Otworzyly sie sekretne drzwi; stojacy za nim chlopak, jeden z tych bysiow, ktorzy towarzyszyli Iwdze na terenie Palacu, zapraszajaco cofnal sie za prog.

Nagle poczula smutek. Pustke i samotnosc.

- Czy mozna...

Klaudiusz juz myslal o czyms innym. Jej pytanie wyszarpnelo go z otchlani rozmyslan o wadze panstwowej, dlatego jego brew uniosla sie nieco rozdrazniona:

- Tak?

- Czy moge pospacerowac? - zapytala, nie majac nadziei na pozytywna odpowiedz. - Bez ochrony?..

Przez chwile patrzyl jej w oczy. Potem podszedl do sciany i zdziwiona Iwga uslyszala pstrykniecie wylacznika. I od razu pochodnia stala sie niepotrzebna, a nawet smieszna. Iwga nie wiedziala nawet, ze w tym pomieszczeniu jest mozliwe tak mocne swiatlo.

Klaudiusz wrocil. Stanal przed Iwga, nie wytrzymala jego spojrzenia, opuscila wzrok.

- Ufam ci - powiedzial wolno. - Mozesz isc na spacer, prosze bardzo. Jak dlugo chcesz... Idz...

Juz na korytarzu, w towarzystwie ochroniarza, pachnacego swiezo wyprawiona skora, dogonil ja jego okrzyk:

- Iwgo...

Drgnela i zatrzymala sie.

- Przejde sie z toba ze dwa kwartaly, nie masz nic przeciwko temu?

* * *

Slonce chylilo sie ku horyzontowi.

Po ulicach przemykal goracy wiatr, male powietrzne traby robily lejki z pylu, topolowego puchu i opakowan po cukierkach. Iwga pomyslala, ze w piwnicach Inkwizycji wszystkie pory roku sa jednakowo chlodne

i wilgotne. A tu stadko wysportowanych dziewczyn, bez powodzenia polujace na skrzyzowaniu na okazje, szpanuje brazowa opalenizna, taka, jaka mozna wypracowac tylko poprzez dlugie i nudne wylegiwanie na plazy.

Deszczowe lato pozostaje jednak latem.

Westchnela. Wiatr bawil sie krotkimi, lekkimi spodniczkami wesolych letnich kobiet - i tepo potykal sie o nieprzenikalna tkanine Iwgowych dzinsow. I odlatywal, zawstydzony.

Wiatr. Ziemia, przelatujaca w dole...

W cieply wieczor wplotla sie pojedyncza lodowa struzka. Struzka tego nocnego wiatru; Iwga drgnela, struzka zniknela.

- Chcesz loda?

Iwga pokrecila glowa. Przez caly czas miala wrazenie, ze Klaudiusz bez przerwy dzieli w glowie wieloczlonowe liczby. Rozmawia z nia, mysli o niej - i o czyms innym jednoczesnie. I o czyms trzecim.

- A w ogole masz na cos ochote? Moze na plaze? Albo zakupy?

Iwga westchnela z mina skazanca.

Nie wypada dekoncentrowac zajetego czlowieka. Wydawalo sie jej, ze twarz Klaudiusza jest jak klepsydra, a czas marnotrawiony na mloda wiedzme przecieka bardzo widocznie...

Tu, poza murami piwnicy, nie jest juz dla niego interesujaca. Zaraz zada pytanie, dla ktorego przerwal swoje wazne inkwizytorskie zajecia. Zaraz zada pytanie, otrzyma odpowiedz i odejdzie. W samotnosci Iwga bedzie mogla uporzadkowac mysli i uczucia, powalesac sie po miescie jak wolny czlowiek. Nazrec sie do woli, chocby lodow. Na szczescie ma cala kieszen pelna drobniakow.

- Iwgo, co cie gnebi?

Dobre pytanie.

Obok przemknal chlopiec na rolkach. Wypadl na jezdnie, zabalansowal, wypinajac tylek na oburzony samochod, wskoczyl na chodnik i pokrzykujac, zniknal za rogiem.

- Bardzo ci ciazy to, co robisz? Do czego cie zmuszam? Wymuszam, wedle swego zwyczaju?

Usmiechnela sie kwasno.

Gwaltownie chwycil ja za ramiona i przyciagnal do siebie; wystraszyla sie. Poczula na szyi jego twarda meska dlon - gdyby chcial, bez trudu moze zablokowac jej arterie...

Przez miejsce, na ktorym przed chwila stala, przemknal drugi rolkowiec - Iwga zdazyla tylko poczuc przelatujacy obok podmuch i zobaczyc ognisto-czerwona czapke z przekreconym do tylu daszkiem. Chlopak mial najwyzej trzynascie lat; w nastepnej sekundzie wpadl na metalowy kosz na smieci i wywalil sie na chodnik, szorujac po kamieniach zuzytymi nakolennikami.

Klaudiusz puscil Iwge. Starala sie nie patrzec mu w oczy.

- Iwgo... Powiedz mi, co cie dreczy. To wazne.

Jego twarz juz nie wydawala sie klepsydra. Czyjej sie wydaje, czy naprawde maluje sie na niej prawdziwy niepokoj? Czy naprawde przejmuje sie tym, co dzieje sie w jej duszy? Czy moze jest „to wazne” dla sprawy Inkwizycji?

- Klaudiuszu, czy lubi pan psy?

- Tak - odpowiedzial od razu, bez zastanowienia.

- A koty?

- I koty... Dlaczego pytasz?

- A morskie swinki?

- A swinek nie lubie... I chomiczkow tez nie lubie. I kompletnie mnie nie obchodza rybki i papuzki. Co jeszcze?

- A ja dla pana jestem kotem czy chomiczkiem? Albo doswiadczalnym krolikiem?

W glebi duszy miala nadzieje, ze sie zmiesza. Ze chocby na sekunde straci kontenans; prozna to byla nadzieja.

- Jestes czlowiekiem. Czy ja cie urazilem w jakis sposob? Traktowalem cie jak kota?

No masz, teraz ona sie musi usprawiedliwiac. Niesprawiedliwie skrzywdzila dobrego inkwizytora.

Nerwowo przygryzla warge.

- Jest mi... smutno. Nie widze siebie tutaj. Nigdzie. Wydaje mi sie... jesli podejde do zwierciadla, tam odbije sie... pokoj, moje rzeczy... a mnie tam nie bedzie. Wiedzma, ktora pracuje przeciwko wiedzmom. Narzeczona bez narzeczonego. Jakbym byla panska rzecza - przy tym dosc tania i uzywana...

- Jestes moim wspolpracownikiem - z naciskiem powiedzial Klaudiusz. - Moim sojusznikiem. Moim, jesli ci to nie przeszkadza, przyjacielem.

- A fige tam. Wspolpracownikom mowi sie prawde. Z przyjaciolmi... w ogole... nie jest latwo. Ja nigdy nie mialam przyjaciol... i pan tez.

- Skad wiesz?

Iwga opamietala sie.

Zmierzchalo. Gdzies daleko, pewnie w otwartej knajpce za rogiem, przenikliwie brzeczalo banjo. Po

jasnoszarym, wylizanym przez wiatr asfalcie, przeszly czerwone lakierowane pantofle na nieslychanie wysokich obcasach. Wlascicielki Iwga nie zobaczyla - tak nisko pochylila glowe.

- No to jak, Iwgo? Wiedzmie sztuczki? Tajne wyciagasz na swiatlo dzienne, czynisz jawnym?

- To nie jest tajemnica - Iwga podniosla glowe. - Czlowiek, ktory sie choc troche do pana zblizy... od razu zrozumie, ze pan nie miewa przyjaciol.

- Czy to zle?

- Nie wiem... moze. Ale nic na to nie mozna poradzic.

Klaudiusz usmiechnal sie lekko.

- No-no... Gdybys nie byla wiedzma, Iwgo, powiedzialbym, ze jestes samorodkiem.

Klebek intuicji... Nalezy przypuszczac, ze nie jestem zdolny do szczerej przyjazni, ani do wznioslej milosci.

...Wiatr w twarz, poczucie lotu, zginajace sie klosy, las, po ktorego czubkach drzew przeplywaja zielone fale.

Po calej jej nieopalonej skorze przebiegla fala ciarek. Od czuba glowy do piet. Czyzby spodobalo jej sie bycie wiedzma?!

Odwrocila sie. Oparla o kuta krate wokolo klombu.

- Do wznioslej milosci... jest pan zdolny. To wiem.

- Jak moglabys nie wiedziec. Przeciez widzialas to wspaniale loze, pastwisko wznioslej milosci...

- Prosze nie kpic!..

Nagle poczula sie az do lez urazona. Wlasciwie, nie wiadomo, czyja to byla uraza - Iwgi? Klaudiusza? Czy tej wiedzmy, w ktorej dusze wlazila dzis, nie majac do tego prawa?

- Prosze nie kpic... Przynajmniej milosci prosze nie ruszac. Tak, panskie loze to ohydztwo, tak, Nazar mnie rzucil... Ale milosc... milosci to ani ziebi, ani grzeje. Ona nie pyta. Ma w nosie to, co my o niej myslimy; ma w nosie, ze nam, wlasnie nam, z jakiegos powodu jej brakuje. Ale ona po prostu jest. I moze z tego powodu jest mi troche lzej...

- Nie studiowalas filozofii, Iwgo. Inaczej powiedzialabys - milosc jest obiektywna realnoscia, niezalezna od naszego subiektywnego postrzegania.

- Prosze sie smiac, prosze. Moze pan nawet glosno. Prosze...

- Nie smieje sie... Cos nad wyraz cennego.

- Co?

- Skarb nad skarby... Dla ciebie to jest to, co nazywasz miloscia. Dla obecnych wiedzm - widocznie krolowa...

- A dla pana, widocznie, papierosy. Dobra, ide.

Wystarczylo jej zlosci i zdecydowania, by nie zatrzymywac sie i nie ogladac.

Slonce opadalo, znikajac za dachami. Na ulice wypelzal cien, i reklamowe szyldy wielu letnich barow ozywaly, otwieraly sie jak oczy nocnego zwierza.

Banjo w knajpce za rogiem umilklo. Teraz spiewal tam przy gitarze barczysty, nienaturalnie niebieskooki mezczyzna w szpanerskiej marynarce i wytartych dzinsach, spiewal jakby dla siebie, na nikogo nie patrzac, o niczym nie myslac. Iwga usiadla przy najblizszym stoliku.

- Slucham pania...

Nieco za pozno przypomniala sobie, ze nie ma pieniedzy. Tylko na lody...

- Lody.

- Cos jeszcze?

Niebieskooki ladnie spiewal. Cos o wiosnie i deszczu.

- Nic wiecej. Tylko lody.

- I dwa koktajle oraz dwa zestawy zimne. Przeciez jestes, jak zwykle, glodna. Iwgo?

Drgnela.

Prow byl ubrany po cywilnemu. Mial na sobie jakas kwiaciasta koszule i jasne spodnie, a na odslonietej szyi widnial srebrny lancuch. Pewnie plytka - srebrny identyfikator cugajstra - ukryta na

Вы читаете Czas Wiedzm
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату