- Osobiste problemy... - wymamrotala Iwga ze zloscia. - Nie musi mnie pan straszyc...

Osobiste problemy i... obowiazek sluzbowy. A pan jakby i jedno, i drugie, usilowal wypelnic...

Inkwizytor westchnal:

- Siadaj, Iwgo.

- Postoje.

- Usiadz.

Wczepila sie w krawedz stolu, usilujac utrzymac sie na nogach, poki niedbale rzucone polecenie walczylo z jej wola. Ach, to tak oni to robia. W ten sposob... Prawde mowila dziewczyna w szkolnej sukience.

Dziwnie blisko okazala sie podloga. Bardzo czysta, wyszorowana rekoma rzetelnej, platnej gospodyni. Wesolutkie plastykowe kwadraciki...

Walka skonczyla sie nijak - urwala sie. Polecenie zniklo, naprezona wola Iwgi, w mgnieniu oka straciwszy przeciwnika, zaczela sie miotac, szukajac ujscia. Dzwonienie w uszach i bol uderzonej o podloge reki.

- Przepraszam, nie chcialem.

Przygryzajac warge, podniosla sie. Nie wolno jej lezec przed nim. U stop niech sie walaja zwyciezeni.

- Przepraszam, nie chcialem. Jestes jakos patologicznie przywiazana do wolnosci. Widzisz przymus nawet tam, gdzie go wlasciwie nie ma...

Iwga patrzyla na swoja blyskawicznie czerwieniaca sie dlon.

Chciala powiedziec, ze Wielki Inkwizytor nie moze nie zmuszac. Ze tak przywykl do tej roli, ze przymusza nawet do drobiazgow, bez powodu, bez sensu, sam tego nie zauwazajac. Ale chyba, w jej sytuacji, lepiej jest zmilczec. Sluchac, jak cwierka samica wrobla na zewnetrznej stronie parapetu.

Inkwizytor jadl. Bez pospiechu, ale jednak szybko, szybko z nawyku, jak zolnierz czy robotnik, przyzwyczajony do krotkiej przerwy obiadowej.

- Zdawalas w szkole testy?

Iwga drgnela.

- No to masz test... Miasto pelne ludzi. W miescie jest gdzies bomba. Wybuchnie za godzine, moze w metrze, moze w szpitalu lub w przedszkolu. Jedynym czlowiekiem, ktory to wie, jest pewna zdecydowana kobieta, ktora nie zamierza odpowiadac na zadne pytania. A ty jestes sledczym. Mezczyzna w srednim wieku. Jak bedziesz dzialac?

Iwga milczala. O co mu chodzi? Co ona ma do tego, przeciez nie ma pojecia o zadnej bombie...

Inkwizytor odsunal talerz. Wyjal z kieszeni dluga paczke papierosow, zapalil chciwie, nawet, mozna powiedziec, lubieznie. Zmruzyl oczy, patrzac na dym:

- Nie usiluj przyszyc tej historii do siebie. To fikcja. Wymyslona przeze mnie. W tej chwili. Rodzaj zagadki. Jak bys postapila?

- Nie wiem - odparla cicho.

Inkwizytor uniosl brwi.

- Myslisz, ze tym ludziom... doroslym i dzieciom, ktorym sadzone jest umrzec za godzine, jest lzej z powodu twojej ignorancji?

Iwga poczula dotkniecie niepokoju. Zbyt mocno wierzyla we wladze slow nad rzeczywistoscia; nawet wymyslona historia moze stac sie jawa - w wymyslonym swiecie. Wymyslony wybuch moze rozrzucic ludzi za wymyslone szescdziesiat minut...

- Trzeba sie... dowiedziec... - wykrztusila.

- Jak? - W glosie inkwizytora slychac bylo rezygnacje, jakby ta gra stawala sie w zastraszajacym tempie rzeczywistoscia. - Jak mam sie dowiedziec, skoro ta... suka milczy?

- Dlaczego? - zapytala Iwga.

Inkwizytor wzruszyl ramionami:

- Nie wiem... Nie mam pojecia. Czas plynie, a my juz zmarnowalismy na zastanawianie sie piec minut...

Iwga zacisnela palce:

- I nikt wiecej nie wie?

- Nikt - rzucil inkwizytor, zaciagajac sie. - Posluchaj, zaczalem palic, nie zapytawszy ciebie... Ty nie palisz?

- Niemozliwe, zeby nikt inny nie wiedzial...

- Mozliwe. Montowala ladunek z pomocnikiem. Pomocnik zostal zabity. Ona przezyla...

Iwga w koncu usiadla. Przycupnela na brzegu taboretu, nerwowo zsuwajac kolana:

- No... nie wiem. Torturowac ja trzeba, zeby powiedziala...

Palce inkwizytora zacisnely sie, mnac palacego sie papierosa. Na stol posypal sie popiol, mignal iskierkami i zgasl. Przestraszona Iwga podniosla oczy. Czy cos powiedziala nie tak?

- Nie jestem pewien - powiedzial inkwizytor. - Nie jestem pewien, ze to... Widzisz... Wczoraj caly dzien zajmowalem sie torturowaniem kobiet. A spolecznosc w twojej osobie mnie poparla, jak widze.

Usmiechnal sie z gorycza, patrzac jej w oczy.

- No to czego pan oczekiwal? - zapytala starajac sie, by glos zabrzmial mozliwie obojetnie.

- Chcialem... - Bez pospiechu wyjal z paczki nowego papierosa. - W sumie, niewazne. Co chcialem, to osiagnalem.

Przez jakis czas oboje sluchali, jak kapie o dno zlewozmywaka woda. Uderza w emaliowane dno - kap, kap... Iwga nagle zobaczyla oczami duszy przestronne pomieszczenie z niklowanymi zlewozmywakami i metalowymi - cynkowymi? - stolami, a na stolach...

- Jesli zostaniesz zainicjowana - Inkwizytor uwaznie przygladal sie zmianie wyrazu jej twarzy - jesli tak sie stanie, to czeka cie, byc moze wspaniala kariera... O ile to slowo mozna zastosowac w ich hierarchii. Z takimi zadatkami bylabys pewnie wiedzma-tarcza... Albo nawet wiedzma-bandera, poniewaz wech masz wysmienity... A moze i nie? Ale i tak nie inicjuj sie, Iwgo, prosze cie. Nie przyprawiaj mnie o dodatkowy bol glowy - usmiechnal sie smutno.

- Czego chca wiedzmy? - Iwga przypomniala sobie swoja rozmowczynie, roznosicielke goracych sandwiczy.

- Wiele bym dal - Inkwizytor przeciagnal sie - zeby to zrozumiec. Czasem wydaje mi sie, ze juz, za chwile, zrozumiem. Ale... zeby to zrozumiec, trzeba byc wiedzma. Kiedy sie nia staniesz... no, krotko mowiac, opowiesz mi po starej znajomosci. Czego one chca?..

- Prosze zapytac je podczas tortur - nie wytrzymala Iwga. Inkwizytor skrzywil sie, otworzyl nawet usta, ale w tym momencie w pokoju zabrzeczal telefon i cicho rozdzwonil sie

drugi - w kuchni.

Iwga nagle poczula uderzenie leku. Paniczne i beznadziejne oraz kompletnie bez powodu - pewnie po prostu rozszalaly sie nerwy, uzadlone przez nagly dzwiek. Inkwizytor ulozyl papierosa na brzegu popielniczki i leniwym ruchem siegnal po sluchawke:

- Tak...

Wyraz twarzy nie zmienil sie, ale Iwga juz wiedziala z kim rozmawia. Dowiedziala sie i pokryla lodowatym potem.

- Oczywiscie, nie bylo mnie... Wrocilem dzis o swicie, z kurortu mozna powiedziec, z Odnicy... Tak, widzisz, jaka mam ciekawa prace... Przestan. Jakie znowu urazy, przeciez jestesmy chyba doroslymi ludzmi... Nie, ten tydzien mam wykreslony z zyciorysu. No wlasnie, slyszales. Slucham?

Iwga wziela do reki kawalek bulki. Bezmyslnie nadgryzla, wgryzla sie, usilujac zaspokoic swiezym pieczywem nie glod, ale inne uczucie, nieokreslone, niemniej ssace. Przezuwac, przezuwac...

Inkwizytor sluchal, nie patrzac na Iwge. Patrzyl, jak wolno dopala sie bezuzytecznie na brzegu popielniczki papieros. Iwga czekala skamieniala.

- Widzisz - oznajmil o ton nizszym glosem inkwizytor. - Takimi rzeczami nie wypada mi sie zajmowac, to nie moj poziom... Wybacz, ale wlasnie teraz nic ci nie moge powiedziec.

I zerknal na Iwge. Szybko, z ukosa, ale tak, ze drgnela.

W sluchawce bzyczal podniecony metalowy, zmieniony przez odleglosc glos. Glosny i roznamietniony, chyba bardzo pragnacy przekonac.

- Dobrze - powiedzial wolno inkwizytor. - Ale dlaczego ty do mnie dzwonisz, a nie on? To juz chyba dorosly chlop, nie?

Iwga poczula sie niezrecznie. Jakby ktos obrazil przy niej Nazara.

- Dobrze - powtorzyl inkwizytor, ale jakims zmeczonym glosem, matowym. - Niech zadzwoni do mnie... Albo ja zadzwonie, jak bede cos wiedzial. Dobrze?

Iwga wstala. Bezszelestnie wrocila do salonu. Stala i przygladala sie pokojowi i nie zapamietywala go; usiadla w kacie na podlodze, podkulila nogi. Nieladnie jest podsluchiwac cudze rozmowy.

* * *

Odlozyl sluchawke i przez kilka minut siedzial, wpatrujac sie w spopielony papieros.

Nie jest latwo byc ojcem, samotnie od wczesnego dziecinstwa wychowujacym jedynego syna. To sie odbija na osobowosci. Moze nie na kazdej, ale na Julka - tak. Julek to urodzony opiekun...

Dziewczyna siedziala w salonie, po prostu na podlodze. Rudzielec. Lis w potrzasku. Popatrzyla pytajaco. Od razu odwrocila spojrzenie, opuscila wzrok. Oczy plonace, ale nie zaszczute; Klaudiusz westchnal. Nie ma nic gorszego, niz niezarejestrowana wiedzma.

- No wiec tak, Iwgo. Przyjaciel moj, a w jakims tam stopniu twoj swiekr, trzeba powiedziec, martwi sie. Oczywiscie, bardziej go interesuje los syna... niz nasze powody. Do pewnego stopnia ma racje i mozna go zrozumiec. Proponuje odczekac pol godziny, przemyslisz sobie wszystko dobrze i zadzwonisz... do profesora Miteca.

- Nie - odpowiedziala natychmiast. - Ja... nie. Nie wiem, co mu... powiedziec.

Klaudiusz z udawanym zdziwieniem wzruszyl ramionami:

- No to co w takim razie mamy robic?

Dziewczyna znowu sie nastroszyla. Zjezyla, wciskajac lopatki w rog pokoju. Klaudiusz kolejny raz odczul zwarty klebek jej potencjalnych mozliwosci. Chociaz... Po inicjacji kazda z nich moze stac sie albo wybitnym bojownikiem, albo szara robocza wiedzmeczka.

- Zadzwon - powiedzial ugodowo. - On sie denerwuje. Szuka ciebie... Sprobuj go zrozumiec. Zadzwon... Jesli chcesz moge wyjsc.

I, nie czekajac na zgode, poszedl do gabinetu i zamknal za soba drzwi.

Dlugo, bardzo dlugo w pokoju panowala cisza. Potem cicho zakukaly klawisze telefonu i Klaw pokiwal z zadowoleniem glowa, na sluch rozpoznajac numer. Przymknal oczy, zarzucil noge na podlokietnik miekkiego fotela.

- To ja.

Glos dziewczyny brzmi glucho, ale ogolnie dosc dobrze. Twardo, bez wahania i szlochow; Klaudiusz znalazl w szufladzie biurka mietusa, pokrecil w palcach i wlozyl do ust.

- To ja... Tak.

Milczenie. Ciekawe, co mowi poczciwiec-profesor, pocacy sie w tej chwili na drugim koncu linii.

- Rozumiem, ze jestem winna - glos mlodej wiedzmy stal sie glosniejszy, teraz slychac w nim bylo powsciagana dume. - Niestety, nie mialam innego wyjscia.

Klaw rozgryzl cukierka i z opoznieniem przypomnial sobie, ze nie znosi miety. Chyba prosil gospodynie, by kupowala jakies inne, berberysy, na ten przyklad.

- Rozumiem - w glosie Iwgi rozbrzmial metal. - Sadze, ze to pan musi zdecydowac. Nazar rowniez musi sie opowiedziec... Nie, prosze sie nie denerwowac. Ze mna wszystko w porzadku.

Вы читаете Czas Wiedzm
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату