Odszukalem numer Hectora Blackforda. Jego nazwisko, jak za dawnych lat, figurowalo w ksiazce telefonicznej. Znalem Hectora jeszcze z czasow, kiedy konczyl szkole filmowa przy Uniwersytecie Poludniowokalifornijskim. Jednym z jego pierwszych filmow byl dokument poswiecony mojej osobie. Dokument szedl ktoregos wieczoru na kanale telewizji publicznej. Nastepnego ranka do telewizji zadzwonilo 50 osob zglosic rezygnacje z subskrypcji na kanal.

Pare razy dalismy w banie z Hectorem. Mial wielka ochote nakrecic Spedytora, nawet pokazal mi scenariusz, ale byl beznadziejny, wiec mu odradzilem. Potem nasze drogi sie rozeszly. On wyrezyserowal pare hitow, dzieki czemu stal sie bogaty i slawny. Ja wzialem sie za pisanie wierszy i zapomnialem o Spedytorze.

Zadzwonilem. Odebral Blackford.

– Hector, tu mowi Hank.

– Sie masz, Hank. Jak ci leci?

– Nie najlepiej.

– Co sie stalo?

– Chodzi o Jima Beama. Po miescie krazy facet, ktory twierdzi, ze obaj jestescie wlascicielami Henry'ego Chinaskiego! Znasz goscia?

– Fletcher Janstone?

– Owszem, Hector, wiesz dobrze, ze nie dalbym dupy ani nie zaprzedal duszy za gowniane 2 tauzeny.

– Fletcher twierdzi, ze tak zrobiles…

– Czytales umowe?

– Tak.

– Znalazles cos?

– Trudno powiedziec.

– Sluchaj, stary, nie zamierzasz mnie chyba udupic z powodu prawniczego belkotu, ktorego i tak nikt nie potrafi zrozumiec?

– Co chcesz przez to powiedziec?

– To, ze przymierzamy sie do filmu, a cos takiego skresla nas na samym starcie. Pamietasz jeszcze te noce, kiedy nam sie tak dobrze gawedzilo po pijaku?

– Tak, to byly niezle noce.

– No to pogadaj z tym twoim kolesiem i powiedz mu, zeby sie od nas odpieprzyl. Chcemy tylko swobodnie oddychac, nic wiecej.

– Zadzwonie do ciebie za chwile, Hank…

Usiadlem przy aparacie. Czekalem 15 minut.

Telefon zadzwonil.

– Wszystko w porzadku, Janstone zgodzil sie na uniewaznienie umowy – oswiadczyl Hector.

– Dzieki, stary. Wiedzialem, ze masz dobre serce. Praca w filmie jeszcze cie nie zdeprawowala.

– Jaystone natychmiast wysle ci uniewaznienie.

– Wspaniale! Wspaniale! Hector, jestes genialny!

– A poza tym…

– Co takiego?

– Nakrece jeszcze kiedys Spedytora. Zobaczysz.

– Swietnie, stary! Pozdrow zone!

– Pozdrow Sare – odwzajemnil sie Hector.

Dziewiec dziesiatych tego typu akcji rozgrywa sie przez telefon, a pozostala jedna dziesiata polega na podpisywaniu dokumentow.

Zadzwonilem do Jona.

– Hector wyperswadowal cala sprawe twojemu Jaystone'owi. Jaystone ma nam przyslac uniewaznienie umowy.

– Swietnie! Znakomicie! Mozemy wreszcie ruszac! Hector to twoj stary kumpel, prawda?

– Tak jakby tego dowiodl.

– Z uniewaznieniem w reku moge od razu poleciec do nowego producenta… Wlasciwie dlaczego zamiast czekac na poczte, nie mialbym zaraz pojechac do biura Jaystone'a i sam je odebrac?

– Jasne. Zadzwon i umowcie sie.

– No to jakbysmy z powrotem wyladowali w Hollywood – stwierdzil Jon.

– Owszem, moze powinnismy wpasc na lunch do Musso?

– Kiedy?

– Jutro, o pierwszej trzydziesci.

– To do jutra – powiedzial Jon.

– Do jutra – odpowiedzialem.

27

Przesiadywalem wystukujac wiersze, ktore wysylalem do podrzednych czasopism. Sam nie wiem czemu, ale zadne opowiadanie nie chcialo splynac na maszyne elektryczna. Zloscilo mnie to, a nic nie moglem poradzic, dlubalem wiec przy wierszach. Poezja byla dla mnie uczta duchowa i wyzwoleniem. Pocieszalem sie, ze opowiadania same sie pojawia ktoregos dnia. Bardzo na to liczylem. Tymczasem konie biegaly, wino sie lalo, a Sara wyczyniala cuda w ogrodzie.

Chyba z tydzien nie mialem wiadomosci od Jona. Wreszcie ktoregos wieczoru zadzwonil telefon.

– Znasz nowego producenta, dla ktorego zalatwilismy uniewaznienie umowy z Blackfordem?

– Tak. Jest gotow ruszac?

– Wycofal sie. Powiedzial, ze nie wezmie naszego filmu.

– Dlaczego?

– Mowi, ze kiedy czekal na dokumenty, otrzymal atrakcyjniejsza propozycje. Scenariusz o blizniakach – sierotach, ktore zdobywaja Puchar Swiata w deblu.

– Brzmi nadzwyczajnie. Szkoda, ze sam nie wpadlem na ten pomysl.

– Ale mam tez dobre wiesci.

– Na przyklad jakie?

– Firepower namyslila sie i bierze nasz film z powrotem.

– Dlaczego?

– Chyba sie przestraszyli, ze ktos inny go zrobi. Pewnie wesza w tym niezly zarobek. Co by nie mowic, budzet zostal okrojony do suchej kosci. Wszyscy dostali po kieszeni. To ich robota, prawdziwy majstersztyk. Zdaje sie, nie chca, zeby ktos inny na tym skorzystal. Zadzwonil do mnie Harry Friedman i mowi: „Dawaj mi tu ten przeklety film”. „Dobra – mowie. – Bierz go sobie.” A on na to: „Jezeli film nie zrobi kasy, wlasnorecznie obetne ci wszystkie paluchy!”

– Czyli wracamy do punktu wyjscia?

– Wlasnie.

Trzy czy cztery wieczory pozniej Jon zadzwonil znowu.

– Moge wpasc? Musze z toba pogadac.

– Jasne, wpadaj…

Pol godziny pozniej Jon stanal w progu. Na stoliku czekala juz butelka i kieliszki.

– Wejdz, Jon…

– Gdzie Sara?

– Na kursach aktorskich.

– Aha…

Jon obszedl stolik i zajal ulubione miejsce przy kominku. Napelnilem mu kieliszek.

– No to opowiadaj.

– Otoz mamy wlasnie zaczynac zdjecia, rozpisalismy caly harmonogram, a tu przychodzi wiadomosc z Bostonu, ze Francine Bowers zachorowala. Musi przejsc operacje. Bedzie zdolna do pracy dopiero za 2 tygodnie.

– Co zamierzacie zrobic?

– Krecic wszystkie sceny bez Francine. Chcemy nakrecic Jacka Bledsoe'a i cala reszte, a sceny z Francine na samym koncu. Naszykowalismy wszystko do pierwszej sceny z Jackiem, ale on nie chce zagrac.

– Dlaczego?

– Zada, zeby go dowozic na plan rolls – roycem z otwieranym dachem.

– Zwariowal czy jak?

– Ma rollsa zagwarantowanego w umowie. Skombinowalismy samochod, to znowu kolor mu nie odpowiadal. Zaczelismy krecic sceny bez Jacka i Francine, Wreszcie znalezlismy rollsa odpowiedniego koloru ze skladanym dachem i Jack oznajmil, ze jest. gotow do zdjec.

Вы читаете Hollywood
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату