uzyty przeciwko tobie. Ani sladu krawata. Wszystkiego najlepszego, Harry!
Na sale weszla mloda, przebrana za policjantke kobieta. Podeszla prosto do stolika Friedmana.
– JEST PAN ARESZTOWANY! – wrzasnela.
Harry Friedman przestal jesc i usmiechnal sie. Usta mial mokre od spaghetti.
Policjantka zdjela najpierw plaszcz, nastepnie bluze mundurowa. Miala ogromne piersi. Potrzasnela nimi przed nosem Harry'ego Friedmana.
– JEST PAN ARESZTOWANY! – wrzasnela.
Wszyscy zaczeli bic brawo, nie mam pojecia dlaczego.
Friedman skinal na policjantke, zeby nachylila sie w jego strone. Przysunela sie blizej, a on szepnal do niej cos, co bylo przeznaczone wylacznie dla jej uszu.
Zabierz mnie do siebie. Zobaczymy, jak nam pojdzie.
Zapomnialas palki. Czy chcialabys skorzystac z mojej?
Wpadnij do mnie. Wezme cie do filmu.
Policjantka wlozyla z powrotem bluze, na nia plaszcz, a potem wyszla.
Ludzie zaczeli podchodzic do stolika Friedmana, zeby zamienic z nim pare slow. Wygladal, jakby nikogo nie poznawal. Wkrotce skonczyl jesc i wzial sie za wino. Spodobal mi sie sposob, w jaki poczynal sobie z butelka.
Widac bylo, ze naprawde lubi wino. Po chwili wstal i zaczal krazyc po sali, zawisajac nad kolejnymi stolikami, zeby pogadac z ludzmi.
– O Jezu Chryste – powiedzialem do Sary. – Popatrz tylko na to. Pasemko makaronu zwisa mu z kacika ust i nikt mu o tym nie mowi. Zwisa mu z ust!
– Widze! Widze! – podniecil sie Jon.
Harry Friedman w dalszym ciagu krazyl po sali, nachylajac sie nad stolikami, zeby porozmawiac. Nikt mu nic nie powiedzial.
Wreszcie skierowal sie w nasza strone. Kiedy byl o jakis stolik od nas, wstalem i podszedlem do niego.
– Panie Friedman – odezwalem sie…
Zwrocil do mnie twarz monstrualnego niemowlaka.
– Slucham?
– Prosze sie nie ruszac!
Chwycilem za koniuszek makaronu i pociagnalem. Pasemko odkleilo sie.
– Nie moglem juz patrzec, jak pan chodzi z tym dyndajacym makaronem.
– Dziekuje – powiedzial.
Wrocilem do stolika.
– No, no – skomentowal Jon. – Co o nim sadzisz?
– Juz ci mowilem. Poza Lido Maminem nie widzialem takiego drugiego. – To bardzo milo z twojej strony, ze zdjales mu ten makaron pochwalila Sara. – Nikt sie na to nie zdobyl. Bardzo ladnie sie zachowales.
– Dziekuje. Tak naprawde to ja jestem bardzo milym facetem.
– Tak? A co niby takiego milego ostatnio zrobiles?
Nasza butelka zaswiecila dnem. Udalo mi sie sciagnac uwage kelnera. Niechetnie ruszyl w moja strone z nastepna butelka.
Ja tymczasem zachodzilem w glowe, co tez ostatnio zrobilem milego.
22
Ruszyly przygotowania do produkcji. Wydawalo sie, ze wszystko jest na dobrej drodze, kiedy nagle zadzwonil telefon. Mowil Jon.
– Mamy klopoty…
– Co sie stalo?
– Friedman i Fischman…
– Tak?
– Chca sie pozbyc moich wspolproducentow, Tima Ruddy'ego i Lance'a Edwardsa…
– Ruddy'ego poznalem, Edwardsa nie… Co sie dzieje?
– Obaj od dawna pracuja ze mna nad tym filmem. Wladowali w niego sporo czasu i pieniedzy. Teraz Friedman z Fischmanem chca ich wykopac. Dociskaja mnie z kazdej strony. Wszystkim obcieto wynagrodzenia. Firepower ma powazne klopoty. Dobrala sie do nich Izba Kontroli. Ich akcje dochodzily do 40, teraz spadly do 4.
– O – o.
– „Pozbadz sie tych gosci – mowia mi. – Nie sa nam potrzebni.” „Kiedy mi sa potrzebni” – mowie. „Do czegoz takiego sa ci potrzebni, czego my nie potrafilibysmy zalatwic?” – pytaja. „Przeciez podpisaliscie z nimi umowe” – mowie. „Chyba wiesz, co to jest umowa? – pytaja i sami odpowiadaja: – Nic wielkiego. Dokument podlegajacy renegocjacji.”
– Jezu…
– Dokrecaja sruby ile wlezie i maja zamiar dokrecac do oporu… Juz sie zgodzilem nakrecic film w 32 dni zamiast 34. Bez przerwy robia ciecia budzetowe… Nie odpowiada im moj dzwiekowiec… Nie odpowiada im moj operator… Chca kogos tanszego. „No i musisz sie pozbyc tych producentow – mowia mi. – Do niczego nie sa nam potrzebni…”
– Co masz zamiar zrobic?
– Nie moge wystawic Tima i Lance'a do wiatru… Mamy pewien plan. Jutro jestesmy umowieni na lunch z Timem i z jego adwokatem. Adwokat jest dobrze znany calemu Hollywood. Ludzie drza na sam dzwiek jego nazwiska. Jest wszechpotezny, a tak sie sklada, ze winien jest Timowi przysluge. Wpadlismy na pomysl, zeby po lunchu zajechac do Friedmana i Fischmana w towarzystwie adwokata. Dobrze by bylo, gdybys przy tym byl. Pokazesz sie?
– Jasne… Powiedz tylko gdzie i kiedy.
Lunch odbywal sie u Musso. Siedzielismy przy duzym stole w rogu. Wypilismy po pare drinkow, zjedlismy cos niecos. Sporo osob dosiadalo sie do nas, zeby zamienic pare slow ze slynnym adwokatem. Faktycznie, wszyscy przed nim drzeli. Adwokat mial nienaganne maniery i bardzo kosztowny garnitur.
Adwokat z Lancem i Jonem omawiali strategie wobec Friedmana i Fischmana. Nie sluchalem zbyt uwaznie. Adwokat udzielal instrukcji typu: wy powiecie to, wtedy ja powiem tamto. Tego nie mowcie. Ja to powiem.
Cala forsa idzie do kieszeni prawnikow, lekarzy i hydraulikow. Pisarze? Pisarze gloduja. Pisarze popelniaja samobojstwo. Pisarze popadaja w obled.
Po lunchu kazdy z nas wsiadl do swojego samochodu. Ruszylismy w strone zielonego gmaszyska, w ktorym czekali juz na nas Friedman z Fischmanem. Umowilismy sie na zbiorke przy wejsciu.
Sekretarka wprowadzila nas do gabinetu Harry'ego Friedmana. Friedman wstal i zza biurka powital nas nastepujaca przemowa:
– Bardzo mi przykro, ale nasza spolka nie ma pieniedzy i nic sie nie da zrobic. Tamci dwaj musza odejsc. Nie stac nas na oplacanie wspolproducentow. Nie mamy pieniedzy!
Znalezlismy sobie krzesla i usiedlismy.
– Panie Friedman, ja tych ludzi potrzebuje. Sa nieodzowni dla produkcji filmu.
Friedman trwal w pozycji stojacej. Oparl piesci o biurko.
– NIKOGO NIE POTRZEBUJEMY! A JUZ Z CALA PEWNOSCIA NIE TYCH DWOCH! NA CO CI DWAJ MOGA SIE PRZYDAC? NO, PROSZE POWIEDZIEC, NA CO MOGA SIE PRZYDAC?
– Sa moimi wspolproducentami, panie Friedman…
– JA JESTEM PRODUCENTEM! JESTEM LEPSZYM PRODUCENTEM OD NICH! NIE POTRZEBUJE TYCH GOSCI! TO ZWYKLI KRWIOPIJCY! KRWIOPIJCY!
Za biurkiem Friedmana otwarly sie drzwi, z ktorych wylonil sie Fischman. Fischman byl chudszy od Friedmana. Zrobil runde dookola biurka. Poruszal sie z wdziekiem. Biegnac wrzeszczal:
– KRWIOPIJCY! KRWIOPIJCY! KRWIOPIJCY!
Nastepnie wybiegl drzwiami, ktore najwyrazniej prowadzily do jego gabinetu.
Friedman usiadl za biurkiem. Bylo jasne, ze sie orientuje, kim jest adwokat.
Usiadl za biurkiem i powiedzial cicho:
– Nie potrzebujemy nikogo.
Slynny adwokat kaszlnal.
– Najmocniej przepraszam – zaczal – ale… w mysl umowy…
Friedman wyskoczyl zza biurka.
– STUL PYSK, MADRALO!
– Bede z panem w kontakcie – oswiadczyl adwokat.
– ALEZ PROSZE CIE BARDZO! BADZ ZE MNA W KONTAKCIE, MADRALO! MAM CIE GDZIES!
Wstalismy z krzesel i zbici w gromadke stanelismy przy drzwiach. Przez chwile naradzalismy sie szeptem, po czym Tim wyszedl, zabierajac ze
Usiedlismy.
– Nie stac mnie, zeby im placic – powtorzyl Friedman.
Jon wychylil sie z krzesla, gestykulujac.
– Harry, nie mozesz zadac od wszystkich, zeby pracowali dla ciebie za darmo…