Towarzyszacego jej mezczyzne juz znala - szczuply, juz niemlody, przez cale zycie sluzacy na pomocniczych stanowiskach i wcale z tego powodu nie zgorzknialy; Iwga pamietala dowcipna postawe tego wiecznego asystenta, dlatego tak nieprzyjemne wydawalo jej sie jego obecne zasepienie. Witajac sie z Iwga, ledwo rozwarl zacisniete wargi.

- Cos sie stalo? Cos niedobrego?

Asystent nie odpowiedzial, moze nie uslyszal pytania zadanego w marszu. Iwga ledwo nadazala za nim, prowadzacym ja przez zawiklane sploty korytarzy i schodow. Nieopodal glownego wyjscia - Iwga juz orientowala sie troche w trzewiach Palacu - asystent zawahal sie.

- Teraz poprosze pania, by poczekala na mnie w samochodzie... Albo nie. Prosze za mna. Tylko chwilka cierpliwosci.

Iwga pokornie powlokla sie za nim, co i rusz zostajac z tylu, wkrotce straciwszy wszelka orientacje; wspaniale korytarze i sale z nieruchomymi postaciami straznikow zastapione zostaly przez posepne wawozy, jak w jakiejs ponurej oficjalnej instytucji. Iwga nie miala nawet pojecia, do jakiej czesci Palacu zaprowadzila ja „chwilka cierpliwosci”. W koncu przewodnik zatrzymal sie i otworzyl przed Iwga szklane drzwi, zamalowane biala szpitalna farba.

Byli tu jacys ludzie. Kobiety, siedzace na dlugiej lawce pod sciana. I milczacy ochroniarz, drzemiacy w fotelu naprzeciwko innych drzwi, ciezkich, pancernych.

Iwga poczula suchosc w gardle. Nie wiadomo dlaczego.

- Prosze poczekac. - Przewodnik wskazal jej wolny fotel i skierowal sie do drzwi, w marszu wyjmujac jakies papiery z jakiejs teczki. Obudzony ochroniarz przechwycil jego spojrzenie, Iwga zdolala zauwazyc, jak wieczny asystent wskazal ja oczami. Ze niby, przypilnuj.

Przycupnela na skraju fotela.

Po minucie zrozumiala. Wlasciwie - wydalo jej sie, ze rozumie: oczekujace kobiety byly wiedzmami. Nieinicjowanymi, jak i ona; kontakty ze Starzem, mimo innych pozytkow, daly Iwdze pojecie o zblizonej klasyfikacji sobie podobnych.

Drzwi otworzyly sie; Iwga drgnela, spodziewajac sie asystenta, ale zamiast niego wyszla przez nie czarnowlosa, blada kobieta z zaplakanymi oczami. Odwracajac twarz od ochroniarza, minela go i wyszla. Obecni odprowadzili ja wzrokiem.

- Nastepna - odezwal sie mechaniczny glos.

Dopiero teraz Iwga zobaczyla krateczke glosnika nad pancernymi drzwiami.

Jedna z dziewczyn, pulchna, niezgrabnie podniosla sie, wciagnela glowe w ramiona, zjezyla - i skierowala sie do drzwi, tych, z ktorych wyszla zaplakana kobieta. Trzy pary oczu, przez chwile wpatrzone w stalowe zawiasy, ponownie zwrocily sie w strone Iwgi.

Wtedy nagle zrozumiala, co je wszystkie jednoczy. Wszystkie trzy mialy jednakowe matowe twarze i

zaszczute oczy.

„Mam ci opowiedziec, jak sie odbywa rejestracja?”

„Wiedzmo, pamietaj, ze spoleczenstwo nie wyrzeka sie ciebie. Odrzuciwszy zlo i zarejestrowawszy sie, staniesz sie pelnoprawnym i prawowitym obywatelem...”

Oto widzi tych pelnoprawnych i prawowitych obywateli. Oto siedza w szeregu. Jak czesto przychodza... sie pokazac? Raz na miesiac, raz na tydzien? Czy, w zwiazku ze stanem wyjatkowym, codziennie?

Posepne, zaszczute, zapedzone w kat. Tak wygladaja tresowane niedzwiedzie w cyrku... Kiedy futro lesnych monarchow zwisa klakami, oczy zaropiale, kiedy tancza przy bebenku na tylnych lapach...

Iwga spuscila glowe, chcac odsunac sie od tych, coraz bardziej natarczywych spojrzen. Poczula zblizajace sie mdlosci.

Nazar... Klaudiusz. Czy to znaczy... ze Iwga patrzy teraz w metne zrenice swojej wlasnej przyszlosci?

„...Pomoga ci wybrac swoj los. Podmiejska fabryka celulozy i ojcowski nadzor Inkwizycji calkowicie odpowiada twoim pogladom na zycie, czy nie tak?..”

Z Nazarem wszystko skonczone. Nie ma nadziei, dla Wielkiego Inkwizytora chyba jest juz materialem zuzytym. Wybor?..

My tez takie bylysmy, bezglosnie mowily twarze siedzacych na lawkach kobiet. My tez zaklinalysmy sie, ze umrzemy w niewoli... Ale nie mamy wyjscia. Zyjemy... my tez bylysmy takie, jak ty, z blyszczacymi oczyma, z uporem i zloscia... a ty bedziesz taka sama, jak my, z nasza pokora... I zobaczysz, ze sa pewne... zalety... tego ukladu...

Iwga wciagnela powietrze przez zacisniete zeby - pancerne drzwi otworzyly sie, jej przewodnik, jeszcze bardziej posepny, nie zatrzymujac sie, przeszedl obok niej:

- Prosze za mna...

Zamknawszy za soba szklane drzwi, Iwga poczula natychmiastowa ulge.

* * *

O siodmej zawyla syrena oznaczajaca nadzwyczajny wyjazd oddzialu Inkwizycji; o siodmej trzydziesci z otoczonego budynku miejskiego cyrku zaczeto wyprowadzac dzieci i rodzicow. Niezly wybor obiektow, myslal Klaudiusz, skrobiac paznokciem plaster na czole. Nocny klub, teraz cyrk...

Chmury, tak dlugo gestniejace nad prowincja, w koncu dopadly Wizny.

Poprzedniego dnia ksiaze zazadal sprawozdania w Radzie Panstwa - Klaudiuszowi udalo sie z tego wykrecic. Wladza zawsze usilowala podporzadkowac sobie Inkwizycje - czasem ze skapstwa, czasem ze strachu; wszyscy Wielcy Inkwizytorzy wszystkich czasow bardziej lub mniej udanie sprzeciwiali sie temu drapieznemu zyczeniu. Klaudiusz nie byl wyjatkiem.

Poranne gazety opublikowaly zdjecia przewroconego tramwaju; w wieczornych nie bylo juz ani slowa o niczym, poza atakiem wiedzm. Doswiadczony agent Kosta odzyskal przytomnosc na oddziale reanimacji szpitala miejskiego, ale sprawozdania lekarzy o jego stanie zdrowia ciagle byly bardzo niekonkretne. Najprawdopodobniej - udar.

Klaudiusz znakomicie rozumial, ze, w odroznieniu od rianskiej epidemii i proby aktu terrorystycznego na stadionie w Odnicy, wszystko, co sie wydarzylo w Wiznie, jest na razie tylko atakiem psychologicznym. Efektowne zastraszanie, koncentracja emocji; strach jest pozywka wiedzm. Czarnoziem...

Efektywne zastraszanie. Ale juz polala sie krew.

Nie przykryte niczym mokly na deszczu trupy lwa i dwoch tygrysow, zastrzelonych przez oszalala policje. Wyjace sanitarki jedna po drugiej odwozily z cyrku zakrwawionych widzow; kobiety, bedace tego wieczora w budynku cyrku, pod grozba uzycia gumowych palek odizolowano od reszty, otoczono plastykowymi tarczami i zaczeto wypuszczac przez jedno jedyne waskie przejscie, po jednej, pod krzyzowymi spojrzeniami dwu roboczych inkwizytorow; plakaly dzieci, czepiajac sie matczynych spodnic. Pekaly baloniki; ktos przeklinal wiedzmy, ktos inny klal w zywy kamien Inkwizycje. Klaudiusz stal, pozornie z boku, czasem przytrzymywal palcami podrygujaca powieke; znowu nie wyczuwal wiedzmy. Jak wtedy, w nocnym klubie; bal sie pomylki i dlatego stal, czekal, bezczynny.

Stal, a miotajacy sie tlum oplywal go, nie dotykajac; tylko mala dziewczynka, moze osmioletnia, z przesunieta na tyl glowy kokarda, wpadla na niego i podniosla okragle z przerazenia oczy. Gdzies w wystraszonym tlumie miotala sie w takiej samej panice jej zgubiona matka. Albo, trafiwszy do kordonu z plastykowych tarcz, nie mogla bez kolejki wyrwac sie na zewnatrz - przeciez wszyscy sie spiesza, wszyscy maja dzieci...

- Nie boj sie - powiedzial Klaudiusz, ale dziewczynka reagowala nie na slowa - nie slyszala we wrzawie slow - a na obca, straszna twarz. Dlatego rozplakala sie na glos i rzucila w bok.

Szczegoly incydentu Klaudiusz poznal pozniej. Przegladajac zapis zeznan swiadkow, wertujac sprawozdania, raporty i notatki, odtworzyl sobie przebieg wydarzen lepiej, niz moglby obserwowac je, siedzac w sali, wsrod wystrojonego i chrupiacego cukierkami maloletniego tlumu. W pewnej chwili, tonacy w oblokach papierosowego dymu, calkowicie realnie i wyraziscie poczul sie dzieckiem na przedstawieniu.

Moze nawet owa dziewczynka z przekrzywiona kokarda.

* * *

Najpierw bylo foyer, gdzie sprzedawane byly baloniki i cukierki na patykach; panowal duszny zapach pudru i perfum oraz silniejsza od nich won zwierzat, nie niemila, raczej niepokojaca, laskoczaca nozdrza. Byly drewniane krzesla z odchylanymi siedzeniami, wiercacy sie sasiedzi, trzy spiewne dzwonki - i bijace serce, kiedy jasne swiatlo zaczelo nagle gasnac... Ta dziewczynka z biala kokarda na czubku glowy dawno nie byla w cyrku. Bardzo dawno.

Na wieczorne przedstawienia zjawiaja sie zazwyczaj nie klasy z nauczycielem na czele, a rodziny z mama albo babcia; w drugim akcie zapowiedziane byly wystepy grupy tresowanych drapieznikow, w pierwszej czesci publicznosc zadziwiali bracia-sztukmistrze, blizniacy, ktorych podobienstwo ograniczalo sie do jednakowych czarnych kombinezonow i czerwonych czapeczek z daszkami do tylu. Dzieciak z widowni, ochotnik, otrzymywal na pamiatke taka sama czapeczke - z kartonu; ochotnikow bylo wielu i byloby jeszcze wiecej, gdyby troskliwe mamy i babcie nie powstrzymywaly pociech - nie spodobalo im sie, jak ich dzieci wlazily do ogromnych skrzyn, ktore potem byly przeszywane szpadami, przecinane pilami tarczowymi czy przewracane nad ogniem. Dzieciom, wrecz przeciwnie, pokaz sie podobal i dlatego pierwsza czesc byla dluzsza od zaplanowanej o jedenascie minut...

Wyczuwal podniecenie, ostra chec wybiegniecia na arene, na ktora patrza setki oczu, gdzie drgaja kregi z bialego swiatla reflektorow, gdzie calymi stadami pedza dzieciaki starsze i odwazniejsze; wyczuwalo sie niesmialosc, od ktorej ziebly nogi i cierpl wysiedzialy w czasie przedstawienia tylek. Widac bylo pelne wyrzutu spojrzenie matki; zamieralo serce, kiedy okragla zebata pila wgryzala sie w skrzynie, do ktorej chwile wczesniej wlezli trzej chlopcy. I wyczuwal radosc, kiedy chlopcy wyskoczyli ze skrzyni cali i zdrowi - ale, chyba tylko dwaj... A moze trzeci wyskoczyl z innej skrzyni? A moze od razu pobiegl do mamy, na widownie...

Orkiestra grzmiala i walila w perlowe bebny - najprawdziwsza orkiestra, gdzie najwazniejszym instrumentem byly zolte czynele. Muzycy mieli na sobie fraki z cekinami i, zeby jeszcze raz na nich popatrzec, dziewczynka z kokarda musiala wstawac ze swego miejsca i wyciagac szyje, odrywajac wzrok od akcji na arenie...

A przy samym skraju areny stala pani w nieladnej blekitnej sukience i chyba cos mowila, dziwnie wykrzywiajac usta.

A potem wyskoczyl na arene prowadzacy - wysoki wasacz, a na jego twarzy, takiej pewnej siebie na poczatku przedstawienia, malowal sie teraz strach... Tak prawdziwy, niczym nie osloniety, ze dziewczynka z kokarda wystraszyla sie rowniez, i jej sasiad, malec w krotkich atlasowych spodenkach, tez sie wystraszyl i nawet rozplakal. Prowadzacy krzyknal cos udawanie wesolym glosem... I dziewczynka od razu zrozumiala, ze wcale mu nie jest do smiechu.

Pani w nieladnej sukience przelazla przez bariera, niezgrabnie, sukienka jej sie zadarla... Pani zagladala do skrzyn sztukmistrzow, a potem zaczela chwytac za ramiona tych wujkow od sztuczek i dziewczynka w koncu zrozumiala, co ona mowi. „Gdzie jest dziecko... gdzie jest Pawlik... skonczcie z tymi durnymi zartami, dziecko ma chore nerki... Jemu nie wolno... Natychmiast oddajcie dziecko...”

A przy wejsciu na arene stalo jeszcze kilka pan i jeden roztrzesiony chlopak, czyjs starszy brat; wszyscy oni atakowali prowadzacego, ale ten nie chcial z nimi rozmawiac, tylko zwial za aksamitna kurtyne.

A potem zgaslo swiatlo.

Ktos sie rozesmial, ktos inny zaklaskal w dlonie, ktos zaczal gwizdac; wystraszony chlopiec-sasiad rozryczal sie wnieboglosy, matka chwycila go na rece, glosno przeklinajac glupie przedstawienie. Czyjs ojciec, siedzacy zaraz za jej plecami, rechotal i szydzil ze swego malego synka, mowil, ze nie ma sie czego bac i ze tchorze nie chodza do cyrku.

A potem na arenie ktos zaczal krzyczec. Zaczela krzyczec publicznosc - jednoczesnie kilka glosow, dziewczyna tez chciala krzyczec - ale mama ja objela i uspokoila.

Swiatlo sie wlaczylo. Znowu zgaslo; wlaczylo sie i zaczelo mrugac, jak to czasem jest w telewizorze, kiedy na kosmicznym statku jest awaria.

Na arenie byla klatka. Drzwi wisialy na zawiasach; pasiasty maly tygrysek stal na wujku sztukmistrzu. Pysk mial caly czerwony. A obok biegala ciocia, ktora przez caly czas krzyczala i wolala swojego Pawlika.

A potem wyszly jeszcze dwa tygrysy. I lew, taki ladny, jak go maluja na obrazkach. Dziewczynka wcale sie nie wystraszyla - ale popatrzyla na mame i od razu poczula, jak siedzenie pod nia robi sie mokre.

A potem wyskoczyl pan z wezem, takim do polewania kwiatow. I uderzyl strumieniem w tego tygrysa, co stal na sztukmistrzu... A drugi tygrys skoczyl na niego i wtedy prowadzacy podniosl

Вы читаете Czas Wiedzm
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату