– O tym, ze Dydynski na rozkaz nie zabija.
– Nie zapomnialem o tym, mosci panie stolnikowicu. Dlatego zaraz powiem ci cos, co sprawi, ze spojrzysz na wszystko inaczej.
– Slucham waszmosci.
– Gedeon nie jest Gedeonem. Dwernicki nie jest zadnym Dwernickim. To w ogole nie jest szlachcic! Po dwudziestu latach z niewoli wrocil czlek, ktory jest samozwancem, a jego prawdziwe imie i miano to Hryn Kardasz.
Dydynski milczal. Nie wiedzial, co rzec o tym wszystkim.
– Ladne masz oczy, panie starosto – mruknal. – Ale widywalem piekniejsze i dlatego waszmosci na nie nie uwierze. Po pierwsze, czy masz jakies dowody, ze to prawda? A po drugie, po co ten... Kardasz mialby udawac Gedeona Dwernickiego?
– Bo jest chlopem i chce srubowac sie na szlachectwo. Widzisz waszmosc rownie latwa sposobnosc? Oto pojawia sie na zascianku po dwudziestu latach. Nikt go nie zna, nikt nie pamieta. A w dodatku wioska jest w tarapatach. Wtedy przedstawia sie jako jej obronca. I coz ma zrobic biedna mala szlachta? Do kogoz wyciagac raczeta?! Do Gedeona alias Kardasza. I Kardasz nie tylko zostanie szlachcicem, ale takze wciagnie zascianek w wojne ze Stadnickim, do ktorego ma zadawniona uraze.
– Za to – uzupelnil Jacek nad Jackami – ze jego bracia w niewoli dali rekojmie za pana rotmistrza Stanislawa Stadnickiego, ktory mial jechac do Polski po okup. A pan Stanislaw lekce ich sobie wazyl i z pieniedzmi nie wrocil. Zdobyl wolnosc za cierpienia i krew kilku szlachcicow, ktorych wina bylo jedynie to, ze nie narodzili sie w Zmigrodzie na zamku, jeno w biednych Dwernikach. I jak tu sie nie mscic, skoro wraca czlek ze srogiej niewoli, a tu pan rotmistrz krolewski rodzine chce mu schlopic – aby nigdy jego zdrada i krzywoprzysiestwo nie wyszly z ukrycia.
Stadnicki zmieszal sie. Ale tylko na chwile.
– A wiec o tym tez ci mowil – mruknal. – Ani ja znalem tych szaraczkow, a poza tym
– A jakie ty masz dowody, ze Gedeon Dwernicki to samozwaniec?
– Wyobraz sobie, waszmosc, ze mam, i to nieblahe.
– Slucham tedy.
– Samozwaniec ma znamie na czole, ktorego nie mial Gedeon. Mowil mi o tym Berynda, albowiem rowniez podejrzewal go o zdrade.
– To znamie wypalili mu Turcy, kiedy waszmosc nie dotrzymales slowa i nie powrociles z okupem. To przez ciebie wszystkich Dwernickich zapedzili na galery!
– Znamie to klejmo, jakie wypalaja woznemu po zlozeniu falszywego swiadectwa. Tak, panie bracie. Kardasz to sprytny ruski plebej, byly
– Moze tak, a moze nie...
– Zdradzil sie, kiedy pierwszy raz zawital do Dwernik. Gdy klekal pod kosciolem, przezegnal sie po prawoslawnemu. Berynda to widzial.
– A jesli przez kilka lat byl przykuty razem z Kozakami? A jak mial na galerze popa, a nie ksiedza? To jeszcze nic nie znaczy.
– Hermolaus Dwernicki przez niego padl jak razony gromem. Bo on widywal prawdziwego Gedeona i wiedzial, ze nie bylo go na wyprawie, na ktora poszli Prandota i reszta Dwernickich. Berynda mi wspominal, ze Hermolaus bal sie go, ze dawal znaki, aby go zgladzic. Coz z tego, skoro imc Bieniaszowi Dwernickiemu nie starczylo na to fantazji.
– W zamian za to starczylo jej Gedeonowi, aby wydobyc konfirmacje na szlachetwo spod kamienia mlynskiego. Konfirmacje, o ktorej nie wiedzial zaden z Dwernickich.
– A skad wiesz, czy sie o niej nie dowiedzial od Prandoty? Kardasz byl w niewoli u pohancow. Zapewne na tej samej galerze co Dwerniccy. Alboz to nie mial okazji, by z nimi gadac? Albo to po dziesieciu latach nie rozwiazalyby im sie jezyki? Opowiedzieli mu wszystko, liczac na ocalenie. A moze nawet... – Stadnicki sciszyl glos – skad wiesz, czy Kardasz nie obiecal im, ze kiedy ucieknie, sprowadzi dla nich pomoc. Lecz zamiast isc na zascianek z dobra nowina, udal, ze jest Gedeonem, wszczal ze mna wojne, zas Dwerniccy, w ich liczbie zas twoj przyszly tesc – Prandota – ciagle siedza przykuci do wiosel jak potepiency w piekle. A samozwaniec je i pije w Dwernikach, zas corki i synowie tych, ktorych zdradzil, w pas mu sie klaniaja, jadlo przynosza i za starszego maja na zascianku. Nie boli cie, panie Dydynski, serce na taka zdrade? Coz teraz? Bedziesz odgrywal przede mna cnotliwego sluge? Bedziesz zaslanial sie honorem? Zlamales dane mi slowo. Co zatem stoi na przeszkodzie, abys zlamal parol, ktory dales rzekomemu Gedeonowi? Przysiegales przeciez wiernosc Dwernickiemu, a to, jako rzeklem, zaden Dwernicki nie jest.
– A jesli powiem, ze nie zlamie, mosci starosto, to co wtedy? Wezwiesz katow? Zabijesz Konstancje? Kazesz mistrzowi Wojtkowi dobrze naostrzyc i naoliwic pile? Dalejze, mosci panie bracie. Wszak ty do mlodzi szlacheckiej nie strzelasz, ty panom braciom uszu i nosow nie urzynasz, pieniedzy nie kujesz, wiezniow nie trzymasz. Ciekawi mnie, coz ze mna zrobisz?
– Nic nie uczynie – rzekl cicho Stadnicki. – Nie masz juz wyboru, mosci panie bracie. Za mna jest prawo i racja. Pojedziesz do Dwernik, ubijesz kogo trzeba i przywieziesz mi jego glowe. W dzbanie z winem, aby sie nie zepsula. Ach, i jeszcze jedno – razem z glowa chce odzyskac pewien turecki list, ktory Kardasz moze miec przy sobie.
Pismo po turecku? To bylo cos, o czym Dydynski juz kiedys slyszal od Konstancji. Do krocset, coz takiego bylo w tym liscie, ze tak zalezalo na nim Stadnickiemu?
– A coz jest w tym pismie?
– Duzo polityki – mruknal krotko Diabel Lancucki. – Ale nie ma niczego, co by dotyczylo Dwernickich. Ta rzecz ma zwiazek z niedawna konfederacja sandomierska i jej okrutnym usmierzeniem przez sodomczyka Waze pod Janowcem i Guzowem. Wolalbym, aby nie dostala sie w rece Opalinskiego albo Anny Ostrogskiej. Aby zas wyrazic sie jasno – glowy Kardasza nie przyjme bez listu. Natomiast w zamian za te dwie rzeczy oddam ci Konstancje i poniecham zemsty na Dwernikach. No i dorzuce wynagrodzenie. Na beciki i kolyski dla malych Dydyniatek.
– A jesli powiem veto? Jesli sie mimo to nie zgodze, mosci panie starosto? Dlaczego to ja mam zabic Gedeona? Nie wystarczy na to Sienienski?
– Sienienski prawie nie wystarczyl na ciebie. A Kardasz to szalony czlek. W dodatku bronia go Dwerniccy.
– Masz jeszcze Przeclawa. On az pali sie do sluzby. Do tego stopnia, ze gotow byl wlasnemu bratu w plecy strzelic.
– Przeclaw siedzi w lochu. I nie wymyslilem jeszcze, co z nim zrobic. Zbuntowal sie, szelma, i – imaginuj sobie, waszmosc – Dwernicka chcial uwalniac, przed toba sie poklonic i o wybaczenie prosic. Tez mu sie w czas przypomnialo. Ale nie bedziesz chyba po nim plakal!
Dydynski zamarl. Przeclaw chcial uwolnic Konstancje? O Boze! Czyzby pozalowal swoich czynow? Niemozliwe!
– Dwernicki nie spodziewa sie zdrady od ciebie – ciagnal Stadnicki. – Dlatego zabijesz go. Szybko, po cichu i bez zbednych ceregieli.
– Nie, mosci starosto. Nie uczynie tego. Co teraz?
– Kaze cie uwolnic.
Dydynski zamarl. Zaraz, czegos nie rozumial. Mial wyjsc na wolnosc? Gdzies tu byl haczyk, a on nie zamierzal polknac go tak latwo jak ryba. Zasmial sie wesolo i swawolnie w twarz staroscie zygwulskiemu.
– Uwolnisz mnie? Tak po prostu? I moze jeszcze pozwolisz mi uraczyc ta opowiescia imc Gedeona? A nie wyglosisz przy okazji waszmosc oracji, jak bardzo powinienem byc ci wdzieczny? Myslisz, mospanie, ze bede dziekowal ci na kolanach?
– Mysle, ze zabijesz Gedeona jeszcze przed Kwietna Niedziela. Raz na zawsze, aby czasem znowu nie powrocil tutaj za kolejne dwadziescia lat. A usieczesz go po tym, gdy pojedziesz do Sanoka i w grodzie zajrzysz do
– Ja proponuje wasci inny uklad. Uwolnij Konstancje, a w zamian za to zatrzymaj mnie.
– Konstancja nie odrabie lba Kardaszowi tak sprawnie jak ty.
– A co, jesli ja takze okaze sie za malo sprawny? I niezbyt chetny?
– I wlasnie z tego powodu twoja dziewka nadal pozostanie u mnie w... goscinie. Jesli uczynisz cos przeciwko mnie – na ten przyklad staniesz w obronie Dwernik, kiedy tam rychlo przybede, to wierzaj mi, ze oddam ci Konstancje z brzuchem jak kopula zamku na Wisniczu. A ojca dla bekarta bedziesz szukal wsrod mojej zamkowej zalogi. Sila tych ojcow bedzie, powiadam ci, bo dzieweczka przypadla do gustu sabatom. Jednemu nos przestawila, drugiemu zeby wybila, trzeciemu jajca stlukla kolanem, a czwartemu wygryzla pol policzka. Dlatego zaden nie odmowi, gdy im pozwole na chwilke uciechy. Od jednego bes wezmie raczeta, od drugiego nozki, od trzeciego glowke... Coz to, bladys, mosci kawalerze?
Dydynski zbladl.
– Ale na szczescie nie bedziemy musieli uciekac sie do takich srodkow, mosci panie bracie. Bo ty wszak swoj rozum masz; pojedziesz do grodu, a potem do klasztoru. Wrocisz do Dwernik i ubijesz samozwanca. Nie bedzie inaczej, zaufaj mi. Bo przeciez – Stadnicki sciszyl glos – ty za wszelka cene bedziesz chcial sie dowiedziec prawdy?
– Rzekles, mosci starosto.
* * *
– Patrz i ucz sie, mosci Sienienski. Nietega miales mine, kiedys sie bil z Dydynskim. Nie wszystko da sie osiagnac zelazem. Czasem wystarczy slowo.
– Naprawde waszmosc myslisz, ze on zabije Kardasza?
– Posialem w jego umysle nasienie zbrodni, panie bracie, ktore moze wydac zdradliwe frukta. Coz on teraz uczyni? Jesli wystapi przeciw nam, zrobisz krzywde jego dziewce...
– Mnie to nie bawi. Posiadlem sila kilka panien i... Nic w tym wielkiego, a sporo klopotu, krzyku i wrzasku. Niewarta skora za wyprawke, lepiej ladacznicy zaplacic. Wole, aby to wszystko poszlo na karb wascinych sabatow. Ktorzy tyle juz maja karbow co deska w karczmie po tegiej biesiadzie.
– Jesli Dydynski naprawde pojedzie do Sanoka i do klasztoru, to coz... Zalatwie cala rzecz bez wielkiej wojny. Bo co by mi przyszlo, panie Sienienski, z trzymania stolnikowica w loszku? Nasycilbym zemste, ale coz mialbym poza tym? To przestroga dla ciebie, ze nie zawsze warto ulegac namietnosciom.
– Ja nie mam zadnych namietnosci. A co, jesli Dydynski zdradzi?