzwi.

- On, panie, na pewno poszedl spac. Slyszalem, jak wracal do kuchni. A teraz ktos uchylil brame... Ktos wyszedl z karczmy.

- Na pewno? Ale kto? Karczmarz?

- Moze? - Szawilla odskoczyl od drzwi. Podszedl do okna i rozwarl okiennice. Wiatr z deszczem od razu wpadl do izby. Plomien swiecy zachybotal i zgasl. Szum deszczu nasilil sie. Na zewnatrz szalala ulewa.

- Szawilla! - wyszeptal Dydynski. - Idz za nim. W karczmie jest dwoch ludzi. Ten kat i Jasiek. Zobacz, kto to. Ja postaram sie dostac do piwnicy. Musimy sie przekonac, co tu sie dzieje. Ruszaj!

4. Na tropie

Drzwi do spizarni byly zamkniete. Dydynski przez chwile usilowal wyrwac zamek, byl jednak tak dobrze przymocowany, iz wysilki te spelzly na niczym. Nie mial innej drogi, niz sprobowac odszukac klucz. Ale gdzie on mogl byc? Zapewne u pasa gospodarza. Znaczylo to, ze nalezalo najpierw wydobyc go od tego kata.

Ostroznie ruszyl do kuchni. Zamarl, gdy uslyszal dobiegajace stamtad ponure chrapanie. Karczmarz spal. Dydynski ostroznie pchnal drzwi. Na szczescie nie byly zamkniete. Zaskrzypialy przerazliwie.

- Mmm... Ciagnij sznury, Jasiek! - wymruczal przez sen karczmarz. - Mocniej, lam te kosci...

Ostroznie rozejrzal sie dokola. Kuchnia byla ciemna, a mrok rozpraszal tylko blask czerwonych wegli na palenisku. Sciany pomieszczenia obwieszono tasakami, nozami i pekami ziol. Przemila kolekcja. Dydynski zaczal sie zastanawiac, jaki uzytek zrobilby z niej karczmarz, gdyby sie teraz obudzil.

Szynkarz spal na lawie, okryty niedzwiedzia skora. Na jego grubym, nabitym miesniami ramieniu mlody szlachcic spostrzegl katowskie znamie - wytatuowane kolo i szubienice. Dydynski rozejrzal sie za kolkiem z kluczami, ktore spostrzegl wczesniej u pasa kata. Tak... Bylo, zawieszone na haku na scianie, ale droge do niego, droge pomiedzy piecem a sciana karczmy, zagradzala lawa ze spiacym.

Przez chwile namyslal sie, co robic. Przekroczenie lawy nie wchodzilo w rachube. Karczmarz byl tak gruby, ze Dydynski niechybnie zatrzymalby sie rozkraczonymi nogami na jego ogromnym zywocie, niby ladacznica na brzuchu swego gacha. Jak zatem mial dosiegnac kluczy? Przeskoczyc nad nim? To niechybnie obudziloby szynkarza. Szlachcic opadl na kolana. Na szczescie mogl przejsc pod lawa. Ostroznie podpelzl do spiacego. Gdy przelazil pod karczmarzem, wyobrazil sobie nagle, co by sie stalo, gdyby lawa pekla. No coz, to byloby znacznie lepsze od katowskiej prasy.

- Wyyciagaj scieeegnnna... - wymruczal mistrz malodobry. Dydynski zamarl na chwile. Przytrzymujac szable tak, by nie zadzwonila, przelazl pod lawa. Jednym susem dopadl sciany, porwal klucze i... ...kat przekrecil sie na drugi bok. Dydynski omal nie krzyknal. Ale karczmarz sie nie zbudzil. Dalej spal. Mlody szlachcic przelazl pospiesznie na druga strone lawy, a potem ostroznie wycofal sie do ciemnego korytarza. Serce bilo mu mocno.

5. Kozak

Kozak skoczyl pod sciane. Ostroznie przysunal sie do glownych drzwi oberzy. Pomimo padajacego dzdzu widzial niewyrazne zarysy drzew wokol zajazdu. Ktos szedl w strone lasu - zgarbiona, slabo widoczna postac. Na jej ramionach spoczywalo cos ciezkiego. Chyba worek...

Ostroznie ruszyl za nieznajomym. Tamten... to byl chyba Jasiek. A zatem kat zostal w srodku. Kozak odetchnal z ulga. Ostroznie wszedl miedzy drzewa. Teraz nawet nie musial kluczyc. Sciezka, ktora szedl tamten, wiodla prosto jak strzelil. Ale w lesie bylo tak ciemno, ze nie widzial nic nawet na krok przed soba. Deszcz i sciekajaca z drzew woda przemoczyly go doszczetnie. Juz po kilku krokach koszula poczela kleic sie do ciala.

Dlugo trwala ta wedrowka. Nie widzial juz prawie nic. Mial nadzieje, ze Jasiek nie zboczyl ze sciezki albo celowo nie wciagal go coraz bardziej w las.

Niespodziewanie Kozak wyszedl na niewielka polane. Spoza splatanych konarow drzew przedostawalo sie tutaj nieco wiecej swiatla. W jego blasku spostrzegl, ze na drugim koncu pustej przestrzeni ktos stoi. Ponura, wysoka postac okryta ciemnym plaszczem... Szawilla dobyl szabli. Ostroznie poczal podchodzic blizej. Wiatr zatargal galeziami drzew, postac poruszyla sie nieco. Czekala na niego. To nie byl Jasiek... Ktos obcy. Ale kto?!

Szawilla podszedl blizej. Wolno, spokojnie. Nieznajomy poruszyl sie, chyba wyciagnal rece, chcac go pochwycic. A wtedy Kozak skoczyl i cial szabla na odlew. Chybil, bo ostrze nie napotkalo na opor. Za to cos z wielka sila uklulo go w czolo, przejechalo po wygolonym lbie, pozostawiajac wilgoc. To moglo byc tylko ostrze szabli albo palasza... Szawilla uskoczyl w bok, padl i przeturlal sie pod najblizsze z drzew. Nieznajomy jednak pozostal tam, gdzie stal. Kozak poczul, jak ciezkie, grube krople wilgoci poczynaja splywac mu po twarzy. To musiala byc krew... Ostroznie dotknal dlonia czola i zdebial. Nie byl ranny. W ogole nic mu sie nie stalo. Powoli wstal ublocony, a potem podszedl do tajemniczej postaci i pchnal szabla. Przeszla na wylot, napotykajac tylko slaby opor. Wyciagnal przed siebie dlon i poczul klujace, ostre igielki. Dopiero teraz zrozumial, kto byl jego przeciwnikiem i ze o malo co nie rozsiekal jalowca...

- Trastia tebe mordowala - wyszeptal. Zdenerwowany ruszyl dalej sciezka. Niebawem drzewa rozstapily sie znowu. Na tej pustej przestrzeni takze bylo nieco wiecej swiatla niz w lesie. W slabym blasku rozpoznal polane, na ktorej odkryli dol z potrzaskanymi koscmi. Ostroznie pochylil sie nad nim i spostrzegl, ze na krawedzi nasypu lezaly nowe pokryte krwia piszczele... Nikt inny, tylko Jasiek wrzucil je do dolu.

Rozejrzal sie dokola. Nigdzie nie dostrzegl niemego slugi. Odwrocil sie wiec i szybkim krokiem ruszyl w strone karczmy.

6. Omylka

Dydynski ostroznie otworzyl drzwi. Klucz zgrzytnal w zamku. Jacek obejrzal sie niespokojnie za siebie, lecz z kuchni nadal dolatywalo spokojne chrapanie karczmarza. Powoli pchnal odrzwia. Przyswiecil sobie pochodnia, gdy wchodzil do spizarni. Byla mala, dluga, o niskim pulapie. Na scianach wisialy wielkie polcie miesa i sloniny. Slad krwi, ktorego tropem szedl, skrecal w prawo. Tuz obok drzwi Dydynski dostrzegl wielki debowy pieniek i wbity wen zakrwawiony topor.

Mlody szlachcic podszedl powoli do sciany. Krwawy trop konczyl sie u niewielkiej klapy w podlodze. Gdy Dydynski pochylil sie nad nia, uslyszal znowu przejmujace, ale ciche zawodzenie - jek, jaki mogl wydobyc sie tylko z ust czlowieka poddanego najwiekszej, najsrozszej meczarni. Jacek nie wiedzial, co znajdzie na dole. Ciala zabitych? Pocwiartowane ludzkie zwloki? Jednego byl pewien - ktoras z ofiar straszliwego karczmarza zyla jeszcze. Musial jej pomoc. Dydynski nie sadzil, rzecz jasna, ze za tajemnicza klapa znajdzie uwieziona panne, a zwlaszcza dziewice, bowiem tych ostatnich nie bywalo juz wiele w Rzeczypospolitej, czul jednak, ze musi tam wejsc. Gdy ostroznie dzwignal ciezkie wieko, dostrzegl schody prowadzace w dol. Ostroznie poczal po nich zstepowac. Dotarl tak do niewielkich, zaryglowanych drzwiczek...

- Auuuu... Dauuuu... - ozwalo sie spod nog. Serce Dydynskiego zabilo glosno. Ostroznie odsunal rygiel, a potem pchnal drzwi...

Pomieszczenie, do ktorego wszedl, przypominalo izbe tortur. Na scianach wisialy peki biczow, batow i nahajow. Na srodku komnaty znajdowalo sie duze drewniane loze, przy nim zas sruby, dyby, pasy i prasy katowskie. Na honorowym miejscu spoczywaly hiszpanskie buciki, ktore na pewno nie sluzyly do zdobienia pieknych damskich nozek. W kacie pomieszczenia spostrzegl klatke ze szkieletem. Gdy wchodzil, znienacka jek sie urwal. W szczeline otwartych drzwi jednym krotkim susem buchnela kocica... Dydynski rozejrzal sie zaskoczony. Nie spodziewal sie nawet, ze zrodlem tajemniczych dzwiekow moze byc zwierze... Dostrzegl na podlodze slady krwi wiodace w kat. Poszedl tam... Wor oparty o sciane, wypchany czyms miekkim, byl zakrwawiony. Dydynskiemu przemknelo przez mysl, ze sa tam glowy ludzkie, ale gdy rozwiazal sznurek, spostrzegl lezacego na samym wierzchu martwego krolika po katowsku, czyli bez glowy. Zlapal sie za swoja. Juz wiedzial, ze doszlo do wielkiego nieporozumienia...

- Co ty tu robisz, panie?! - zabrzmial glos przypominajacy daleki grzmot. Dydynski sie odwrocil. W drzwiach do izby tortur stal kat, trzymajac w reku tasak. Pan Jacek nie watpil juz, ze w gorszych tarapatach nie byl od dawien dawna.

- Jam myslal, ze to zlodziej! - warknal oberzysta. - A nigdym nie sadzil, ze szlachcic do cudzej komory moze wejsc i w cudzych rzeczach grzebac! I dlaczegos mi, panie, moja kotke Krocice wypuscil?! Teraz z malymi mi wroci!

Dydynski milczal. Cofnal sie, oparl o loze tortur, a potem szybkim, stanowczym ruchem dobyl szabli.

- Dawnom nie scinal szlacheckiej glowy! - mruknal mistrz malodobry.

- Panie, panie, gdzie jestes! - rozbrzmialo na gorze wolanie Szawilly. Dydynski odetchnal z ulga. Na schodach zadudnily ciezkie kroki, a potem za plecami kata

Вы читаете Czarna Szabla
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату