01iver smial sie wtedy serdecznie. Czy teraz smialby sie takze? Nigdy nie przychodzilo jej na mysl, ze moglby ja zdradzac, tak samo jak i jemu na pewno nie przychodzilo na mysl watpic o jej wiernosci. „Kto wie – pomyslala – czy tego wlasnie nie brakowalo w naszym malzenstwie?”

Nie bylo jednak powodu zmieniac cokolwiek w tym stanie rzeczy. 01iver nie potrzebowal o niczym wiedziec. Miala taka praktyke w niewinnosci, ze teraz, kiedy przestala byc niewinna, samo przyzwyczajenie i rozped tylu lat beda jej pomoca. Poza tym od czasu do czasu oklamywala przeciez Olivera, i zawsze z powodzeniem. Nie byly to, naturalnie, bardzo powazne klamstwa – jakies tam wykrety, gdy przekroczyla rachunek w banku, rozmyslnie zagubione zaproszenia na przyjecia, na ktore nie miala ochoty, i niby to zapomniane terminy spotkan. Male czy duze klamstwa Lucy w kazdym razie nie zostaly nigdy zdemaskowane, ona sama zas wybaczala je sobie i usprawiedliwiala jako jeden z niezbednych smarow, zapewniajacych gladkie funkcjonowanie malzenskiej machiny. Mimo ze klamstwo, na ktore miala sie teraz zdecydowac, dotyczylo spraw powazniejszych, byla pewna, ze potrafi je podtrzymywac bez najmniejszego wahania i z silniejszym jeszcze przekonaniem o jego slusznosci. „Dzisiaj dalabym sobie rade ze wszystkim” – pomyslala czujac w calym ciele rozkoszne mrowienie od nadmiaru nagromadzonej energii.

Na pewno nie bedzie to wcale takie trudne. Ostatecznie, wszystkie kobiety potrafia sobie z tym radzic. Pani Wales urzadza dyskretne weekendy w gorach i pare razy na miesiac mile popoludnia w labiryncie Nowego Jorku. Claudia Larkin ma swojego trenera od golfa i podwala mu sie doskonalic w tej grze, ale poza tym poswieca wszystkie sobotnie popoludnia Billowi Larkinowi. Edith Brown jest jedna z najglupszych kobiet na swiecie, a jednak przy kazdej okazji pokazuje sie z calym spokojem u boku meza, mimo ze nikt z otoczenia, z wyjatkiem meza, nie ma watpliwosci co do stosunku laczacego ja z pewnym profesorem chemii z New Haven.

„Jednego jestem pewna – postanawiala Lucy lojalnie. – Nigdy nie naraze Ohvera na cos podobnego.” Zachowa surowa powsciagliwosc i upewni sie co do dyskrecji Jeffa. Cokolwiek by sie dzialo, 01iver nic na tym nie straci, ani w uchwytnym, ani w nieuchwytnym sensie. Jesli cos w ogole ulegnie zmianie, to tylko w tym znaczeniu, ze bedzie dla Oliyera lepsza zona, niz byla kiedykolwiek przedtem.

Nie byla wprawdzie pewna logiki rozumowania, ktore ja przywiodlo do tego wniosku, mimo to jednak pomyslala z zadowoleniem, ze nie warto w zadnym razie przejmowac sie zbytnio tymi sprawami. Pietnascie lat to kawal czasu. Prawdopodobnie wsrod znajomych malzenstw nie ma ani jednego, w ktorym by ta czy inna strona po dwa razy krotszym okresie pozycia nie pozwolila sobie na jakis skok w bok.

A jesli chodzi o Jeffa… Popatrzyla na ciemne, bujne wlosy przycisniete do jej piersi. Powiedzial jej: „Na zawsze!” „No tak – pomyslala z poblazliwoscia” – z tym to juz czas najlepiej sobie poradzi.”

Lezala spokojnie i czula sie zadowolona z siebie. „Niczego jeszcze nie przemyslalam tak dokladnie i madrze jak tej sprawy – stwierdzila w duchu. – Nigdy nie panowalam tak calkowicie nad sytuacja.”

„A na drugi raz – napawala sie nowo odkryta rozkosza wystepku – na drugi raz, kiedy mlody mezczyzna bedzie sie we mnie wpatrywal przez cale lato, na pewno go zauwaze.”

Jeff poruszyl sie nagle w oplocie jej ramion, wyprezyl sie, zadrzal. Szarpnal gwaltownie glowa, ktora opadla na poduszke obok jej glowy, i otworzyl usta jak do spazmatycznego krzyku. Pocalowala go w policzek. Obudzil sie.

– Co takiego? – szepnela. – Co ci sie stalo?

Patrzyl na nia. Przez chwile zdawalo sie, ze nie ma pojecia, gdzie sie znajduje, i ze jej nie poznaje.

– Co ci jest, malenki? – powtorzyla cicho, tulac go mocniej do siebie. Jego napiete miesnie rozluznily sie.

– Nic, nic – odpowiedzial. Usmiechnal sie, poprawil sie na poduszce i lezal na wznak patrzac w sufit. – Pewnie cos mi sie snilo.

– Ale co?

Zawahal sie.

– Nic – powtorzyl i powoli przeczesal palcami jej wlosy. – W kazdym razie dziekuje ci, zes mnie obudzila.

– Co ci sie snilo? – dopytywala sie ciekawie.

– Wojna – odparl wpatrujac sie uporczywie w mroczny sufit.

– Jaka wojna? – Byla zdumiona, Jeff nie mogl miec przeciez wiecej niz dwa lata, kiedy sie skonczyla wojna swiatowa.

– Ta, w ktorej mnie zabija – odpowiedzial po prostu.

– Nie, nie!

„Wiec mlodzi mezczyzni snia dzisiaj o takich rzeczach? – myslala Lucy. – A ja lezalam przy nim i zachwycalam sie soba!”

– Ciagle mi sie sni ten sam sen, cholerny sen – skarzyl sie Jeff. – Jakies miasto, ktorego nigdy nie widzialem, i napisy na wystawach sklepowych w jakims dziwnym jezyku, ktorego nie moge rozpoznac. Biegne, biegne ulica i nie moge zrozumiec, skad sie biora te kule, a one gwizdza coraz blizej i coraz gesciej. I wiem, ze jezeli sie zaraz nie obudze, to ktoras kula mnie trafi…

– To straszne – szepnela Lucy.

– No, nic takiego. Zawsze jakos mi sie udaje obudzic na czas.

Usmiechal sie w ciemnosci. Ale dla Lucy ta noc w jednej chwili odmienila sie calkowicie, nabrzmiala zlym przeczuciem, spochmurniala od snow, a chlopiec lezacy obok niej na poslaniu wydawal sie teraz obcy i zarazem bolesnie potrzebny. Pochylila sie nad nim i pocalowala go.

– Nie wolno ci juz wiecej snic o takich rzeczach – powiedziala i po raz pierwszy deklarujac swoje prawa do niego dorzucila: – To nielojalnie.

Zasmial sie cicho. Lucy poczula, ze uratowala go przynajmniej na jakis czas.

– Masz racje. Bede sie powstrzymywal od snow.

– Musze zobaczyc, ktora to godzina – przypomniala sobie siadajac na lozku. – Gdzie jest twoj zegarek?

– Na stole kolo okna.

Wstala i otulona przycmionym blaskiem ksiezyca przeszla boso po zimnej, golej podlodze. Odnalazla zegarek i podniosla go do oczu. Mial nafosforyzowana tarcze, wiec dojrzala, ze bylo juz niedaleko do czwartej.

– Musze isc – powiedziala schylajac sie po swoje buty. Jeff siedzial na lozku i przygladal sie jej.

– Jeszcze nie – prosil. – Nie tak zaraz.

– Kiedy musze.

– A zrobisz cos dla mnie? – zapytal.

– No, co? – Stala przed nim w wyczekujacej postawie.

– Przejdz jeszcze raz przez te ksiezycowa poswiate – powiedzial cicho.

Ostroznie postawila buty z powrotem ha podlodze, postala chwile bez ruchu, a potem przeszla powoli przez pokoj – wysoka, naga, lsniaca bladym odbiciem ksiezycowego blasku.

ROZDZIAL OSMY

Tony’ego obudzilo pohukiwanie puszczyka. Poza tym skopal z siebie koldre, bo spal niespokojnie, i teraz bylo mu zimno. Siegnal w dol reka i wciagnal z powrotem koldre na lozko. Posciel pietrzyla sie na nim w bezladnym stosie, on zas drzal z chlodu i czekal, az sie znowu zagrzeje. Nasluchiwal wolania puszczyka. Teraz byly juz dwa. Jeden blisko, zaraz za domem, a drugi gdzies nad jeziorem, nie dalej niz o sto piecdziesiat jardow. Pohukiwaly do siebie w ciemnosciach, raz za razem, monotonnie i jakby z pogrozka, niby Indianie porozumiewajacy sie przed ostatecznym atakiem na siedzibe bialych.

Tony nie lubil puszczykow. Nie lubil stworzen, ktore halasuja po nocy. A jezeli juz mialy sobie tyle do powiedzenia, to dlaczego nie zdecydowaly sie wyfrunac naprzeciw i spotkac sie w polowie drogi? Ale nie. One wolaly siedziec schowane gdzies na drzewach i pohukiwac do siebie z ukrycia. Nie podobal mu sie takze ich sposob latania. Uwazal, ze w locie puszczyka jest cos tlustego i podejrzanego, a poza tym moglby sie zalozyc, ze sowy i puszczyki smierdza, kiedy sie do nich blisko podejdzie.

Ksiezyc juz zaszedl i bylo bardzo ciemno. Tony zalowal troche, ze nie spi w swoim pokoju. Nie dlatego, zeby sie bal ciemnosci. Gdyby nie puszczyki, nic by mu to nie przeszkadzalo. Ale to ponure hukanie sprawialo, ze – otoczony ze wszystkich stron nieprzenikniona ciemnoscia – czul, jak narasta w niej cos zlego, jak sie zbliza…

Mial ochote wstac i pojsc do pokoju, aby zobaczyc, ktora jest godzina. Musialo juz byc po czwartej, wiedzial przeciez, ze ksiezyc mial dzisiaj zajsc o trzeciej piecdziesiat siedem. Moglby sie zalozyc, ze zaden chlopak w tym obozie za jeziorem nie wie, o ktorej godzinie ksiezyc dzisiaj zachodzi.

Gdyby poszedl zobaczyc, ktora godzina, zajrzalby takze na chwile do pokoju mamy i troche by na nia popatrzyl. Tylko ze moglaby sie obudzic, a wtedy co by jej powiedzial? Ze sie boi ciemnosci? Z mama to jeszcze pol biedy, ale moglaby o tym napisac ojcu, a ojciec pewno by przyslal saznista epistole i nabijal sie z tych strachow. Tony nie mial wlasciwie nic przeciwko zartom i kpinom, ale wolal, zeby z pewnych rzeczy ludzie nie pokpiwali.

Kto powiedzial, ze mama musi sie obudzic? Kiedys wszedl przeciez w srodku nocy do jej pokoju, a ona spala tak mocno, ze nie slychac bylo, jak oddychala. Lezala nieruchomo i nawet koldra nie poruszala sie od jej oddechu. Wtedy przeszyla go straszna mysl: „Ona nie spi. Ona umarla!” Nie mogl tego wytrzymac. Podszedl do lozka, pochylil sie nad nia i palcami uniosl jedna powieke. Nie poruszyla sie wcale. Wprawdzie to ona lezala na lozku, ale to nie bylo jej oko. Bylo to cos pustego, nie widzacego, cos, co nie mialo w sobie odrobiny swiatla. Byla to najokropniejsza rzecz, jaka widzial w zyciu. Nigdy nie wyobrazal sobie, ze cos moze byc rownie martwe. Przestraszyl sie bardzo i puscil powieke, ktora opadla z powrotem na oko. Wtem mama poruszyla sie i zaczela mocniej oddychac. Znowu byla jego matka. Wyszedl po cichutku z pokoju i wrocil do swojego lozka. Wiedzial, ze juz nigdy wiecej nie zrobi takiej rzeczy. I nic jej o tym nie powiedzial. Mnostwo bylo takich rzeczy, o ktorych nie mowil nikomu. Na przyklad o tym, co to jest smierc. Ile razy wchodzil do pokoju, gdy oni mowili o tym – na przyklad kiedy w sasiednim domu umarl stary Watkins – od razu urywali rozmowe i zaczynali opowiadac cos o pogodzie, o szkole albo o jakichs innych glupstwach. Udawal, ze sie w niczym nie orientuje, ale orientowal sie bardzo dobrze. Kiedy mial cztery lata, umarla babcia w Haverford, u cioci. Zawiezli go do duzego, starego domu z oranzeria od tylu, zeby sie pozegnal z babcia. Zapamietal dwa zapachy z tamtego domu. Zanim babcia zaczela umierac, w starym domu pachnialo szarlotka z jablek i plackiem z dynia albo z ananasem, a potem byl zapach umierania – zapach lekarstw, jacys ludzie na dole palili papierosy i biegali z wystraszonymi minami. W ostatniej chwili babcia zdecydowala sie umrzec bardzo predko, tak ze nie zdazyli go nawet wyprawic do hotelu. Caly dom byl zapchany ludzmi, polozyli go zatem spac w malym pokoiku przy hallu, skad slyszal doskonale, jak przez cala noc chodzili, rozmawiali przyciszonymi glosami i plakali. Przypomina sobie, ze ktos wtedy powiedzial: „Ona juz odpoczywa w pokoju wiecznym.”

Rozmyslal o tym duzo, ale nie odzywal sie ani slowem, wiedzial bowiem, ze nikomu by sie nie podobalo, gdyby zaczal mowic o takich sprawach. Doszedl do wniosku, ze babcia dlatego zdecydowala sie umrzec tak pozno w nocy, ze w dzien ludzie mogliby sie przygladac, a ona bardzo by sie tego wstydzila. Przez dlugi czas Tony byl przekonany, ze tak sie to wlasnie dzieje: czlowiek postanawia umrzec i umiera. A jezeli nie postanowil umrzec, to zyje dalej. Myslal, ze czlowiek moze robic, co chce, z samym soba. Ale zdarzyla sie dziwna rzecz, ktora wplynela na zmiane jego pogladow. Zlamal sobie palec u reki, kiedy chcial chwycic pilke baseballowa. Musial miec wtedy z osiem lat. Od tej pory palec pozostal skrzywiony, wygiety dziwacznie w ostatnim stawie. Wprawdzie w jakis czas po zlamaniu przestal go bolec, ale byl ciagle skrzywiony na koncu. Mozna go bylo wyprostowac przyciskajac do stolu, zaraz jednak wykrzywial sie z powrotem. Tony popatrzyl wtedy na palec i pomyslal: „Przeciez to jest moj wlasny palec. Jezeli mu powiem: wyprostuj sie, to bedzie musial sie wyprostowac.” Ale palec mimo to pozostal krzywy. Wowczas zaczelo mu switac w glowie, ze chocby czlowiek mowil swojemu cialu: „Nie umieraj!”, nic to mu nie pomoze i tak czy owak, bedzie musial umrzec.

Jest cala masa rzeczy, o ktorych nie mozna nikomu powiedziec. Na przyklad, szkola. Ojciec go zapytal, czy ma ochote wyjechac od jesieni do szkoly, a Tony odpowiedzial, ze tak, bo wiedzial, ze ojciec pragnie uslyszec taka wlasnie odpowiedz, on zas nie chcial mu sprawiac zawodu. Ojciec, co prawda, nic nie mowi, kiedy go spotka zawod, ale i tak mozna to po nim poznac. To jest troche tak

Вы читаете Lucy Crown
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату