W kosciele ojcow Bernardynow czuc bylo jeszcze polska krew. Na kamiennej posadzce, porabanych lawach, oltarzu i malowidlach swietych wciaz widoczne byly ciemne plamy. Pamiatka sprzed trzech lat, kiedy Kozacy Hiry i Krzywonosa wpadli do Machnowki rezac Lachow i Zydow.

Jan Dydynski wciaz mial przed oczyma rzez ksiezy, mnichow, szlachty i mieszczan. Przezegnal sie przy drzwiach, potem ruszyl do oltarza rozswietlonego przez snopy slonecznego blasku. Szedl tam, gdzie na podwyzszeniu z kulbak, na stosach sobolowych futer i desek obitych materiami, spoczywal stary czlowiek o plonacych goraczka oczach, otoczony przez nieliczna sluzbe.

To byl mozny pan. Mial siwa brode i sumiasty was, ktory rozchodzil sie nad ustami na dwie grube kiscie. Lezal w karmazynowej delii z wilczym kolnierzem, w zupanie ze zlotoglowiu, skrzacym sie od diamentowych guzow i petlic przetykanych zlota nicia. Juz z samej swej postawy ten czlowiek byl rownie wart senatorskiego krzesla co krol korony, a Pac przyslowiowego palaca.

Na marach spoczywal Mikolaj Potocki, kasztelan krakowski, hetman wielki koronny. Pogromca Pawluka, Ostranicy i Skidana, tatarskich ord i moskiewskich zastepow, bohater spod Kumejek, Jezupola i Kamienca; przeslawny zolnierz spod Smolenska, towarzysz i ulubieniec nieboszczyka Koniecpolskiego, pobity i pokonany pod Korsuniem, za ktory zaplacil Kozakom z nawiazka pod Beresteczkiem.

To juz byla historia. Bitwy, ktore stoczyl, mogly przydac sie tylko na epitafium. Potocki dogorywal. Jego zlota, nabijana szmaragdami bulawa lezala tuz obok polskiej szabli w inkrustowanej srebrem pochwie. Juz nie starczalo mu sil, aby wziac ja do upierscienionej reki. Pan krakowski powtarzal zbielalymi wargami slowa modlitwy i sciskal zloty krzyzyk.

- Mosci panie hetmanie - Dydynski sklonil sie - jestem na wezwanie waszej milosci.

- Jan... Pan porucznik - wyszeptal Potocki. Kiedy chcial mowic glosniej, jego szept przechodzil w charczenie. - Ostatni wierny... Zachorzalem... Niebawem skoncze.

- Wasza mosc przezyje nas wszystkich - rzekl Dydynski, ale bez przekonania. Wszak nawet najmniejszy ciura w wojsku koronnym na Ukrainie wiedzial dobrze, ze bulawa wielka byla juz de facto wakatem, a wielcy panowie koronni zarli sie o nia jak synowie ladacznicy o ostatniego dukata z matczynego trzosa.

- Modla sie o moja smierc. Kalinowski, kanclerz... Lanckoronscy, ksiaze wojewoda wilenski. Wszyscy mysla - hetman mowil charczacym glosem - zem pod Biala Cerkwia stchorzyl, podpisujac pakta z Kozakami; ze trzeba bylo konczyc... Chmielnickiego. Ale ja przybylem tutaj dla pokoju, nie wojny. Pax musi byc na Ukrainie. Taka jest ma ostatnia wola. Potocki odetchnal gleboko.

- Konam, mosci poruczniku. A umierajac, widze wszystko, com dokonal. Nie chce pokutowac za krew przelana, pale i szubienice. Odejde, pozostawiajac po sobie wieczysty pokoj. Niechaj taka mam pocieche, bo zdycham... jak sobaka.

- Mosci panie hetmanie! Nie mowcie tak!

- Wasciny ojciec Jacek, stolnikowic sanocki... Ten, co go zwali Jackiem nad Jackami... Zajezdnik... Ten mial koniec godny szlachcica... Pod Zborowem. Z szabla w reku, przepomnialem, pod kim... sluzyl.

- W choragwi sanockiej pana Zygmunta Przedwojowskiego.

- Tak, tak. Teraz pamietam - dyszal Potocki, oblewajac sie zimnym potem. - Ja do waszmosci mam afekt, bo twego ojca nieboszczyka dobrze znalem, zycie mi uratowal pod Kumejkami, swiec, Panie, nad jego dusza. I dlatego prosze cie o pomoc.

- Sluga unizony, mosci panie hetmanie.

- Jest rotmistrz pancernej choragwi. Jan Baranowski... stolnik braclawski. Jego ludzie dopuscili sie... niesubordynacji.

- Baranowski?! Wisniowiecczyk?

- Wcielony diabel, panie bracie. W jego rocie sluza ludzie kniazia Jaremy spod Zbaraza, Konstantynowa, Beresteczka. To nie jest lada jaka halastra, jakas zafajdana choragiew powiatowa, co z przeproszeniem nie odrozni tatarskiego lba od wlasnej rzyci. Oto panowie bracia z Zadnieprza, zrodzeni do konia i szabli...

- Ze slow waszej milosci mniemam, ze sa grozni.

- Grozni? Bara...nowski nie chce przestrzegac ugody z Kozakami - wycharczal Potocki. - Pali i morduje, reza chlopow i czern. Msci sie za wlasne krzywdy. A Chmielnicki wrze gniewem, przysyla mi pisma z Czehrynia, zada komisji. Jego mosc pan rotmistrz zrujnuje moje dzielo... Ugode z Bialej Cerkwi. Wkrotce da powod do nowej wojny z kozactwem.

- Mosci panie hetmanie, czy to znaczy, ze mam uderzyc na niego?

- Potrzebny jest przyklad, bo grozi nam konfederacja. Wojsko niepoplacone od... Od zawsze... Wez moja choragiew, panie Dydynski, znajdz Baranowskiego, schwytaj i przywiedz do mnie zywego na sad hetmanski. Inaczej hore nam! Ja sie odwdziecze, panie bracie. Dam ci list przypowiedni na... wlasna rote. Jezu Chryste!

Potocki chwycil sie za zupan pod szyja, nie mogac zlapac oddechu, szarpnal go, rozrywajac material na piersiach. Diamentowe guzy polecialy na boki, a pokojowi rzucili sie na ratunek swemu panu, podtrzymali go, poczeli nacierac skronie gorzalka.

- Panie, ja stane niedlugo przed toba - jeknal hetman. - Wiele mam grzechow na sercu, bo, Boze odpusc, ciezki bylem dla Kozakow. Pod Borowica zlamalem slowo, Pawluka katom wydalem. A kiedy Zaporozcy rzekli, ze chca do senatu... Dalem im senat, Chryste, zmiluj; zamiast na stolkach na palikach ich sadzalem... Ja za to zaluje. Ja chce, by po mej smierci byl tu pokoj. Oto testament hetmana Korony Polskiej. A jego egzekutorem ciebie, panie bracie, naznaczam.

Potocki rozszlochal sie. Lzy grube jak ziarnka grochu splywaly po jego bladej twarzy.

- Krew, ile tej krwi... Ja nie chce miec na sumieniu wojny... - wydyszal. - Panie Dydynski! Dy... Zgniec Baranowskiego, zanim... doprowadzi... do... nowej wojny.

- Daje nobile verbum. Baranowski zywy bedzie dostarczony do obozu, chocbym go jako diabla za rogi z piekla wyciagac musial. A co z jego choragwia?

- Nie zabijaj, jesli mozesz. To nasi zolnierze, dobrzy towarzysze. Lecz jesli stawia opor... Daje ci hetmanskie przyzwolenie.

Potocki zamilkl. Plakal, modlil sie i wzdychal.

- Bedzie, jak sobie zyczycie, milosciwy panie.

- Dydynski - wyszeptal hetman - ty nie jestes z Ukrainy. Ty nie wiesz, co tu sie dzialo... Jeno blagam cie, nie mscij sie... Zemsta, moj synu... powiedzie nas do piekla, bo za kazda krzywde bedziemy sie zabijac bez konca... z Kozakami.

Porucznik sklonil sie. A wowczas pan Mikolaj Potocki, hetman wielki koronny, polozyl mu drzaca reke na podgolonym lbie i nakreslil na czole znak krzyza.

- Idz z Bogiem, moj... synu.

2. Chlopom podziekowac...

Beresteczko...

Krwawa rzez pulkow Kozakow zaporoskich. Pogrom Tatarow zniesionych ogniem piechoty cudzoziemskiego autoramentu... Krwawa rozprawa ze zdziczala czernia broniaca sie w taborze po ucieczce Chmielnickiego. A potem bunt pospolitego ruszenia, dlugi marsz osamotnionej armii koronnej przez Ukraine, smierc Jeremiego Wisniowieckiego, a na koncu spotkanie z Kozakami pod Biala Cerkwia.

Chmielnicki byl moczygeba i tyranem, ale bez watpienia nie glupcem. Zawsze kiedy polskie szable wisialy nad jego glowa, budzil sie w nim z pijackiej maligny statysta i wodz. A wtedy wieszal Kozakow jak car, pil jak szczery Lach, rachowal dukaty jak Zyd, a przemawial niczym senator rozlewajacy lzy nad niedola Rzeczypospolitej. Przycisniety pod Biala Cerkwia przez hetmanow i Janusza Radziwilla, tak mocno bil sie w piersi, tak dlugo zamiatal czapa podloge bialocerkiewskiego zamku z mysich lajen i kurzych odchodow, ze wreszcie wyjednal pokoj. Ugode, ktora miala po wieczne czasy uspokoic czern i Kozakow.

Nie uspokoila!

Chmielnicki zalegl w Czehryniu jak wilk w jamie osaczony przez charty, ale Ukraina nie chciala spokoju. Na Zadnieprzu, Braclawszczyznie i Podolu czern i molojcy mieli Chmiela dokladnie tam, gdzie konczyly sie plecy, a poczynaly brudne zadki, ktore przy lada sposobnosci wypinali na wojska koronne. Z Kozakow pozostajacych poza regestrem, z Tatarow, ktorzy nie wrocili na Krym, ze zbieglej czeladzi choragwi koronnych, czerni i chlopow, ktorzy nie chcieli wracac pod wladze starostow, potworzyly sie swawolne kupy i watahy, ktore rzucaly sie na dwory szlacheckie, miasta, a czasem nawet na choragwie lackie. Buntowali sie przeciwko Chmielnickiemu pomniejsi watazkowie kozaccy, zboje, rezuny, swawolnicy i hultaje - Aleksandrenko i Czuhaj pod Barem; Buhaj, ktory z wataha czerni palil i rabowal dwory na Zadnieprzu. A wsrod Kozakow podnosili sie po kolei - niby lby stuglowej hydry - Wdowiczenko, Poltorakozucha, a nawet Bohun, krzyczacy, iz hetman zdradzil Zaporoze. Z czescia z nich Chmielnicki przeprowadzil zwykly zaporoski dyszkurs, to znaczy za laska Boza wygolil do szczetu, czesc z rezunow rozbiegla sie jednak jak Ukraina dluga i szeroka, znajdujac schronienie w jarach, stepach, borach i zbuntowanych miastach.

Zolnierze koronni wrocili nad Dniepr po trzech latach, aby zamiast dworow, zamkow i kosciolow ujrzec ruiny i pogorzeliska, trupy pomordowanych, opustoszale pola, sasieki i spichrze, zlupione miasta i zdziczale kupy pospolstwa. I wtedy rozgorzal gniew szlachecki - za porabowane dwory, pohanbione panny, za dzieci szlacheckie wyrzniete ukrainskimi kosami, sprzedawane w niewole Tatarom, za gwalty i swawolenstwa. Zolnierze znosili watahy czerni ogniem i zelazem, palili futory i miasteczka, wbijali rezunow na pale, wieszali na przydroznych krzyzach, odrabywali rece, rujnowali cerkwie i monastery, bili i grabili jak w okupowanym kraju, a nie w zbuntowanej prowincji Rzeczypospolitej. Ukraina przymierala glodem, zniszczona przez wojne, pozogi, deszcze i przemarsze wojska. Bochenek chleba szedl po cztery zlote, a za kwarte prostej gorzalki - byle tylko mogl jej dostac - po zlotych osiem placono.

Przez taki wlasnie zdziczaly kraj szedl Dydynski z Machnowki ku Barowi, wiodac komunikiem choragiew pancerna. Pierwsze slady Baranowskiego znalezli dopiero wieczorem nastepnego dnia po wyjsciu z obozu pod Machnowka. To bylo w stepie, za Przyluka, przy jednym z licznych jarow rzeczki Olszanki, a moze Kobylni.

Jako pierwsze uwage towarzystwa zwrocily ptaki.

Ogromne stado wron, krukow i kawek wirowalo nad stromym jarem. Znizaly lot, znikaly za wierzcholkami drzew, a potem podrywaly sie do lotu, nie robiac sobie nic z obecnosci zbrojnych. Wtedy nikt jeszcze nie wiedzial, co to znaczy. Dopiero kiedy Dydynski i jego pancerni zjechali do rozleglego jaru, konie zachrapaly ze strachu, a jezdzcom wlosy stanely deba.

Jan byl na wojnie od dwoch lat. A jednak to, co ujrzal, sprawilo, ze zdjal z glowy szlachecki kolpak zwienczony trzesieniem z diamentem i przezegnal sie. Jadacy obok niego namiestnik Bidzinski, rodowity Mazur spod Sochaczewa, na ktorym krwawe i okrutne kaznie robily rownie wielkie wrazenie co bicie wieprzy na rozdzimym folwarczku, poczal szeptac pacierze.

Вы читаете Czarna Szabla
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×