– Tak, dobrze.
– Moze ci kiedys cos obiecywalem i potem nie dotrzymalem? – pytal 01iver.
– Nie.
– A jezeli mnie o cos pytales, czy powiedzialem ci kiedy nieprawde?
– Nie.
– Zeszlego lata zaczales opowiadac rozne zmyslone historie – mowil dalej 01iver – na przyklad, ze potrafisz przeplynac przez jezioro na drugi brzeg, chociaz wtedy jeszcze w ogole nie umiales plywac, albo ze stary pan Norton zaprosil cie na miesiac na swoja
farme w stanie Wyoming i ma ci dac konia wylacznie do twojej dyspozycji…
– To byly takie dziecinne bzdury – przerwal mu Tony.
– Tak, wiem o tym – zgodzil sie 01iver. – Przeciez mowilem ci wtedy, ze wiem i rozumiem. Bardzo dobrze, ze opowiadales te historyjki mnie i nikomu poza tym, bo ja wiedzialem, ze to tylko taka zabawa, ze gimnastykujesz sobie wyobraznie. Ale ktos inny, kto by cie nie znal tak dobrze, moglby sobie pomyslec, ze nie mozna ci wierzyc i ze po prostu klamiesz.
– Teraz juz nie opowiadam zadnych historii – zapewnil Tony. – Nikomu.
– Naturalnie. Ale wtedy, nawet o swoich oczach… Pare razy z samego poczatku strasznie trudno bylo z tego powodu powiedziec ci, jak sprawy stoja i jakie masz szanse wyzdrowienia. Kiedy sam bedziesz ojcem, zrozumiesz, co wtedy czulem. – Zamilkl na chwile. – Ale w koncu powiedzialem ci, prawda?
– Tak.
– Czy wiesz, dlaczego to zrobilem?
– Chyba wiem – odparl Tony niemalze szeptem.
– Bo chcialem, zeby wszystko pomiedzy nami bylo jasne i szczere – ciagnal 01iver. – Bo niezaleznie od tego, jak ci sie poza tym zycie ulozy, chce, zebys mogl powiedziec kiedys, kiedy bedziesz mial tyle lat, ile ja teraz, ze miedzy ojcem i toba wszystko bylo zawsze uczciwie i honorowo.
01iver przechylil sie i poklepal Tony’ego po kolanie. Potem wstal, zblizyl sie do drzwi wiodacych na ganek i spogladal przez szybe w dzdzysta ciemnosc.
Tony uniosl glowe i z drzacymi ustami przygladal sie ojcu, ktory stal odwrocony do niego plecami. Czekal, ze 01iver jeszcze cos powie, ale on nie odzywal sie wiecej. Tony wstal, przeszedl przez pokoj i stanal obok ojca.
– Nie wiem, jak to powiedziec – zaczal szeptem. – Mama i Jeff… Oni robia cos zlego. Robia ze soba tak jak dorosli, kiedy sie ozenia. Ja chce juz wrocic do domu.
01iver na jedna sekunde zamknal oczy. Kiedy Tony do niego telefonowal, 01iver nie wiedzial, czego ma sie tutaj spodziewac, ale tego sie nie spodziewal. Siedzac przez caly dzien przy kierownicy i wpatrujac sie w strugi deszczu splywajace po szybie, mowil sobie, ze to na pewno jakas dziecinna tragedia, ktora minie, zanim on zdazy dojechac na miejsce. Wlasciwie bylby w ogole nie przyjechal, gdyby nie to, ze w tym tygodniu niewiele bylo do roboty w drukarni. „A teraz – myslal – to wyglada zupelnie inaczej. To tak,
jakby ktos uslyszal krzyki w dziecinnym pokoju i spodziewajac sie, ze trzeba bedzie rozdzielic dzieci tlukace sie poduszkami lub zabawkami, wszedl tam i zaraz od progu zobaczyl jedno dziecko w kaluzy krwi na podlodze, a drugie nad nim z nozem w reku.”
– Kto ci to powiedzial? – zapytal syna.
– Susan.
– Co za Susan?
– Mieszka w hotelu ze swoja mama. Nazywa sie Susan Nickerson. Ma juz czternascie lat. I ma trzech ojcow. Jej mama rozwodzila sie dwa razy. Ona wie rozne rzeczy.
– I dlatego chciales, zebym tu przyjechal. Tylko z tego powodu? Tony zawahal sie.
– Tak – odparl po chwili.
– Sluchaj, Tony – zaczal 01iver dobierajac starannie slowa. – W takich letniskowych miejscowosciach spotyka sie czesto kobiety rozleniwione, zle kobiety, ktore nie maja nic do roboty poza brydzem i wymyslaniem rozmaitych historii o swoich sasiadach. Ale przyzwoici ludzie nie powinni nawet sluchac tych plotek. Takie czternastoletnie dziewczynki, co to zaczynaja sie juz interesowac chlopcami, podsluchaja nieraz kawalek jakiejs rozmowy, wcale nie przeznaczonej dla ich uszu, i zaraz robia z igly widly, zmyslaja bajdy nie z tej ziemi. A juz zwlaszcza taka dziewczynka, ktorej matka zmienia mezow jak rekawiczki.
– Uderzylem ja – oswiadczyl Tony. – Jak mi to powiedziala, to ja uderzylem.
Oliver usmiechnal sie.
– Nie zdaje mi sie, zebys dobrze postapil. Ale za to uwazam, ze nie powinienes byl sluchac tego, co ci mowila. Tony, zrobisz cos dla mnie?
– Co? – zapytal chlopiec ostroznie.
– Nie mow nic mamie na ten temat. Ani Jeffowi. Bedziemy po prostu udawac, ze ja zorientowalem sie w ostatniej chwili, ze moge sobie pozwolic na swieto, wiec wsiadlem w samochod i przyjechalem. Jak uwazasz, to chyba dobry pomysl?
Tony poruszyl sie, jak gdyby go dreczyl jakis ukryty bol.
– Nie – odpowiedzial zwiezle.
– Dlaczego?
– Bo to nie tylko Susan. 01iver otoczyl chlopca ramieniem.
– To, ze dwie czy trzy, czy chocby nawet sto osob plotkuje – zaczal mu tlumaczyc – nie znaczy jeszcze, ze te osoby mowia prawde. Czy wiesz, co to jest plotka?
– Tak, wiem.
– To jedna z najokropniejszych rzeczy na swiecie. To jest taka choroba doroslych. A porzadny czlowiek w pewnym znaczeniu pozostaje dzieckiem do konca zycia, bo sam nie plotkuje i nie slucha plotek.
Tony wyrwal sie nagle z ojcowskich objec. – Kiedy to ja! – zawolal. – Ja sam! Wczoraj poszedlem do domu jego siostry i zajrzalem przez okno, i widzialem to na wlasne oczy.
Odwrocil sie gwaltownie, przebiegl przez pokoj i rzucil sie na fotel wciskajac twarz w oparcie, by ukryc ja przed 01iverem. Plakal, ale naprezal wszystkie miesnie udajac, ze nie placze.
Oliver znuzonym ruchem przesunal reka po oczach, podszedl do fotela i usiadl na poreczy.
– No, juz dobrze, juz dobrze – rzekl gladzac syna po wlosach. – Sluchaj, Tony, strasznie mi przykro, ze musze tak postapic. Ale nie widze innego wyjscia. Jestes jeszcze bardzo mlody. Nie orientuje sie, co juz wiesz, a czego jeszcze nie wiesz. Mogles zobaczyc cos, co ci sie wydalo bardzo zle, ale to moglo byc zupelnie niewinne. Musisz mi powiedziec dokladnie, co widziales.
Chlopak zaczal mowic nie odwracajac glowy wtulonej w zalom fotela:
– Powiedziala, ze sie wybiera do kina. Ale Susan miala racje. Ona wcale nie byla w kinie. Poszedlem do domu jego siostry. Ona wyjechala na tydzien i w domu nie ma nikogo. W oknach sa takie zaluzje. Ale nie dochodza do samego dolu. Zostaje waska szpara i mozna przez nia zajrzec do pokoju. Lezeli razem w lozku i… i nie byli wcale ubrani. A mama calowala… – Tony odwrocil sie szybko i spojrzal na ojca. – Ja chce wracac do domu! Ja chce wracac do domu!
Nie usilowal juz ukrywac, ze placze. Plakal rozpaczliwie. 01iver siedzial na poreczy fotela, skamienialy, sztywny, i patrzyl na szlochajacego syna.
– Przestan – powiedzial ochryplym szeptem. – Nigdy nie plakales, chyba kiedy byles zupelnie maly. – Wstal i wyciagnal Tony’ego z fotela. – A teraz idz, umyj sobie twarz – dodal bezbarwnym glosem.
– Co ty zrobisz? – zapytal Tony. 01iver potrzasnal glowa.
– Jeszcze nie wiem.
– Ale nie odejdziesz stad, prawda?
– Nie. Posiedze tu troche. No, idz juz, Tony. Masz oczy czerwone jak krolik.
Chlopiec poszedl do lazienki niechetnie, powoli ciagnac za soba nogi. 01iver patrzyl za nim i krecil glowa. Przeszedl sie ciezkim krokiem, bez zadnego celu, po wyziebionym pokoju. Lucy zostawila na krzesle koszyczek, a na nim szalik jaskrawopomaranczowej barwy. Zatrzymal sie przy tym krzesle, wzial szalik do reki. Przylozyl go do twarzy i wdychal znajomy zapach perfum. Schylil sie, otworzyl koszyczek i zaczal w nim przewracac. Znalazl puderniczke, otworzyl. Lusterko bylo cale zasypane pudrem. Polozyl puderniczke na stole, po czym wyjal z koszyczka po kolei wszystkie inne drobiazgi i z pedantyczna starannoscia poukladal je takze na stole. Flakonik perfum, klucze i grzebien. Jakis wycinek z gazety z przepisem kucharskim. Przepis na placek biszkoptowy. Wyjal nieduza portmonetke. Otworzyl ja, wysypal bilon i ulozyl w porzadny slupek. Bylo tego razem siedemdziesiat osiem centow. Teraz zaczal systematycznie, jedna po drugiej, wkladac wszystkie rzeczy z powrotem do koszyczka. Uslyszal kolo domu glosy Lucy i Jeffa, a potem ich kroki na ganku, przybral wiec zwykly wyraz i obrocil sie twarza do drzwi wlasnie w tym momencie, gdy sie otwieraly. Najpierw weszla Lucy, a za nia Jeff. Byla rozesmiana. Kiedy spostrzegla 01ivera stojacego posrodku pokoju, czolo jej zmarszczylo sie na ulamek sekundy. Potem zawolala tonem przyjemnego zdziwienia: „01iver!”, podbiegla do niego, zarzucila mu rece na szyje i pocalowala. Jeff stal dyskretnie przy drzwiach czekajac na koniec przywitania. 01iver pocalowal zone w policzek.
– Halo, Lucy – powiedzial serdecznie.
– Skad sie tu wziales? – trzepala goraczkowo. – Dlaczego nie telefonowales? Dlugo mozesz zostac? A jadles obiad? Co za mila niespodzianka! Widziales juz Tony’ego?
01iver rozesmial sie dobrodusznie.
– Powoli, powoli – odparl. – Kazda rzecz po kolei. Halo, panie Bunner.
– Dobry wieczor panu – rzekl Jeff z mlodziencza uprzejmoscia, wyprostowany jak struna.
Lucy wziela 01ivera za reke i podprowadzila go do tapczana.
– Usiadzmy tutaj – powiedziala. – Wygladasz zmeczony. Moze ci dac cos do zjedzenia? Troche whisky? Kanapke?
– Nie, dziekuje za wszystko. Jadlem w drodze.
Jeff spojrzal na zegarek.
– Zrobilo sie pozno – skonstatowal. – Mysle, ze juz czas na mnie.
– Alez nie. Prosze, niech pan zostanie – rzekl 01iver. Zdawalo mu sie, ze Lucy rzucila na niego niespokojne spojrzenie. – Chcialem z panem pomowic o pewnych sprawach. Chyba ze sie pan gdzies umowil?
– Nie, nigdzie sie nie umawialem.
– Widziales juz Tony’ego? – spytala ponownie Lucy.
– Tak – odparl Oliver. – Tony jest w domu. W lazience.
– Prawda, ze wspaniale wyglada?
– Tak, wspaniale. – Kiwnal potakujaco glowa.
– A wiesz, ze w tym tygodniu przeplynal sto jardow?
O1iver mial wrazenie, ze Lucy mowi szybciej niz zwykle. Jak pianista, ktory – odczuwajac okropna treme przed audytorium – probuje brawurowac i w trudnych partiach zaczyna grac predko, coraz predzej.