- Szkoda - powiedziala z czyms, co przypominalo usmiech.

Objal ja za ramiona.

Kazde dotkniecie do takiej, na przyklad, Fedory, wywolywalo w nim meczace napiecie, rozblysk cielesnych zyczen; teraz, wyczuwajac pod cienkim sweterkiem zebra Iwgi, odczuwal tylko brak ochoty do wypusz-czenia jej z objec. Jakby byla liskiem. Jakby byla jego siostra czy, co prawdopodobniejsze, corka.

Przez migocacy ekran telewizora bezdzwiecznie biegali jaskrawi, umyslnie nieprawdziwi ludzie.

- Iwgo... Chce, zebys to rozumiala. Przeciez nie pracuje na medal dla siebie, ja mam w nosie te, prosze ciebie, medale... Nadchodzi jakies swinstwo, a ja nie wiem, czym sie to swinstwo skonczy. Czy tylko zwyczajnymi roszadami na wszystkich poziomach Inkwizycji, czy...

Zamilkl.

Zobaczyl ksiazke. Na najwyzszej polce, grzbiet z plotna introligatorskiego. Wydarzenia, majace miejsce czterysta lat temu, wydaja sie omszala historia.

„I krolestwo ich - na ruinach”...

Skad ten cytat?

Zatechla woda, ktora czterysta lat temu podtopila Wizne. Kilka tysiecy trupow... Wedlug owczesnych miar - cale miasto. Epidemia, zatrute studnie, ludzkie ciala zaszyte w krowie kalduny... Wtedy cala ludnosc - to bylo wlasnie tych kilka tysiecy...

Iwga zadrzala. Klaudiusz zbyt mocno scisnal jej ramiona.

Owczesny Wielki Inkwizytor nazywal sie Atrik Ol. Zimowego wieczora na centralnym placu miasta Wizny horda oszalalych wiedzm spalila go na wysokim stosie. W imie Wielkiej Krolowej...

- Pomozesz mi, Iwgo. Razem wyciagniemy z nich prawde... Ja wiem, czego chce.

- Jesli to... takie proste... ten pana „peryskop”... dlaczego wczesniej?..

Usmiechnal sie krzywo.

- To nie takie proste. A poza tym, wczesniej - niechetnie wypuscil ja z objec - nie mialem wiedzmy, ktorej moglbym zaufac.

(DIUNKA. MAJ)

Najpierw po prostu biegl, a przechodnie pryskali mu z drogi, z oburzeniem wrzeszczac za nim. Potem opadl z sil i przeszedl na marsz, w koncu wzial sie w garsc.

Na wprost siebie zobaczyl wesoly daszek jakiegos nocnego baru; chcial zamowic duza szklanke czegos mocnego i gorzkiego, co by jednym uderzeniem scielo rozum - ale w ostatniej chwili rozmyslil sie i zamowil sok pomaranczowy. Nie ma sensu histeryzowac. Histeria nie pomoze...

Sok, slodki i gorzki jednoczesnie, grzazl w gardle. Klaw kilka razy zakaszlal sie, zanim wypil go do dna. Figlarna latarenka lokalu wydawala sie potwornie jasna, a postacie przechodzace obok, rozplywaly sie przed oczami. Klaw czul sie jak zepsute urzadzenie, kamera, ktora meczy sie, ale stara utrzymac ostrosc.

... A przeciez moglby teraz lezec na plytach chodnika.

Usmiechnal sie, a mloda kelnerka, przechodzaca obok, odskoczyla, potknawszy sie o ten usmiech. Jeszcze sobie pomysli, ze maniak... Wezwie policje...

Przeciez moglby teraz lezec na plytach. Ciekawe, co by powiedzieli lekarze po sekcji. Samobojstwo? Mozliwe...

Odetchnal gleboko kilka razy, czujac nowa fale zawrotow glowy. Swiecaca reklama pod stopami... niewyobrazalnie daleko. Lecialby, pewnie, dobre pol minuty. Zagladajac do swiecacych sie okien...

Dlaczego, u licha, barierka na dachu byla wylamana?

Przypadek. Zbieg okolicznosci. Kazdy, kto wchodzi na dach, powinien pamietac o grawitacji i kruchosci wlasnego szkieletu. Sam sobie winien...

Ale trzy razy pod rzad?!

„To sa nawie. Puste ludzkie powloki... To nie sa ludzie... Jakby przyszedl do ciebie zabojca w postaci pieknej dziewczyny. Czy, moze jeszcze gorzej, w masce twojej matki...”

Zobaczyl wlasne palce, zbielale w martwym chwycie na cienkiej szklance; jeszcze chwila i bedzie tu mial garsc zakrwawionego szkla. Po co?

Przywrocil sobie wladze nad reka. Ostroznie odstawil szklanke na jasny, udajacy marmur blat stolika.

Straszne, i smutne. Nie zostalo w nim ani kropli z tego uczucia, ktore w ostatnich miesiacach uwazal za szczescie... Erzac szczescia... Identyczne z naturalnym...

Ale przeciez moze nie wracac do mieszkanka. Zapomniec. Diunka... ta, ktora uwazal za Diunke, nie potrzebuje jedzenia... niczego nie potrzebuje...

Poza nim, Klawem. Jego obecnosc jest jej niezbedna do zycia, mowila to nie raz. Zreszta on sam, przychodzac po wymuszonej dluzszej przerwie, widzial, jak zbladla i zapadla sie jej twarz, jak zimne i martwe bylo jej cialo...

Zacisnal zeby. Co to jest - zabawa w przeciaganie liny? On ciagnie ja za soba, do zycia... a ona...

„Niawy, z reguly kontaktuja sie z ludzmi po to, by ich zabic. Zrownac, ze tak powiem, szanse...”

- Chlopcze, cos jeszcze?

- Tak. Prosze jeszcze sok. I... lampke koniaku. Duza.

Dziewczyna nie zdziwila sie. Widocznie Klaw mial mine czlowieka zlopiacego koniak szklankami.

A gdyby tak zostawic ja... zostawic Diunke sama? W zamknietym mieszkaniu?

W starcu, siedzacym naprzeciwko, nagle zwidzial mu sie pocieszyciel z cmentarza. Zmeczona pospolita twarz i uwazne spojrzenie spod zsunietych brwi: „Jestem tylko lumem. Robie to, co potrafie”.

Klaw mrugnal. Nie, to byl inny starzec. Okragla twarz, nieznana.

Wypil swoj koniak jak lekarstwo. I niemal zakrztusil sie, na szczescie ktos mocno klepnal go z tylu w plecy.

- Chlopie, nie marnuj szlachetnego trunku!

Ciagle jeszcze trzezwy, Klaw odwrocil glowe...

I nie przestraszyl sie. Skinal glowa cugajstrowi, jak koledze.

Cugajster pachnial mokra sierscia. Klaw majtnal ciezka glowa, starl z oczu lzy. Kiedy sie trafia w futrzanym bezrekawniku na deszcz, to... musi czlowiek pachniec wilkiem. Ale przeciez deszczu nie ma, a futro - sztuczne.

Cale to towarzystwo weszlo przed chwila, zajelo stolik w kacie - a Klaw, pochloniety pojedynkiem z koniakiem, nie zauwazyl tego. Teraz troje obserwowalo go od stolika, czwarty stal przed Klawem. Juz sie widzieli. Wlasnie z tym; tyle, ze jego twarz sie rozplywa i Klaw nie potrafi pozbierac rozbieganych mysli, nie moze przypomniec sobie, gdzie wlasciwie i o czym rozmawial z nim ten, wysoki, szczuply...

- Chlopcze, dobrze sie czujesz? Moge ci jakos pomoc?

Klawowi wydawalo sie, ze zamiast glowy ma kule ziemska. W kazdym razie cos podobnie ciezkiego... i wiruje tak samo...

Jakze trudno pokrecic taka glowa. Przepedzic dobrego cugajstra prostym gestem, oznaczajacym odmowe.

* * *

Widzac wsrod kuratorow Fedore, Klaudiusz zrozumial, ze i ten dzien bedzie niezmiernie ciezki.

- Patronie... Niestety, kurator Mawin jest ciezko chory i zazyczyl sobie, bym zastapila go w Wiznie. Oto upowaznienie, przekazujace mi wszystkie niezbedne pelnomocnictwa...

- Dziekuje... Prosze, zajmijmy swoje miejsca i porozmawiajmy.

Ponury kurator Ridny uniosl odrobine kacik ust. Odrobinke.

Kurator Ridny, kochajacy komfort i nienawidzacy wiedzm, nazywal sie War Tanas, mial troche ponad piecdziesiat lat i piec lat temu byl najbardziej prawdopodobnym pretendentem na stanowisko Wielkiego Inkwizytora. Teraz tez jeszcze nie tracil nadziei na ten tytul. Klaudiusz wiedzial, ze przez pierwsze pol godziny Tanas zazwyczaj zachowuje milczenie.

- Drodzy panstwo, zanim wysluchamy waszych propozycji, chcialbym powiedziec kilka slow o sytuacji - jak ja widze...

Mowil przez siedemnascie minut. Fedora, siedzaca na miejscu Mawina, patrzyla na jego skron. Z trudem powstrzymywal sie od pocierania bolesnego punktu - odcisku od jej spojrzenia.

- Chcialbym, zebysmy dzisiaj rozmawiali na maksymalnie mozliwym poziomie szczerosci. I na maksymalnie wysokim poziomie odpowiedzialnosci za swoje czyny - byc moze sytuacja, w jakiej sie znalezlismy, nie ma odpowiednikow. W kazdym razie, nie miala odpowiednikow przez ostatnie czterysta lat...

Wszyscy znakomicie rozumieli, co ma na mysli. Poza, byc moze, kuratorem okregu Bernst. Ten siedzial nieobecny i pograzony w swoich myslach.

- Chcialbym teraz wysluchac waszych opinii... Na temat niezwyklej aktywnosci wiedzm. Na temat ich dziwnego dazenia do laczenia sie. Na temat... powiedzmy sobie szczerze, okrazenia, w ktorym sie znalezlismy. A pierscien okrazenia zaciska sie stale...

Kurator Ridny znowu uniosl kacik ust. Fedora westchnela.

I wtedy poprosil o glos kurator Alticy. Mlody brunet z ciezkim i malo zwrotnym cialem, wyposazony w zwinny jak wegorz, muskularny charakter. Klaudiusz melancholijnie pomyslal, ze fotel Wielkiego Inkwizytora kiedys trzeba bedzie przerabiac pod obszerny zadek Tomasza z Alticy. Na pewno. Gaibas ma jasny umysl i zelazny chwyt. Dzisiaj wejdzie w alians z ridnenskim kuratorem, i pierwszy cisnie w Klaudiusza swoj oszczep - by sie przypodobac Tanasowi z Ridnicy.

Odpedzil natretna mysl o papierosie.

Tomasz przemawial krotko, ale namietnie.

Tak, sytuacja w Alticy jest nie do pozazdroszczenia - jednakze podstawowym tego powodem jest nie hipotetyczna eksplozja aktywnosci wiedzm, a ostatnie zarzadzenie otrzymane z Wizny. Altica jest okregiem rolniczym, gdzie tradycyjnie juz zyje wiele osiadlych nieagresywnych wiedzm. Jednakze okrutne srodki, wprowadzone przez Wielkiego Inkwizytora, wywolaly efekt paczki drozdzy wrzuconych do kibla. Zlo zaczelo wylazic wszystkimi mozliwymi szczelinami; wiedzmy, od dziesiecioleci zyjace w swoich samotniach bez oficjalnego zaewidencjonowania, ale pod niejawnym nadzorem - te wlasnie nie widniejace w wykazach wiedzmy, rozpierzchly sie na wszystkie strony, albowiem, wykonujac zarzadzenie, Inkwizycja Alticy zmuszona byla zapelnic niezaewidencjonowanymi wiedzmami wszystkie wiezienia okregu. Budzet narazony zostal na znaczne wydatki. Wiedzmy trzymane sa w przepelnionych izolatoriach, w fatalnych warunkach - stad wzrost agresji, panika i destabilizacja, stad tragedie, podobne do tej, kiedy trzynastoletnia dziewczynka, zainicjowana przez wlasna nauczycielke matematyki, narysowala symbol pompy pasta do zebow na policzku spiacego brata...

Tomasz wytrzymal pauze. Koszmarny przypadek, za ktory w innych okolicznosciach ponosilby odpowie-

dzialnosc, dzis mial sluzyc jako ilustracja slusznosci jego tezy. Wyrazista ilustracja. Wolajaca o pomste do nieba.

Tomasz w zalobnym gescie pochylil ciezka, obciazona mnostwem podbrodkow glowe. W sumie - skonczyl. Sytuacje w okregu z duzym trudem, ale udalo sie opanowac - tylko dlatego, ze wziawszy odpowiedzialnosc na siebie, odstapil od dokladnego wykonywania ostatniego zarzadzenia z Wizny. Teraz, zapewne, bedzie musial odpowiedziec za samowole i niesubordynacje; kto inny wolalby zniszczyc okreg, ale zgodnie z wytycznymi i instrukcja. Koniec. On, Tomasz, powiedzial wszystko i jest gotow odpowiadac na pytania.

Klaudiusz, przez cale przemowienie siedzacy z zastygla na twarzy zyczliwoscia, teraz zaprezentowal swiatu jeden z najbardziej czarujacych swoich usmiechow:

- Drodzy panstwo, wolalbym, by najpierw wypowiedzieli sie wszyscy... Potem wrocimy do pytan, ze tak powiem, kompleksowo.

Tomasz wzruszyl pulchnymi ramionami i ostroznie usiadl. Zawsze kazdy ruch byl przez niego wykonywany ostroznie; zdesperowany, odwazny i nieprzewidywalny mogl byc tylko w slowach i czynach.

Jeden po drugim podzielili sie wrazeniami kurator Kordy i nowy kurator Rianki; przemowienie pierwszego bylo spokojne, niekonkretne i rowniez przepelnione aluzjami do krotkowzrocznego i

Вы читаете Czas Wiedzm
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ОБРАНЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату