– I wtedy musialbys szukac winy w sobie, zamiast w swojej mlodosci czy w braku pieniedzy. Na pewno o wiele wiecej by cie to bolalo. A tak bedziesz mogl wrocic na jesieni do swojej uczelni i przechwalac sie w chlodne wieczory przed kolegami w sypialni, jakie to miales urozmaicone wakacje u siostry w gorach. Wydaje mi sie, ze slysze, jak o tym opowiadasz, i wybaczam ci z gory. I nawet troche ci zazdroszcze tej przyjemnosci. Mozesz im powiedziec: „Nie wiem, co to takiego we mnie siedzi, ze wszystkie mezatki w pewnym wieku – tutaj mrugniesz do swoich kolezkow – po prostu leca na mnie.”

– Lucy, do czego ty wlasciwie zmierzasz? – zapytal.

– Do tego, zebys zrozumial, ze lato to jest lato. Ze potem zamykaja hotele, a w letniskowych domkach zabijaja deskami okna przed sniegiem. Ze jezioro zamarza i ptaki odlatuja na poludnie. Dzieci wracaja do szkoly, a dorosli do… do robienia sprawunkow, do brydza, do przyziemnej, pewnej rzeczywistosci…

W chlodnych promieniach slonca twarz Jeffa miala wyraz zgnebiony, zdruzgotany.

– Nie kochasz mnie – rzekl cicho.

Lucy podeszla do niego usmiechajac sie miekko.

– Iz tym takze nie jest zupelnie tak. – Ujela go lekko pod brode i pocalowala. – Nie rob takiej smutnej miny, moj maly – powiedziala odwracajac sie zaraz od niego. – Mamy jeszcze przed soba dwa tygodnie lata.

Postapil krok za nia, ale zatrzymal sie, dostrzegl bowiem Tony’ego, ktory wynurzyl sie z mroku drzew i szedl przez trawnik w strone domu. Lucy zobaczyla go w tej samej chwili i zeszla z ganku na spotkanie chlopca. Tony stanal. Patrzyl na matke i na Jeffa tak, jakby ich wcale nie widzial. W zapadajacym zmierzchu wydawal sie zmeczony i blady.

– Halo, Tony – powitala go Lucy. – Gdziezes sie tak dlugo podziewal?

– Nigdzie specjalnie – odparl wymijajaco. Kiedy wchodzili na ganek, staral sie trzymac jak najdalej od matki.

– Jak sie udala wycieczka? – zapytal go Jeff.

– Okej. – Tony oparl sie o sciane i przygladal sie uwaznie Jeffowi. – A jak pana zab?

– Okej – odpowiedzial Jeff.

– Dobrze sie bawilas w kinie? – zwrocil sie Tony do matki. – Jaki film wyswietlali?

– Ja… ja nie bylam w kinie. Okazalo sie, ze kino jest czynne tylko w soboty i w niedziele.

– Ach, tak? – zdziwil sie Tony. – I co zrobilas?

– Troche pochodzilam po sklepach. Po antykwariatach.

– Kupilas co?

– Nie, nic – odparla Lucy. – Wszystko jest takie drogie. Tylko obejrzalam troche. Wybieralam sie wlasnie z Jeffem do hotelu, zeby sie czegos napic. Chcesz, to pojdziemy razem? Mozesz sobie zamowic coca-cole.

– Nie chce mi sie pic.

– No, to mozesz pojsc i bez picia.

– Nie, nie chce mi sie pic – powtorzyl Tony.

Lucy podeszla do niego i przylozyla mu dlon do czola.

– Dobrze sie czujesz? – spytala niespokojnie.

Chlopiec uchylil glowe i odsunal sie od niej.

– Nic mi nie jest. Troche sie tylko zmeczylem – wyjasnil niechetnie. – To przez te wycieczke. Nie spalem po poludniu. Mam ochote polozyc sie na kwadrans.

W tym momencie pomyslal z przestrachem, ze matka zacznie sie zaraz krzatac kolo niego, wiec usmiechnal sie z obludna szczeroscia i powiedzial:

– Te wycieczki to niezla zaprawa. No, do widzenia.

Wszedl do domu i polozyl sie w swoim pokoju na lozku. Lezal bez ruchu, z otwartymi oczami, a kiedy uslyszal kroki matki i Jeffa na sciezce za swoim oknem, zaczal liczyc powoli do pieciuset, aby sie upewnic, ze oddalili sie juz dostatecznie w kierunku hotelu, po czym wstal, przeszedl do saloniku i zatelefonowal do Hartford, do ojca.

ROZDZIAL JEDENASTY

Gdy samochod zatrzymal sie przed domkiem, byl caly obryzgany blotem, a wycieraczki zostawily na przedniej szybie dwa rozmazane polksiezyce, lsniace mglistym swiatlem reflektorow, odbitym od mokrych drzew. 01iver wylaczyl motor i przez chwile siedzial jeszcze bez ruchu, aby wytchnac po dlugiej jezdzie w nieustajacym deszczu. W domu palilo sie swiatlo, ale nie bylo widac, aby ktos sie tam ruszal. Oliver wysiadl zabierajac ze soba plaszcz od deszczu i maly neseserek, ktory umiescil w tyle wozu. Wszedl do domu. W saloniku nie bylo nikogo. W zupelnej ciszy szemraly tylko krople deszczu kapiace z galezi klonu, ktore zwieszaly sie nad ta czescia domu. Na stole posrodku pokoju rozrzucone byly zeszyty czasopism, a na tapczanie lezala otwarta ksiazka, obrocona do gory okladka. Na szachownicy stalo kilka pionkow, pare spadlo i poniewieralo sie na podlodze. Z piwonii stojacych w wazonie na kominku opadlo na dywan kilka platkow.

Rozgladajac sie po pustym pokoju O1iver pomyslal, ze gdziekolwiek Lucy pobedzie chocby piec minut, zaraz stwarza tam pewien nielad, niewielki zreszta i wcale niewazny. Czasami, kiedy znalazl sie w takim pokoju swiadczacym o przelotnej obecnosci Lucy, doznawal milego uczucia zazylosci i poblazliwego zrozumienia. Ale dzisiaj, po dlugiej podrozy samochodem, ten widok go draznil.

Zdjal kapelusz i zaczal trzec rece, aby je troche rozgrzac. Na kominku nie bylo ognia. Rzucil okiem na zegar stojacy na polce nad kominkiem. Byly dwie minuty po osmej. 01iver przyjechal, jak zawsze, dokladnie o zapowiedzianej godzinie. Wszedl do kuchni w poszukiwaniu butelki z whisky, ktora zwykle stala w kredensie nad lodowka. W zlewie zauwazyl naczynia nie zmyte po podwieczorku. Trzy filizanki, trzy spodki i pare talerzy z okruszynami czekoladowego lukru. Wyjal butelke i nalal whisky do szklaneczki.

Nie chcialo mu sie dolewac wody, wrocil do saloniku i usiadl znuzony. Popijal czysta whisky i czekal. Po chwili uslyszal czyjes kroki na ganku. Drzwi sie otworzyly i wszedl Tony w czapeczce baseballowej na glowie. Zatrzymal sie w progu. Zdawalo sie, ze nie ma ochoty wejsc do srodka.

– Halo, Tony – powital go Oliver z usmiechem.

– Tatus… – powiedzial Tony.

Zblizyl sie do ojca, aby go pocalowac, ale nie zrobil tego i stanal w pewnej odleglosci. 01iver zdjal mu z glowy czapke i pieszczotliwym ruchem zburzyl mu lekko wlosy.

– Jestes bardzo tajemniczy, moj Tony – powiedzial zartobliwie. – Nie mowisz przez telefon, co sie stalo. Chcesz koniecznie, zebym przyjechal punktualnie o osmej. I zapowiadasz, zebym nie telefonowal do mamy.

– Na pewno nie rozmawiales z mama? – zapytal Tony podejrzliwie.

– Nie, nie rozmawialem.

Nie bylo celu wspominac chlopcu o tym, ze probowal telefonowac do Lucy z drogi, z Waterbury. Linia musiala byc gdzies uszkodzona z powodu deszczu i nie mogl dostac polaczenia.

– Wiec ona nie wie, ze jestes tutaj? – upewnial sie Tony.

– Nie. Przyjechalem od innej strony, tak jak mowiles i w porze kolacji. Tony – zapytal z lagodnym usmiechem – czy ty aby nie czytasz za duzo kryminalow?

– W ogole nie czytam kryminalow – odparl chlopiec.

– Bo, widzisz, martwilem sie przez caly dzien.

– Bardzo mi przykro, tato.

– Chodz tutaj, usiadz kolo mnie. – Oliver wskazal mu krzeslo. Tony podszedl ociagajac sie troche i usiadl obok ojca. 01iver lyknal odrobine whisky. – No wiec, o co chodzi? – zapytal.

– Tatusiu – wyrzekl Tony po cichu – ja chce wracac do domu.

– Aha. – Oliver patrzyl w zamysleniu na szklaneczke. – A dlaczego?

Tony wykrecal niespokojnie palce.

– Bo… bo mam juz dosyc siedzenia tutaj.

– Ten pobyt bardzo dobrze ci zrobil – zauwazyl 01iver. – Wygladasz zdrowo, opaliles sie, a mama pisze, ze…

– Chce juz wrocic do domu – powtorzyl Tony bez zadnych wyjasnien.

01iver westchnal.

– Mowiles o tym z mama?

– Nie. Nie ma sensu mowic jej o tym.

01iver poblazliwie pokiwal glowa.

– Aha, posprzeczales sie troche z mama?

– Nie.

Oliver znowu lyknal whisky.

– Moze z Jeffem? – domyslal sie.

Tony przez chwile nie odpowiadal.

– Z nikim sie nie posprzeczalem! – wybuchnal wreszcie. – Czy to czlowiek nie moze raz jeden chciec wrocic do swojego domu, ze swoim rodzonym ojcem, zeby zaraz wszyscy na niego nie napadli?

– Alez, Tony, nikt przeciez na ciebie nie napada – uspokajal go 01iver. – Tylko, widzisz, nie powinienes sie dziwic, ze cie pytam o to i owo, skoro az telefonowales do mnie do Hartford i dawales mi rozne tajemnicze instrukcje. Postaraj sie byc rozsadny, Tony.

– Jestem rozsadny – odparl chlopiec przycisniety do muru. – Chce wracac do domu, bo nie chce byc razem z mama i z Jeffem.

O1iver postawil szklaneczke na stole i zapytal bardzo cicho:

– Cos ty powiedzial, Tony?

– Nie chce tu zostac dluzej z mama i Jeffem.

– Dlaczego?

– Nie moge ci powiedziec.

01iver przyjrzal sie chlopcu uwaznie. Tony siedzial ze spuszczona glowa, wpatrzony w swoje buty, z rekami wcisnietymi w kieszenie. Na jego twarzy malowalo sie skrepowanie i zawzietosc.

– Sluchaj, Tony, przeciez zawsze bylismy ze soba szczerzy, prawda?

– Tak.

– Zawsze mowilem ci o tym, co mnie martwi, a ty takze dotychczas mowiles mi o swoich zmartwieniach. Czy dobrze mowie?

Вы читаете Lucy Crown
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату