Ponownie spojrzala na list. — „Kiedy tam bylismy, podziwialam piedestalowa figuralna urne z kutego zelaza na nozkach, ktora, co teraz wiem, byla w okropnym guscie, calkowicie pozbawiona prostoty formy i ksztaltu, ale ja nigdy nie otrzymalam nalezytego wyksztalcenia w dziedzinie Poezji i Literatury i nie nauczono mnie Wrazliwosci Artystycznej, i bylam tylko bezmyslna, zepsuta ignorantka.
Zapytalam Baine’a, gdyz tak ciagle o nim mysle, chociaz teraz musze zaczac nazywac go Williamem i ukochanym mezem! Maz! Jakze slodko brzmi to cudowne slowo! Zapytalam, czy podziela moj zachwyt nad zelazna figuralna urna. Zaprzeczyl. Nie tylko jej nie pochwalil, ale nazwal ohydna i oswiadczyl, ze skoro mi sie podoba, to swiadczy o moim plebejskim guscie.
Jeszcze nigdy nikt mi sie nie sprzeciwil. Wszyscy zawsze przyklaskiwali moim opiniom i zgadzali sie ze wszystkim, co powiedzialam, oprocz kuzynki Verity, ktora poprawila mnie raz czy dwa, ale tlumaczylam to brakiem meza i perspektyw zamazpojscia. Probowalam jej pomoc, zeby lepiej ukladala wlosy, ale niewiele moglam zrobic dla tego biedactwa”.
— W ten sposob spalila za soba mosty — mruknalem.
— „Moze teraz, kiedy wyszlam za maz, pan Henry zwroci na nia uwage — czytala pani Mering. — Probowalam go naklonic ku niej, lecz niestety on widzial tylko mnie. Stworzyliby dobra pare, chociaz brakuje im urody i inteligencji, ale pasuja do siebie”.
— Wszystkie mosty — rzucilem przez zeby.
— „Nie przywyklam, zeby mi sie sprzeciwiano, i najpierw bylam zla, ale kiedy zemdlalas w pociagu, mamo, poszlam po niego i on byl taki silny, zaradny i opiekunczy wobec ciebie, mamo, ze spojrzalam na niego nowymi oczami i zakochalam sie w nim wtedy, w przedziale kolejowym”.
— To wszystko moja wina — wymamrotala Verity. — Gdybym nie nalegala na wycieczke do Coventry…
— „Ale bylam zbyt uparta, zeby przyznac sie do tego uczucia — ciagnela pani Mering — i nastepnego dnia zazadalam, zeby mnie przeprosil. Odmowil, poklocilismy sie i on wrzucil mnie do rzeki, a potem mnie pocalowal i to bylo takie romantyczne, och, mamo! Calkiem jak u Szekspira, ktorego sztuki moj ukochany maz kaze mi czytac, zaczynajac od «Poskromienia zlosnicy»”.
Pani Mering opuscila list.
— Czytac ksiazki! Oto powod tego wszystkiego! Mesiel, nigdy nie powinienes byl najmowac sluzacego, ktory czyta ksiazki! To wylacznie twoja wina. Ciagle czytal Ruskina, Darwina i Trollope’a. Trollope; Coz to za nazwisko dla pisarza? A jego nazwisko! Sluzacy powinni nosic solidne angielskie nazwiska. „Uzywalem go, kiedy pracowalem u lorda Dunsany’ego”, powiedzial. „No, tutaj z pewnoscia nie bedziecie go uzywac”, odpowiedzialam. Oczywiscie czego mozna sie spodziewac po czlowieku, ktory nie chcial przebierac sie do obiadu? On tez czytal ksiazki. Okropne socjalistyczne bzdury. Bentham i Samuel Butler.
— Kto? — zapytal pulkownik zbity z tropu.
— Lord Dunsany. Okropny czlowiek, ale ma kuzyna, ktory odziedziczy polowe Hertfordshire i Tossie mogla byc przedstawiona na dworze, a teraz… teraz…
Zachwiala sie i Terence siegnal po sole trzezwiace, ale odsunela je zirytowanym gestem.
— Mesiel! Nie siedz tak! Zrob cos! Trzeba jakos ich powstrzymac, zanim bedzie za pozno!
— Juz jest za pozno — szepnela Verity.
— Moze nie. Moze wyjechali dopiero dzisiaj rano — odezwalem sie, zebralem stroniczki listu i przejrzalem je dokladnie. Pokryte byly ozdobnym pismem Tossie, wykrzyknikami i podkresleniami, a gdzieniegdzie widnialy wielkie kleksy. Szkoda, ze nie kupila wycieraczki do pior na naszym kiermaszu staroci, pomyslalem bez zwiazku. — „Nie probujcie nas powstrzymac — przeczytalem. — Zanim otrzymacie ten list, wezmiemy slub w urzedzie stanu cywilnego w Surrey i wyruszymy do naszego nowego domu. Moj najdrozszy maz — ach, to najcudowniejsze slowo! — uwaza, ze lepiej nam bedzie w spoleczenstwie mniej skrepowanym archaiczna struktura klasowa, w kraju, gdzie kazdy moze nosic takie nazwisko, jakie zapragnie, i dlatego poplyniemy do Ameryki, gdzie moj maz — ach, znowu to slodkie slowo! — zamierza zarabiac na zycie jako filozof. Ksiezniczka Ardzumand towarzyszy nam, poniewaz nie znioslabym rozlaki jednoczesnie z nia i z wami, a papa pewnie by ja zabil, gdyby dowiedzial sie o zlotej rybce calico”.
— Moj perlowy ryunkin! — jeknal pulkownik, podrywajac sie z krzesla. — Co z nim?
— „Zjadla rybke. Och, drogi papo, czy potrafisz przebaczyc jej w swoim sercu tak jak mnie?”
— Musimy ja wydziedziczyc — oswiadczyla pani Mering.
— Koniecznie musimy — zgodzil sie pulkownik. — Ten ryunkin kosztowal dwiescie funtow!
— Colleen! — zawolala pani Mering. — To znaczy Jane! Przestan chlipac i przynies mi pulpit do pisania. Zamierzam napisac do niej ze od dzisiejszego dnia nie mamy corki.
— Tak, psze pani — chlipnela Jane i wytarla nos w fartuszek. Spojrzalem na nia, myslac o podwojnym imieniu Colleen/Jane i o pani Chattisbourne, ktora nazywala wszystkie swoje sluzace Gladys. Probowalem przypomniec sobie, co pani Mering powiedziala o Bainie. „Uzywalem go, kiedy pracowalem u lorda Dunsany’ego”. A co powiedziala pani Chattisbourne tamtego dnia, kiedy zbieralismy dary na kiermasz staroci? „Zawsze uwazalam, ze nie nazwisko tworzy kamerdynera, tylko szkolenie”.
Colleen/Jane wrocila z pulpitem, pociagajac nosem.
— W tym domu nikt juz nigdy nie wymowi imienia Tocelyn — oznajmila pani Mering, siadajac przy biurku. — Od tej chwili jej imie nigdy nie przejdzie mi przez usta. Wszystkie listy Tocelyn odeslemy nie otwarte. — Wziela pioro i atrament.
— Jak sie dowiemy, dokad wyslac list z wiadomoscia o wydziedziczeniu, jesli nie bedziemy otwierac jej listow? — zapytal pulkownik Mering.
— Juz za pozno, prawda? — powiedziala do mnie Verity. — Nie mozemy nic zrobic.
Nie sluchalem. Zlozylem stroniczki listu i spojrzalem na ostatnia kartke.
— Od dzisiaj bede nosic zalobe — mowila pani Mering. — Jane, idz na gore i wyprasuj moja czarna bombazyne. Mesiel, kiedy ktos cie zapyta, musisz powiedziec, ze nasza corka umarla.
Znalazlem zakonczenie listu. Tossie podpisala sie: „Wasza skruszona corka Tocelyn”, a potem przekreslila „Tocelyn” i napisala swoje nowe nazwisko.
— Posluchaj — zwrocilem sie do Verity i zaczalem czytac:
— „Prosze, powiedzcie Terence’owi, iz wiem, ze nigdy mnie nie zapomni, ale niech sie stara i niech nie zazdrosci nam szczescia, poniewaz Baine i ja bylismy sobie przeznaczeni”.
— Jesli ona naprawde wyjechala i poslubila tego czlowieka — odezwal sie Terence, ktoremu zaswitala nadzieja — to moje zareczyny sa zerwane.
Zignorowalem go.
— „Moj kochany William nie wierzy w Przeznaczenie — brnalem dalej — i mowi, ze jestesmy istotami obdarzonymi Wolna Wola, ale wedlug niego zona ma prawo do wlasnych opinii, a coz to bylo innego, jesli nie Przeznaczenie? Bo gdyby Ksiezniczka Ardzumand nie zginela, nigdy nie pojechalibysmy do Coventry…”
— Przestan — jeknela Verity — prosze.
— Musisz wysluchac reszty — nalegalem. — „…do Coventry. I gdybym nie zobaczyla tej zelaznej figuralnej urny, nigdy nie bylibysmy razem. Napisze, kiedy osiedlimy sie w Ameryce. Wasza skruszona corka — zakonczylem, kladac nacisk na kazde slowo — pani Williamowa Patrickowa Callahan”.
ROZDZIAL DWUDZIESTY SZOSTY
Popatrz tylko! Nie mailem pojecia, ze podchodzimy do tego od niewlasciwej strony.