pochylonymi ku sobie nad szachownica, Tony bowiem uparl sie wygrac koniecznie, a Jeff byl dobrze wychowany i nie chcial, by go posadzila o podsluchiwanie rozmowy, ktora prowadzila o pare krokow od niego.

– Lucy, kochanie! – W glosie 01ivera znuzenie i lagodnosc brzmialy jeszcze bardziej napietym tonem. – Dwa razy przeszukalem twoje biurko. Tam nie ma tego rachunku. Sa rachunki z trzydziestego drugiego roku, sa rozne przepisy na zupe rybna i zaproszenie na slub tej pary, ktora sie rozwiodla trzy lata temu, ale rachunku z garazu nie ma. Powtarzam – mowil dobitnie, tym glosem doprowadzajacym do szalu – rachunku za garaz w biurku nie ma.

Miala ochote sie rozplakac. Za kazdym razem kiedy 01iver wytykal jej nieudolnosc w prowadzeniu rachunkow domowych, wpadala w poploch, ogarnialo ja tragiczne uczucie, ze wspolczesny swiat jest dla niej zanadto skomplikowany, ze jacys nieznani ludzie skorzystali z jej chwilowej nieobecnosci, by zakrasc sie do pokoju i ograbic ja z najwazniejszych papierow, ze w koncu 01iver uwazaja z wszelka pewnoscia za idiotke i zaluje, ze sie z nia ozenil. Gdyby nie Tony i Jeff, rozplakalaby sie na pewno, co mialoby ten dobry skutek, ze Oliver dalby jej spokoj i powiedzial: „No, mniejsza z tym. Ostatecznie, to nie jest takie wazne. Jakos to juz zalatwie.” Mimo ze ani Tony, ani Jeff nie patrzyli na nia, nie mogla sie oczywiscie rozplakac. Zdobyla sie na powiedzenie:

– Jestem pewna, ze zaplacilam. Jestem zupelnie pewna.

– Jenkins twierdzi, ze nie zaplacilas – odparl Oliver. Jenkins byl wlascicielem garazu. Lucy gardzila nim, poniewaz mial zwyczaj przestawiania sie jak za nacisnieciem guziczka z gorliwej uprzejmosci do jazgotliwych wymowek, jesli klient nie zaplacil mu naleznosci punktualnie na piatego kazdego miesiaca.

– A ty komu masz zamiar uwierzyc? – zapytala. – Jenkinsowi czy mnie?

– Ale przeciez nie ma tej sumy w ksiazeczce czekowej. – Lucy omal nie zawyla, tak ja swidrowal ten nieublagany, daleki glos. – Nie moge takze znalezc pokwitowania, a dzisiaj, kiedy wstapilem po benzyne, Jenkins byl bardzo nieprzyjemny. Wiesz, Lucy, to naprawde niemila sytuacja, kiedy taki facet podchodzi do ciebie i powiada, ze od trzech miesiecy jestes mu winien siedemdziesiat dolarow. A ja bylem przekonany, ze zaplacone.

– Bo jest zaplacone – upierala sie, mimo ze nie pamietala nic absolutnie.

– Lucy, powtarzam ci, ze musimy miec ten rachunek.

– Wiec co chcesz, zebym zrobila?! – zawolala podnoszac glos mimo woli. – Mam przyjechac i szukac sama? Jezeli tak, to wsiadam w pociag jutro rano.

Na te slowa Jeff uniosl na sekunde wzrok znad szachownicy, ale natychmiast spuscil znowu powieki.

– Pilnuj swojej krolowej – ostrzegl Tony’ego.

– Mam morderczy plan – odparl chlopiec. – Radze, niech pan uwaza!

– Alez nie, nie – 01iver uspokajal zone zmeczonym glosem. – Pogadam z nim jeszcze. Nie mysl juz o tym.

Kiedy 01iver mowil: „Nie mysl juz o tym”, Lucy wiedziala, ze zapadl na nia wyrok. Taki maly, powtarzajacy sie, narastajacy, potepiajacy wyrok.

– Co tam u was slychac? – pytal 01iver, ale glos jego brzmial teraz chlodno, jak gdyby sciagal jej cugle. – Jak Tony sie czuje?

– Gra teraz w szachy z Jeffem. Chcesz z nim porozmawiac?

– Tak, prosze cie.

Lucy odlozyla sluchawke.

– Tony, ojciec chce z toba mowic – powiedziala do chlopca.

Kiedy Tony zawolal: „Serwus, tatus!”, Lucy juz nie bylo w pokoju. Czula, ze Jeff jej sie przygladal, gdy wychodzila na ganek, i zdawalo jej sie, ze wygladala na zdenerwowana i upokorzona.

– Widzielismy dzisiaj jelenia – opowiadal Tony Oliverowi. – Przyszedl nad jezioro, zeby sie napic.

Lucy poszla przez trawnik nad jezioro. Nie miala ochoty rozmawiac jeszcze raz z 01iverem. Swiecil ksiezyc w pelni, wieczor byl cieply, nad woda wstawal leciutki, mleczny opar. Z przeciwleglego brzegu dolatywal dzwiek trabki. Chlopiec grajacy na trabce dawal co wieczor krotki koncert. Dzisiaj byly to francuskie marsze kawaleryjskie. Gral bardzo dobrze, a skoczne, obce melodie nasycaly krajobraz – miekkie, niemal zatarte przez wstajaca mgle brzegi jeziora – dziwnie melancholijnym nastrojem.

Lucy stala oslaniajac dlonmi nagie ramiona, bo lekki chlod ciagnal brzegiem wody. Blask ksiezyca i melodia plynaca nad jeziorem lagodzily jej rozdraznienie przemieniajac je w litosc nad sama soba.

Uslyszala ze soba kroki, ale nie odwrocila sie, a kiedy Jeff otoczyl ja ramionami, nie miala wcale wrazenia, ze jest kobieta, ktora mlody mezczyzna przesladuje swoja miloscia. Czula sie jak dziecko, ktorym zaopiekowal sie ktos dorosly. Wprawdzie, gdy sie obrocila i Jeff ja pocalowal, uczucie to zmienilo sie w cos calkiem innego, lecz mimo to zdawalo jej sie, ze zostala skrzywdzona i ze teraz ktos gladzi i opatruje bolace miejsce. Czula na obnazonych plecach jego dlonie – gladkie i twarde, delikatne, szukajace, domagajace sie. Oderwala usta od jego ust i ciagle w jego objeciach, oparla mu glowe o ramie.

– O Boze! – wyszeptal Jeff.

Ujal ja pod brode i probowal uniesc jej glowe, ale ona opierala sie i mocniej przywierala twarza do jego flanelowej koszuli.

– Nie – powiedziala. – Wiecej nie…

– Pozniej – szepnal. – Jestem sam w calym domu. Siostra wyjechala na tydzien do miasta.

– Przestan.

– Bylem taki grzeczny – blagal Jeff. – Juz dluzej nie moge. Lucy…

– Mamo! – rozlegl sie od strony domu przenikliwy dziecinny glos. – Mamo!

Lucy wyrwala sie i pobiegla przez trawnik.

– Jestem, Tony! – zawolala dobiegajac do ganku.

– Tatus pyta, czy bedziesz z nim jeszcze rozmawiac.

Zatrzymala sie i oparta o kolumne ganku usilowala uspokoic oddech.

– Nie, chyba ze tatus chce mi cos specjalnego powiedziec – odpowiedziala mu przez otwarte okno.

– Mama mowi, ze nie, chyba ze chcesz jej cos specjalnego powiedziec – powtarzal Tony do telefonu.

Czekala. Przez chwile bylo cicho, a potem chlopiec powiedzial:

– Okej! Bede. Do widzenia.

Uslyszala lekki trzask odkladanej sluchawki. Tony podniosl zaluzje i wystawil glowe przez okno.

– Mamo! – zawolal.

– Jestem tutaj – odezwala sie z mroku, w ktorym tonal ganek.

– Tatus kazal ci powiedziec, ze nie moze do nas przyjechac na te niedziele, bo bedzie jakis pan z Detroit, z ktorym sie musi spotkac.

– Dobrze. – Widziala, jak Jeff wraca powoli przez trawnik zalany ksiezycowa poswiata. – Ale sluchaj, jezeli chcesz spac na ganku, to juz czas, zebys sobie szykowal poslanie.

– Nie skonczylismy partii – zaprotestowal Tony. – Przycisnalem Jeffa okropnie do muru.

– Mozecie skonczyc jutro. Przeciez jutro Jeff bedzie tak samo przycisniety do muru.

– No dobra – zgodzil sie Tony i cofajac glowe spuscil z loskotem zaluzje.

Jeff wszedl na ganek i stanal przed Lucy. Juz wyciagal do niej ramiona, ale odsunela sie i zapalila lampe stojaca na trzcinowym stole, obok dlugiego, rozsuwanego fotela, na ktorym Tony mial spac.

– Lucy – wyszeptal idac za nia – nie uciekaj ode mnie.

– Tamtego wcale nie bylo – powiedziala z naciskiem. Nerwowym ruchem wepchnela do stojacego na stole koszyczka koszule Tony’ego, do ktorej po poludniu przyszywala guziki. – Niczego nie bylo. Niech pan o tym zapomni. Prosze. Niech pan zapomni.

– Nigdy – odparl stojac tuz przy niej. Wyciagnal reke i dotknal palcami jej warg. – Twoje usta…

Uslyszala swoj jek i zdziwila sie tym ogromnie. Miala uczucie, ze traci panowanie nad najprostszymi gestami, nad ruchami rak, nad glosem w krtani.

– Nie – rzekla twardo i przeszla obok Jeffa pocierajac mocno wargi grzbietem dloni.

Tony wyszedl na ganek obladowany posciela i zwalil ja na fotel.

– Jeff – zwrocil sie do swego opiekuna – ale musi pan cos obiecac. Nie wolno patrzec na szachownice az do jutra rana.

– Co? – spytal Jeff odwracajac powoli glowe w jego strone.

– Bo gra musi byc przeciez uczciwa. Przyrzeka pan?

– A, tak, przyrzekam – odparl Jeff usmiechajac sie blado. Schylil sie, podniosl teleskop lezacy pod krzeslem i zaczal przecierac soczewke rekawem koszuli. Zdawal sie calkowicie pochloniety ta wazna czynnoscia. Lucy patrzyla na Tony’ego, ktory zabral sie do rozscielania przescieradla i koldry na zaimprowizowanym lozku.

– Naprawde chcesz spac tutaj, na dworze? – zapytala myslac rownoczesnie, ze jesli odda sie troskom matczynym, to predzej odzyska rownowage. – Nie bedzie ci zimno?

– Wcale nie jest zimno, mamusiu – odparl wesolo Tony. – Miliony ludzi spia w lecie na dworze, prawda, Jeff?

– Tak, miliony ludzi – potwierdzil Jeff nie przestajac przecierac soczewki. Siedzial teraz na schodkach z pochylona glowa, tak ze Lucy nie mogla widziec jego twarzy.

– Zolnierze, mysliwi, alpinisci – wyliczal Tony. – Napisze do tatusia i poprosze, zeby mi przywiozl spiwor. Wtedy bede mogl spac na dworze, chocby byl snieg.

– Masz na to jeszcze dosyc czasu – odezwal sie Jeff wstajac ze schodow.

Lucy przyjrzala mu sie uwaznie. Twarz mial spokojna, wcale nie zmieniona, malowal sie na niej zwykly wyraz przyjaznej i sceptycznej poblazliwosci w stosunku do Tony’ego.

„Musze byc z nim ostrozna – pomyslala. – Zanadto jest elastyczny. Okazuje sie, ze mlodzi mezczyzni sa gietcy nie tylko w biodrach.”

– Tak, Tony, masz mase czasu – powtorzyl Jeff niedbale. – Az do dwunastej wojny swiatowej.

– Co za bzdury! – zachnela sie Lucy.

Podeszla do Tony’ego i zaczela mu pomagac w szykowaniu poslania.

– Pardon - poprawil sie Jeff. – Do pietnastej wojny swiatowej…

– Nie zlosc sie na niego, mamo – powiedzial Tony. – Ja mam z Jeffem taka umowe. Rozmawia ze mna tak, jakbym mial juz dwadziescia lat.

– Nie bedzie ani dwunastej, ani pietnastej, ani zadnej wojny swiatowej – oswiadczyla Lucy.

Na mysl o wojnie ogarnialo ja przerazenie. Nie chciala czytac komunikatow z Hiszpanii, gdzie przez rok toczyla sie wojna domowa, i udalo jej sie uprosic Olivera, aby nie kupowal Tony’emu, gdy ten byl jeszcze maly, olowianych zolnierzy ani dzialek przeciwlotniczych. W gruncie rzeczy, temat ten nie bylby dla niej do tego stopnia przykry, gdyby jakims sposobem mogla uzyskac gwarancje, ze jesli wojna wybuchnie, to w takim czasie, kiedy Tony bedzie albo jeszcze za mlody, albo juz za stary, aby wziac w niej udzial. Gdyby ktos ja zmusil do ujawnienia swego stanowiska, powiedzialaby, ze patriotyzm jest dobry dla ludzi majacych duzo dzieci.

– Mowcie o czym innym – zaproponowala.

– Tony, mowimy o czym innym – powtorzyl poslusznie Jeff.

– Ogladal pan dzisiaj ksiezyc? – zapytal Tony. – Prawie pelnia. Mozna wszystko zobaczyc.

Вы читаете Lucy Crown
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату