Ruszylismy z Jonem przez Hollywood, skapany w blasku i cieniach Alfreda Hitchcocka, Laurela i Hardy'ego, Clarka Gable, Glorii Swanson, Myszki Miki i Humphreya Bogarta.
26
Przez jakis tydzien nie wydarzylo sie nic specjalnego. Wlasnie bawilem sie na dywanie z jednym z kotow, kiedy zadzwonil telefon. Odebrala Sara.
– Slucham? O, czesc, Jon. Tak, jest w domu. W poniedzialki i wtorki nie ma gonitw. Co? Rany, ale heca… Zaczekaj, dam ci Hanka.
Podnioslem sie z dywanu i wzialem sluchawke do reki.
– Czesc, Jon.
– Hank, jest obsuwa…
– Z czym?
– Z tym calym Edelmanem. Za 7 milionow dolcow probowali odsprzedac
– Przeciez oni jeszcze nie maja zadnych praw.
– Udawali, ze maja. Przedstawili scenariusz, budzet, aktorow. Za prawo do produkcji filmu zadali 7 milionow. Planowali cichcem podpisac umowe, a potem odkupic od nas prawa.
– Rany…
– Kolejny raz padamy ofiara szajki oszustow. Koniec z Edlemanem. Mamy go z glowy. W tej sytuacji musimy rozejrzec sie za nowym producentem. Przykro mi, ze cie niepokoje, ale chyba lepiej, zebys wiedzial.
– Jasne, ze tak. Jak wam idzie?
– Dzwonimy do roznych ludzi. Przedstawiamy im sytuacje przez telefon, oni na to: „Znakomicie, bierzemy ten film”. A potem czytaja scenariusz i mowia: „Nie, dziekujemy”. Cale Hollywood nam podziekowalo. Oto film z dwojka znanych aktorow i budzetem tak niskim, ze nie ma sily, zeby nie przyniosl zyskow, a mimo to wszyscy w tym miescie nam podziekowali. Wprost niebywale!
– Scenariusz im sie nie podoba – stwierdzilem.
– Na to wyglada.
– A mnie sie oni nie podobaja. Nie podobaja mi sie ani troche.
– Coz, bedziemy probowac dalej. Musza byc jeszcze jacys ludzie, ktorym nie proponowalismy filmu…
– To brzmi ponuro…
– Jakos damy sobie rade.
– Cieszy mnie twoj optymizm.
– Nie przejmuj sie.
– Dobra…
Wrocilem na dywan bawic sie z kotem w polowanie na kawalek sznurka.
– Znow z filmu nic nie wyszlo – powiedzialem Sarze. – Nikomu sie nie podoba scenariusz.
– A tobie sie podoba?
– Mysle, ze jest lepszy niz wiekszosc scenariuszy, jakie mialem w reku, ale moge sie mylic. Przede wszystkim jest mi zal Jona.
Kot nie trafil w sznurek, za to wbil pazury w wierzch mojej dloni. Pociekla krew. Poszedlem do lazienki i zalalem skaleczenie woda utleniona. Z lustra wyjrzala moja twarz; ot zwykly starszy pan, ktory napisal scenariusz. Niech to szlag.
Na wyscigach nigdy nie dopadaly mnie zadne zle wiadomosci, bo bylem poza domem i nie bylo mnie jak lapac.
Tor z powrotem upomnial sie o swoje prawa. Co dzien jezdzilem na wyscigi, szlo mi nie najgorzej. Kiedy mialem juz dosyc, wracalem do domu, jadlem cos niecos, ogladalem telewizje z Sara i szedlem na gore, gdzie juz czekaly butelki z winem i maszyna. Pracowalem nad wierszami. Wiersze nie przynosza zbyt duzo szmalu, ale pozwalaja sie wyzyc.
Po paru tygodniach Jon odezwal sie.
– Znow jestesmy udupieni – oswiadczyl. – I to gorzej niz kiedykolwiek!
– Co sie stalo?
– Wyobraz sobie, znalezlismy producenta, ktoremu wszystko sie podobalo, nawet scenariusz. „Dobra – mowi. – Bierzemy ten film. Przynies dokumenty, podpisze umowe i wystartujemy z produkcja.” Ustalilismy termin podpisania umowy, ale facet zadzwonil wczesniej. „Nie moge wziac filmu”. Coz sie okazuje? Pewien znany rezyser twierdzi, ze posiada prawa do ekranizacji wszystkich utworow poswieconych Henry'emu Chinaskiemu. „Jestem bezsilny – mowi mi. – Nie moge podjac sie roboty.”
W niejednej powiesci nazwalem glownego bohatera Henry Chinaski.
Posluzylem sie tym nazwiskiem rowniez w scenariuszu.
– Co ty pieprzysz? – zaniepokoilem sie.
– Nic nie pieprze. Sprzedales prawa do postaci Henry'ego Chinaskiego.
– Nieprawda – powiedzialem – ale nawet gdyby tak bylo, wystarczy zmienic imie i nazwisko bohatera.
– Niestety, umowa przyznaje mu prawo do
– Nie wierze…
– Obawiam sie, ze sprzedajac powiesc
– Sprzedalem mu prawa do filmu, fakt, za marne 2 tysiace dolarow. Przymieralem glodem i wydawalo mi sie, ze to kupa forsy. Blackford nigdy nie nakrecil
– To nie ma znaczenia. W umowie stoi, ze dozgonnie uzyskal prawa do tej postaci.
– Skad sie o tym wszystkim dowiedziales?
– Otoz pewien adwokat, niejaki Fletcher Jaystone, poszedl do lozka z pewna montazystka. Zrobili swoje, a kiedy bylo po wszystkim, wzrok adwokata padl na scenariusz spoczywajacy na stoliku nocnym. Adwokat wzial scenariusz do reki i czyta:
– To niemozliwe, Jon. Nie sprzedalbym tych praw do konca swiata za gowniane 2 tauzeny, musialbym byc niespelna rozumu.
– Tak stoi w umowie.
– Czytalem umowe, zanim ja podpisalem. Nic takiego tam nie bylo.
– No to przeczytaj sobie paragraf VI.
– Nie wierze.
– Zadzwonilem do tego calego adwokata. Twardy gosc. „Henry Chinaski jest nasza wlasnoscia – oswiadczyl.. – Swego czasu zainwestowalem w ten zakup 15 tysiecy moich prywatnych dolarow, spory pieniadz jak na tamte lata. To jest nadal spory pieniadz.” Wkurzylem sie i zaczalem na niego wrzeszczec. „Chwileczke – przerwal mi – prosze nie zwracac sie do mnie w ten sposob”. Nie moglem sie z nim w zaden sposob dogadac. Nie wiem, czy chce wycisnac z tego kupe forsy, czy knuje cos innego, dosc, ze
– Zadzwonie do ciebie za chwile, Jon.
Przejrzalem umowe i sprawdzilem paragraf VI. Mimo najszczerszych checi nie moglem sie tam doszukac niczego, co sugerowaloby wprost czy w zawoalowany sposob wyzbycie sie praw do postaci Chinaskiego. Przeczytalem paragraf VI iles razy, ale nic takiego nie znalazlem.
Zadzwonilem do Jona.
– W paragrafie VI nie ma absolutnie nic na temat dozywotniej utraty praw do postaci Chinaskiego. Co wam odbilo? Czy wyscie wszyscy tam na lby poupadali?
– Nie poupadalismy, tylko taka jest wymowa.
– Jak znowu wymowa?
– Wymowa paragrafu VI.
– Masz u siebie umowe, Jon?
– Mam.
– Czy mozesz mi wskazac miejsce, w ktorym stoi, ze ten facet nabywa praw do Henry'ego Chinaskiego?
– No, paragraf sugeruje cos w tym stylu…
– To jest jakies SZALENSTWO! Nie widze tutaj nawet cienia sugestii!
– Jesli zaczniemy sie z nimi procesowac, mozemy strawic 3, 4, a nawet 5 lat na wloczenie sie po sadach… Przez ten czas
– CZY WSZYSCY W TYM MIESCIE SA AZ TAKIMI TCHORZAMI? W PARAGRAFIE VI NIE MA JEDNEGO JEDYNEGO SLOWA NA TEMAT SPRZEDAZY PRAW DO HENRY'EGO CHINASKIEGO TYM FACETOM!
– Podpisales rezygnacje z praw do Henry'ego Chinaskiego do konca zycia – oswiadczyl Jon.
On tez musial upasc na leb. Odlozylem sluchawke.