– Pamietaj, zebys mi tego nigdy wiecej nie powiedziala – wycedzil przez zeby. – Ja teraz nie zartuje.
Wtedy szarpnela glowa, odwrocila sie do niego plecami i weszla do domu. Drzwi zaopatrzone w zaluzje zatrzasnely sie za nia. 01iver patrzyl przez chwile w te strone, po czym dokonczyl whisky, wzial rzeczy i poszedl ku szczytowej scianie domu, gdzie pod drzewem stal jego samochod. Wstawil obie torby podrozne, zawahal sie sekunde, a w koncu mruknal polglosem:
– Do cholery z tym wszystkim!
Wsiadl do wozu i wlaczyl motor. Wlasnie wyjezdzal tylem na droge, kiedy Lucy ukazala sie w drzwiach wychodzacych na ganek i podeszla do niego. Wylaczyl motor i czekal.
– Przepraszam cie – powiedziala cicho stojac tuz przy wozie i opierajac sie reka o drzwiczki.
01iver ujal jej reke i delikatnie poklepal.
– Zapomnijmy juz o tym – rzekl lagodnie.
Lucy przechylila sie i pocalowala go w policzek. Przelotnym ruchem reki poprawila mu krawat.
– Kup sobie pare nowych krawatow – powiedziala. – Wszystkie wygladaja juz tak, jakbys je dostal na Gwiazdke w dwudziestym dziewiatym roku. – Patrzyla na niego usmiechajac sie niepewnie i proszaco. – I nie gniewaj sie na mnie.
– Wcale sie nie gniewam – zapewnil ja 01iver. Czul ulge i zadowolenie, ze to ostatnie popoludnie i ich rozstanie zostaly jednak uratowane. Prawie uratowane. W kazdym razie zagojone po wierzchu.
– Zatelefonuj do mnie w tygodniu – prosila Lucy. – I powiedz wtedy to zakazane slowo.
– Powiem – obiecal i wychylajac sie pocalowal ja jeszcze raz. Potem wlaczyl na nowo motor. Lucy odstapila o krok. Machali do siebie rekami, kiedy Oliyer oddalal sie w strone hotelu.
Lucy stala pod drzewem i patrzyla, jak samochod znika za laskiem na zakrecie drogi. Westchnela i wrocila do saloniku. Usiadla ciezko na krzesle z ciemnego drzewa. Rozejrzala sie wokolo i pomyslala, ze nawet ta masa kwiatow nie moze przeslonic szpetoty okropnego wnetrza. Przypominala sobie warkot samochodu oddalajacego sie waska, piaszczysta droga. Siedziala w brzydkim, pachnacym kwiatami pokoju i myslala: „Kleska, kleska. Ja zawsze tylko przegrywam. W koncu to ja musze zawsze powiedziec: Przepraszam.”
ROZDZIAL CZWARTY
Przejezdzali solidnym buickiem przez biale miasta stanu Vermont. Patterson rozsiadl sie wygodnie na przednim siedzeniu, obok Olivera. Byl zadowolony z wszystkiego: z tego, ze 01iver tak sprawnie i precyzyjnie prowadzi woz, z pogody, ze swojego weekendu, ze wspomnien o pani Wales, jakie uwozil ze soba, z przyjazni z Crownami, z tego, ze Tony wraca do zdrowia; zadowolony byl z obrazu Lucy, jaki zachowal w pamieci – Lucy z obnazonymi nogami, w bialym swetrze zarzuconym niedbale na kostium kapielowy, przystajacej na chwile w blasku slonca, by oparlszy sie o ramie 01ivera, wytrzasnac kamyk, ktory uwiazl jej miedzy palcami a drewniana podeszwa.
Spojrzal spod oka na Olivera siedzacego swobodnie przy kierownicy. Twarz przyjaciela byla surowa, inteligentna, promieniowala wyrazem powsciagliwej, nikomu niepotrzebnej odwagi, staroswieckiego, niemal zolnierskiego junactwa, ktory Patterson zauwazyl juz wtedy, gdy pili razem whisky na trawniku przed domem.
„Swiety Boze! – pomyslal doktor. – Gdyby go choc troche obchodzily inne kobiety, byloby na co popatrzec. Zebym to ja tak wygladal jak on…” Usmiechnal sie do swoich mysli. Przymknal oczy i znowu wywolal z pamieci obraz Lucy oblanej slonecznym blaskiem na sciezce wiodacej od jeziora. Kiedy sie schylila nad smukla, obnazona noga, wlosy zsunely jej sie na twarz. „No coz – pomyslal – gdyby Lucy Crown byla moja zona, to i ja nie obejrzalbym sie za inna.”
Czasami, kiedy wypil troche za duzo albo kiedy mu bylo smutno, myslal, ze gdyby tylko byl sobie na to pozwolil, zakochalby sie w Lucy Crown, wowczas jeszcze Lucy Hammond, zaraz pierwszego wieczoru gdy ja poznal, na miesiac przed jej slubem z 01iverem. A ktorejs nocy, na dansingu w podmiejskim klubie, omal ze nie powiedzial o tym jej samej. Wlasciwie, moze nawet powiedzial. Platal sie i mowil predko, orkiestra halasowala, tylko przez chwile trzymal Lucy w ramionach, a potem juz jej nie bylo. No i nie bylo watpliwosci, ze tamtej nocy wypil o wiele za duzo.
Po raz pierwszy Patterson spotkal Lucy kolo roku tysiac dziewiecset dwudziestego, kiedy Oliver przywiozl ja do Hartford, aby ja przedstawic rodzinie. Patterson byl starszy od Olivera, ozenil sie przed rokiem i wlasnie zaczynal praktykowac w Hartford. Rodzina Crownow mieszkala tam od czterech pokolen, a stary Crown byl wlascicielem drukarni dziedziczonej z ojca na syna, ktora od piecdziesieciu lat zapewniala Crownom wygodne, dostatnie zycie. Stary Crown mial dwie corki, obie starsze od 01ivera i juz zamezne, oraz jeszcze jednego syna, ktory zginal w katastrofie lotniczej w czasie wojny. Oliver takze szkolil sie na pilota, ale przybyl do Francji bardzo pozno i nie zdazyl juz odbyc ani jednego lotu bojowego.
Po wojnie i po powrocie z Francji osiedlil sie w Nowym Jorku, gdzie wraz z dwoma innymi kombatantami zalozyl mala, eksperymentalna spolke lotnicza. Stary Crown pokryl w tej spolce udzial pieniezny Olivera i trzej mlodzi ludzie uruchomili nieduza wytwornie samolotow w poblizu Jersey City, ktora przez pare lat pozwalala im jakos wychodzic na swoje.
Patterson znal 01ivera od czasow, kiedy ten byl w college’u na pierwszym roku i staral sie zorganizowac druzyne baseballowa, a Patterson byl tak zwanym seniorem w wyzszej uczelni. Juz wtedy, mimo ze 01iver nie mogl miec wiecej niz czternascie, pietnascie lat, Patterson zazdroscil wysokiemu, dobrze ulozonemu chlopcu tej godnosci i spokojnej pewnosci siebie, jakie cechowaly jego sposob bycia. Zazdroscil tez latwosci, z jaka Oliver zbieral najlepsze stopnie na swoim roku, organizowal najrozmaitsze druzyny i zespoly i czarowal najladniejsze dziewczeta w szkole. Potem Sam Patterson zazdroscil mu wojny, Francji, Nowego Jorku, wytworni samolotow i dwoch wesolych, zapijaczonych dryblasow, jego wspolnikow, a kiedy poznal Lucy, zaczal jej zazdroscic Oliverowi. Gdyby ktokolwiek zapytal Pattersona lub Crowna o ich wzajemny stosunek, kazdy z nich odpowiedzialby bez wahania, ze sa najlepszymi przyjaciolmi na swiecie. Patterson byl przekonany, ze Crown nikomu niczego nie zazdrosci.
Lucy miala wowczas kolo dwudziestu lat i od momentu gdy Oliver zapoznal ich z soba, Pattersona zaczelo nawiedzac nie wyrazne, a pelne melancholii uczucie straty. Lucy byla wysoka dziewczyna o jasnych, puszystych wlosach, z duzymi, szarymi oczami o cetkowanej teczowce. Jej twarz miala w sobie cos niepokojaco orientalnego. Bardzo prosty, nieco szeroki nos laczyl sie rowna linia z szerokim, niskim czolem. Oczy Lucy byly jak gdyby odrobine skosne, a gorna warga, dziwnie odwinieta, wydawala sie nieco zbyt gruba i opadala ostrym, prostokatnym zarysem ku kacikom ust. Znacznie pozniej, kiedy znali sie juz od dawna, Patterson chcial ja kiedys okreslic i powiedzial, ze wyglada tak, jakby pochodzila z rodu samych blondynek, miedzy ktore wsliznela sie ukradkiem, moze tylko na jedna noc, jakas prababka, ktora byla tancerka z wyspy Bali. Lucy miala niezdecydowane usta o pelnych wargach, mowila niskim, jakby lekko zdyszanym i urywanym glosem; zdawalo sie, ze nie jest pewna, czy ludzie zechca jej wysluchac do konca. Nigdy nie byla modnie ubrana, poniewaz jednak moda tego roku byla po prostu szkaradna, wychodzila na tym raczej dobrze. Robila takie wrazenie, jakby jej idealem byl bezruch, zwlaszcza jesli chodzilo o rece, ktore, siedzac, trzymala zlozone na kolanach, a kiedy stala, opuszczala rowno wzdluz bokow jak grzeczna, dobrze ulozona dziewczynka. Oboje rodzice Lucy nie zyli i nie miala ona zadnych innych krewnych procz mitycznej ciotki w Chicago, o ktorej Patterson nigdy nie mogl sie dowiedziec nic wiecej ponad to, ze byla tego samego wzrostu co Lucy i przysylala jej fatalne suknie, kiedy juz sama nie chciala ich dluzej nosic. Bedac znacznie starszym i bardziej sklonnym do rozmyslan, Patterson doszedl kiedys do wniosku, ze to lekkie wrazenie dziwacznosci i zaniedbania, ktorego zrodlem byly ciotczyne suknie, wlasciwie dodawalo Lucy uroku wyrozniajac ja sposrod innych dziewczat i mlodych kobiet, z ktorych zadna nie dorownywala jej uroda, i budzac cieple opiekuncze uczucie litosci dla jej ubostwa i mlodzienczej nieporadnosci.
Lucy pracowala wowczas na uniwersytecie Columbia jako asystentka u pewnego badacza-naukowca, ktory, wedlug relacji Olivera, tkwil po uszy w morskich roslinach jednokomorkowych. Bylo to nieprawdopodobne zajecie dla dziewczyny o takiej urodzie, a jeszcze bardziej nieprawdopodobne bylo to, ze wyraznie oznajmila 01iverowi o swoim zamiarze kontynuowania pracy po slubie, zdobycia stopnia doktorskiego i starania sie potem o stanowisko wykladowcy, nie rezygnujac z wlasnych planow badawczych. 01iver usmiechal sie poblazliwie na mysl o tym, ze jego przyszla zona jest takim zawzietym naukowcem, ze od rana do wieczora zaabsorbowana jest swoimi algami, jak je uparcie nazywal, i dopoki byla taka przesliczna, dopoki jej zamierzenia pozwalaly na pozostawanie z nim razem w Nowym Jorku, na razie nie protestowal.
O ile Patterson mogl sie zorientowac, byli oboje bardzo zakochani w sobie, chociaz Lucy w towarzystwie zachowywala sie dyskretnie i powsciagliwie, znowu jak grzeczna dziewczynka, ktora nauczono, ze wszelkie zwracanie na siebie uwagi nalezy do zlego tonu. Jesli chodzi o 01ivera, to jego sposob bycia odznaczal sie zawsze zartobliwa swoboda i opanowaniem, a pod wplywem obcowania na co dzien z lotnikami oraz przejecia sie ich stylem zycia cechy te utrwalily sie jeszcze. Totez jedynie dzieki temu, ze Patterson znal go tak dobrze, potrafil dosluchac sie w stosunku Olivera do Lucy nieustannie wibrujacej nuty czulosci i uwielbienia.
Krotko mowiac, byla to para wysokich, wspanialych, niewinnych mlodych ludzi i jesli nawet pozniej, z perspektywy lat, okazalo sie, ze nie byli wcale az tak wspaniali, to jednak wtedy, gdy oboje stali powaznie przed oltarzem (w Nowym Jorku, bo Oliver twierdzil, ze nie chce zapeszyc swego malzenstwa zawierajac je w Hartford), Patterson byl swiecie przekonany, ze jest to najwspanialszy zwiazek sposrod wszystkich, jakie w tym samym dniu czerwcowym zawierano w Stanach Zjednoczonych.
W czasie uczty weselnej, kiedy Pattersonowi szumialo juz troche w glowie od szampana przechowanego przez starego Crowna od czasow poprzedzajacych prohibicje, powiedzial on w pewnym momencie lustrujac nieco zlosliwym spojrzeniem gosci zgromadzonych przy stole:
– Niesamowite wesele! Nie ma ani jednego goscia, ktory by mogl sie pochwalic, ze kiedys spal z panna mloda.
Ci, ktorzy slyszeli te slowa, smiali sie do rozpuku. Umocnila sie jego reputacja jako kawalarza i jako czlowieka, ktoremu niebezpiecznie jest zanadto sie zwierzac.
Wracajac nazajutrz pociagiem do Hartford razem ze swoja zona Catherine, siedzial oparty bezwladnie o okno i czul, jak mu ciazy glowa. Czul takze, ze jego malzenstwo, ktore liczylo sobie trzynascie miesiecy, bylo pomylka. Nie mozna bylo nic na to poradzic, Catherine nie byla temu winna i Patterson wiedzial, ze nic nie przedsiewezmie w tej sprawie, a tylko bedzie dokladac staran, aby jak najmniej cierpien zadawac Catherine z tego powodu. Siedzial z zamknietymi oczami, ostatnie opary weselnego szampana wietrzaly mu z glowy. Wiedzial, ze jego pomylka bedzie trwac dlugo, spokojnie, w glebokim ukryciu. W owej epoce byl cynikiem i pesymista, totez uwazal za rzecz zupelnie normalna uswia domienie sobie w wieku dwudziestu siedmiu lat, ze czlowiek sie pomylil i ze do konca zycia nie rozstanie sie z ta swoja pomylka.
Po powrocie z podrozy poslubnej 01iver i Lucy zyli przez jakis czas dokladnie tak, jak sobie przedtem uplanowali. Mieli mieszkanie w Murray Hill, z duzym salonem, w ktorym najczesciej rojno bylo od ambitnych mlodych ludzi, naplywajacych w tym czasie masowo do Nowego Jorku. Oliver jezdzil co rano do malej wytworni samolotow w poblizu Jersey City i od czasu do czasu rozbijal sie na lakach lub na slonych rowninach w jednym z samolotow, ktore produkowal razem ze swoimi wspolnikami. Lucy wybierala sie piec razy w tygodniu koleja podziemna do swego laboratorium i do alg w dzielnicy Morningside Heights, a po powrocie do domu przygotowywala obiad dla nich obojga, urzadzala przyjecie dla gosci albo szla do teatru, rzadziej zas zasiadala do swojej pracy doktorskiej. Nie nosila juz starych sukien po ciotce, ale okazalo sie, ze w sprawach ubrania miala gust niezdecydowany lub moze rozmyslnie surowy, co wynikalo z jakiegos dziewczecego pojecia skromnosci. Dosc na tym, ze nigdy nie wygladala na prawdziwa mieszkanke Nowego Jorku.
Patterson przyjezdzal do stolicy, jak mogl najczesciej, i jesli tylko sie dalo – bez Catherine. Mial zawsze swoja kwatere w mieszkaniu Crownow i do dlugiej listy rzeczy, ktorych zazdroscil Oliverowi, przybylo jeszcze to mieszkanie i znajomi, ktorzy w nim bywali. W tym okresie przyszlo Pattersonowi na mysl, ze Lucy, chociaz sie wydawala spokojna i szczesliwa, robila jednak takie wrazenie, jak gdyby byla gosciem w swoim malzenstwie, a nie pelnoprawnym partnerem. Przyczyna tego musiala byc w pewnej mierze jej niesmialosc, ktorej nie zdolala sie jeszcze pozbyc, jak rowniez zdolnosc OHvera do opanowywania kazdego towarzystwa, w ktorym sie znalazl, i kierowania nim, oczywiscie – zawsze na wesolo, uprzejmie i bez wysilku, a czesto nawet bez checi ku temu.
Po powrocie Pattersona z jednej z takich wizyt w Nowym Jorku Catherine zapytala go, czy – jego zdaniem – Lucy jest szczesliwa. Zawahal sie przez chwile, po czym odpowiedzial:
– Tak, mysle, ze tak. W kazdym razie – prawie szczesliwa. I spodziewa sie, ze z czasem bedzie szczesliwsza…
Ojciec Olivera utonal w morzu w poblizu Watch Hill, a Lucy w tym samym roku urodzila syna. 01iver pojechal do Hartford, przejrzal ksiazki rachunkowe zakladow drukarskich, przeprowadzil rozmowy z matka i z kierownikiem drukarni, po czym wrocil do domu i powiedzial Lucy, zeby sie zabrala do pakowania, poniewaz beda musieli sie przeniesc do Hartford na dluzszy okres.
Jesli bylo mu trudno rzucic wytwornie samolotow i rozstac sie z Nowym Jorkiem, to przelknal i zdusil w sobie zal w drodze powrotnej z Hartford i nigdy nie wspomnial o tym Lucy ani Pattersonowi, ani tez – o ile Patterson mogl sie orientowac – nikomu innemu. Lucy spakowala notatki zawierajace materialy do pracy doktorskiej, ktorej nie miala nigdy napisac, umowila sie na pozegnalne sniadanie ze swoim szefem, ktory badal jednokomorkowe organizmy morskie, zamknela drzwi od nowojorskiego mieszkania i wiernie idac za mezem przeprowadzila sie do obszernego domu Crownow w Hartford, gdzie Oliver sie urodzil i wychowal i skad od tak dawna usilowal sie wyrwac.
Patterson cieszyl sie samolubnie, ze mial teraz Lucy i Olivera pod bokiem, o kilka ulic od siebie. Ich dom tworzyl ognisko wesolosci i ozywienia, jakiego Pattersonowie nigdy nie potrafili rozniecic.