Oliver podniosl sie z krzesla, twarz mu poczerwieniala.
– No, wiec czego ty w koncu chcesz, u Boga Ojca?! – krzyknal zdenerwowany.
– Chce zyc tak – odpowiedziala spokojnie – zeby juz nikt nigdy nie mogl mi powiedziec, ze klamie. Tak, zebym nie mogla sama sobie tego powiedziec.
– Dobrze – powiedzial schrypnietym glosem. – Jezeli powaznie tak myslisz, to rad jestem z calej tej historii.
– Zaczekaj, nie tak predko. Jak zwykle, spieszno ci zadowolic sie polowa prawdy. Ta ladniejsza polowa. Ta, ktora mozesz publicznie wyznawac. Ta pociagajaca polowa. Ta, ktora ci daje poczucie wlasnej szlachetnosci i zadowolenia z siebie. Ale druga polowa, ta prywatna, ukryta, nieprzyjemna, ta bolesna polowa – przeciez ona takze istnieje, Oliverze. Odtad bedziesz je musial przyjmowac razem, obie polowy prawdy…
– Jezeli masz ochote sie przyznac jeszcze do kogos innego – rzekl Oliver – do jakichs innych studentow, doktorow czy gosci, ktorzy u nas bywaja, albo moze do jakiegos mezczyzny poznanego przygodnie w pociagu, prosze cie, oszczedz mi tego. Twoja przeszlosc mnie nie interesuje. Nie chce nic o tym wiedziec.
– A ja nie chce ci wyznawac niczego z przeszlosci – rzekla cicho. – Tam nie ma nic do wyznania.
– Wiec co moze byc innego?
– Chce ci wyznac, co bedzie w przyszlosci. 01iver patrzyl na nia uwaznie. Byl zly i speszony.
– Grozisz mi? – zapytal.
– Nie, nie groze. Chce sie tylko upewnic, ze jesli kiedykolwiek wroce do naszego wspolnego domu, wejde na jego prog z czystym rachunkiem. Jezeli ostatecznie wroce, to musimy zaczac od nowa nasze malzenstwo. Chce, zebys to zrozumial.
– Nikt po pietnastu latach nie zaczyna malzenstwa od nowa – zauwazyl Oliver.
– Dobrze, moze i nie – zgodzila sie latwo. – W takim razie to bedzie drugie, inne malzenstwo. Dotychczas odnosiles sie do mnie tak, jakbym byla ciagle ta sama dziewczyna, ktora poznales iles lat temu. Jakbym ciagle miala dwadziescia lat, jakby wciaz trzeba bylo na mnie chuchac, oslaniac i kierowac mna. A w koncu, przy pierwszej lepszej wazniejszej okazji, nie liczyc sie ze mna. Dotychczas zawsze sie na to zgadzalam, bo… Czyja wiem, dlaczego sie na to zgadzalam? Bo bylam leniwa. Bo tak bylo najlatwiej. Bo sie balam ciebie rozgniewac. Ale teraz… Teraz rozgniewales sie na mnie tak bardzo, ze juz nie potrzebuje sie bac niczego wiecej. Nasze malzenstwo jest rozbite. Moze je skleimy z powrotem, a moze nie. Tak czy inaczej, wiem, ze to przezyje. Wiec… teraz… ja sie juz na ciebie nie zgadzam.
– Co to ma znaczyc? – zapytal.
– To znaczy, ze dopoki mi z toba bedzie dobrze, dopoty wszystko w porzadku. Zgadzam sie na ciebie. A z chwila kiedy bedzie inaczej, pojde wlasna droga.
– Alez to obrzydliwe! – oburzyl sie. – Zachowujesz sie po prostu jak scierka.
Lucy podniosla ostrzegawczo reke.
– Prosze cie, nie uzywaj tego rodzaju slow.
– Wszystko jedno, jakich slow bede uzywal. Popelnilas zbrodnie, przestepstwo… Na milosc boska, jakie moze byc na to delikatne slowo? I teraz ty, wlasnie ty stawiasz warunki?
– Tak – odpowiedziala Lucy. – Bo twoje warunki przestaly byc aktualne. Przez dziesiec dni staralam sie zrozumiec, dlaczego to zrobilam, po tylu latach…
– No i dlaczego?
– Nie bedzie ci sie podobala moja odpowiedz – uprzedzila go.
– Skoncz z tym – powiedzial z gorycza. – Wylej dzisiaj wszystka trucizne, zebysmy mogli zaczac zapominac w drodze do domu.
– Nie potrafimy o tym zapomniec. Ani ty, ani ja. Pod wielu wzgledami byles dobrym mezem. Byles hojny w stosunku do mnie. W zimie bylo mi cieplo, mialam dobre jedzenie, pamietales o moich urodzinach, dales mi ladnego synka, ktorego bardzo kochalam…
– I co jeszcze? – przerwal jej szorstko. – Co jeszcze chcesz mi powiedziec?
– Tak dlugo traktowales mnie niby dziecko – mowila powoli – ze kiedy nagle zblizales sie do mnie jak do kobiety, kiedy chciales mnie posiasc, reagowalam jak dziecko. Bylam znudzona, skrepowana, nieudolna, odczuwalam wstret.
– Klamiesz – zaprzeczyl 01iver.
– Mowilam ci, ze juz nikt nie bedzie mi mogl powiedziec tego slowa.
– Przeciez zawsze wydawalas sie…
– Najczesciej to bylo udawanie – wyznala cicho. – Nie zawsze, ale najczesciej.
– Przez tyle lat? – zapytal glucho, z niedowierzaniem.
– Tak.
– Ale dlaczego? Dlaczego to robilas? Dlaczegos nic nie mowila?
– Bo zdawalo mi sie, ze gdybym powiedziala, trudno by ci bylo to zniesc – odparla Lucy.
– A teraz?
– A teraz chodzi mi chyba wiecej o sama siebie niz o ciebie. To ty mnie tak odmieniles tamtego wieczoru, dziesiec dni temu.
– Nie mam zamiaru dluzej tego sluchac! – krzyknal 01iver w naglym porywie zlosci. – Od pieciu tysiecy lat kobiety, kiedy chca sie wybielic ze swoich grzeszkow, uzalaja sie na to, ze maja starych mezow albo zanadto zapracowanych, albo nie dosc namietnych, zeby je zaspokoic. Moze zechcesz mnie zaszczycie czyms bardziej oryginalnym.
– Nie mysl – rzekla Lucy – ze chce zwalic cala wine na ciebie. Mozliwe, ze gdybys byl inny, gdybysmy byli oboje inni, nie zdarzylaby sie ta cala historia. Nic by sie nie zdarzylo. Ale to bylo nie tylko to – wyjasnila uczciwie. – Ja go pragnelam. Dlugo nie chcialam sie przyznac przed sama soba. Ale kiedy juz doszlo do tego, zalowalam, ze bylam taka glupia i tak dlugo czekalam.
– Co ty mi chcesz powiedziec? – zapytal Oliver. – Masz zamiar dalej sie z nim widywac?
– O, nie – odparla lekcewazaco. – On ma tez swoje… niedoskonalosci. Jest za mlody. Jeszcze przez jakies dziesiec lat bedzie bez znaczenia. Spelnil pozyteczne zadanie, ale teraz… dzieci niech wracaja do szkoly.
– Pozyteczne zadanie! – powtorzyl Oliver sarkastycznie.
– A tak. Dzieki niemu poczulam, jaka to jest cudowna rzecz byc znowu kobieta. On sam byl dla mnie niczym, ale przez niego zrozumialam w trzydziestym piatym roku zycia, jaka przyjemnosc moga mi dawac mezczyzni.
– To jest filozofia pierwszej lepszej kurwy.
– Naprawde? – Lucy wzruszyla ramionami. – Ja tak nie uwazam i nie wierze, zebys ty tak myslal. W kazdym razie wlasnie tak to odczuwam i sadze, ze powinienes sie w tym orientowac.
– Co mi chcesz przez to powiedziec?
– Chce powiedziec, ze to sie moze powtorzyc.
– Nie mowisz tego powaznie. To tylko takie gadanie. Mscisz sie po prostu na mnie.
– Mowie powaznie – oswiadczyla Lucy.
– Zobaczymy – powiedzial z rozpacza. – Zobaczymy.
– Nic nie zobaczymy. Dlaczego jestes taki zgorszony? Bywasz w barach, palarniach, gabinetach. Przeciez tam sie o niczym innym nie mowi. A gdybys mogl podsluchac jakas rozmowe na damskim lunchu albo herbatce… Cala roznica polega na tym, ze mnie dopiero po pietnastu latach maz zmusil do powiedzenia prawdy o mnie – i jemu, i samej sobie.
– Zadne malzenstwo nie mogloby sie w tych warunkach utrzymac – powiedzial Oliver.
– Mozliwe – zgodzila sie. – To byloby rzeczywiscie okropne.
– Skonczysz jako samotna, zapomniana przez wszystkich, stara kobieta.
– Moze. Ale teraz uwazam, ze warto za to tyle zaplacic.
– Po prostu nie wierze sobie samemu – powiedzial Oliver. – Tak sie zmienilas. Nie jestes juz ta sama kobieta, ktora bylas przed dwoma tygodniami.
– Masz racje. Zmienilam sie. I to nie na lepsze. Mowie uczciwie. Zdecydowanie na gorsze. Ale teraz to jestem ja, a nie twoje odbicie. Nie jakas niewazna, oniesmielona, bezbarwna i z gory wiadoma jedna piata twojego zycia. To ja, bez zadnych obslonek. Pani samej siebie. Ja sama.
– W porzadku – przerwal jej szorstko – Idz sie spakowac i wyjezdzamy. Pojde odszukac Tony’ego. Powiem mu, zeby byl gotow.
Lucy westchnela i niespodziewanie rozesmiala sie.
– Wiesz,- kochanie – powiedziala z usmiechem – tak sie przyzwyczailes nie sluchac tego, co do ciebie mowie, ze gdybym powiedziala, ze pali sie na tobie ubranie, to nie zwrocilbys wcale uwagi, az poki by sie nie spalilo do szczetu.
– Do czego znowu zmierzasz?
– Pisalam ci, ze nie wroce do domu razem z Tony’m – powiedziala bardzo powaznie. – Chyba przeczytales ten list?
01iver zrobil niecierpliwy ruch reka.
– Przeczytalem, przeczytalem. List byl bez sensu. Musialas byc bardzo zdenerwowana, kiedy pisalas, i dlatego…
– Oliver… – przerwala ostrzegajacym tonem.
– Tak czy inaczej, to przeciez tylko na kilka dni. W koncu miesiaca wyjedzie do szkoly i wtedy bedziesz mogla odzyskac rownowage. Nie zobaczysz go az do Dnia Dziekczynienia i…
– Nie chce go widziec przez tych kilka dni – przerwala mu znowu. – Nie chce go widziec na Dziekczynienie. Nie chce go widziec na Boze Narodzenie. Nie chce…
– Lucy! – krzyknal brutalnie. – Skoncz z ta diabelska litania. I nie badz idiotka.
Przymknela znuzone powieki, zrobila lekki, odpychajacy ruch reka.
– Dlaczego nie wyjezdzacie stad obaj? – zapytala. – Dlaczego nie zostawicie mnie samej?
– Przeciez uzgodnilismy te sprawe.
– Nic nie uzgodnilismy. Powiedziales, ze chcesz, zebym wrocila, a ja odpowiedzialam, ze takze chce wrocic. Ale na okreslonych warunkach. Jednym z tych warunkow jest to, ze odtad nie bede miala nic wspolnego z Tony’m.
– Jak dlugo? – zapytal zdlawionym glosem.
– Nigdy.
– To jest melodramat – oswiadczyl Oliver. – W tym juz nie ma zadnego sensu.
– A teraz sluchaj mnie dobrze – rzekla Lucy stajac na wprost Olivera i usilujac zapanowac nad glosem. – Wszystko, co powiedzialam i co ci jeszcze powiem, kazde slowo traktuje powaznie. On mnie nienawidzi. Jest moim wrogiem.
– Trzynastoletni chlopiec…