– A dokad?

– Do takiego malego hotelu niedaleko – powiedzial dorozkarz.

– Jedz tam – polecil Wilkowski Josifowi. – Wezwij posilki i zrob scisla rewizje calego budynku. Obsadzcie dachy. Uwazajcie, moze byc uzbrojony. Ba, na pewno jest uzbrojony. A ja zajme sie tym cholernym portfelem z piwnicy.

– Dobra. Gdzie sie spotkamy?

– Tutaj. Niezaleznie od tego, ktory z nas skonczy pierwszy. Chyba ze wydarzy sie cos nieoczekiwanego. Wtedy wiesz, gdzie mnie szukac.

– Zgoda.

Zawrocil do kamienicy, ktora niedawno opuscil. Otworzyl okienko do pralni i wykorzystujac chwile, gdy na ulicy nikogo nie bylo, wslizgnal sie do srodka. Rzucil plaszcz na ziemie i przyczail sie za drzwiami. Niklowana lufa rewolweru zalsnila ponuro. Z kieszeni wyjal malenka ksiazeczke w jezyku rosyjskim. Wydrukowano ja na papierze cienszym niz bibulka papierosowa. Ksiazeczka miala piecset stron i nosila budujacy tytul: „Historia Rosji. Tom vi: 1883-1907”. Odszukal w indeksie, na ktorych stronach wspomniano o Antonowie. Niebawem znalazl stosowny ustep. W latach 1902-1907 Antonow-Owsiejenko ukrywal sie w konspiracyjnym mieszkaniu. Ponizej byl adres. Nazwa ulicy i numer domu sie zgadzaly. Wilkowski poczul, jak struzka potu splywa mu po plecach.

Zabije mnie tutaj, pomyslal. I nadal bedzie tu mieszkal. Akimow tez zginie. On wiedzial. Chyba ze historia jest plynna. Wowczas…

***

Dwudziestu zandarmow otoczylo hotel. Trzech przyczailo sie na dachach okolicznych domow. Mieli w razie czego strzelac do tych, ktorzy sprobuja ucieczki gora. Akimow wraz z dziesiecioma policjantami wpadl do srodka. Nikt nie stawial oporu.

– Gdzie zatrzymal sie ten czlowiek? – Agent pokazal fotografie recepcjoniscie.

Ten obrzucil ja uwaznym spojrzeniem.

– Pokoj dwadziescia trzy – powiedzial spokojnie. – Czy moge zobaczyc nakaz?

Akimow pokazal mu fige lewa reka, gdyz w prawej trzymal rewolwer. Ruszyli biegiem po schodkach.

– Pukac? – zapytal jeden z policjantow, gdy staneli pod drzwiami numeru.

– Wywalamy od razu.

Drzwi wypadly dopiero po czwartym uderzeniu. Josif zaklal. Pokoj byl pusty, choc widac bylo, ze przed chwila jeszcze ktos tu byl. Na lozku lezala dzisiejsza gazeta, otwarta na stronie z ogloszeniami. Na krzesle zrudziala czapka. Spod poduszki wydobyli nabity rewolwer. Jednak mieszkanca nie bylo. I tylko nielad w pomieszczeniu wskazywal, ze ptaszek wyfrunal z klatki w pospiechu, zostawiajac nawet jeden kapec.

– I co dalej? – zapytal jeden z gliniarzy.

– Scisla rewizja! Nie mogl przeciez opuscic budynku. Sprawdzic wszystkie pomieszczenia. Sasiednie numery, wychodki i piwnice tez.

Rewizja trwala kilkanascie minut. Nie znaleziono nikogo, kto odpowiadalby rysopisowi poszukiwanego. Akimow nie kryl rozczarowania.

– Musial spostrzec nas przez okno i uciec od tylu. Szukaj wiatru w polu. Trudno, jestescie panowie wolni.

Wyszedl z hotelu i ruszyl na postoj dorozek.

***

Sawinkow odetchnal z ulga, rozluzniajac chwyt. Walizka gniotla go w kark. Zsunal sie ciasnym szybem i po chwili wylazl z kominka. Wydobyl walizke. Zalozyl kapec na bosa noge.

– Partacze – powiedzial pod adresem nieobecnej juz ekipy.

Zauwazyl, ze zabrali gazete i prawie wszystkie jego rzeczy. Zaklal pod nosem. Nie mial czasu czyscic ubrania z sadzy. Przeszedl na druga strone korytarza i wytrychem otworzyl drzwi do sasiedniego numeru. Przywlaszczyl sobie czyjas koszule oraz marynarke. Spodnie okazaly sie troche przykuse, lecz nie mial wyboru. Odziany i spakowany, wymknal sie od tylu.

***

Wilkowski czuwal. Czas mijal wolno. Dwa razy uslyszal kroki w piwnicznym korytarzu. Za kazdym razem idacy mijal drzwi od pralni. Gdy juz prawie zwatpil, jego ucho zlowilo kolejne dzwieki. Ktos sie skradal. Rewolwer w rece agenta byl odbezpieczony od dawna. Tak na wszelki wypadek, zeby nie zdradzic swojej kryjowki trzaskiem odwodzonego bezpiecznika. Klucz cicho wsunal sie w dziurke. A potem zachrobotal zamek. Mezczyzna, ktory wszedl, ubrany byl w skorzana kurtke. Na glowe zalozyl papache. Wilkowski wykorzystal dogodny moment i trzasnal nieznajomego kolba rewolweru w tyl glowy. Uderzenie bylo na tyle silne, ze powaliloby bez trudu nawet goryla, lecz czapka zamortyzowala cios. Przybysz opadl tylko ciezko na jedno kolano, a potem poderwal sie i niespodziewanie machnal kulakiem jak cepem. Celowal w serce Tomasza, ale ten w ostatniej chwili uskoczyl. Kolejnego sierpowego jednak nie zdolal uniknac. Piesc trafila go miedzy oczy i zwalil sie na ziemie. Rewolwer zgubil juz wczesniej. Jeszcze trzy kopniaki w zebra… a potem stracil przytomnosc.

***

Doszedl do siebie, gdy ktos nim potrzasnal. Akimow. Ciec stal obok.

– Co sie stalo? – zapytal przyjaciel.

– Przyszedl – powiedzial Tomasz. – Zaskoczyl mnie.

– Ciebie? – zdziwil sie Josif.

Wilkowski obmacal swoje cialo. Bylo bardzo obolale, ale wygladalo na to, ze nie poniosl powazniejszego uszczerbku na zdrowiu. Koszule znaczylo kilka plam plynu surowiczego. Pecherze popekaly, dobrze, ze krew nie przesiakla przez bluze.

– Jak ci poszlo? – zapytal.

– Uciekl.

– Trudno. Kim jest ten, ktory na mnie napadl? – zapytal ciecia.

– Musi pan Iwanow. Tu mieszka. Godzine temu poszedl na miasto z jakims pakunkiem. Bardzo mu sie spieszylo.

Wilkowski zaczal myslec nieco szybciej. Obmacal sie po kieszeniach. Rewolweru nie bylo, za to dwa tysiace rubli tkwilo na miejscu. Portfel wraz z kartka umiescil w kieszeni plaszcza, a plaszcz zniknal wraz z terrorysta.

– Dobrze. Chcielibysmy rzucic okiem na mieszkanie tego Iwanowa. Prosze nam udostepnic lokum podejrzanego – ponownie zwrocil sie do ciecia.

Ciec zmruzyl oczy.

– Tak bez nakazu…

Wilkowski wreczyl mu zielony, trzyrublowy banknot. Wargi ciecia wygiely sie w usmiechu.

– No to zaprowadze.

Niebawem staneli na najwyzszej kondygnacji. Drzwi wygladaly zupelnie zwyczajnie, ale Tomasz stal juz tego dnia przed zupelnie zwyczajnymi drzwiami, za ktorymi czekal go widok fabryki dynamitu.

– Mieszka sam? – zapytal.

– Musi co tak.

Akimow wyjal wytrychy i zaczal dlubac w zamku. Nagle przerwal i palnal sie z calej sily w czolo.

– Co sie stalo? – zaniepokoil sie jego kumpel.

– Jestem idiota – jeknal.

– Osa ci siadla?

– Jaka tam osa. Sawinkow.

– Co Sawinkow?

– Nie moglismy otworzyc drzwi jego pokoju i wywazylismy je. A on przeciez… Okno bylo zamkniete.

– Mow po ludzku.

– Suslow mnie zabije.

– Mow.

– Jak szlismy brac Sawinkowa, drzwi byly zamkniete od srodka na klucz. I klucz tkwil w zamku. A okno bylo zamkniete. Tam byl duzy wygaszony kominek. Musial polezc w gore przewodem!

– Ja tez skrewilem. Otworz te drzwi. Potem bedziesz sie martwil.

Mieszkanie urzadzone bylo dosc ascetycznie. Stol, krzeslo, lozko z pasiastym materacem. Pod lozkiem poniewierala sie brudna koszula i pudelko pasty do butow.

– Chyba sie wyprowadzil – zauwazyl Wilkowski. Akimow podszedl do zeliwnego piecyka i otworzyl z rozmachem drzwiczki. W srodku nie znalazl niczego interesujacego, tylko garsc popiolu.

– Nie mozemy podjac tu zadnego dalszego tropu – zdenerwowal sie Tomasz.

Jego towarzysz pochylil sie i wygarnal spod lozka koszule oraz pudelko. Ogladal je przez chwile.

– Cos jest?

– Nic. Pasta jest fabryczna, niemiecka.

– Hmm. Mozna by sprawdzic, kto ja sprowadza, w jakich sklepach jest dostepna.

– Tu na dole, za rogiem – odezwal sie ciec, stajac w drzwiach.

Zapomnieli o nim. Akimow popatrzyl w zadumie na paste, a potem na zniszczone polbuty dozorcy.

– Moze panu sie przyda. – Podal mu pudelko. – Gdyby ten gosc wrocil, to trzeba zameldowac.

– Tak jest, panie naczelniku.

Wyszli na ulice. Wilkowski wylowil z kieszeni zegarek.

– Pozno sie zrobilo – powiedzial. – Co dalej?

– Chyba trzeba odwiedzic redakcje.

– Czy jeszcze kogokolwiek tam zastaniemy?

– Mysle, ze jesli sie pospieszymy, to mamy duze szanse zdazyc.

Вы читаете Rzeznik drzew
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×