Kobieta milczala. Klaudiusz patrzyl, jak z jej twarzy wolno splywa rumieniec, ktory wyplynal na nia podczas namietnej perory. Splywa wraz z nadzieja.
- Stan wyjatkowy - przykryl dlonia pioro - potrwa jeszcze... zapewne, jakies piec dni. Jesli sytuacja sie ustabilizuje, to krotko: wieksza czesc niezainicjowanych wiedzm i tak zostanie na wolnosci. Za piec dni dostanie pani swoje uczennice z powrotem i mam nadzieje, nie powtorzy juz pani popelnionych bledow. Tak?
- Moj inkwizytorze - kobieta patrzyla smutnie i powaznie. - Ja... nie jestem zainicjowana. Jednakze moje doswiadczenie... moze moglabym dostarczyc jakichs danych, ktore pana zainteresuja. W odpowiedzi na zwyczajna tolerancje. W stosunku do naszych dzieci.
Przez jakis czas Klaudiusz milczal. Kobieta znowu opuscila glowe.
- Chce sie pani potargowac, Heleno? Pani? Ze mna? Tak szanowana przeze mnie kobieta... czy moze niewlasciwie interpretuje?
- Wlasciwie - kobieta patrzyla obok jego oczu. - Stan wyjatkowy zostal wywolany przez niezrozumiale zmiany, zachodzace wsrod wiedzm. Wyplyw aktywnosci. Agresja. Wzrost liczby inicjacji. Nowe wiedzmy o ogromnej mocy... ich dziwna, wrecz nienaturalna solidarnosc... Czy tak?
Oblicze inkwizytora pozostalo niezmienione, ale ta obojetnosc kosztowala go sporo wysilku.
- Nie jestem inicjowana. Ale jednak jestem wiedzma, moj inkwizytorze. Dosc oczytana wiedzma. Wyrobilam sobie osad... przypuszczenie, ktore wydaje sie byc bliskim prawdy. Pan mi moze powiedziec „nie trzeba, wiem to sam...” Wtedy odejde upokorzona. Ale jesli... jesli moja hipoteza w czyms panu pomoze - to dlaczego mialby pan ja zlekcewazyc? Tym bardziej, ze to ze szczerego serca. Z powodu tylko... dobrych stosunkow. Przysiegam.
- Heleno - wolno powtorzyl Klaudiusz, drapiac sie w kacik ust. - Mowi sie, ze ostatnia premiera baletu wywolala wsrod znawcow prawdziwa furore? Prawda to?
- „Bociany” - szepnela kobieta. - Tak, wspaniale „Bociany.” Ile potrzebuje pan biletow? Na kiedy?
- Heleno, gdyby na moim miejscu byl inny czlowiek... na przyklad moj poprzednik. Wie pani, co on by z pania zrobil?
- Jemu nie powiedzialabym tego... co mowie panu.
- Mam sie czuc zaszczycony?
Kaciki jej ust uniosly sie.
- Pewnie tak, moj inkwizytorze.
Dluga chwile patrzyli sobie w oczy.
- Prosze mowic, Heleno.
Kobieta gwaltownie odetchnela, az kiwnal sie zloty medalion w dekolcie czarnej jedwabnej sukni.
- Krolowa. Wiedzmy sa z natury rozproszone. To im daje mozliwosc... wlasciwie nie im, tylko ludziom daje mozliwosc wspolistnienia z nimi... stan miedzy wojna i zbrojnym neutralitetem. Wiedzmy to rozproszona chmura os. Ale kiedy pojawia sie krolowa, wszystko sie zmienia. Chmura staje sie rodzina. Jednym wielkim organizmem z mnostwem zadel. Stadem... Wojna jest nieuchronna i to wojna okrutna. Ale kiedy zabijecie krolowa, wszystko wroci do normy.
Helena Torka gleboko zaczerpnela powietrza. Klaudiusz wyjal papierosa, przez kilka sekund walczyl z dobrymi obyczajami - i pokonawszy je, zapalil.
Helena Torka usmiechnela sie z przymusem. Wyjela z torebeczki zafoliowana blyszczaca paczke, pstryknela zapalniczka i zaciagnela sie rowniez; od razu w widoczny sposob sie uspokoila. Twarz odprezyla sie, odtajala, na policzki powrocil delikatny rumieniec.
- Ja tez kocham stare rekopisy. - Klaudiusz patrzyl na rozmowczynie poprzez wolno rozplywajacy sie oblok dymu. - Stare rekopisy, straszne opowiesci. Jest pani pewna, ze „Wyznania os” nie sa falsyfikatem?
Kobieta przymknela powieki.
- Jestem przekonana... Powiedzialam, co wiem. Co pan z tym zrobi, panska sprawa.
Klaudiusz milczal. Pomasowal podbrodek. Zaciagnal sie gleboko:
- Pani... przypuszczenia nie maja tej wagi, jaka im pani przypisuje. Obawiam sie, ze musze pania zmartwic. Nie jestem, rzecz jasna, wiedzma... ale wiem znacznie wiecej. Niestety.
Kobieta milczala. Klaudiusz mial wrazenie, ze papieros w jej reku drgnal.
- Tym niemniej doceniam pani szczerosc - westchnal. Przechwyciwszy jej spojrzenie, wydusil z siebie usmiech. - Prosze w kancelarii zostawic wykaz pani utalentowanych wiedzm. Pomyslimy, co mozna z tym zrobic.
* * *
Iwga obudzila sie zlana zimnym potem.
W przedpokoju palilo sie swiatlo - kladac sie poznym wieczorem, zapomniala... a raczej po prostu nie chciala wylaczac lampy. Teraz lezala, podciagnawszy pod brode cudze przescieradlo, tonac w zapachu pralni, ulatujacym z czystej poscieli. I sluchala, jak wolno uspokaja sie kolaczace przed chwila w szalonym tempie serce.
Za oknem bylo ciemno choc oko wykol. Lozko wygladalo jak niekonczace sie biale pole, rownina pod wykrochmalonymi sniegami. Iwga czula sie przypadkowym na nim wedrowcem, tulaczem, zamarzajacym w zaspie. Naprawde zrobilo jej sie zimno - ale zimno szlo od wewnatrz.
Wstala. Wzdrygnela sie, naciagnela na gole cialo sweter. Podeszla do okna.
W sasiednim domu palilo sie swiatlo, jedno jedyne. Kto to nie spi ciemna glucha noca? Chyba nie poeta. Raczej chory lub nianka przy niemowleciu.
Drgnela, przypominajac sobie sen. Chociaz, w sumie, to nic strasznego jej sie nie przysnilo - po prostu nastolatka w kusej sukience i dlugim naciagnietym swetrze. Pochyla sie nad wozkiem z goracymi sandwiczami i wyciaga...
W tym momencie Iwga obudzila sie, dygoczac. Nie chcac wiedziec, co mianowicie przygotowala dla niej dziewczynka. A niech ja!
Wlaczyla swiatlo, zegarek wskazywal czwarta rano - najgorsza pora doby. Gorszej juz nie ma. Malutki telewizorek, sluzacy wylacznie do ogladania w lozku, poslusznie mrugnal ekranem; lecialy powtorki dziennikow, przelatywaly klipy z obnazonymi slicznotkami i reklamowki. Iwga przycupnela na brzegu lozka, objela gole kolano. Co robic, jesli dziewczynka z sandwiczami odnajdzie ja i tu?!
„No to co - pomyslala posepnie. - Nic takiego... Wczesniej czy pozniej trzeba bedzie sie opowiedziec. Albo Nazar, albo...”
Nagle jej mysli stanely. Co to znaczy - „Nazar”? Myslec o Nazarze, to wpakowac sie w slepa uliczke. Juz lepiej nie wspominac, glowa na szczescie jest okragla, w jaka strone ja czlowiek odwroci, w taka mysli...
Iwga z trudem starla z twarzy krzywy, gumowy usmieszek, od ktorego bolaly zeby. Znowu wlazla pod koldre; swietne - cokolwiek by o nim nie mowic - loze. Bez granic, w miare twarde, niezawodne jak cytadela. „Poligon dla waszej wyobrazni.”
Przygryzla warge. Od wczorajszego dnia przesladowalo ja nieprzyjemne uczucie, jakby byla na tym lozku trzecia osoba. Czasem nawet widziala cudze ubranie cisniete niedbale na wlochaty dywanik, w jej wyobrazni widniala tam sterte koronkowej bielizny, ktorej starczyloby na dziesiec bujnych cial. I czarny szlafrok Wielkiego Inkwizytora, przypominajacy sredniowieczna chlamide. I...
Dalej jej wyobraznia juz nie siegala. Dalej byl prog, przed ktorym kazda fantazja cofala sie, wzdrygajac sie i rozgladajac.
Ale przeciez potrafila w chwili wielkiego leku wyobrazic sobie te wiedzme w brazowej sukience jako nauczycielke przy tablicy?
Dlaczego nie mialaby wyobrazic sobie Wielkiego Inkwizytora nagiego? Pod ubraniem przeciez wszyscy sa nadzy... A faldy napawajacych lekiem szat jednakowo dobrze moga kryc zarowno atletyczna budowe, jak i niemoc zwiedlych miesni.
Migajacy klip na ekranie nagle zostal zastapiony przez inny obrazek, muzyka urwala sie. Iwga drgnela.
- Tak! Wiedzmy! Od tygodnia o niczym innym nie slysze, tylko wiedzmy, wiedzmy!
Twarz na ekranie pozostawala rozmyta, rozpadala sie na drobniutka mozaike; mezczyzna siedzial na ogrodowej lawce, za plecami pasly sie na trawniku golebie, a przed jego twarza sterczal okragly czarny mikrofon trzymany czyjas reka. Glos nalezal do czlowieka kaprysnego i jednoczesnie wladczego; trzymajacy mikrofon zapytal o cos cicho.
- Panowie inkwizytorzy - w glosie odpowiadajacego rozbrzmiewal sarkazm, Iwga pomyslala, ze wargi za ruchoma mozaikowa maska pewnie wykrzywily sie zlosliwie - juz cztery lata temu przeprowadzili pod moim kierownictwem calkowicie udany eksperyment. Znam te kobiete, wiem, gdzie mieszka... Nie, panowie dziennikarze, na razie nic wam nie powiem. Jesli jednak Naczelna Inkwizycja dalej bedzie miala w nosie wszelka przyzwoitosc, to pokaze wam kopie zarzadzenia pana Wielkiego Inkwizytora numer dwiescie czterdziesci a. Mialem je w reku. Tak, panowie! Inkwizycja dysponuje obecnie srodkiem pozbawiajacym wiedzme, ze tak powiem, wiedzmactwa! Pozwalajacym oczyscic ja w jakims tam stopniu! Skorygowac! Bez zadnego krecenia! Ale Inkwizycji, panowie, takie dzialanie nie jest na reke. Dlatego, ze aparat Inkwizycji
chce zrec, jak ten kocur babuni, co to nie wszystkie myszy wylapal, tylko polowe! No bo jesli myszy nie bedzie, to babcia smietanki nie da! Cala ta kolejna wrzawa dookola wiedzm, to nowy pretekst do wyciagniecia lap po pieniadze! Kosztem nas wszystkich! Kosztem twoim, chlopcze, kosztem rowniez moim!..
„Chlopiec”, ten z mikrofonem, znowu o cos zapytal. Albo nawalil sprzet, albo z jakiegos chytrego powodu, pytan reportera nie bylo slychac.
Siedzacy na laweczce odpowiedzial tak impulsywnym gestem, ze zza ruchomej maski na ulamek sekundy wypadl ostry, dokladnie wygolony podbrodek:
- Panowie, wszyscy uczyliscie sie w szkole rachunkow! Program przeformowania wiedzm jest znacznie tanszy niz utrzymanie calej tej hordy obskurantow! Prosza siegnac na polke po liczydla dziadka!
Twarz pod maska znikla. Caly ekran zajal mlody czlowiek z lakierowana czapka kruczoczarnych wlosow, idealnych do reklamy czegos fryzjerskiego. Mlodzian byl reporterem i mowil szybko oraz z przejeciem, tylko Iwga nie mogla zrozumiec, o czym tak peroruje. Gladka lekka mowa, lakierowana jak i fryzura...
„Oczyscic w jakims tam stopniu”.
* * *
„...Albowiem spoleczenstwo dazy ku porzadkowi, a one sa ucielesnieniem chaosu. One sa gradem kladacym zasiewy, a czys ty probowal zrozumiec grad?”
„One sa chmara os. Miod ich jest gorzki, a zadla smiercionosne. Zabijajac je pojedynczo, tylko rozjuszasz roj. Zabij krolowa, a roj sie rozpadnie...”
Z calej niezliczonej objetosci literatury poswieconej wiedzmom w ciagu ostatnich trzystu lat, dziewiec dziesiatych nie wytrzymywalo zadnej krytyki i w najlepszym razie zaliczane bylo do „legend”. W najgorszym - nalezaloby to nazwac bezczelnym lgarstwem, natomiast te jedna dziesiata czesc literatury przejela Inkwizycja.
W archiwach Inkwizycji, w pomieszczeniach o stalej temperaturze i wilgotnosci przechowywane byly stare woluminy, gotowe rozsypac sie na pyl przy najmniejszym dotknieciu. Kopie tych dokumentow stale byly do dyspozycji Klaudiusza - niestety, poplatane teksty mialy raczej artystyczna niz poznawcza wartosc. Natomiast wspolczesne badania, obszerne filozoficzne traktaty i precyzyjne kroniki z mrozacymi krew w zylach szczegolami - nie wnosily niczego istotnego do tematu. W kazdym razie dla Klaudiusza, on sam kiedys rowniez przygotowywal sie do takiej rozprawki. Kiedy jeszcze pracowal jako kurator Egre, stolicy winiarstwa.
Gwaltownie brzeknal zolty telefon bez tarczy. Klaudiusz skrzywil sie, jakby lyknal octu.
Glos ksiecia brzmial, o dziwo, dosc zyczliwie:
- Tak pozno i na posterunku?
- Czytam sobie ksiazki, wasza wysokosc. Zeby kolejny raz przekonac sie, jakimi jestesmy glupcami.
Ksiaze milczal, rozwazajac, czy zart miesci sie w granicach dobrego wychowania. Nie podjawszy decyzji, westchnal:
- Moge panu pogratulowac, panie Wielki Inkwizytorze? Wydaje sie, ze nawet najbardziej zawzieci przeciwnicy wiedzm sa teraz zadowoleni?