— Niech pani znajdzie Verity — poprosilem. — Przeskoczyla wczoraj i cos poszlo zle. Ona…

Uniosla dlon, zeby mnie uciszyc.

— Jedenasty grudnia — powiedziala do ucha konsoli. — Druga po poludniu.

— Pani nie rozumie — zaczalem jeszcze raz. — Verity zaginela, cos sie zepsulo w sieci.

— Za chwile — odparla wpatrzona w ekran. — Szosta po poludniu. Dziesiata wieczorem. Carruthers jest uwieziony w Coventry — wyjasnila, nie odrywajac wzroku od ekranu — i probuje…

— Verity moze byc uwieziona w lochu. Albo w srodku bitwy pod Hastings. Albo w lwiej klatce w zoo. — Walnalem piescia w konsole. — Niech pani ja znajdzie.

— Za chwile — warknela. — Dwunasty grudnia. Druga rano. Szosta rano…

— Nie! — krzyknalem i wyrwalem jej ucho konsoli. — Teraz!

Wstala rozzloszczona.

— Jesli pan probuje utrudnic ten styk…

Weszli pan Dunworthy i T.J., z niepokojem pochylajac glowy nad komunikatorem.

— …nastepny obszar zwiekszonego poslizgu — mowil T.J. — Widzi pan, tutaj…

— Oddawaj ucho — zazadala wsciekle Warder i obaj uniesli glowy.

— Ned — zawolal pan Dunworthy i podszedl z pospiechem. — Jak poszlo w Coventry?

— Nie poszlo — wyznalem.

Warder wyrwala mi ucho i zaczela wprowadzac do niego terminy.

— Zadnego pana C. zadnego „doswiadczenia, ktore zmienilo zycie” — ciagnalem. — Verity probowala przejsc, zeby panu powiedziec, ale nie dotarla na miejsce. Niech pan powie Warder, ze trzeba ja znalezc.

— Prowadze przyspieszone — wyjasnila Warder.

— Nie obchodzi mnie, co pani prowadzi — odparlem. — To moze zaczekac. Musi pani ja znalezc natychmiast!

— Za chwile, Ned — powiedzial cicho pan Dunworthy. Wzial mnie pod ramie. — Probujemy wyciagnac Carruthersa.

— Carruthers moze zaczekac! — zawolalem. — Przeciez wiecie, gdzie on jest, na litosc boska! Verity moze byc wszedzie!

— Powiedz mi, co sie stalo — poprosil spokojnie pan Dunworthy.

— Siec zaczyna sie zalamywac — oswiadczylem. — To sie stalo. Verity skoczyla zawiadomic pana, ze nie udalo nam sie w Coventry, a zaraz po niej przeskoczyl Finch i powiedzial, ze ona nie przeskoczyla do laboratorium. Wiec probowalem przejsc i powiedziec panu, ale trafilem tutaj w 2018 roku, a pozniej do Blackwella w 1933, a potem…

— Byles w laboratorium w 2018? — zapytal pan Dunworthy, spogladajac na T.J. — Wlasnie tam jest obszar poslizgu. Co widziales, Ned?

— …a potem na wieze katedry Coventry w 1395 — dokonczylem.

— Bledna lokalizacja — powiedzial zmartwiony T.J.

— Druga po poludniu. Szosta po poludniu — mowila Warder, wpatrzona w ekran.

— Siec sie zalamuje — podjalem — a Verity jest gdzies tam. Musicie ja namierzyc i…

— Warder — powiedzial pan Dunworthy. — Przerwac przyspieszone. Potrzebujemy…

— Zaraz, mam cos — oznajmila.

— Natychmiast — rozkazal pan Dunworthy. — Chce namiar na Verity Kindle.

— Za chwi…

I w sieci pojawil sie Carruthers. Ubrany byl tak samo jak wtedy, kiedy go ostatnio widzialem, w kombinezon PSP i nieregulaminowy helm, tyle ze nie usmolone sadza.

— No, najwyzszy czas! — oswiadczyl, zdejmujac blaszany helm. Warder podbiegla do sieci, odepchnela zaslony i zarzucila mu ramiona na szyje.

— Tak sie martwilam! — powiedziala. — Nic ci sie nie stalo?

— Prawie mnie aresztowali za brak dowodu tozsamosci — wyznal Carruthers z lekko zaskoczona mina — i o maly wlos nie wylecialem w powietrze, kiedy wybuchla z opoznieniem bomba burzaca, ale poza tym nic mi nie jest. — Wyplatal sie z objec Warder. — Myslalem, ze cos sie zepsulo w sieci i utknalem tam na caly okres wojny. Coscie tu robili, do jasnej cholery?

— Probowalismy cie wyciagnac — odparla rozpromieniona Warder. — My tez myslelismy, ze cos sie zepsulo w sieci. Potem wpadlam na pomysl, zeby puscic przyspieszenie i sprawdzic, czy nie mozna ominac blokady. — Zamknela go w objeciach. — Na pewno nic ci nie jest? Potrzebujesz czegos?

— Ja potrzebuje Verity — przypomnialem. — I to zaraz! Trzeba natychmiast przeprowadzic namiar.

Pan Dunworthy kiwnal glowa.

— No dobrze! — prychnela Warder i poczlapala do konsoli.

— Nie miales zadnych klopotow z powrotem? — T.J. zagadnal Carruthersa.

— Zadnych, tyle ze cholerna siec nie chciala sie otworzyc przez trzy tygodnie — burknal Carruthers.

— To znaczy nie trafiles gdzie indziej, zanim tutaj przeskoczyles? Carruthers pokrecil glowa.

— I nie masz pojecia, dlaczego siec nie chciala sie otworzyc?

— Nie — przyznal Carruthers. — Opozniona bomba wybuchla sto jardow od miejsca skoku. Myslalem, ze to przez wybuch.

Podszedlem do konsoli.

— Jest cos?

— Nie — zaprzeczyla Warder. — I niech pan tak nie stoi nade mna. Nie moge sie skupic przez pana.

Wrocilem do Carruthersa, ktory usiadl obok zestawu symulacyjnego T.J. i sciagal buty.

— Jedno dobre z tego wyniklo — oznajmil, zdejmujac bardzo brudna skarpetke. — Moge zapewnic lady Schrapnell, ze strusiej nogi biskupa nie bylo w ruinach. Przeczesalismy kazdy cal katedry i niczego nie znalezlismy. Ale ona byla w katedrze podczas nalotu. Kierowniczka Komitetu Kwiatowego, ta okropna stara panna, nazywa sie Sharpe… znacie ten typ, siwe wlosy, spiczasty nos, twarda jak glaz… widziala ja tamtego dnia o piatej po poludniu. Wracala do domu z zebrania Komitetu Bazaru Adwentowego i Paczek Dla Zolnierzy i zauwazyla, ze niektore chryzantemy brazowieja, wiec je wyjela.

Sluchalem tylko jednym uchem. Obserwowalem Warder, ktora stukala w klawiature, spogladala na ekran, odchylala sie do tylu z zamyslona mina, znowu stukala. Ona nie ma pojecia, gdzie jest Verity, pomyslalem.

— Wiec pan mysli, ze zniszczyl ja ogien? — zapytal pan Dunworthy.

— Tak mysle — potwierdzil Carruthers — ja i wszyscy inni oprocz tej okropnej starej jedzy Sharpe. Ona twierdzi, ze strusia noge ukradziono.

— Podczas nalotu? — zdziwil sie pan Dunworthy.

— Nie. Ona mowi, ze jak tylko zawyly syreny, wrocila i stanela na strazy, wiec ktos musial ja ukrasc po piatej i przed osma, i musial wiedziec o nalocie.

Cyfry szybko wyskakiwaly na ekranie. Warder pochylila sie do przodu i pospiesznie stukala w klawisze.

— Ma pani namiar?

— Wlasnie namierzam — rzucila z irytacja.

— Calkiem zbzikowala na tym punkcie — podjal Carruthers, sciagajac druga skarpetke, ktora wepchnal do buta. — Przesluchala wszystkich, ktorzy byli w katedrze albo w poblizu podczas nalotu, oskarzyla szwagra koscielnego, nawet napisala list do wydawcy miejscowej gazety. W ogole zatruwala wszystkim zycie. Nie musialem prowadzic zadnego sledztwa. Ona mnie wyreczyla. Gdyby ktos rzeczywiscie ukradl strusia noge biskupa, wykrylaby to na pewno.

— Mam — odezwala sie Warder. — Verity jest w Coventry.

— Coventry? — powtorzylem. — Kiedy?

— Czternasty listopada 1940.

— Gdzie?

Stuknela w klawisze i koordynaty pojawily sie na ekranie.

— To katedra — stwierdzilem. — O ktorej godzinie? Jeszcze przez chwile stukala w klawisze.

— Piec po osmej wieczorem.

— To nalot — oswiadczylem i ruszylem do sieci. — Niech pani mnie wysle.

— Jesli siec zle dziala… — zaczal T.J.

— Verity tam jest — przerwalem mu. — W samym srodku nalotu.

Вы читаете Nie liczac psa
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату