Mitec junior nie mial racji, i jego narzeczona wcale nie zamierzala przeczekiwac w objeciach jednej z licznych, zdaniem Nazara, kolezanek. Czlowiek nocujacy trzy dni u kolezanki, wyglada nieco inaczej. I ma inne oczy. Inne.
- Nie czas - powiedzial jakby do siebie. - Nie czas to, by niezarejestrowana wiedzma szwendala sie po ulicach i nocowala na dworcach.
Nie patrzyl na Iwge, ale od razu wyczul, jak sie szarpnela. Jeszcze sobie wyobrazi, ze on potrafi czytac mysli. Albo ze zalal miasto szpiegami.
Przedwczoraj chyba nawet ja wspominal. Ach tak, przeciez dzwonila... A on zadzwonil do Nazara. A Nazar...
- Dlugo na mnie czekalas?
Westchnienie.
- Nie wiem... Stanal mi zegarek...
Klaudiusz westchnal:
- „Stanal moj zegar, stoi
Zapomnij imie me, stoi
Zloty kwiat w swiecie stali
Wybila godzina, i zegar stanal...”
Bezmyslnie pokrecil w reku opakowanie z wedlina. Ciekawe, co teraz powinien z nia zrobic... Z Iwga, rzecz jasna, nie z wedlina. Co z nia zrobic, szczegolnie w kontekscie wlasnego wczorajszego rozkazu. Wrocil do salonu. Dziewczyna stala przy drzwiach, na kawalku podlogi wolnym od wykladziny. Nie zdjela mokrej kurtki, nie polozyla na podlodze wysluzonej torby.
- Od wczorajszego dnia - podrzucil w dloni paczuszke z wedlina - dokladniej, od wczorajszego wieczora, gwaltownie skomplikowalo sie zycie wszystkich bez wyjatku wiedzm... we wszystkich prowincjach. To znaczy - ono skomplikowalo sie wczesniej... kiedy zaczely sie samosady. W samej tylko Riance... dobra, to sa dane sluzbowe. A Wizna jest miastem leniwym, na razie wystarczaly mu same pikiety... - Przez chwila kontemplowal nalepke na opakowaniu. - Dlaczego na wedlinach zawsze rysuja usmiechnieta swinke? Czy raduje ja perspektywa wedzenia?
- Nie bardziej niz wiedzmy - na sile odezwala sie Iwga. - Wkrotce w supermarketach... pojawia sie dzieciece zestawy „Spal wiedzme”. Pek drew... i ladna nalepka. Z usmiechajaca sie... - Glos ja zawiodl.
- Rozbieraj sie - polecil oschlym tonem.
Jej pelne napiecia oczy jeszcze sie poszerzyly. Klaudiusz usmiechnal sie z irytacja:
- Mialem na mysli - zdejmij kurtke... I buty tez.
Rzuciwszy wedline na tapczan, podszedl do telewizora. Roztargniony wycelowal pilota w telewizor.
Na kanale informacyjnym dywagowal chudziutki, smagly, przypominajacy ptaka komentator. Ale nie wiedzmy byly tematem jego pogawedki i za to Klaudiusz byl mu wdzieczny. Swiat nie sklada sie wylacznie z wiedzm. Nawet jesli tych ostatnich jest bardzo duzo...
- Dzwonilas do Nazara? - zapytal, patrzac jak miejsce chudego ptakoksztaltnego mlodziana zajmuje kobieta ze sportowa fryzura.
Iwga odetchnela gleboko:
- Nie pojde do rejestracji. Oni... Nie pojde!
Klaudiusz podniosl sluchawke.
* * *
Przygryzajac warge do krwi, Iwga patrzyla jak chwytliwa, z wyraznym wzorem zyl na wierzchu, dlon wystukuje krotki numer. Zgrzyt opadajacej kraty, lancuchy i smrod pochodni. „W moim mieszkaniu jest wiedzma. Przyslijcie samochod...”
Postapila tak, jak tego od niej oczekiwano. Liczyla na litosc zwyciezcy. Jakze pogardliwie usmiechnie sie dziewczynka w szarym ponaciaganym swetrze: no i co? Doczekalas sie? Przeciez chcialas tego, prawda? Bo po co inaczej przyszlabys do niego”?
- Niech zginie zlo - rzucil zmeczonym glosem do sluchawki odwrocony do niej plecami mezczyzna, a Iwga drgnela, jakby to jej dotyczylo zyczenie. „Zlo - to ja”.
Inkwizytor dlugo milczal, sluchajac glosu na drugim koncu linii; Iwga czekala, nieruchoma jak robak w puszce wedkarza. „Prosze przyslac samochod po wiedzme... w ciagu dziesieciu minut...”
- Tak - rzucil inkwizytor. - Potem podzielimy sie wrazeniami, Glurze. Najpierw doprowadz to do konca... Za trzy godziny bede potrzebowal pelnej informacji. Na razie. Przez trzy godziny nie zyje...
Sluchawka opadla na widelki.
- Nie pojde do rejestracji... - powiedziala Iwga bezglosnie.
- Masz dobra oslone wewnetrzna - powiedzial inkwizytor, patrzac w okno. - Jak sie czujesz?
Iwga nagle uswiadomila sobie, ze nie czuje mdlosci. Rozwialy sie, zniknely.
- Dobra obrona - powtorzyl inkwizytor z roztargnieniem. - Iwgo, chcesz spac?.. Bo ja bardzo chce. Bardzo, Iwgo; jesli nie przespie sie przynajmniej przez dwie godzinki, to wszystkie wiedzmy wszystkich prowincji otrzymaja szanse swietowania mojego zgonu...
Potarl oczy. Najpierw niedbale, potem mocno, zaciekle, tak ze natychmiast zaczerwienily mu sie powieki:
- Ja bede spal, Iwgo. Idz do kuchni, wez sobie z lodowki co chcesz, zjedz... Mozesz tez spac, na kanapie. Tylko - westchnal - nie rob dwoch rzeczy. Nie dotykaj drzwi wyjsciowych i nie wchodz do mnie do gabinetu. Bo ja sie od razu obudze, a to, jak stalo w pewnej powiesci, „zepsuje mi nerwy.” Aha, i nie podnos sluchawki...
Iwga milczala.
Oszolomila ja nierealnosc zachodzacego. Twardy dywan pod nogami, skarpety przemokly na wylot, ale zdejmowanie skarpet przed Wielkim Inkwizytorem wydawalo sie jakies takie... niepowazne. Nieladne, nieeleganckie...
Zamknely sie ciezkie drzwi do gabinetu. Szczeknela dziwacznie wygieta klamka. Iwga jak stala, tak usiadla na wykladzinie.
Deszcz za oknem lal i lal. Na ekranie telewizora, ktorego nikt nie wylaczyl, migotala reklamowka.
Iwga posiedziala chwile ze skrzyzowanymi nogami, czujac jak zaczynaja lamentowac miesnie. Dzinsy miala mokre... Zeby tak przy ogniu, przy kominku... Przy stosie.
Drgnela. Na ekranie plonelo ognisko, ale kamera, najwyrazniej amatorska, drzala, nie pozwalajac przyjrzec sie metalowemu rusztowaniu, dookola ktorego miotal sie plomien. To byl stojak pod koszykarska tablice. A do metalowej rury przywiazano czlowieka... Siatka na obreczy juz splonela. Krzyczacy ludzie, przypominajacy kibicow... Krzyczacy bezglosnie, poniewaz dzwiek byl wylaczony. Wjezdzajaca w kadr straz pozarna, inni ludzie w mundurach... Bez przekonania opadajace palki... Ekran gasnie...
Mowiaca glowa komentatora. Tego, co wczesniej, ptakopodobnego, z niebezpiecznym wspolczuciem na chudym obliczu. Iwga rozejrzala sie w poszukiwaniu pilota. Nie znalazla, odszukala przycisk przywracajacy dzwiek.
- ... potwierdzil takze, ze aktualny zestaw przedsiewziec nie mial w swej surowosci ekwiwalentu w ostatnich dwudziestu latach, a jego skutecznosc jest taka, ze juz po dwoch godzinach po wprowadzeniu w zycie dzialan profilaktycznych w okregu Odnica zostalo zlikwidowanych piec szczegolnie niebezpiecznych i zatrzymanych dziewietnascie standardowych wiedzm. Jednoczesnie Wielki Inkwizytor uznal za swoj obowiazek podkreslic, ze scisle wspolpracujac z resortem Porzadku Spolecznego, nie dopusci do dalszych
samosadow jako wyjatkowo szkodliwego dla Inkwizycji, antyhumanitarnego i bluznierczego zjawiska...
Iwga siedziala na pietach. Swiecacy ekran palil jej zrenice.
- ... podstawowym kierunkiem dzialania nadal pozostaje wykrycie niezarejestrowanych wiedzm. Wyroki Inkwizycji beda od dzis wykonywane w ciagu doby, przy czym znaczacemu rozszerzeniu ulega wykaz danych, decydujacych o izolacji czy likwidacji...
Przycisnawszy guzik, Iwga poczula krotka bloga chwile rozkoszy z powodu wlasnej wladzy. Pewne zlosliwe zadowolenie, kiedy ptakolicy komentator zbladl i zgasl, zniknal, pozostawiwszy po sobie tylko zielonkawo-szare zwierciadlo ekranu.
Tak. Siedzi oto sobie w mieszkaniu Wielkiego Inkwizytora, na podlodze przed martwa skrzynka. Spokojnie, wiedzmo, spokojnie... Tam, na deszczu, jest jeszcze gorzej. Zycie wiedzm, i tak skomplikowane, komplikuje sie jeszcze bardziej.
Zostawiajac na podlodze wilgotne slady, udala sie do kuchni. Rozejrzala sie, zacisnela wargi, uchylila drzwi lodowki... W ustach natychmiast zrobilo sie cieplo i mokro; dobrze, ze jej zdrowy apetyt jak na razie goruje nad wszelkimi nieszczesciami. Raczej nawet nie bedzie niczego odgrzewala - zje wszystko na zimno. Moze tylko herbaty...
Odwrocila sie do kuchenki. Czajnik polyskiwal czystym zwierciadlanym bokiem, a w nim odbijala sie stojaca w prostokacie drzwi ciemna postac.
Rece Iwgi opadly. Czajnik stal sie ciezki, a przeciez byly w nim co najwyzej dwie szklanki wody.
- Nie moge zasnac - powiedzial usprawiedliwiajacym sie tonem inkwizytor. - To niedobrze, ale mnie nie dziwi.
Mial na sobie czarny szlafrok siegajacy podlogi, krojem przypominajacy sredniowieczny plaszcz.
- Ludzie wymyslili mase cudownych tabletek - powiedziala Iwga, patrzac w podloge.
Inkwizytor westchnal:
- W moim przypadku nie skutkuja. Mam swoisty organizm, nie zauwazylas?
Iwga przelknela sline, odsuwajac widmo mdlosci. Inkwizytor usmiechnal sie dziwnie:
- Naprawde, twojej oslony moglaby ci pozazdroscic kazda wiedzma-bojownik. Chodz, zjedzmy cos.
Iwga uswiadomila sobie, ze odechcialo jej sie jesc. Patrzyla jak drza, sycza i wysychaja krople wody na zwierciadlanym boku czajnika.
- Co zamierzacie ze mna zrobic?
Inkwizytor uniosl brwi:
- Dobre pytanie...
Iwga po raz pierwszy odwazyla sie popatrzec mu prosto w oczy. Zmeczona twarz, blyski bialych nocnych latarni w oczach, mimo ze za oknem bialy dzien.
- Dobre pytanie, Iwgo - Inkwizytor w zamysleniu wyjal z pojemnika na chleb jedrna blada bulke. - Wiec dzwonilas do Nazara czy nie?
Odwrocila sie.
- Widzisz... - Inkwizytor starannie, z jakas dziwna knajpiana zrecznoscia kroil chleb. - Mnie juz w dziecinstwie wpojono, ze osobiste problemy kazdego czlowieka sa wylacznie jego problemami. Rozumiesz?
- Po co im pan powiedzial. - Szeptu Iwgi niemal nie bylo slychac. - Pan mnie... zywcem... za co, co ja panu zrobilam?
- Nazara bardzo urazilo twoje klamstwo - oswiadczyl oschle inkwizytor. - Wszystko i tak staloby sie jasne, tyle ze byloby znacznie bolesniejsze.
- Bolesniejsze juz nie moglo byc.
- To tylko tak ci sie wydaje - glos inkwizytora szelescil jak popiol w przedmuchiwanej wiatrem mrze, Iwga poczula mroz na skorze. Zadrzala.
Czajnik rozgwizdal sie, woda zaczela wrzec. Ten gwizdek w gardle, pomyslala Iwga, to po to, zeby popiskiwal radosnie. Jak zadowolony piesek.