na wodzie jakas wiorste dalej. W pierwszej chwili wydawalo mu sie, ze plynie z pradem, ale zaraz dostrzegl, iz utknela przy brzegu. Wyjal z kieszeni mape i przez chwile sie zastanawial. Nastepnie, przywiazawszy psa do latarni, wszedl do pobliskiej apteki.

– Chcialbym zadzwonic – powiedzial, odwijajac jednoczesnie kolnierz.

W ciemnym wnetrzu blysnal zlotem znaczek ochrany. Wlasciciel bez slowa postawil aparat na ladzie. Agent podniosl sluchawke, proszac o polaczenie z departamentem. Po chwili, zadowolony z siebie, wyszedl z apteki i przedostawszy sie na druga strone Newy, ruszyl szybkim krokiem wzdluz rzeki. Pies biegl przy jego nodze.

***

Agenci Josif Akimow i Tomasz Wilkowski juz na niego czekali. Akimowa znal lepiej, wiele lat pracowali razem. Wiedzial, ze moze na nim polegac. Wilkowski byl praktykantem, sluzyl w ochranie dopiero od kilku tygodni. Okazal sie bardzo bystry i Nikifor juz teraz czul, ze ten milkliwy Polak zajdzie bardzo daleko. Jednoczesnie wyczuwal w nim cos dziwnego. Pewna obcosc. Twarz mial chorobliwie blada, a czasami zamykal na chwile oczy, jakby chcial opanowac zawrot glowy. Niekiedy, szczegolnie rankami, miewal tiki nerwowe.

Suslow usilowal go rozgryzc. Tomasz, jak sie wydawalo, czekal na cos, co dopiero sie wydarzy. Wypelnial wszystkie zadania wyjatkowo sumiennie, ale zbyt interesowal sie czasem. Skreslal kolejne dni w swoim kalendarzyku i czesto patrzyl na zegarek. Widac bylo po nim potworne napiecie.

– I jak? – zapytal Suslow.

– Sprawdzilismy dyskretnie caly park i bulwar nad woda – zameldowal Akimow. – Nigdzie ani sladu.

Popatrzyl na psa. Foksterier krecil sie zdezorientowany, nie mogl podjac tropu.

– Na! – Nikifor podsunal mu pod nos koszule.

Pies znowu pokrecil sie po nabrzezu i usiadl. Wilkowski, nie pytajac o pozwolenie, zdjal buty i zawinawszy spodnie, wszedl do wody. Po chwili przyciagnal lodke do brzegu. Nikifor zajrzal do srodka. Na dnie lezalo kilka niedopalkow papierosow, pusta buteleczka, popiol wytrzasniety z fajki oraz oderwany kawalek jakiegos papieru. Wydobyl go. Tuz przy linii rozdarcia zauwazyl brzeg pieczeci biblioteki uniwersyteckiej oraz fragment naglowka „Prze…”. Umiescil swistek w swoim notesie.

– Bylo ich co najmniej dwoch – powiedzial do praktykanta.

– Dlaczego tak sadzicie?

– Jeden palil papierosy, a drugi fajke. Moglo byc nawet trzech, choc lodka jest dosc mala, lecz sadzac ze sladow wody na burcie, nie zanurzyla sie zbyt gleboko. Dlatego mysle, ze raczej dwoch.

– Racja! – powiedzial Akimow z uznaniem.

– Pies tez nam sie juz nie przyda. – Agent potrzasnal butelka – To nafta. Sawinkow natarl nia podeszwy butow. Stary numer. Domysla sie, ze go scigamy.

W tym momencie Wilkowski wyciagnal z krzakow jakiegos pijaczka. Suslow podszedl do niego i pokazal mu znaczek.

– Porozmawiamy sobie? – zapytal.

Pijaczek energicznie pokrecil glowa.

– Fatalnie. Chyba trzeba cie bedzie zaprowadzic do cyrkulu. Jak dlugo tu siedzisz?

– Od rana – wybelkotal.

– Swietnie. A widziales moze takiego, co tu wysiadl z lodki?

– Bylo ich dwoch – przyznal mezczyzna, charknal i splunal pod nogi. – Jeden jakby robotnik, ale raczki bielutkie. Socjalista az smierdzialo. A ten drugi lepszy gosc. Dewizke mial. Zlota.

Suslow spojrzal na Akimowa. Twarz tego ostatniego wyrazala podziw.

– Poznajesz? – Podsunal pijakowi fotografie Sawinkowa.

– Ten sam! Ta sama wredna morda!

– Kiedy wysiedli? – zapytal Wilkowski.

– Pare lykow temu. – Potrzasnal flaszka.

– Jakies pietnascie do dwudziestu minut – wydedukowal Suslow. – Akimow, zabierzcie psa do cyrkulu. Wilkowski, pojdziecie ze mna.

– A ten tutaj?

Suslow wreczyl pijaczkowi dwadziescia kopiejek.

– Wypij sobie piwo za zdrowie ochrany – powiedzial.

– Wedle rozkazu, panie naczelniku! – wrzasnal sluzbiscie mezczyzna i usilowal zasalutowac, ale trafil palcami w oko.

Napotkany niebawem kolejny stojkowy pokazal im, w ktorym kierunku udal sie poszukiwany. Jak sie okazalo, dziesiec minut temu byl juz sam. Jego tajemniczy towarzysz ze zlota dewizka zniknal bez sladu. Kolejny stojkowy nad kanalem widzial, jak dopiero co ktos w stroju odpowiadajacym opisowi wsiadal do tramwaju. Pojazd bylo jeszcze widac, znikal w perspektywie ulicy.

– Mamy szanse go capnac – mruknal Nikifor. – Uwazaj, dran na pewno jest uzbrojony.

– Gotow! – Polak z trzaskiem odbezpieczyl trzymany w kieszeni rewolwer.

Obaj wywiadowcy zlapali bryczke i kazali jechac w slad za tramwajem.

– Skaczemy jednoczesnie – rozkazal Suslow. – W razie czego strzelaj tak, zeby zabic.

Wilkowski usmiechnal sie lekko. Bryczka przyspieszyla. Skoczyl, ladujac na tylnym pomoscie. Zrobil to tak zrecznie, ze Nikifor sie zdziwil. Woznica strzelil z bata i po chwili Suslow wyladowal na przednim pomoscie tramwaju.

– Dokad, dokad, taka twoja… – wydarl sie konduktor, ale widzac odznake, ktora mignal mu w przelocie agent, umilkl.

W wagonie nie bylo nikogo, kto odpowiadalby rysopisowi. Zaden z podroznych nie widzial tez czlowieka przedstawionego na zdjeciu. Agenci wyskoczyli w biegu. Zawrocili na miejsce, gdzie po raz ostatni widziano wroga, i zaczeli wypytywac okolicznych stojkowych. Nikt nic nie widzial. Zgubili slad. Scigany zniknal, jakby go ziemia pochlonela.

***

– No to stracilismy trop – powiedzial ponuro Nikifor. – A juz bylismy tak blisko. Dziesiec minut i bysmy go mieli.

– Musielismy popelnic blad – zauwazyl Tomasz. – Co bedziemy robic dalej? Urwaly nam sie w reku wszystkie nici…

– Spokojnie, nie panikuj. Poniewaz jestes praktykantem, powiedz, co zrobilbys na moim miejscu.

– Cofnalbym sie do miejsca, gdzie widziano go po raz ostatni.

– Jak widzisz, to nic nie dalo.

– A moze do jeszcze poprzedniego?

– Kolo lodki.

– Wobec tego wrocilbym do lodki i tam czekal, az przyjdzie po nia.

– Musisz nauczyc sie jednej podstawowej prawdy o rewolucjonistach. To nie sa zlodzieje. To znaczy oczywiscie kradna, co tylko im wpadnie w rece, ale poza pieniedzmi i zywnoscia przewaznie nie zatrzymuja lupow na stale. Rozumiesz, o co mi chodzi?

– Ukradl lodke, poplywal nia w towarzystwie znajomego po Newie, a potem porzucil ja na zawsze?

– Wlasnie.

– Czy wniosek ten nie jest zbyt… pochopny?

– Zwroc uwage, ze nie przywiazal jej ani nie wyciagnal na lad. Co teraz powinnismy robic?

Wilkowski zamyslil sie.

– Ten kawalek gazety z lodki i…

– I…?

– Nie wiem.

– Na lodce znajduje sie tabliczka z nazwiskiem wlasciciela. Powinniscie zwracac uwage na takie szczegoly.

– Tak jest! Majac nazwisko wlasciciela, mozemy ustalic, gdzie mieszka, i zwrocic mu jego wlasnosc.

– Chodzilo mi raczej o mozliwosc sprawdzenia, czy zlodziej i poszkodowany nie byli ze soba w zmowie, ewentualnie czy Sawinkow nie zostawil tam jakichs innych tropow. Kartka jeszcze sie zajmiemy. Gdzie znajdziemy adres?

– W cyrkule.

– Tak, ale w ktorym? Jest ich w Petersburgu wiele.

– Mysle, ze w takim nad Newa. To znaczy obejmujacym dzielnice przylegajace do rzeki.

– To nam zmniejsza ich ilosc do dziesieciu.

– To juz nieduzo. Chodzmy.

– Piec godzin lazenia, pod warunkiem, ze sie rozdzielimy. Pomysl jeszcze.

– Lodka! Moze w admiralicji?

Suslow tylko westchnal ciezko.

– Na posterunku policji wodnej – odparl znuzonym glosem. – Newa jest od wielu lat patrolowana przez specjalny oddzial. Maja tam spis wszystkich, ktorzy pracuja na rzece lub posiadaja wlasna lodz. Wezwij dorozke.

***

Na wschod od miasta rzeka plynela tak, jak przed wiekami. Rozlana szeroko, saczyla sie leniwie wsrod starorzeczy i bagien. Nikifor i Tomasz weszli pomiedzy zabudowania rozlozonej na brzegu nieduzej wioski. Lepianki wzniesiono byle jak z przypadkowych materialow. Na widok obcych rozszczekaly sie kundle. Zza plotow wyjrzaly rozczochrane glowy brudnych dzieciakow. Agenci kroczyli, nie zwracajac na to uwagi. W nozdrza wzeral sie smrod gnijacej ryby. Niebawem doszli do chalupy lezacej na przeciwleglym skraju wsi. Lekko uchylone drzwi kolysaly sie na wietrze. Weszli do srodka bez pukania. Znalezli sie w sporej izbie, ktorej podloge pokrywala warstwa brudu. Meble, wylowione najwidoczniej kiedys z rzeki, przezarte przez wilgoc i robaki, straszyly po katach. Okna, zaciagniete blonami lozyskowymi jakichs zwierzat, przepuszczaly malo swiatla. Suslow, walczac z obrzydzeniem, otworzyl jedno z nich. Rozejrzal sie uwaznie.

– Wlasciciel lodki nie zyje – oznajmil.

– Skad wiecie?

Вы читаете Rzeznik drzew
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×