Drogi Harry!
Oto alternatywne propozycje, ktore przedstawilem ci przez telefon. Jak widzisz, jestem gotowy przyjac kazde rozwiazanie. Uwierz mi, ze kiedy proponuje wersje, w ktorej nie dostane ani grosza, to robie tak nie tylko po to, zeby ratowac cale przedsiewziecie, ale rowniez dlatego, ze cie kocham, kocham daleko bardziej, niz to sobie mozesz wyobrazic.
Decyduj wobec tego. Bardzo cie prosze, nie zwlekaj z decyzja, bo mam Edlemana, ktory jest gotow przejac film oraz zobowiazania zawarte we wszystkich umowach. Edleman jest gotow przejac film od reki. Jezeli do czwartku po poludniu nie otrzyma tekstu zalaczonej ponizej Propozycji 1, z twoim podpisem, nie bedzie w stanie rozpoczac zdjec 19. Do tego dnia musimy zatrudnic dziesieciu niezbednych pracownikow. Na przejecie filmu przez Edlemana zostaje nam tylko wtorek i sroda. Jezeli nie zdazymy, nam przepada Bledsoe jako odtworca glownej roli, a wam okolo miliona dolarow. Dla wszystkich bedzie to samobojstwo, przynajmniej poci wzgledem finansowym. W tej sytuacji zmuszony jestem posunac sie dalej; mianowicie: jezeli prawa, do filmu nie zostana, tak jak przyrzekles, przekazane jutro rano do godziny 9, zaczne wcielac Propozycje 2, odcinajac sobie kolejne konczyny i przesylajac ci je codziennie poczta. Mowie serio. Nie mozemy sobie pozwolic nawet na jeden dzien zwloki. Dla Naszego Filmu to Kwestia Zycia i Smierci.
Sciskam, Jon.
Drugi dokument zatytulowany byl Propozycja 1. Naglowek glosil:
POPRAWKA DO UMOWY O PRZEKAZANIU PRAW DO FILMU W REZYSERII JONA PINCHOTA
Tekst wypichcil adwokat, wiec ledwie mozna sie bylo polapac, o co chodzi, wygladalo jednak na to, ze dokument nawoluje Friedmana, zeby przekazal film Edlemanowi i zatrzymal sobie pieniadze nalezne Jonowi.
Oddalem Jonowi oba papiery.
– Na czym polega Propozycja 2?
– Na odcinaniu konczyn.
– Ty to nazywasz propozycja?
– Faktycznie, powinienem to nazwac determinacja.
– Nie zrobisz chyba czegos takiego?
– Owszem, zrobie.
– Oszalales chyba.
– Nie, nie oszalalem. Mozesz pojechac ze mna. Musze sie przygotowac.
– Przygotowac?
– Tak jest.
Wsiedlismy obaj w samochod Jona.
– Mam juz pierwsza z niezbednych mi rzeczy. Srodek przeciw bolowy. Wyobraz sobie, musialem isc do lekarza, bo mi zaczal wrastac paznokiec u nogi. Zoperowal paznokiec, potem zaaplikowal srodek przeciwbolowy. Podzialal znakomicie…
– Dokad jedziemy?
– Zobaczysz. No wiec musialem jeszcze raz tam pojsc, do kontroli. Mowie do doktora: „Wie pan, dal mi pan naprawcie swietny srodek przeciwbolowy, dzialal bez przerwy przez 10 godzin. Czy moglby mi pan opowiedziec o jego dzialaniu?” Opowiedzial, a ja spytalem: „Moglbym zobaczyc, jak wyglada?” Zaprowadzil mnie do gablotki z lekarstwami i pokazal, o ktory lek chodzi. „To bardzo interesujace” – pochwalilem. Porozmawialismy jeszcze przez chwilke i pozegnalem sie. Mialem ze soba torbe, niewielki neseser. Zostawilem go przy gablocie z
– Nie mozesz tego zrobic – powiedzialem do Jona.
– Musze – brzmiala odpowiedz.
Weszlismy do sklepu z artykulami zelaznymi.
– Slucham? – zwrocil sie do nas sprzedawca.
– Potrzebuje pily – wyjasnil Jon. – Elektrycznej pily lancuchowej.
Sprzedawca zdjal z tablicy narzedziowej pomaranczowe cacko.
– Firma Black and Decker, jedna z najlepszych pil, jakimi dysponujemy.
– Jak sie zaklada ostrze? – dopytywal sie Jon. – Jak sie je zamocowuje?
– Bardzo prosto – wyjasnil sprzedawca. Przykrecil ostrze.
Jon przyjrzal sie pile. Ostrze mialo olbrzymie zeby.
– Hmm – oswiadczyl – nie o taki rodzaj ostrza mi chodzi.
– A jakie ostrza pana interesuja? – spytal sprzedawca.
Jon zastanawial sie przez chwile.
– Cos do ciecia drewna na malenkie kawaleczki. Twardego drewna – dodal.
– Rozumiem – powiedzial sprzedawca. – Moze cos takiego?
Zamontowal nowe ostrze z drobnymi, gestymi, ostrymi zabkami.
– O to, to – ucieszyl sie Jon. – Wlasnie o to mi chodzi.
– Placi pan gotowka czy karta kredytowa? – spytal sprzedawca.
Wsiedlismy do auta i ruszylismy podjac protest glodowy.
– Nie zrobisz tego, prawda? – nalegalem.
– Oczywiscie, ze zrobie. Zaczne od malego palca lewej reki. Na co
– Chociazby do wystukiwania „a” na maszynie.
– Bede pisal nie uzywajac „a”
– Sluchaj, przyjacielu, nie daloby sie tego jakos odkrecic? Puscic cala sprawe w niepamiec?
– Nie. Wykluczone.
– Naprawde masz zamiar tam byc o 9 rano?
– W gabinecie adwokata Friedmana. Wlacze pile. Wlacze ja tyle razy, az zrzekna sie praw do filmu.
Nie rozdzierajac szat, konstatowal po prostu suche fakty; nie moglem mu nie wierzyc.
– Zaczekasz na mnie przed gabinetem adwokata?
– Zaczekam, ale musisz przyjsc punktualnie. Przyjdziesz punktualnie?
– Przyjde punktualnie – obiecalem.
Wrocilismy pod Firepower.
25
Przyjechalem o 8.50. Zaparkowalem i czekalem w wozie na Jona. Nadjechal o 8.55. Wysiadlem i podszedlem do jego samochodu.
– Dzien dobry, Jon.
– Czesc, Hank. Jak sie masz?
– W porzadku. Jak ten twoj protest glodowy?
– O, trwa nadal. Najwazniejsze jest jednak obcinanie konczyn.
Jon mial ze soba owinietego w zielony recznik black and deckera.
Razem weszlismy do gmachu Firepower. Do gabinetu adwokata, Neeli Zutnicka, jechalo sie winda.
Sekretarka spodziewala sie naszego przybycia.
– Prosze do gabinetu – powiedziala.
Neeli Zutnick juz na nas czekal. Wyszedl zza biurka i uscisnal nam dlonie. Potem wrocil na miejsce i usiadl.
– Czy panowie napija sie kawy? – spytal.
– Nie – odparl Jon.
– Ja poprosze – powiedzialem.
Zutnick wcisnal klawisz interkomu.
– Rose? Rose, kochanie… podaj mi jedna kawe… – spojrzal pytajaco – z cukrem i smietanka?
– Czarna.
– Czarna. Dziekuje, Rose… A teraz, panowie… Gdzie jest Friedman? spytal Jon. Pan Friedman udzielil mi wszechstronnej instrukcji. A teraz…