01iver usmiechnal sie cieplo.
– Nie, to nie jest konieczne.
– Bo ja sie wcale nie wstydze i wcale mi nie jest przykro – powiedzial Jeff wyzywajaco. – To jest najwspanialsze zdarzenie w moim zyciu.
01iver kiwnal glowa potakujaco.
– Tak. To zawsze tak bywa, kiedy sie ma dwadziescia lat.
– Pan nie wie – zaczal Jeff chaotycznie. – Pan jej nie zna.
– Mozliwe – zgodzil sie Oliver.
– Ona jest czysta. Subtelna. Niech pan jej nie potepia. To ja do tego doprowadzilem. Tylko ja jestem winien.
– Nie chce panu bynajmniej ujmowac chwaly – rzekl 01iver z milym usmiechem – ale musze powiedziec, ze kiedy trzydziestopiecioletnia kobieta zaczyna sie zadawac z dwudziestoletnim chlopcem, to nie moge jemu przypisac innej zaslugi poza tym, ze w ogole jest.
– Pan… – uniosl sie Jeff w bezsilnej goryczy wobec dojrzalszego od siebie mezczyzny. – Pan jest taki pewien siebie. Ja wiem o panu wszystko. Ona mi powiedziala. Siedzi pan na wynioslym stolcu. Mowi pan kazdemu, co ma robic i co ma myslec. Tym, co na pana pracuja. I wlasnemu dziecku. I zonie. Wszystko musi byc tak, jak pan chce. Uprzejmy, lodowaty i bezwzgledny. O Boze, przeciez i teraz nie raczy pan nawet wpasc w gniew. Przyjezdza pan, dowiaduje sie pan, ze kocham panska zone, i co pan robi? Wypisuje pan czek.
Melodramatycznym gestem zgniotl w reku czek i cisnal go na podloge. Na twarzy 01ivera malowal sie ten sam wyraz poblazliwego rozbawienia.
– To, co pan zrobil w tej chwili – powiedzial spokojnie – jest potwierdzeniem jednego z argumentow, ktore sie zawsze wysuwa przeciwko angazowaniu do pracy synow zamoznych rodzin. Nie umieja szanowac pieniedzy.
– Mam nadzieje, ze ona pana porzuci – odpowiedzial mu Jeff. – A wtedy ja sie z nia ozenie.
– Panie Bunner – Oliver stlumil usmiech – niech sie pan nie gniewa, ale zachowuje sie pan jak duren. Jest pan sentymentalny. Uzywa pan wielkich slow: milosc, malzenstwo, subtelnosc, czystosc i czyja wiem co jeszcze. Jestem wlasciwie zachwycony panem z tego powodu. Nie jest pan zwyklym bydlakiem. Chce pan miec szacunek dla samego siebie. Chce pan siebie uwazac za czlowieka zdolnego do wielkich namietnosci i w ogole wyjatkowego. W porzadku, to wszystko jest dosyc naturalne i nie potepiam pana za to. Ale musze panu powiedziec, ze to wcale nie odpowiada faktom.
– A coz pan moze wiedziec o faktach?
– Oto co wiem. Nie przezyl pan milosci. Przezyl pan zlude wyobrazni. Moca wyobrazni stworzyl pan sobie kobiete, ktora w rzeczywistosci nie istnieje, i uczucie, ktore tez nie istnieje.
– Niech mi pan tylko nie wmawia… – sprobowal mu przerwac Jeff.
– Pozwoli pan, ze skoncze. – 01iver powstrzymal go ruchem reki. – Dostal pan rzecz powszednia i nietrwala, naszpikowal ja pan rozami i blaskiem ksiezyca. Wzial pan jedno krociutkie lato za cale zycie, az do zgonu. Brak skrupulow ze strony niemadrej i dziecinnej kobiety wzial pan za namietnosc i, koniec koncow, pan, nie kto inny, bedzie z tego powodu najbardziej poszkodowany.
– Jezeli taki jest panski stosunek do niej – oswiadczyl Jeff jakajac sie pod naporem gniewu i zametu mysli – to nie ma pan w ogole prawa o niej mowic. Pan nie ma dla niej szacunku, pan jej nie uwielbia, nie kocha…
01iver westchnal.
– Kiedy pan bedzie troche starszy, przekona sie pan, ze milosc bardzo czesto nie ma prawie nic wspolnego z szacunkiem i uwielbieniem. No, aleja nie przyjechalem tutaj az z Hartford po to, zeby mowic o sobie. Jeff – zwrocil sie do mlodego czlowieka bardzo bezposrednio – chce pana o cos prosic, o dosyc trudna rzecz. Niechze pan spojrzy na te sprawy bez zadnych okularow, niech je pan zobaczy takimi, jakie sa naprawde. To jest lato, Jeff. Niech pan popatrzy na rozne hotele, podobne do tutejszego. Na wszystkie te tekturowe palace z cienkimi scianami, z podla orkiestra i jeziorem z pocztowki. Niech pan popatrzy na te rozleniwione, bezmyslne kobiety, spedzajace z dala od mezow upalne wakacyjne miesiace. Wyleguja sie na sloncu przez caly dzien, nudza sie, same juz nie wiedza, czego chca, za duzo pija, szukaja jakiejs rozrywki i znajduja ja w towarzystwie komiwojazerow, kelnerow, platnych trenerow, trebaczy z orkiestry i mlodych studentow. To jest cale plemie tanich, dostepnych mezczyzn, za ktorymi przemawia tylko ich meskosc. I jeszcze to, ze bez zadnego klopotu ulatniaja sie z nastaniem chlodniejszej pory. Ale, ale… – zapytal Oliver tonem towarzyskiej rozmowy. – Czy rozmawial pan z moja zona na temat malzenstwa?
– Tak, rozmawialem.
– No, i co ona powiedziala?
– Smiala sie ze mnie – przyznal Jeff.
– Oczywiscie. – Glos Olivera brzmial przyjaznie i wspolczujaco. – Kiedy mialem dwadziescia lat, tak jak pan, spotkala mnie taka sama przygoda. Tyle, ze tamto bylo na statku, w drodze do Francji. Wlasciwie bylo nawet bardziej romantycznie niz tu. – Ruchem reki wskazal na domek, jezioro i okoliczne lasy. – Wie pan, jak to bywa na statku, a poza tym Francja, ta Francja” zaraz po wojnie… Piekna pani byla dostatecznie madra, zeby zostawic dzieci w domu, a moze miala wieksza wprawe w tych rzeczach niz pani Crown. To byla bardzo goraca milosc. Czego tam nie bylo? Dwutygodniowa wycieczka nad wloskie jeziora i sasiadujace ze soba kabiny na starym, poczciwym „Champlainie”, i przemowy, ktore wyglaszalem do niej na pokladzie, w drodze powrotnej do Ameryki. Wyobrazam sobie, ze byly bardzo podobne do przemow, ktore pan musial wyglaszac tutaj w ksiezycowe noce. W dodatku, mialem wiecej szczescia niz pan. Maz nigdy sie o tym nie dowiedzial. I pokazal sie dopiero wtedy, kiedy nasz statek zawinal do portu. Ale mimo to… – Tu Oliver zasmial sie cicho do swoich wspomnien. – Odprawa celna trwala dwie godziny, a kiedy w koncu znalezlismy sie juz za brama, nie bardzo mogla sobie przypomniec, jak mi na imie.
– Dlaczego chce mi pan to wszystko obrzydzic? – zapytal Jeff. – Co pan przez to zyskuje?
– Nie obrzydzic – poprawil go 01iver. – Tylko pokazac, ze to jest rzecz powszednia. Bardzo przyjemna – tak, to lato w Europie pozostalo dla mnie jednym z najmilszych wspomnien – ale powszednia. Niechze pan sie nie czuje nieszczesliwy dlatego, ze w pewnym wieku przezyl pan to samo, co inni mlodzi mezczyzni przezywali przed panem. – Schylil sie i podniosl z podlogi zmiety czek. – Naprawde nie chce pan przyjac tego czeku? – zapytal wyciagajac reke w kierunku Jeff a.
– Nie.
– Jak pan chce. Bedzie pan starszy, to nauczy sie pan, oprocz innych rzeczy, wiecej dbac o pieniadze. – Wygladzil czek palcami, popatrzyl na niego z roztargnieniem i nagle, gwaltownym ruchem cisnal go do kominka. – A propos, ten adapter jest pana wlasnoscia, prawda?
– Tak – odparl Jeff.
– Mysle, ze powinien pan go stad zabrac. No, tak. I wszystkie inne panskie rzeczy, jesli sa tutaj.
– Nie mam tu nic poza tym.
Oliver podszedl do adaptera i wyciagnal wtyczke. Okrecil porzadnie sznur wokol pudla i zatknal wtyczke pod przewodem.
– Sadze, ze bedzie lepiej, jezeli pan przestanie sie tutaj pokazywac – zwrocil sie do Jeffa.
– Nic panu nie przyrzekam.
O1iver wzruszyl ramionami.
– Mnie to nie robi roznicy. Myslalem raczej o spokoju panskiego ducha. – Stuknal palcami w adapter. – No, to by bylo wszystko.
Stal wyczekujaco, z uprzejmym usmiechem na ustach. Jeff zblizyl sie do niego ze sciagnieta twarza, wzial adapter pod pache i zwrocil sie ku wyjsciu. Gdy dochodzil do drzwi, otworzyly sie i ukazala sie w nich Lucy.
Po wyjsciu z domu Lucy poszla na oslep w kierunku jeziora. Stanela na brzegu i patrzyla daleko na wode. Chmury rozproszyly sie nieco, blade, wilgotne swiatlo ksiezyca wydobywalo z ciemnosci galazki drzew, pale na koncu hotelowej przystani i maszt jednej z malych zaglowek, zacumowanych w odleglosci kilku stop od pali.
Nad sama woda bylo zimno, Lucy poczula dreszcze. Nie wziela swetra, a teraz nie mogla wracac po niego do domu.
Zaczela rozmyslac o tym, co mogli sobie mowic dwaj mezczyzni tam, w saloniku. Probowala odtworzyc w wyobrazni ich rozmowe, ale nie udawalo jej sie. W dawnych czasach i w innych krajach mezczyzna w takiej sytuacji zabijal rywala. Nie tylko w dawnych czasach. Przypomniala sobie historie, o ktorej czytala w gazecie zaledwie przed miesiacem. Pewien marynarz, wrociwszy niespodziewanie do domu, zastal zone z innym mezczyzna i na miejscu zastrzelil oboje. A na koniec sobie wpakowal kule w leb. Przez dwa dni tylko o tym pisali na pierwszych stronach dziennikow.
No tak, ale tutaj nikt nie ma zamiaru strzelac do nikogo. Moze wlasnie w tym tkwi cos zlego. Cos, co zle swiadczy o nich trojgu. Moze tego rodzaju sprawa wtedy jest cos warta, wtedy tylko cos znaczy, kiedy ludzie gotowi sa strzelac do siebie.
Odwrocila sie i popatrzyla na dom. Wygladal zupelnie tak samo
jak przez cale lato i jak w lecie ubieglego roku. Swiatlo saczylo sie spokojnie, moze troche zbyt jasne, przez szczeliny w zaslonach okiennych w saloniku i lsnilo na mokrym gazonie przed domem. O pare okien dalej swiecilo sie w pokoju Tony’ego, ale tutaj blask byl przycmiony, widocznie palila sie lampa na biurku. Co Tony moze teraz robic? Czyta? Rysuje swoje ulubione konie, zaglowki, sportowcow? Moze sie pakuje, przygotowuje sie do ucieczki? A moze podsluchuje?
Zadrzala. Nagle uprzytomnila sobie, ze najgorsza rzecza bedzie spojrzenie w oczy Tony’emu, niezaleznie od tego, czy podsluchiwal, czy nie. Odwrocila sie plecami do domu i spojrzala znowu na wode. Jak by to bylo latwo – po prostu wyjsc sobie z domu i isc, isc coraz dalej w ciemnosc, w zwyczajna ciemnosc… Tak, ale wiedziala przeciez, ze tego takze nie zrobi.
Wsluchiwala sie w plusk wody uderzajacej lekko o pale, cichy, jednostajny i taki znajomy, dokladnie taki sam jak zeszlego lata, jak co roku. Och, gdyby to bylo lato zeszlego roku! Gdyby to byl ktorykolwiek dzien przed dniem dzisiejszym! Mozna by jeszcze wszystko odrobic, ulozyc lepiej i madrzej, bez oblakanego, pospiesznego zmyslania, bez zadnych skokow w wode i sennych majaczen, bez automatycznego powtarzania nie swoich slow. Albo – gdyby to moglo byc juz przyszle lato, kiedy wszystko sie jakos ulozy, wszystko zostanie ukarane i zapomniane.
Gdyby mogli cofnac sie chociaz o pol godziny, wrocic do tej chwili, kiedy weszla do domu i zobaczyla 01ivera stojacego posrodku pokoju. Kiedy zrozumiala, ze czeka ja cos zlego, i przestraszyla sie meza, ale rownoczesnie doznala tego samego uczucia ciepla i zadowolenia, jakiego zawsze doznawala na jego widok po dluzszym rozstaniu. Uczucia zakorzenienia, zazylosci i przynaleznosci, subtelnego, milego uczucia, ze oto zrzuca z ramion odpowiedzialnosc za swoja samotnosc. Czy bedzie mogla kiedykolwiek wytlumaczyc Oliverowi to uczucie, przekonac go, ze doznawala go naprawde, mimo ze rownoczesnie romansowala z innym mezczyzna i oklamywala meza udajac przed nim obrazona niewinnosc?
W tym momencie gdy 01iver wyprawil Jeffa z pokoju i rzucil jej w twarz oskarzenie, powinna byla wstac i powiedziec: „Prosze cie, zostaw mnie sama na pietnascie minut. Musze sobie wszystko ulozyc w glowie, to jest zbyt wazna rzecz, zeby robic coskolwiek bez zastanowienia.” Potem powinna byla pojsc do swojego pokoju, przemyslec w samotnosci cala te sprawe, wrocic i prosic go o przebaczenie.
Tak, ale nie zrobila tego. Poszla slepo za glosem instynktu, zachowala sie niby dziecko, ktore cos przeskrobalo, miotala sie, uciekala sie w podnieceniu do glupich, kobiecych sztuczek, myslac jedynie o tym, zeby sie wybronic w tej chwili, niezaleznie od strat, jakie pozniej bedzie musiala poniesc z tego powodu. „Glos instynktu… – myslala z ironia. – W takim razie moj instynkt niewiele jest wart.”
Wracala do domu z mocnym postanowieniem, ze wszystko to odrobi i naprawi. Bedzie spokojna, rozsadna, powie 01iverowi: „Prosze cie, zapomnij o tym, co ci przed chwila mowilam. Naprawde to bylo tak…”
Przyrzeknie mu, ze juz nigdy nie zobaczy sie z Jeffem. Dotrzyma przyrzeczenia. Nie bedzie to wcale trudne. W tej samej chwili gdy zobaczyla 01ivera i Jeffa razem, w jednym pokoju, Jeff przestal dla niej istniec, stal sie po prostu niczym. Byl z powrotem tylko milym chlopakiem, ktorego zaangazowali na kilka letnich tygodni, zeby uczyl Tohy’ego plywac i strzegl go przed zbytnim wysilkiem.
„Ach, gdyby 01iver nie byl taki uparty – pomyslala w naglym odruchu zlosci przeciwko niemu. – Gdyby wtedy, w lipcu, zabral mnie z soba do domu, tak jak prosilam, nie byloby tego wszystkiego. Gdyby tamtego wieczoru nie meczyl mnie przez telefon o rachunek z garazu…” Niechze i on przyjmie na siebie czesc winy. Niech zrozumie, ze jesli ciagle zmusza ludzi, zeby robili wszystko tak, jak on chce, to musi ponosic konsekwencje. Niech zrozumie, ze ona jest takze czlowiekiem, a nie manekinem, ktorego sie popycha to tu, to tam, ze nie jest bryla surowego tworzywa, ktorej mozna nadac