– Halo, Jeff – odpowiedziala beztrosko. – Nie wiedzialam, ze pan tu dotychczas siedzi.

– Przyjechalem po raz drugi – wyjasnil skrepowany – zeby pomoc siostrze przy pakowaniu. Powiedziano mi, ze pani tu jeszcze jest, wiec pomyslalem sobie… – Zatrzymal wzrok na walizkach ustawionych na ganku. – Juz dzisiaj wyjezdzacie?

– Czego pan tutaj chce? – zapytal Tony nie odpowiadajac na pytanie Jeffa.

– Przyszedlem sie pozegnac.

Staranny ubior miejski i wyrazne skrepowanie w sposobie bycia sprawialy, ze Jeff wydal sie Lucy jakis mniejszy i cofnal sie w jej oczach do okresu mlodzienczej nieporadnosci. „Gdyby chodzil w tym ubraniu przez cale lato – pomyslala przypominajac sobie jego biale koszule z kwadratowym wycieciem u szyi i bose stopy – nie dotknelabym go na pewno.” Postawil adapter na skraju ganku i usmiechnal sie zachecajaco do Tony’ego.

– Pomyslalem sobie, ze moze chcialbys to miec. Tak niby w prezencie. Wcale nie najgorszy adapter. Wiem, ze lubisz muzyke, wiec myslalem… – Urwal speszony nieruchomym spojrzeniem Tony’ego.

– Strasznie milo z pana strony – wmieszala sie Lucy, poruszona zaklopotaniem Jeffa – ale, naprawde, to za duza ofiara.

Coz pan sam bedzie robil w New Hampshire w chlodne zimowe wieczory, kiedy wiatr wyje za oknami przysypanymi sniegiem? – Mowila nienaturalnym tonem uprzejmej pani domu, spogladajac przy tym z przesadnym zachwytem na adapter. – To przesliczna maszynka, prawda, Tony?

Chlopiec nie poruszyl sie. Stal na szeroko rozstawionych nogach i zdawal sie gorowac nad Lucy i Jeffem.

– Daje mi pan na wlasnosc ten adapter? – zapytal Jeffa.

– Tak.

– Dlaczego?

– Jak to: dlaczego? – Jeff uczul sie przycisniety do muru tym pytaniem. – No, nie wiem dlaczego. Dlatego, ze bylo nam ze soba niezle przez tych pare tygodni. Dlatego, ze chcialbym, zebys o mnie pamietal.

– Tony, podziekujze Jeffowi – napomniala go Lucy.

– Wiec ten adapter jest teraz moj? – pytal Tony nie patrzac nawet na matke i zwracajac sie tylko do Jeffa. – Moge z nim zrobic, co mi sie podoba?

– Jasne – odparl Jeff. – Mozesz go zabrac z soba do internatu i trzymac w swoim pokoju. Jak bedzie jakas zabawa, mozecie przy tym tanczyc i…

Jeff nie dokonczyl zdania. Wpatrywal sie z napieciem w Tony’ego, ktory podszedl do adaptera i zaczal mu sie przygladac, dotykajac go z obojetnym wyrazem twarzy. Potem podszedl do kata, w ktorym stal oparty o sciane kij baseballowy. Wzial go, wrocil do instrumentu i wolna reka z rozmachem stracil go na trawnik. A potem z calym rozmyslem zaczal walic kijem w adapter.

– Tony! – krzyknela Lucy i zerwala sie, by go powstrzymac, ale Jeff chwycil ja w tej samej chwili za ramie.

– Nie, zostaw go – powiedzial schrypnietym glosem.

W milczeniu przygladali sie, jak Tony z zimna systematycznoscia rozbija w drzazgi adapter.

Po paru minutach dal temu spokoj i stal dyszac glosno. Obrocil sie do matki i Jeffa z wyrazem okrutnego, dojrzalego triumfu. Niedbale odrzucil kij na trawe.

– Macie! – rzucil im krotko.

– Postapiles brutalnie, obrzydliwie – stwierdzila Lucy. – Wstyd mi za ciebie. – Zwrocila sie do Jeffa: – Przepraszam za Tony’ego.

– Tylko ty za mnie nikogo nie przepraszaj – zaprotestowal Tony. – Nigdy i za nic.

– Okej, Tony – odezwal sie Jeff spokojnie. – Jezeli tobie to ulzylo, to dla mnie moze tak byc. Okej.

Chlopiec oderwal wzrok od szczatkow adaptera i spojrzal najpierw na matke, a potem na Jeffa.

– Nie – powiedzial – wcale mi nie ulzylo. Chcecie pewnie ze soba porozmawiac, zanim ojciec przyjedzie. Obiecalem Bertowi, ze sie z nim pozegnam przed wyjazdem. Za piec minut bede z powrotem – dodal tonem pogrozki i odszedl w kierunku przystani.

Lucy i Jeff patrzyli za nim, poki nie znikl im z oczu. Wtedy Jeff podszedl do rozbitego adaptera, z zalem tracil go koncem buta i powiedzial:

– Moja ciotka zrobilaby zdziwiona mine, gdyby sie dowiedziala, jaki los spotkal jej prezent. – Wrocil na ganek i zblizyl sie do Lucy. – Te ostatnie tygodnie byly koszmarne, prawda?

„Koszmarne – zanotowala sobie Lucy. – To pewnie w tym roku najmodniejsze slowo w Dartmouth.” Zawahala sie przez sekunde. „Nie, nie dam sie juz w to wciagnac – pomyslala. – Skoncze z nim na dobre.”

– Tak? – zdziwila sie lekko. I rozesmiala sie.

– Z czego sie smiejesz? – zapytal podejrzliwie.

– Z tego, co mi sie przypomnialo, kiedy Tony rabal kijem twoj nieszczesny adapter.

– Co ci sie przypomnialo?

– Jak sumiennie sie nad nim meczyles – odparla Lucy. – Jak go uczyles machac tym samym kijem. – Zaczela nasladowac Jeffa: – „Tony, lewa noga w przod. Uwazaj na pilke. Nie wysuwaj zanadto stopy.” Dobrze skorzystal z twoich nauk.

– To wcale nie jest takie zabawne.

– Ale tez wcale nie takie powazne. – Lucy mowila z nonszalancja. – Powiedz ciotce, ze ci skradziono ten adapter. Zobaczysz, na Gwiazdke dostaniesz nowy.

– Nie o to chodzi. Tony mnie nienawidzi.

– Mnostwo ludzi bedzie cie jeszcze nienawidzic. I co z tego?

– A ty? – zapytal Jeff.

– Czy ciebie nienawidze? – Zdobyla sie znowu na usmiech. – Oczywiscie, ze nie.

– Zobaczymy sie jeszcze?

– Oczywiscie, ze nie – powtorzyla.

– Przepraszam – powiedzial wpychajac rece w kieszenie. Wydawal sie drobniejszy niz kiedykolwiek przedtem. – Widze, ze nie powinienem byl dzisiaj przychodzic.

– Nie, dlaczego? Ciesze sie, ze przyszedles. To ladnie i wspanialomyslnie z twojej strony. A nawet dosyc odwaznie. – Teraz przybrala ton macierzynski i zartobliwy. – Nie spuszczaj nosa na kwinte. Przezyles mila, pouczajaca przygode. Cos jakby kurs wakacyjny dla studentow trzeciego roku, w skroconym terminie, obowiazujacy dla kandydatow na stopien magistra: wybor instruktora.

– Jak mozesz traktowac te sprawe tak lekko? – Na twarzy Jeffa malowalo sie glebokie zdumienie.

– Instruktora?… – powtorzyla Lucy z powatpiewaniem. – Nie, to trzeba koniecznie w rodzaju zenskim. Instruktorki. Tak, instruktorki, to nawet lepiej brzmi.

– Narobilem ci mase klopotu, prawda?

Zrobila mine, ktora miala wyrazac, ze jej zdaniem, Jeff przecenial wage swojej osoby.

– Zawsze trzeba cos tam zaplacic za chwile zabawy – odpowiedziala.

– Zabawy? – oburzyl sie.

– Nie rob takiej zgorszonej miny. To przeciez byla dobra zabawa. Byloby mi okropnie przykro, gdybys powiedzial, ze nie miales z tego zadnej radosci. Ze robiles to tylko z obowiazku.

– To bylo cudowne – oswiadczyl Jeff uroczyscie. – Wstrzasajace… To bylo jak trzesienie ziemi.

– No, no, no! – Lucy zamachala rekami trzepotliwie, po dziewczecemu. – Juz za pozno, zeby sie drapac z powrotem pod obloki.

Na twarzy Jeffa widac bylo wyraznie cierpienie.

– Jestes dzisiaj zupelnie inna – powiedzial. – Dlaczego?

– Bo to juz koniec lata.

Podeszla do walizek Tony’ego i zaczela im sie przygladac ze zmarszczonym czolem udajac, ze sprawdza w pamieci, czy sa wszystkie.

– Wracasz? – zapytal Jeff. – Wracasz do niego? Udala, ze nie rozumie.

– Do kogo?

– Do meza.

– Mysle, ze tak – odparla bardzo rzeczowym tonem, odwracajac sie znowu ku niemu. Nie mialo sensu mowic mu o liscie, ktory wyslala do 01ivera. – Przeciez zony zwykle wracaja do mezow. To jeden z glownych powodow, dla ktorego dziewczeta wychodza za maz. Chca miec kogos, do kogo mozna wracac.

– Lucy! – zawolal blagalnie. – Co sie z toba stalo?

Zblizyla sie do krawedzi schodow i spojrzala daleko, na jezioro.

– Zdaje sie – rzekla powoli – ze jestem nareszcie duza. Zupelnie dorosla.

– Nabijasz sie ze mnie – mowil Jeff z gorycza. – Nie mam ci tego za zle. Zachowalem sie jak wiejski gamon. Ledwie mnie zapytal, od razu wszystko wyspiewalem. I wynioslem sie jak niepyszny z tym zakichanym adapterem pod pacha, zupelnie jak smarkacz wywalony ze szkoly za to, ze sie dal przylapac z papierosem.

– Na twoim miejscu nie martwilabym sie takimi drobiazgami. Wlasciwie jestem zadowolona, ze sie o wszystkim dowiedzial.

– Zadowolona? – zapytal niedowierzajaco.

– Oczywiscie. Jako klamczuch jestem po prostu do niczego. To za duzy wysilek dla mojej niemadrej glowy. – Nagle ton jej sie zmienil, powiedziala powaznie, niemal groznie: – Doszlam do wniosku, ze to nie dla mnie. Juz nigdy, nigdy!

– Lucy! – Jeff staral sie uratowac coskolwiek z tego lata. – Jezeli sie kiedys spotkamy, jak bedziesz o mnie myslec?

Odwrocila sie i zaczela mu sie przygladac w zamysleniu. A gdy nareszcie przemowila, glos jej brzmial bardziej zartobliwie niz przedtem.

– Pomysle sobie: „Coz to za wzruszajacy chlopiec! Czy to nie dziwne, ze kiedys, przez krotki czas, zdawalo mi sie, ze jestem w nim troche zakochana?”

Stali naprzeciw siebie – Lucy nieugieta, nielitosciwie plocha, Jeff nieszczesliwy i bardzo mlodzienczy. Wlasnie w tej chwili Oliver, ktorego przyjazdu nie slyszeli, wyszedl zza rogu ganku. Byl ubrany jak do podrozy, twarz mial znuzona i zmieta po dlugiej jezdzie, a ruchy powolne, jakby niewiele w nim pozostalo energii. Spostrzeglszy Lucy i Jeffa zatrzymal sie.

– Halo! – powiedzial.

Oboje odwrocili sie w jego strone.

– Dzien dobry, Oliverze – powitala go Lucy bez serdecznosci. – Nie slyszalam samochodu.

– Ja tylko przyszedlem sie pozegnac – wyjasnil Jeff z zaklopotaniem.

– Tak? – rzekl 01iver wyczekujaco.

– Chcialem powiedziec, ze bardzo mi przykro…

O1iver skinal glowa.

– Uhm, rzeczywiscie? – mruknal niewyraznie. Przeszedl przez ganek i spojrzal na zdruzgotany adapter lezacy na trawniku. – Co tu sie stalo? – zapytal.

Вы читаете Lucy Crown
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату